Czas wielkiej próby

Nie wiemy, kiedy stopa pierwszego chrześcijanina stanęła na Via Appia, najstarszej rzymskiej drodze prowadzącej ku sercu Wiecznego Miasta. Nie wiemy też, czy był nim galilejski rybak Szime'on ben Jona, którego cieśla Joszua z Nazaretu obdarzył przydomkiem Keifa. Możemy mieć jednak pewność, że to właśnie wizyta tego mężczyzny w Rzymie około roku 60 po Chrystusie zmieniła dzieje świata.

Aktualizacja: 23.05.2019 18:00 Publikacja: 23.05.2019 16:17

Czas wielkiej próby

Foto: Wikipedia

Zgodnie z wolą cieśli nieliczna rzymska społeczność chrześcijańska zgodziła się nazywać starego Galilejczyka mianem Petrus – opoką, na której miała być zbudowana wspólnota ludzi oczekujących ponownego nadejścia Zbawiciela.

Znamienne, że ten „tytuł" otrzymał niepiśmienny rybak, który przystąpił do grupy uczniów Joszuy stosunkowo późno. Pierwszym wybrańcem był bowiem jego starszy brat Andreas, którego my znamy pod imieniem św. Andrzeja, a wierni kościołów wschodnich z dumą nazywają Protokletosem – Pierwszym Powołanym wśród apostołów. Andreas mieszkał z Szime'onem i jego teściową w niewielkiej wiosce Nahuma nad brzegiem Jeziora Galilejskiego. Dzisiaj znamy to miejsce pod biblijną nazwą Kafarnaum. Badania archeologiczne dowodzą jednak, że Nahuma była, nawet jak na ówczesne standardy, prowincjonalną dziurą, gdzie – choć to nie pasuje do narracji tej opowieści – diabeł mówił dobranoc. Zanim Andreas stał się pierwszym towarzyszem wędrówki Joszuy, wcześniej był uczniem Jehohanana ben Zekarijahu, czyli Jana Chrzciciela. Andreas był zatem człowiekiem o głębokiej duchowości i w przeciwieństwie do swojego brata, prostego i dość porywczego rybaka, dobrze znał święte księgi judaizmu. To jednak owemu „prostemu" rybakowi przyszło pokierować najważniejszą misją w historii chrześcijaństwa.

Wbrew romantycznej wizji ukazanej przez Henryka Sienkiewicza w powieści „Quo vadis" chrześcijanie rzymscy wywodzili się z najniższych, najuboższych i najgorzej wykształconych warstw społecznych. Byli to ludzie, którzy kontestowali rzymski porządek świata. Jakże więc nie mieli budzić niepokoju, a nawet przerażenia u rodaków, skoro wierzyli w boską moc Żyda, którego szanowany prokurator Judei uznał za kryminalistę. W dodatku owi „niegodziwcy" odrzucali kult bogów, nie obchodzili świąt, nie ucztowali, potępiali igrzyska i zakazywali ludzkich uciech i rozkoszy, które stanowiły sens życia każdego Rzymianina. Doktryna tej wschodniej religii była pełna dwuznaczności, niedomówień, złorzeczenia wobec majestatu cesarskiego i kwestionowania surowego, ale „sprawiedliwego" porządku świata rzymskiego.

Rozprawa z nimi była zatem kwestią czasu. Pretekst pojawił się pięknej letniej nocy z 18 na 19 lipca 64 r. Stolica imperium była wypełniona zastałym gorącym powietrzem, wszędzie czuć było mieszaninę potu ludzkiego, zapachu zwierząt i wszechobecnego fetoru garum, sosu rybnego z rozkładających się ryb. Nagle przed północą zerwał się letni ożywczy zefir. Nareszcie można było zaczerpnąć chłodniejszego powietrza. Któż mógł się spodziewać, że owa bryza zapowiada zgubę Wiecznego Miasta. W Wielkim Cyrku wybuchł pożar, który coraz silniejszy wiatr z lekkością zaczął przenosić z budynku na budynek. Kręte wąskie uliczki 11 dzielnic zamieniły się w śmiertelną pułapkę. Żywioł oszczędził jednak trzy dzielnice – pech chciał, że mieszkali tam ludzie podejrzani o przynależność do tajemniczej sekty wyznawców ukrzyżowanego galilejskiego cieśli. Neron znalazł kozła ofiarnego i zemścił się okrutnie.

Wydawało się, że misja starego Galilejczyka Szime'ona zakończyła się porażką. Tradycja chrześcijańska głosi, że apostoł został ukrzyżowany głową w dół 29 czerwca 67 r. Jego zwłoki miał pochować w swoim grobowcu na Watykanie tajemniczy senator Marcellus.

Brutalna kaźń maleńkiej, zalęknionej wspólnoty rzymskich biedaków pokazała, że najsilniejszym bodźcem rozwoju chrześcijaństwa jest męczeństwo. I to ono je oczyszcza i umacnia przez wieki. Wybór rybaka na pasterza tej wspólnoty okazał się celny. /©?

Zgodnie z wolą cieśli nieliczna rzymska społeczność chrześcijańska zgodziła się nazywać starego Galilejczyka mianem Petrus – opoką, na której miała być zbudowana wspólnota ludzi oczekujących ponownego nadejścia Zbawiciela.

Znamienne, że ten „tytuł" otrzymał niepiśmienny rybak, który przystąpił do grupy uczniów Joszuy stosunkowo późno. Pierwszym wybrańcem był bowiem jego starszy brat Andreas, którego my znamy pod imieniem św. Andrzeja, a wierni kościołów wschodnich z dumą nazywają Protokletosem – Pierwszym Powołanym wśród apostołów. Andreas mieszkał z Szime'onem i jego teściową w niewielkiej wiosce Nahuma nad brzegiem Jeziora Galilejskiego. Dzisiaj znamy to miejsce pod biblijną nazwą Kafarnaum. Badania archeologiczne dowodzą jednak, że Nahuma była, nawet jak na ówczesne standardy, prowincjonalną dziurą, gdzie – choć to nie pasuje do narracji tej opowieści – diabeł mówił dobranoc. Zanim Andreas stał się pierwszym towarzyszem wędrówki Joszuy, wcześniej był uczniem Jehohanana ben Zekarijahu, czyli Jana Chrzciciela. Andreas był zatem człowiekiem o głębokiej duchowości i w przeciwieństwie do swojego brata, prostego i dość porywczego rybaka, dobrze znał święte księgi judaizmu. To jednak owemu „prostemu" rybakowi przyszło pokierować najważniejszą misją w historii chrześcijaństwa.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie