„Psssyt", powiedział na dzień dobry duchowny w Watykanie, kiedy na początku pierwszej dekady XXI w. zjawiłem się u niego z rekomendacji niemieckiego kardynała Karla Lehmanna. Kultura dyskrecji i milczenia obowiązuje tam z urzędu. Nieprzypadkowo najmniejsze państwo świata otaczają grube mury papieża Leona św., które zostały wzniesione przed 11 wiekami, aby skutecznie odgrodzić centralę Kościoła od konkurencyjnych świeckich potęg. W epoce internetu straciły na znaczeniu, ale i dziś symbolizują niezmienny alians Watykanu z kulturą dyskrecji i milczenia. Każdy z 2879 pracowników Kurii Rzymskiej (z czego 803 to duchowni, 302 zakonnicy, a 1774 to świeccy) składa przysięgę, że nie ujawni najmniejszej cząstki swojej wiedzy o tym, co dzieje się za Spiżową Bramą. Petent z ulicy nie ma najmniejszych szans, by tam się dostać. Z wyjątkiem oczywiście, gdy z kieszeni wyjmie rekomendację. Ale też dyskretnie i w milczeniu.
Tajemnica konklawe 2005 r.
Tajemnice istniejące i powstające w instytucji opartej na hierarchii mają swoją rangę. Na szczycie tajemnic znajdują się te, które dotyczą konklawe. Ma ono zagwarantować wybór wikariusza Chrystusa na Ziemi w oparciu o jedyny, niezakłócony kontakt elektorów z Duchem Świętym. Po śmierci, dziś także abdykacji papieskiej, jego następcę zna oczywiście tylko Duch Święty, a kardynałowie muszą odgadnąć jego boski zamiar. W tym celu, także w XXI w., poddają się specyficznej izolacji. W odróżnieniu jednak od wielowiekowej tradycji kardynałowie nie muszą już między głosowaniami mieszkać, nocować i spożywać posiłki w odosobnieniu oraz myć się w miedniczkach z wodą, ustawiając się do nich w kolejce, tak jak to robili po 1870 r. w celach pałacu na Kwirynale, a potem w Kaplicy Sykstyńskiej. Od konklawe po śmierci Jana Pawła II (2005 r.) purpuraci mieszkają w Domu św. Marty, watykańskim hotelu o podwyższonym standardzie. Wybudowany w 1996 r. dysponuje 106 suitami, 22 pokojami i jednym apartamentem. W środku ciężkie komody z ciemnego drzewa, ale i łazienka, duże łóżko z ekologicznym materacem, klimatyzacja i minibarek. O tym, w którym z pokoi dany kardynał zamieszka, decyduje losowanie. Pokoje są bowiem różnej wielkości, a co istotniejsze, taka regulacja ma zapobiec tworzeniu się aliansów. Nie muszą też dziś elektorzy pozostawać na żebraczej diecie. Podczas dwóch ostatnich konklawe (2005 r., 2013 r.) menu było całkiem znośne. Proste i uniwersalne, skoro elektorzy pochodzą z różnych kręgów kulturowych. Kardynał Lehmann zdradził, że w 2005 r. największe wzięcie miała klasyczna pasta z sosem pomidorowym i deski serów. Za absolutny hit uchodziła jednak zapiekana cebula.
Niedyskrecja niemieckiego kardynała nie naruszała najważniejszej tajemnicy, jaką jest przebieg głosowania. Za to grozi ekskomunika, najcięższa kara kościelna: natychmiastowe wyrzucenie z Kościoła i brak zbawienia po śmierci. Dlatego kardynałowie są odcięci od internetu, telewizji, gazet, zarówno na czas głosowań w Kaplicy Sykstyńskiej, jak i na czas pobytu w Domu św. Marty. W podłodze Kaplicy Sykstyńskiej instaluje się urządzenia elektroniczne zakłócające sygnały nadawcze, a pokoje hotelowe są skanowane na obecność ukrytych mikrofonów. Wszystko w celu niezakłóconego odgadnięcia rzeczonego kandydata wskazywanego przez Ducha Świętego.
Pomimo tych zabiegów, urzędowego nakazu milczenia i sankcji za jego złamanie kilka dni po konklawe w 2005 r. wypłynął przeciek: notatnik anonimowego kardynała, który prosto z jego rąk trafił do włoskiego watykanisty Lucia Brunellego. Wynika z niego, że faworyzowany w 2005 r. 78-letni kardynał Ratzinger toczył w czasie konklawe ostry bój z kandydatem liberałów, kardynałem Bergoglio. W pierwszym głosowaniu z udziałem 115 elektorów faworytem grupy antyratzingerowskiej był jednak nie słabo znany w kolegium kardynalskim Argentyńczyk, ale wpływowy kardynał Mediolanu, erudyta i biblista o posturze i charakterze męża stanu, Carlo Maria Martini. Przy nim Bergoglio wyglądał jak ubogi pielgrzym z wiecznie kwaśną miną i zwieszoną głową, w dorobku naukowym bez liczących się publikacji. Ale to on uzyskał w pierwszej turze więcej głosów niż Martini. Prowadził Ratzinger z 47 głosami, przed Bergoglio z 10 i Martinim z 8 głosami. W drugim głosowaniu Joseph Ratzinger podwyższył swój wynik do 65 głosów (do zwycięstwa, brakło mu 12), a Bergoglio do 35. Martini przerzucił na Argentyńczyka swoje głosy. W trzecim głosowaniu kardynał Ratzinger otrzymał 72 głosy. Na Bergoglio zagłosowało 40 kardynałów – za mało, by myśleć o zwycięstwie, ale dostatecznie dużo, by skutecznie zablokować Ratzingera. To był przełomowy moment w konklawe, zdarzający się dość często, gdy dwie frakcje blokują się wzajemnie. Taki pat wymusza rezygnację obydwu liderów i szukanie kandydata kompromisowego. Na konklawe 2005 r. blokada Ratzingera wymagała spełnienia jednego warunku: wytrwania przez Bergoglio w twardej opozycji. Argentyńczyk jednak skapitulował. Podobno, niemal płacząc, oświadczył, że w razie zwycięstwa nie przyjmie wyboru. Już w kolejnym głosowaniu znaczna część jego stronników zagłosowała na Ratzingera. Niemiec wygrał z 84 głosami, zdobywając 73 procent głosów.
Loża z St. Gallen
Nieco później, już po wycieku zapisków anonimowego kardynała do prasy, ujawniono szerszy kontekst tego, co nazwano „akcją Bergoglio". Krył się pod nią mechanizm, który miał zablokować elekcję kardynała Ratzingera. Ale w tej sprawie trzeba się cofnąć aż do 1996 r.