Władysław Długosz. Człowiek z nafty

Władysław Długosz należał do wymarłego gatunku kapitalistów, u których status materialny wyznaczał pułap obowiązków społecznych.

Publikacja: 18.06.2020 15:30

Pracownicy kopalni ropy naftowej Nadzieja w Borysławiu, 1914 r.

Pracownicy kopalni ropy naftowej Nadzieja w Borysławiu, 1914 r.

Foto: Forum

Nieopodal Gorlic, na wiejskim cmentarzu parafialnym w Sękowej, już od drogi widać rzeźbiony tympanon nad dorycką kolumnadą, która upodabnia wielki grobowiec do greckiej świątyni. Rodzinne mauzoleum i zespół pałacowy w Siarach, to bodaj wszystko, co zostało z potęgi Władysława Długosza – naftowego magnata, który podczas zaborów trząsł austriackim rządem, miał spory udział w odrodzeniu Polski, a nade wszystko – umniejszył nędzę w Galicji.

Zapach nafty

Władysław Długosz urodził się dokładnie dziesięć lat po tym, kiedy w 1854 r. Łukasiewicz przywiózł tu swoją lampę naftową. Wkrótce potem wiejski krajobraz zasłonił las szybów wiertniczych i płonących pochodni, a odór rozlanej ropy był tożsamy z zapachem wielkich pieniędzy.

Szansa zwabiła Długosza z Krakowa, gdy próbował samodzielności po śmierci rodziców. Jako absolwent szkoły technicznej w Pradze miał nadzieję, że kwitnące kopalnie czekają na niego z otwartymi rękami. Okazało się jednak, że nowa branża nie przyjmowała kandydatów z ulicy i miała za nic uczelniane dyplomy. Po przyjeździe do Gorlic przez rok uczył gimnastyki w gimnazjum, zanim dano mu szansę w kopalni.

Szefowie wymagali, aby przyszły kierownik potrafił wszystko, co umieli jego podwładni. Toteż Długosz schował dyplom w szufladzie i zakasał rękawy, gdy baron Brunicki – dawny wspólnik Łukasiewicza – pozwolił mu zacząć praktykę w Klęczanach. Staż trwał trzy lata, zanim adept przeszedł szczeble naftowej kariery, zaczynając od pomocnika kowala. Równocześnie zaś Długosz kończył kurs w Szkole Wiercenia Kanadyjskiego w Ropiance, poznając technologie zza oceanu.

Z patentem kierownika kopalni w kieszeni Długosz zaczął pracę w Siarach – krytej strzechą wiosce koło Sękowej, gdzie jedyną atrakcją były cztery karczmy pozwalające robotnikom przepuścić wypłatę. Właścicielem wsi był Władysław Dembowski, który – jak niemal wszyscy w okolicy – próbował sił w naftowym biznesie. Wszakże Długosza bardziej interesowała jego najstarsza córka, Kamila. Zaloty skończyły się połowicznym sukcesem. Wprawdzie panna odwzajemniła uczucie, lecz zdaniem Dembowskiego Długosz celował ponad możliwości i zerwał znajomość.

NAC

Upokorzenie zmobilizowało absztyfikanta do energicznego działania. W wieku 25 lat uznał, że starczy mu doświadczenia i wiedzy, by samodzielnie zbić majątek na nafcie. Za wszystkie pieniądze kupił sprzęt i koncesje na poszukiwania, ale wiercenia uparcie nie natrafiały na ropę i ambitny plan skończył się spektakularnym bankructwem. Bez grosza przy duszy zadłużony Długosz zatrudnił się w największej wówczas firmie naftowej – spółce Johana Bergheima i Williama McGarveya. Irlandczyk z Kanady został potentatem, odkąd kupił dominującą na rynku firmę Klobassy-Zrenckiego, założoną z Łukasiewiczem. Jednak największą przewagą McGarveya były amerykańskie techniki wydobycia i bankierskie pieniądze wspólnika.

McGarveya nie zraziła prywatna porażka Długosza, toteż zlecił mu szukanie złóż w obiecującym rejonie Borysławia na Kresach. Władysław miał zapał i trochę praktyki, lecz jego największym atutem był majster Jan Rączkowski. Wiertnik był wprawdzie analfabetą, lecz więcej wiedział o ropie niż tabun inżynierów i geologów. Z powodu niezwykłego nosa do nafty i doświadczenia Długosz nie rozstał się z nim do końca kariery. Rączkowski nigdy nie nauczył się pisać, lecz mimo to samodzielnie kierował kopalnią.

Na oczekiwanej głębokości ropy jednak nie było, a po wyczerpaniu budżetu na nieudane próby McGarvey kazał zakończyć odwierty. Mimo to Rączkowski dawał głowę, że ropa jest w głębszych pokładach, niż zakładano. Długosz zaryzykował karierę i prowadził prace wbrew poleceniom zarządu, a z braku pieniędzy tylko charyzma Rączkowskiego skłoniła robotników do pracy na kredyt.

Pracownicy kopalni gazu obok nowego odwiertu – okolice Borysławia, lata 20. ub. wieku

Pracownicy kopalni gazu obok nowego odwiertu – okolice Borysławia, lata 20. ub. wieku

EAST NEWS

Na głębokości 900 m – imponującej w tamtych realiach technicznych – trafiono na złoże o wydajności nieosiągalnej w małopolskich kopalniach. Pierwszy szyb wyrzucał 40 ton ropy dziennie, a był to zaledwie początek. Z kolejnych odwiertów wypływało kilkadziesiąt razy więcej surowca, a wszelkie rekordy pobiła kopalnia Oil City wyrzucająca 2,5 tys. ton ropy na dobę.

Pieniądze i polityka

McGarvey obsypał Długosza pieniędzmi i mianował kierownikiem w borysławskim zagłębiu. Zadanie tyleż intratne, co niezwykle obciążające wobec konieczności zbudowania w szczerym polu całej infrastruktury – od magazynów i bocznic kolejowych, po budynki mieszkalne i drogi, a przecież Długosz nie miał doświadczenia w zarządzaniu na taką skalę.

Znalazł jednak czas, by wrócić do Siar i skończyć sprawy zarzucone przed laty. Tym razem Dembowski nie protestował, gdy w 1896 r. Długosz poślubiał Kamilę, mając burmistrza Gorlic i samego McGarveya za świadków. Z czasem teść utopił wszystko w ryzykownych interesach, na co zastawił rodowy majątek i został faktycznym bankrutem. Nie bez satysfakcji zięć skupił jego weksle i wyrwał Siary z rąk wierzycieli, de facto przejmując dobra Dembowskich. A ponieważ biznes naftowy poszedł mu świetnie, drewniany dworek zastąpił fantazyjnym pałacem i eleganckim założeniem parkowym, projektowanym przez najlepsze biura architektoniczne Wiednia i Lwowa.

Tymczasem wydajność Borysławia zachwiała rynkiem naftowym, wywołując klęskę urodzaju. Przy braku nowych zastosowań z nadprodukcją nie było co począć, przez co ceny spadły aż siedmiokrotnie. Brakło nawet zbiorników do przechowywania urobku, wymuszając zalewanie pól tysiącami ton ropy.

Silnik spalinowy i samochód wciąż były eksperymentem, toteż nadzieją nafciarzy pozostała kolej państwowa. Próbowano węgiel w kotłach zastąpić olejem, co wymagało interwencji rządu i państwowych dotacji. A ponieważ wymiana infrastruktury mogła zająć lata, zaczęto od wymuszenia na rządzie interwencyjnego skupu i magazynowania surowca.

Reprezentując Krajowe Towarzystwo Naftowe, Długosz nakłonił ministra kolei do podpisania memorandum na odbiór 150 tys. wagonów ropy, co jednak nie zadawalało nafciarzy, toteż użyto wybiegu. Gdy Długosz ostentacyjnie pojechał do Niemiec, by negocjować z amerykańskimi inwestorami, politycy podnieśli krzyk, że bezczynność rządu oddaje bogactwa kraju zagranicznym bankierom. Zanim delegacja wróciła do kraju, zobowiązania ministerstwa wzrosły trzykrotnie. I to tyle, jeśli idzie o czystość XIX-wiecznego kapitalizmu, nieskalanego interwencjonizmem państwowym.

Przemysłowcy zrozumieli, że bez siły politycznej się nie obędą. Tymczasem w rolniczej Galicji, jak w całym zapóźnionym imperium, miejsca w ciałach przedstawicielskich zasiedziane były przez ziemian, konkurujących głównie z ruchami chłopskimi.

Konstatacja była zbieżna z osobistymi decyzjami Długosza. W 1905 r. rzucił ciepłą posadę, by uruchomić własny biznes naftowy. Rozwód był więcej niż kulturalny. Długosz pozostał konsultantem w firmach McGarveya, ten zaś inwestował w spółki Długosza, z koncesjami na pompowanie ropy z gruntów rządowych. Odtąd nafciarz z Siar zarabiał jeszcze więcej pieniędzy, zyskując czas na inną działalność. A to umożliwiło skok w politykę, do której był poniekąd wypchnięty.

Długosz miał z politykami sporą praktykę – szczególnie z urabianiem ministrów na wystawnych bankietach, ale nie brakło mu innych atutów. Branża ufała mu bezgranicznie, okręg wyborczy zaś w powiecie gorlickim gwarantował niezachwiane poparcie, w zamian za inwestycje i ogromne subwencje. Pieniądze Długosza wprawiały w ruch spółdzielnie rolnicze, społeczne spółki handlowe, kasy zapomogowe, stowarzyszenia i ludowe ubezpieczalnie, a także pierwsze kino z prawdziwego zdarzenia. Nie lekceważył nawet poparcia miejscowych Rusinów. Gdy założył szkolną bursę dla polskich uczniów, podobną instytucję ufundował również dla Łemków.

Bez przynależności partyjnej w 1908 r. samodzielnie wygrał wybory do Sejmu Krajowego we Lwowie, a trzy lata później do Rady Państwa w Wiedniu. Uznał jednak, że niezależnością niewiele wskóra i po zdobyciu mandatu wstąpił do PSL. Tempo kariery zaskoczyło nawet Długosza, gdy dostał tekę ministra ds. Galicji w nowym rządzie premiera Stürgkha. Obawiał się braku doświadczenia, lecz urzędowaniem przekonał nawet opozycję.

Zrezygnował z teki w 1914 r., gdy lewicowa frakcja Stampińskiego dokonała rozłamu w Polskim Stronnictwie Ludowym. Długosz stanowczo stanął po stronie Witosa, a pieniądze z nafty pomogły wzmocnić ich nowe stronnictwo.

Wojna o Polskę

Wojna postawiła przed ludźmi poważniejsze wybory niż partyjne roszady. Chociaż matka była szwajcarską Niemką o rodowym nazwisku Hoennich, Długosz nie miał tożsamościowych rozterek. Od początku był w zarządzie Sekcji Zachodniej Naczelnego Komitetu Narodowego w Krakowie. Zanim do Gorlic wkroczyli Rosjanie, jeszcze w 1914 r. wyprawił do Legionów kilkudziesięciu ochotników z powiatu, których wyposażył w broń i mundury. Przed nadchodzącym frontem schronił się w Krakowie, udzielając wsparcia przesiedleńcom i uciekinierom ze wschodu.

Wkrótce stał się utrapieniem dla rządu. W 1916 r. pojechał do neutralnej Szwajcarii, by w Vevey debatować z Sienkiewiczem o koordynacji działań we wszystkich zaborach. W maju 1917 r. zaś wspólnie z posłem Tetmajerem napisał rezolucję o „wolnej, niepodległej i zjednoczonej Polsce z dostępem do morza". Dokument wywołał popłoch zachowawczych posłów Koła Polskiego i rujnował zabiegi cesarza o ocalenie wielonarodowej monarchii. Sam premier Clam-Martinic negocjował z Długoszem, by go nakłonić do wycofania podpisu, lecz bezskutecznie.

Prawdziwe pandemonium Długosz wywołał w Budapeszcie, na posiedzeniu parlamentarnej Komisji Wojskowej. Tłem były starania o podniesienie Małopolski ze zniszczeń wojennych. W Gorlicach stoczono bitwę, która starła miasto z powierzchni ziemi, a dwukrotne przejście frontu puściło z dymem dziesiątki wiosek. Tysiące ludzi głodowało bez dachu nad głową i zatrudnienia, ponieważ przemysł i pola uprawne zostały zniszczone. Mimo to władze ignorowały, a nawet sabotowały wszelkie wysiłki. W tym samym czasie Komisja Wojskowa wydała ogromne środki na budowę monumentalnych cmentarzy wojennych, zużywając gigantyczne ilości budulca, sił i pieniędzy.

Długosz wygłosił słynne przemówienie, w którym najmniejszy był zarzut stawiania potrzeb zabitych nad troskę o żywych. Mówił o wojskowym terrorze, rekwizycjach i wieszaniu urojonych kolaborantów. Wprost oskarżył władze, że traktują swoich obywateli jak okupanci.

Mimo poselskiego immunitetu kontrwywiad uznał Długosza za postać niebezpieczną dla państwa i poddał śledztwu tajnej policji. Jednak wrogość władz nie zniechęciła Krajowego Towarzystwa Naftowego do wybrania go nowym prezesem. Szczególnie że wkrótce upadł rząd Clama-Martinica, a potem całe imperium.

Cesarz Karol jeszcze panował, gdy 2 listopada 1918 r., Długosz zaprzysiągł urzędników powiatu gorlickiego na wierność państwu polskiemu i został zastępcą ministra rolnictwa w Polskiej Komisji Likwidacyjnej. W wolnej Polsce nie wszedł do rządu, skupiając się na tym, co umiał najlepiej, jako prezes Państwowej Rady Naftowej.

W 1922 r. został senatorem, ale odszedł od polityki po zamachu majowym. Zabawne, że lewicujący Stempiński odnalazł się w obozie sanacji, konserwatywny zaś Długosz stanął przy Piaście Witosa. Jednak mimo przejawów wrogości nowy reżim potwierdził jego zasługi Krzyżem Komandorskim Orderu Polonia Restituta.

Poza polityką Długosz odbudował i rozwinął swój biznes naftowy, otwierając nowe kopalnie. Nie szczędził przy tym pieniędzy na przywrócenie życia Gorlicom i okolicy. Przeżywał też osobiste dramaty. Syn Tymoteusz zginął w tajemniczych okolicznościach podczas studiów we Lwowie, a córka Maria owdowiała wskutek idiotycznego pojedynku męża.

Śmierć dopadła Długosza w 1937 r., gdy obchodzono półwiecze jego pracy w branży naftowej. Gdy robotnicy nieśli trumnę do mauzoleum – które zapobiegliwy Długosz sam zbudował dekadę przed śmiercią – dźwiękiem syren żegnały go wszystkie szyby naftowe w Polsce: od Gorlic po Kresy.

Kolejna wojna rozproszyła rodzinę, a majątek w Siarach przejęli Niemcy, przeznaczając pałac na szpital wojskowy. Reszty dokonali komuniści, nie szczędząc rodzinie szykan, ze zsyłką w głąb Rosji włącznie. Ród Długoszów wygasł bezpotomnie, gdy w 1962 r. Jan Roman – najmłodszy syn Władysława i legendarny alpinista – zginął w wypadku podczas tatrzańskiej wspinaczki.

Nieopodal Gorlic, na wiejskim cmentarzu parafialnym w Sękowej, już od drogi widać rzeźbiony tympanon nad dorycką kolumnadą, która upodabnia wielki grobowiec do greckiej świątyni. Rodzinne mauzoleum i zespół pałacowy w Siarach, to bodaj wszystko, co zostało z potęgi Władysława Długosza – naftowego magnata, który podczas zaborów trząsł austriackim rządem, miał spory udział w odrodzeniu Polski, a nade wszystko – umniejszył nędzę w Galicji.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie