I nie dlatego, że kiedyś utożsamiałem swoje poglądy z linią programową konkretnego redaktora naczelnego czy wydawcy, ale dlatego, że uważałem ten tytuł za szczególnie poważny i dystyngowany. Dołączenie do zespołu redakcyjnego tej gazety jest zwieńczeniem ambicji zawodowych każdego dziennikarza. „Rzeczpospolita" jest bowiem tytułem flagowym, który zwyczajnie nie ma konkurencji.

„Rzeczpospolita" zadebiutowała, kiedy jej wielka imienniczka zaledwie od półtora roku cieszyła się swoim niepodległym bytem. Próbuję skojarzyć ten czas z losami mojej własnej rodziny. Mój pradziadek Michał Jasiński właśnie awansował w zakładach Forda w Detroit, jego syn Władysław na apel Głównej Kwatery Harcerzy zgłosił się na ochotnika do służby w Wojsku Polskim i został wcielony do 201. Pułku Piechoty walczącego z bolszewicką nawałą o Wilno, a tydzień później moja babcia miała obchodzić pierwsze urodziny. Typowy los ówczesnych Polaków – emigracja, wojna i zwykłe, trudne życie codzienne. Świat próbował się otrząsnąć po najstraszniejszej z dotychczasowych wojen, ale Polska nadal żmudnie walczyła o przetrwanie. Jest zatem owa papierowa „Rzeczpospolita" młodszą zaledwie o 18 miesięcy siostrą II Rzeczypospolitej, która zmarwtychwstała po mrocznej nocy zaborów, dostojnym świadkiem wielkich zmian dziejowych, burzliwych wydarzeń i przyspieszającej metamorfozy ludzkości. Przez kolejne sto lat świat wokół redakcji „Rzeczpospolitej" będzie się zmieniał tak dynamicznie, że w pewnym momencie swoim rozmachem przerośnie wyobraźnię pisarzy fantastyczno-naukowych.

Ale nasza jubilatka, choć jest staruszką, obchodzi swoje setne urodziny w kondycji pięknej, zdrowej i wysportowanej dziewczyny. Nieustannie od kilku lat jest najczęściej cytowanym medium w Polsce. Tworzy ją zespół doświadczonych dziennikarzy pod kierownictwem fachowca, dla którego świat mediów nie ma żadnych tajemnic. „Rzepa" wróciła do korzeni. Jest tym dziennikiem, który wymarzył sobie w 1920 r. jej fundator Ignacy Jan Paderewski: najlepszym źródłem informacji i opinii, które nie są zaszufladkowane do jakiejkolwiek ciasnej kieszeni światopoglądowej. Mówi się, że podróże kształcą. To prawda. Właśnie Paderewski był tego najlepszym przykładem. Gdyby trzeba go było scharakteryzować jednym słowem, to najtrafniejszym byłoby określenie „światowiec". Dlatego wzorem wydawców brytyjskich, francuskich czy amerykańskich jako fundator „Rzeczpospolitej" wskazał jej jedynie kierunek, nigdy nie ingerując w pracę redakcji. To świadczyło o ogromnej klasie i kulturze tego człowieka oraz jego znajomości prawideł rządzących współczesnymi mediami. Paderewski rozumiał, że przy zachowaniu własnych poglądów wydawca powinien pozwolić zespołowi redakcyjnemu realizować misję polegającą na rzetelnym, ale także nieskrępowanym przekazywaniu informacji.

Dzisiaj tę szczytną tradycję konsekwentnie kontynuuje obecny właściciel „Rzeczpospolitej". Odnowione przez niego wydawnictwo publikuje trzy tytuły, które w swoich dziedzinach są bezkonkurencyjne. Sama „Rzeczpospolita" stanowi bogaty zbiór podtytułów tematycznych, takich jak choćby „Rzecz o Historii". Tym bogactwem tematycznym nawiązuje do najlepszych wzorów najbardziej prestiżowych dzienników na świecie.

Ale świat się zmienia. Przemiany techniczne, społeczne i kulturowe nabierają tempa. Do końca średniowiecza cywilizacja przypominała leniwie płynący potok, który nieustannie natrafiał na przeszkody hamujące jego dalszy bieg. 200 lat temu ten potok się powiększył i zamienił w rwącą rzekę, której nie zatrzyma już żadna zapora. Wyobraźmy sobie długą na kilometr poziomą linię czasową ukazującą kroki milowe ludzkości przez ostatnie 10 tys. lat, a więc od epoki neolitu uznawanej za początek cywilizacji. Przez pierwsze 450 metrów tej osi nie mielibyśmy prawie nic do zaznaczenia. Dopiero w połowie tej linii wpisalibyśmy wynalezienie koła w Mezopotamii. Wszystko zmieniłoby się od 62. metra od końca. To miejsce wynalazku ruchomej czcionki Gutenberga. Od tego miejsca nasza skala byłaby coraz gęściej zapisana. Ostatnie 100 lat, które zajęłoby końcowe 10 metrów, byłoby niemożliwe do odczytania. Nawet gdybyśmy zastosowali czcionkę nanometryczną, nie zaznaczylibyśmy wszystkich zmian i wynalazków. To pokazuje, jak doniosłe zadanie miała w ostatnim 100-leciu prasa. Mam nadzieję, że tak zostanie i za kolejne 100 lat, w 2120 r., ktoś wspomni na łamach „Rzeczpospolitej" te moje przemyślenia.