XX wiek: Czerwony terror na Kresach

83 lata temu, 15 czerwca 1934, minister spraw wewnętrznych Bronisław Pieracki został postrzelony przed budynkiem Klubu Towarzyskiego przy ul. Foksal w Warszawie przez Hryhorija Maciejkę, członka Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), w wyniku czego zmarł w szpitalu tego samego dnia. (Przypominamy tekst z czerwca 2016)

Aktualizacja: 15.06.2017 11:17 Publikacja: 15.06.2017 00:01

Zadaniem powołanego w 1924 r. Korpusu Ochrony Pogranicza było uszczelnienie wschodniej granicy Polsk

Zadaniem powołanego w 1924 r. Korpusu Ochrony Pogranicza było uszczelnienie wschodniej granicy Polski

Foto: NAC

Sowiecka dywersja na wschodnich rubieżach II Rzeczypospolitej oraz powstanie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów były preludium do masowych represji i mordów na Polakach podczas II wojny światowej.

Od chwili wybicia się Polski na niepodległość nasze wschodnie granice stanęły w ogniu podsycanym przez sowiecką Rosję. Celem było oderwanie Kresów od Rzeczypospolitej i choć zmieniały się metody, to w dwudziestoleciu międzywojennym polsko-sowieckie pogranicze nie zaznało spokoju. Od przełomu lat 20. i 30. w eskalację napięcia włączyła się Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, współpracująca z wywiadem niemieckim, ale infiltrowana przez NKWD.

Niewypowiedziana wojna

Odrodzenie Rzeczypospolitej po I wojnie światowej stanęło ością w gardle dwóm zaborczym imperiom – niemieckiemu i rosyjskiemu. To, że Berlin i Petersburg przegrały Wielką Wojnę, a w obu krajach wybuchły rewolucje, które zmieniły porządek społeczny, dolało tylko oliwy do ognia. Wykorzystując chwilową niemoc militarną Rosji i Niemiec, Polska odzyskała zagrabione przez zaborców terytoria, choć nie wszystkie. I jeśli zachodnie granice ukształtowały się w toku zwycięskich powstań oraz wersalskich postanowień aliantów, to na wschodzie było inaczej. Bolszewicka Rosja nie zamierzała się pogodzić ani z odbudową Rzeczypospolitej, ani z wywalczonymi granicami. Nie chodziło tylko o terytoria, bo Polska była zaporą w eksporcie rewolucji do Niemiec, a potem całej Europy. Stąd decyzja Lenina o rozpoczęciu wojny z Warszawą, stąd także ogromny polski kompleks wśród bolszewików po jej przegraniu. Dlatego mimo podpisania w 1921 r. pokojowego traktatu ryskiego Kreml nie zaprzestał traktowania Polski jako wroga numer 1, podobnie jak nie zrezygnował z planów odwetowych. Z tym, że po zawarciu formalnego pokoju ciężar konfrontacji wzięły na siebie sowieckie służby specjalne, głównie wojskowe.

Strategia była prosta: destabilizować Kresy Wschodnie tak, aby zablokować ich rozwój ekonomiczny oraz zainspirować waśnie między Polakami, Białorusinami i Ukraińcami, aż do wywołania antypaństwowych powstań i oderwania Kresów od Polski. Nad takimi zadaniami od 1921 r. pracowały CzeKa i OGPU Feliksa Dzierżyńskiego, a szczególnie Razwiedupr – Zarząd Wywiadu Wojskowego. O ile czekiści stawiali na walkę wywiadowczą, a więc szpiegowską penetrację przeciwnika, o tyle wojskowi opowiedzieli się za tzw. aktywnym wywiadem, czyli szeroko rozumianą dywersją. W tym celu Razwiedupr zorganizował dwie specjalne szkoły dywersyjno-szpiegowskie w sowieckiej części Białorusi i Ukrainy. Ich adeptami byli miejscowi komuniści oraz Polacy, którzy poparli bolszewicki ład, stając się janczarami nowego systemu. Przeszkoleni przez tzw. czerwonych dowódców okresu wojny domowej, otrzymali zadanie zbrojnego przenikania na terytorium Polski i mordowania urzędników państwowych, policjantów, grabienia mienia i niszczenia własności prywatnej oraz dywersji ideologicznej. Ta ostatnia polegała na przyciąganiu sympatyków spośród miejscowej ludności w celu tworzenia zakonspirowanych jaczejek partii komunistycznej oraz komórek organizacji wojskowej, która uruchomiona w razie wznowienia regularnej wojny miała przekształcić się w czerwoną partyzantkę, niszczącą zaplecze polskiej armii. Taka koncepcja była zgodna z ówcześnie obowiązującą sowiecką doktryną wojskową, zakładającą prowadzenie szerokiej walki partyzanckiej podczas oczekiwanej zachodniej interwencji militarnej w ZSRR z udziałem Polski.

Jak to wyglądało w praktyce? Już w marcu 1921 r. Razwiedupr rozpoczął operację przerzucania przez granicę band dywersyjnych, które przystąpiły do zbrojnej destabilizacji Kresów. Do 1924 r. sowieckie oddziały dokonały ponad 200 napadów na urzędy, posterunki policyjne, majątki i spółdzielnie, które licznie powstawały w białoruskich i ukraińskich gminach rolniczych. Ponadto bandy zatrzymywały i rabowały pociągi oraz konwoje podatkowe. Do najgłośniejszych akcji należało spalenie posiadłości książąt Druckich-Lubeckich w powiecie grodzieńskim i zasadzka na polski oddział pościgowy, w wyniku której zginęło 10 polskich żołnierzy. Regularnie ofiarami zabójców padali policjanci z atakowanych posterunków granicznych. W 1924 r. banda 80 dywersantów opanowała powiatowe miasto Stołpce w województwie nowogródzkim, niszcząc dworzec kolejowy, starostwo, posterunek policyjny i więzienie, z którego uwolniono lokalnych komunistów. W napadzie zginęło 8 policjantów. W październiku tego samego roku bandyci napadli na pociąg, którym jechał wojewoda poleski Stanisław Downarowicz i dotkliwie go pobili. W listopadzie zaatakowany został pociąg linii Brześć–Baranowicze, a bandyci zrabowali przewożone pieniądze skarbowe oraz ograbili pasażerów.

Można więc mówić o kilkuletnim terroryzowaniu Kresów przez sowieckie bandy. Według ocen II Oddziału Sztabu Generalnego (tzw. dwójki), zajmującego się wywiadem i kontrwywiadem, w latach 1921–1925 na polsko-sowieckim pograniczu działało kilkaset band liczących łacznie ok. 3 tys. osób, wspieranych przez miejscowych popleczników. Bo równie ważna jak terroryzm była konfrontacja ideologiczna. Sowieccy „wyzwoliciele" przy okazji każdego napadu spędzali miejscową ludność na internacjonalistyczny mityng, podczas którego wzywali do antypolskich buntów.

Sytuacja na wschodnich granicach, tak groźna dla młodej państwowości polskiej, zaczęła ulegać stopniowej poprawie od 1924 r., czyli od chwili powołania Korpusu Ochrony Pogranicza – specjalnej formacji wojskowej podporządkowanej zadaniowo MSW. Dobrze wyposażony i przeszkolony KOP rozciągnął swoje strażnice wzdłuż całej wschodniej granicy, którą skutecznie uszczelnił. Nowa formacja uniemożliwiła przenikanie sowieckich dywersantów, co pozwoliło z kolei na likwidację miejscowych baz i struktur bandyckich. KOP prowadził bowiem efektywny wywiad i kontrwywiad przygraniczny. To dlatego od 17 września 1939 r. oficerowie i żołnierze KOP byli szczególnie ścigani przez sowiecką armię i NKWD, a przede wszystkim bestialsko traktowani i z nienawiścią mordowani. Nie mogło być inaczej, skoro już w 1925 r. dzięki KOP oraz ściągniętym z innych regionów kraju posiłkom wojskowym dywersje zostały przerwane, a liczba zabitych bandytów poszła w setki. Podczas jednej z operacji w okolicach Jampola grupa dywersantów została przyparta do granicy z sowiecką Ukrainą i zmuszona do ucieczki na terytorium ZSRR. Ze względu na to, że bandyci byli przebrani w polskie mundury, zostali także zablokowani przez sowiecki oddział graniczny, który rozgromili podczas walki. Panika, jaka wybuchła w Moskwie, była spora, ponieważ bolszewicy przestraszyli się, że Warszawa zaczęła regularną wojnę.

Gdy sytuację wyjaśniono, wściekły Dzierżyński zmusił armię do zakończenia aktywnego wywiadu. Nie oznaczało to końca całej operacji, bo teraz jej ster przejął OGPU, wprowadzając swoje metody. Zgodnie z propozycją „żelaznego Feliksa" dywersję zastąpiła koncepcja budowy rozległej podziemnej organizacji sowieckiej na Kresach, wzorowanej na Polskiej Organizacji Wojskowej Józefa Piłsudskiego. Funkcjonariusze OGPU przystąpili więc do werbunku siatki agenturalnej i organizacji tzw. placówek, czyli nielegalnych rezydentur, a zarazem tajnych magazynów broni i materiałów agitacyjnych. Placówki rozsiane po całych Kresach miały wykonywać zadania szpiegowskie, a zarazem stanowić zmilitaryzowaną konspirację gotową do uderzenia na rozkaz z Moskwy.

Drugim, nie mniej ważnym kanałem sowieckiej infiltracji stał się Komintern, czyli komunistyczna międzynarodówka podporządkowana sowieckiej policji politycznej. W istocie była to więc organizacja szpiegowska, propagandowa oraz dywersyjna o zasięgu ogólnoeuropejskim. Należała do niej także Komunistyczna Partia Polski, a wraz z nią wchodzące w skład KPP na prawach autonomicznych wydziałów komunistyczne partie zachodniej Ukrainy i Białorusi. Członkowie KPP i jej narodowościowych filii przechodzili naukę w szkołach Kominternu na terenie ZSRR, które były przede wszystkim kursami terroru i sabotażu. Tak wyuczeni wracali do Polski, gdzie rozpoczynali pracę agenturalną. Oczywiście, nasza „dwójka" doskonale znała kominternowskie metody, dysponowała bowiem w ZSRR rozbudowaną siecią wywiadowczą. To dzięki agenturalnym operacjom „dwójki" zapobieżono puczom komunistycznym na Kresach. Jeden z nich, przygotowany przez ukraińskich członków KPP, miał rozpocząć się na Wołyniu. Jednak w 1925 r. ukraińskie struktury komunistyczne zostały rozbite, aresztowano ponad 1500 osób i skonfiskowano znaczne ilości broni. Tak samo stało się na Kresach białoruskich, gdzie miejscowi komuniści zakończyli działalność z podobnym skutkiem. Gdy Polska uporała się z komunistycznym zagrożeniem na wschodnim pograniczu, w destabilizację Kresów włączyli się z ogromną siłą ukraińscy nacjonaliści.

W tym miejscu trzeba wyraźnie zaznaczyć, że drogę utorowali im komuniści. Na przełomie lat 20. i 30. w Warszawie ścierały się dwie strategie przeciwdziałania bolszewickiemu zagrożeniu na Kresach. Pierwsza zakładała lojalnościowe przywiązanie Ukraińców i Białorusinów do państwa polskiego dzięki równoprawnemu traktowaniu i swobodom obywatelskim wynikającym z konstytucji marcowej. Akcentowano wspólne zagrożenie bolszewizmem i wspólną walkę z nim na przykładzie polsko-ukraińskiej współpracy z okresu wojny 1920 r. Druga strategia, która wzięła górę pod wpływem uwarunkowań wewnętrznych (program silnych rządów sanacji) oraz międzynarodowych (zagrożenie nowym konfliktem europejskim), zakładała stabilizację Kresów poprzez ich polonizację. Władze polskie zaostrzały stopniowo politykę narodowościową, przy czym apogeum wymuszonej asymilacji Białorusinów i Ukraińców nastąpiło w połowie lat 30. Wzmożono także akcję osadniczą, a sprzeciw wobec polonizacji łamano wojskowymi pacyfikacjami, zamykaniem narodowych szkół, cerkwi i stowarzyszeń kulturalnych. Taka polityka przyniosła jednak skutek odwrotny do zamierzonego, a mówiąc wprost – zamieniła demona komunizmu w upiora nacjonalizmu. Oczywiście z dużą pomocą Berlina i Moskwy.

Terroryści Bandery

15 czerwca 1934 r. w Warszawie został zastrzelony minister spraw wewnętrznych Bolesław Pieracki. Zamachu dokonał Hryhorij Maciejko, terrorysta z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. OUN, która wzięła na siebie odpowiedzialność za zabójstwo, poinformowała, że był to akt zemsty za przymusową asymilację społeczeństwa ukraińskiego. Co prawda, zabójca zbiegł, ale policja schwytała organizatorów zamachu, w tym jednego z przywódców OUN w Polsce – Stepana Banderę. Był to syn unickiego duchownego, a z ruchem nacjonalistycznym związał się już w ukraińskim gimnazjum w Stryju. W 1934 r. Bandera ukończył Politechnikę Lwowską i to w czasie studiów został najpierw aktywistą nielegalnej OUN, a następnie jednym z liderów jej bojówki terrorystycznej – Ukraińskiej Wojskowej Organizacji (UWO). Za cel stawiał sobie powstanie niepodległej Ukrainy, co automatycznie czyniło Banderę wrogiem Polski. OUN widziała bowiem samodzielną Ukrainę w jej „historycznych ziemiach", a więc z dawną Rusią Czerwoną, w której granicach powinno się znaleźć całe polskie Podlasie, włącznie z Chełmem, Zamościem i Lublinem. Dlatego życiowe credo Bandery zawierało się w haśle: „Lachy won za San". Co więcej, jego zdaniem na odrodzonej Ukrainie o wodzowskim stylu rządów nie było miejsca dla żadnej narodowości oprócz ukraińskiej, co zamierzał osiągnąć masowymi deportacjami.

Bandera był fanatykiem i radykałem nieprzebierającym w środkach, dlatego w ich poszukiwaniu bardzo szybko zaprzyjaźnił się z Abwehrą – najpierw weimarską, potem hitlerowską. Berlin, który nie pogodził się nigdy ze stratami terytorialnymi na rzecz Warszawy, chętnie angażował się w antypolską działalność, a taką oferowała OUN. Ukraińscy nacjonaliści uczestniczyli zatem w kursach dywersji i szpiegostwa organizowanych przez Abwehrę i SD (Służba Bezpieczeństwa) w Berlinie, Gdańsku i Królewcu. Republika Weimarska, a potem III Rzesza wzięły na siebie gros wydatków na utrzymanie OUN, której kwaterę główną przeniesiono w tym czasie z Czechosłowacji do Berlina. W takich szkoleniach terrorystycznych uczestniczył oczywiście Bandera, czerpiąc pełnymi garściami z hitlerowskiej ideologii rasowej oraz organizacji i metod działania militarnych bojówek wzorowanych na SA i SS.

Na efekty w Polsce nie trzeba było długo czekać. Od marca 1929 r., kiedy to członkowie UWO obrabowali lwowskiego listonosza, lista zamachów terrorystycznych tylko się wydłużała. Ogółem do czasu aresztowania Bandery w 1934 r. i skazania go na dożywocie bojówkarze OUN i UWO dokonali 20 ataków. W sumie do 1939 r. było ich 64, a w ich wyniku zginęło prawie 70 osób. Przy czym nacjonaliści zabijali zarówno Polaków, jak i Ukraińców, których lojalność wobec Polski uznawali za zdradę. Do najgłośniejszych aktów terroru oprócz zamachu na ministra Pierackiego należały zabójstwo posła na Sejm Tadeusza Hołówki, zabójstwo pracownika sowieckiego konsulatu we Lwowie Aleksieja Maniłowa (rezydenta OGPU) czy morderstwo Iwana Babija, kierownika ukraińskiego gimnazjum akademickiego we Lwowie. Jednak kontakty zagraniczne OUN służące antypolskiemu terroryzmowi nie ograniczały się tylko do Niemiec. Finansowanie organizacji wzięły na siebie także służby litewskie, a przede wszystkim Moskwa.

O tym śladzie w swojej działalności ukraińscy nacjonaliści woleliby z pewnością zapomnieć, a mimo to istnieją mocne dowody inspiracji OUN-UWO przez OGPU i NKWD. Takim tropem jest z pewnością postać Richarda Jarego, szarej eminencji OUN lat 30. i 40., niemieckiego i najprawdopodobniej sowieckiego agenta, zwanego ojcem chrzestnym Bandery. Ten pół Austriak, pół Ukrainiec był człowiekiem bez przeszłości, bo gdy jako dawny c.k. oficer i dowódca brygady Semena Petlury zaoferował usługi III Rzeszy, Gestapo usiłowało zweryfikować jego biografię. Agenci wysłani do domniemanego miejsca urodzin, czyli Rzeszowa, dopatrzyli się metrykalnych nieścisłości. W Berlinie przeważyła jednak szala korzyści i Jaryj został mianowany niemieckim kontrolerem OUN; był też zaufanym doradcą jej ówczesnego szefa Jewhenija Konowalca oraz głównym promotorem banderowskich radykałów w Polsce. Według źródeł rosyjskich to właśnie Jaryj, organizując kursy dywersji w Gdańsku, wypatrzył na nich Stepana Banderę, a następnie wprowadził go do ścisłego otoczenia Konowalca. Uchodził także za ideowego przewodnika Bandery i organizował jego kontakty z oficerami Abwehry oraz decydentami NSDAP. Nadzorował także OUN w Polsce, budując logistykę działalności terrorystycznej. Wreszcie to Jaryj pchał Banderę do rozłamu w OUN, a po jego dokonaniu, już w czasie wojny hitlerowsko-sowieckiej, wspierał powstanie UPA. Wojnę przeżył luksusowo w swojej wiedeńskiej willi, aż do wkroczenia wojsk sowieckich. Wydawałoby się, że pierwszym krokiem Smiersza tropiącego zajadle członków OUN i UPA powinno być aresztowanie i rozstrzelanie Jarego po pokazowym procesie. Nic podobnego: żył nadal spokojnie w Wiedniu i – jak relacjonowali ukraińscy emigranci – bratał się publicznie z sowieckimi okupantami. Mało tego, Jaryj odwiedzał bezkarnie wiedeńską komendanturę NKWD. Czy był zatem wysoko postawioną sowiecką wtyczką w kierownictwie OUN? Jeśli tak, to z pewnością nie jedynym inspiratorem i nadzorcą z NKWD.

Andriej Sołdatow, historyk służb specjalnych ZSRR, na podstawie relacji świadków stwierdził, że w drugiej połowie lat 40. środowisko ukraińskich nacjonalistów było wprost nasycone sowieckimi agentami, uplasowanymi w organizacji co najmniej w czasie wojny lub już w dwudziestoleciu międzywojennym. Szpiedzy byli akceptowani przez ounowskich i upowskich towarzyszy broni, przeszli z nimi cały szlak walk – od Kresów przez zachodnie strefy okupacyjne Niemiec po emigrację w USA i Kanadzie. Podczas zimnej wojny rozpracowywali już dla KGB ukraińską emigrację, paraliżując próby utworzenia krajowych komórek konspiracyjnych na sowieckiej Ukrainie.

Sowiecka dywersja na wschodnich rubieżach II Rzeczypospolitej oraz powstanie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów były preludium do masowych represji i mordów na Polakach podczas II wojny światowej.

Od chwili wybicia się Polski na niepodległość nasze wschodnie granice stanęły w ogniu podsycanym przez sowiecką Rosję. Celem było oderwanie Kresów od Rzeczypospolitej i choć zmieniały się metody, to w dwudziestoleciu międzywojennym polsko-sowieckie pogranicze nie zaznało spokoju. Od przełomu lat 20. i 30. w eskalację napięcia włączyła się Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, współpracująca z wywiadem niemieckim, ale infiltrowana przez NKWD.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL