Mroczna historia asasynów. Część I

Byli jedną z najbardziej tajemniczych sekt w dziejach świata. Nizaryci, znani także jako asasyni, są utożsamiani z bezwzględnymi szyickimi zabójcami. Ale czy naprawdę byli tak podli, jak przedstawiała to sunnicka legenda?

Publikacja: 09.05.2019 17:19

Foto: Bridgeman/PhotoPower

W połowie XIII wieku rozpoczęła się szósta wyprawa krzyżowa, której celem było wyzwolenie Egiptu spod panowania arabskiego. Zakończyła się totalną katastrofą sił chrześcijańskich. Armie króla Francji Ludwika IX Świętego zostały wciągnięte w pułapkę i osaczone. Tysiące krzyżowców straciły życie, a wielu trafiło do niewoli. Nielicznym udało się uciec morzem do Outremer – państw krzyżowców stworzonych na terenie Palestyny. Tam znaleźli się w pułapce. Otoczeni zewsząd nieprzyjaznymi krajami muzułmańskimi musieli utrzymać panowanie nad Ziemią Świętą. Wśród uciekających z Egiptu był francuski kronikarz Jan z Joinville, zausznik Ludwika Świętego. W swoich zapiskach wspomina o bretońskim mnichu o imieniu Iwo, który w 1250 r. został wysłany przez króla z misją do tajemniczej muzułmańskiej społeczności żyjącej w górskich twierdzach w Syrii.

Wysłannik wydawał się zafascynowany tym, co ujrzał. Po raz pierwszy spotkał się bowiem z nieortodoksyjnym podejściem do przykazań Koranu. Zdawało się, że ta endemiczna społeczność praktykuje zarówno tradycje muzułmańskie, chrześcijańskie, jak i zaratusztriańskie. Otwartość na różne idee i wartości obudziła w Bretończyku nadzieję, że tych ludzi łatwo będzie można nawrócić na chrześcijaństwo. Dopiero po pewnym czasie dotarło do niego, że z pozoru spokojna i solidarna społeczność nieustannie doskonali sztukę zabijania. Nie byli to jednak zwykli wojownicy, którzy zamierzali walczyć u boku swego władcy w otwartej wojnie, lecz fanatyczni skrytobójcy, którzy z zabijania uczynili cel swego istnienia.

Jan z Joinville opisuje, że na czele wspólnoty stał człowiek, którego kronikarz nazwał Starcem z Gór. Nieustannie przemierzał swój kraj, jakby nie chciał, żeby jakieś konkretne miejsce utożsamiano z jego stałą siedzibą. „Gdy starzec jechał konno – pisał francuski kronikarz – miał przed sobą obwoływacza, który niósł topór bojowy o długim trzonku, cały pokryty srebrem, z wbitymi nożami w trzonek, i krzyczał: Rozstąpcie się przed tym, który wziął w swoje dłonie śmierć królów". Te słowa wyjaśniały zasadniczy cel istnienia tajemniczej społeczności. Przed mrocznym bractwem kierowanym przez Starca z Gór drżeli królowie i ich urzędnicy. Sekta siała strach w sercach i umysłach tych, którzy choć raz o niej usłyszeli. Nikt nie mógł się czuć bezpieczny przed ich skrytobójczym ciosem. Drżeli przed nimi zarówno bizantyjscy cesarze, jak i muzułmańscy kalifowie. Nikt nie wiedział, skąd się biorą, jak wygląda ich rekrutacja, jakim celem politycznym się kierują i jak wnikają w struktury dworskie. Najbardziej przerażający był fakt, że nie bali się śmierci. Wręcz przeciwnie. Od dziecka byli wychowywani w przekonaniu, że śmierć podczas wypełniania misji uczyni z nich męczenników i otworzy bramy raju na wieczność.

Współczesne służby wywiadowcze mogą jedynie marzyć o tak bezgranicznym oddaniu szpiegów, jakim cechowali się owi nieodgadnieni zamachowcy. Nikt tak jak oni nie opanował sztuki cierpliwego oczekiwania na wykonanie misji. Przenikali do królewskich pałaców, miesiącami i latami mozolnie zdobywali łaski kolejnych koterii dworskich, usypiając czujność swoich ofiar, aby w końcu zbliżyć się do władcy i w najmniej oczekiwanym momencie zadać mu serię śmiertelnych ciosów. Skuteczność ich zamachów spowodowała, że zarówno chrześcijańskie, jak i muzułmańskie dwory ogarnęła obsesja nieufności. Kronikarz Brocardus tak doradzał kolejnemu francuskiemu królowi planującemu krucjatę: „Znam więc jeden sposób ochrony osoby króla: do służby na królewskim dworze, choćby w najprostszych czynnościach, należy przyjmować wyłącznie osoby, których narodowość, miejsce pobytu, pochodzenie i stan majątkowy są absolutnie pewne i znane".

Ci, którzy palą haszysz

Metoda Brocardusa wcale nie gwarantowała bezpieczeństwa europejskim monarchom i możnowładcom. Wiedzieli o tym doskonale szefowie ochrony władców muzułmańskich. Znajomość pochodzenia służby i strażników otaczających kalifa, sułtana czy wezyra wcale nie dawała gwarancji bezpieczeństwa. Nawet najbardziej zaufani ludzie ulegali fascynacji zasadami wiary sekty zabójców. Po wielu latach nienagannej służby, a często nawet pozorowanej obrony władcy własnym ciałem, „uśpiony" skrytobójca zadawał cios, który zawsze był śmiertelny.

Dlatego wrogowie sekty uważali, że jej członkowie muszą być pod wpływem czarów lub jakiegoś środka halucynogennego, osłabiającego racjonalne myślenie. Wśród muzułmanów krążyła plotka, że fanatyczni zabójcy palą haszysz, który uzależnia ich od woli tajemniczego przywódcy. Stąd też wśród sunnitów przyjęła się pogardliwa nazwa „hasziszijjun" lub „haszszaszun", co oznacza „ci, którzy palą haszysz". Zgodnie z nauczaniem proroka Mahometa wszelkie środki odurzające pochodzą od szatana. W Koranie czytamy: „O wy, którzy wierzycie! Wino, majsir, bałwany i strzały wróżbiarskie to obrzydliwość wynikająca z dzieła szatana. Unikajcie więc tego! Być może będziecie szczęśliwi! Szatan chce tylko rzucić między was nieprzyjaźń i zawiść przez wino i majsir i odwrócić was od wspominania Boga i od modlitwy. Czyż wy nie zaprzestaniecie!".

Warto przy okazji podkreślić, że picie wina – jakże popularne w Arabii przedislamskiej – nie było w pierwszych wiekach po śmierci Mahometa klasyfikowane jako „haram", czyli czynność zakazana, tak jak na przykład spożywanie wieprzowiny. Mało tego, sam Mahomet uważał, że wino ma właściwości substancji duchowej. Swoich współwyznawców zapewniał, że w rajskich ogrodach płyną strumienie wypełnione tym napojem.

Być może asasyni uważali, podobnie zresztą jak niektóre pomniejsze odłamy islamu, że koraniczny zakaz spożywania substancji odurzających odnosi się jedynie do napoju nazywanego chamr, co oznacza sfermentowane wino. Bogactwo języka arabskiego wprowadza liczne inne określenia na alkohol, co powoduje, że niektórzy muzułmańscy egzegeci uważają, że alkohol w każdej innej postaci niż wino może być spożywany przez wyznawców islamu. Jednak trzy główne islamskie szkoły prawne – malikicka, szaficka i hanbalicka – interpretują słowo „chamr" nie tylko jako wino, ale wszystkie substancje wywołujące zmiany w świadomości człowieka: alkohol, narkotyki i wszelkie środki odurzające. Stąd też przypisanie tajemniczej sekcie z syryjskich gór praktyki palenia haszyszu miało na celu ukazanie ich jako degeneratów i heretyków, którzy łamią bezwzględne zakazy Koranu. Europejczycy przerobili nazwę „hasziszijjun" na francuskie i angielskie słowo ,,assassin", które szybko stało się synonimem zabójcy, zamachowca i mordercy.

Islam zwycięski

Dokładnie nie wiadomo, jak sami siebie nazywali. Historycy uważają jednak, że stosowniejsze jest określenie nizaryci. Oni sami byliby zapewne zaskoczeni, że w kronikach historycznych są określani mianem asasynów. Czuli się ismailitami, w niektórych książkach błędnie nazywanymi siedmiowcami. Żeby zrozumieć ich sposób myślenia, trzeba się cofnąć aż do początków misji proroka Mahometa.

Ludzie Zachodu traktują islam jako jedność. Tymczasem jest to religia bardziej skłócona i podzielona niż jakiekolwiek inne wyznanie. Islam nigdy nie był bierną, kontemplacyjną wiarą opartą na głębokiej refleksji i medytacji. Jego rozwojowi zawsze towarzyszyła polityka i narastająca militaryzacja. Toczenie wojen nie było ostatecznym sposobem na rozwiązanie konfliktów społecznych, ale niemal podstawowym środkiem politycznym wskazanym przez Mahometa. Atak przypuszczony przez wojska proroka w 624 r. na Mekkę stał się wzorem rozwiązywania sporów w nowym świecie arabskim.

Islam nie tylko trafił na podatny grunt w Arabii, ale też znakomicie wykorzystał konflikt w świecie chrześcijańskim. W owym czasie chrześcijaństwo rozdzierały niekończące się spory teologiczne o boskiej i ludzkiej naturze Chrystusa. Kościół wyraźnie odseparował się od wiernych, którzy nie rozumieli natury teologicznej polemiki. W przeciwieństwie do chrześcijaństwa islam oferował prostszą formę wiary, opierającą się na wartościach tradycyjnych i konserwatywnych. I jak każda z trzech wielkich religii monoteistycznych oferował z początku równość i braterstwo. Prorok był politycznym i duchowym przewodnikiem, ale żyjącym w niezwykle skromnych warunkach. Nie potrzebował żadnych atrybutów władzy, a ludzie z jego otoczenia nie nosili żadnych tytułów. Pierwotny islam mekkański nie znał podziałów społecznych, majątkowych i rasowych.

Prorok Mahomet głosił pięć filarów swojej wiary. Pierwszym był ścisły monoteizm, będący wyzwaniem dla chrześcijańskiej koncepcji Świętej Trójcy, a zadeklarowany w fundamentalnym zwrocie: „Nie ma bóstwa prócz Boga (Allaha), a Mahomet jest jego wysłannikiem". Drugim filarem była pielgrzymka do Mekki, czyli hadżdż, będąca spoiwem łączącym wszystkich wyznawców i zrównującym ich na czas pobytu w świętym mieście. Islam kładł przy tym szczególny nacisk na jałmużnę, czyli zakat. Każdy muzułmanin był zobowiązany oddać aż 10 proc. swoich dóbr materialnych. Czwartym i piątym filarem nowej wiary były: codzienna modlitwa i post w wyznaczonych okresach w roku.

Muzułmanie mieli wielkie szczęście. Ich religia pojawiła się w czasie, gdy cywilizacje rzymska i grecka znalazły się w okresie największego kryzysu i sporu. Warto przy tym pamiętać, że chrześcijaństwo potrzebowało aż 300 lat, żeby stać się oficjalną religią Cesarstwa Rzymskiego. Tymczasem muzułmanie w ciągu zaledwie 100 lat zbudowali nowoczesne, oświecone imperium, które rozciągało się od Indii na wschodzie do granic królestwa Franków na zachodzie. Wydawało się, że nic nie stanie na drodze ekspansji islamu. A jednak największym wrogiem muzułmanów okazali się oni sami.

Czas pierwszych kalifów

Mahomet był bez wątpienia wielką osobowością, ale kto miał go zastąpić? Spory o sukcesję po proroku rozbiły monolit nowej religii, spowodowały podziały i jeszcze większy niż w chrześcijaństwie konflikt teologiczny. Jedną z jego konsekwencji było powstanie sekty nizarytów, którzy mordowali zarówno chrześcijan, jak i muzułmańskich współwyznawców.

Jak każda utopijna społeczność, tak i wspólnota muzułmańska podzieliła się tuż po śmierci proroka. Miejsce Mahometa zajął jako kalif jego teść Abu Bakr. Panował zaledwie dwa lata (632–634). Jego następcą był kalif Umar ibn al-Chattab, który rozpoczął okres wielkich podbojów muzułmańskich. Zdając sobie sprawę, że sukcesja po nim jest sprawą dyskusyjną, postanowił utworzyć radę elektorów, którzy mieli wybrać trzeciego i kolejnych kalifów. Podejmowane przez niego próby zmiany zapisów Koranu i reformowania szariatu przysporzyły mu wielu wrogów. 3 listopada 644 r. kalif Umar został zasztyletowany w czasie modlitwy w meczecie proroka w Medynie. Mordercą był Abu Lulu, chrześcijański jeniec z Persji, któremu jakimś niewyjaśnionym sposobem udało się zbiec do miasta Kaszan. Czy możemy łączyć jego czyn z asasynami, o których będzie głośno dopiero za ponad pół tysiąca lat? Niektórzy poszukiwacze mrocznych tajemnic przeszłości uważają, że perski skrytobójca postąpił dokładnie według wskazówek, jakimi kierowali się asasyni. Nie znamy jednak jego motywów. Możemy się jedynie domyślać, że chciał powstrzymać przerażający pochód islamu we wszystkich kierunkach.

Jeżeli chciał skłócić przyjaciół proroka, to udało mu się to jak nikomu innemu. Po śmierci Umara do głosu doszły różne frakcje. Rada elektorska wybrała na trzeciego kalifa Usmana ibn Affana, który ku przerażeniu większości przyjaciół proroka postanowił zmienić niektóre fragmenty Koranu. Przeciwnicy kalifa stworzyli wrogą mu frakcję, na której czele stanął Ali, zięć i stryjeczny brat Mahometa. Usman musiał podzielić los swojego poprzednika. Po sześciu latach rządów, które historiografia islamska określa jako „dobre i sprawiedliwe", przyszedł czas głębokiego podziału, konfliktu i walki o władzę nad wspólnotą muzułmańską. Trzeci kalif zginął prawdopodobnie podczas modlitwy z ręki Muhammada ibn Abu Bakra.

Skrytobójstwo, zamachy i zdrada towarzyszyły więc budowaniu imperium islamskiego już od dnia śmierci Mahometa. Także spisywanie nauk proroka zapamiętanych przez jego bliskich powodowało liczne napięcia i konflikty. Nikt przecież tak naprawdę nie notował myśli proroka, kiedy jeszcze żył. Dopiero lata później spisywano nadszarpnięte przez czas i niepamięć wspomnienia jego bliskich. Ali, mąż Fatimy, córki Mahometa, ogłosił się czwartym kalifem, wzbudzając szczególną nienawiść zwolenników zmarłego kalifa Usmana. W monolicie islamu powstawały coraz większe pęknięcia. Wspólnota wiernych stworzona przez Mahometa rozpadła się ostatecznie po śmierci Alego i próbie przejęcia władzy przez jego syna Husajna. Także kalif Ali został zamordowany przez skrytobójcę. W styczniu 661 r. Ali udał się do meczetu w Kufie, gdzie charydżyta Abd ar-Rahman ibn Muldżam, mszcząc się za zabitych w bitwie pod Nahawandem, zranił kalifa zatrutym ostrzem noża.

Jego syn Husajn, wnuk proroka Mahometa, próbował odzyskać władzę po ojcu i zjednoczyć rozpadającą się wspólnotę wiernych. 10 października 680 r. pod Karbalą rozpoczęły się negocjacje między Husajnem a Amrem, dowódcą wojsk kalifa Jazida, którego część muzułmanów uważała za uzurpatora. Po wielu próbach wyjścia z impasu wojska Jazida zaatakowały obóz Husajna. Ta bitwa stanowi najważniejsze wydarzenie w tradycji martyrologicznej szyitów. Wnuk proroka Mahometa zginął jako ostatni, broniąc swojego namiotu. Do dzisiaj miliony muzułmanów na całym świecie na pamiątkę jego śmierci obchodzą święto Aszura (10. dnia miesiąca muharram).

Wojna muzułmanów

Zaledwie 48 lat po śmierci Mahometa, męczeńskiej śmierci czterech pierwszych kalifów i wnuka proroka islam rozpadł się na dwa wrogie odłamy – szyicki i sunnicki. Szyici wierzyli, że władza nad islamem należy się jedynie potomkom Mahometa z linii Alego. Uważali, że jego potomkowie są imamami – otoczonymi sakrą nieomylności (isma) przywódcami wspólnoty wiernych. Wkrótce jednak także wewnątrz tego nurtu dokonał się podział. Nie wiedząc kogo uznać za imama, a kogo za uzurpatora, szyici podzielili się na liczne frakcje. W VIII wieku po śmierci szóstego imama Dżafara as-Sadika powstało ugrupowanie, które chciało oddać władzę jego synowi Ismailowi. Najbardziej zdumiewający jest fakt, że Ismail najprawdopodobniej zmarł jeszcze przed swoim ojcem. Część szyitów uznała go jednak za siódmego i ostatniego imama. Wierzyli, że Ismail wcale nie umarł, tylko jest Mahdim (Mesjaszem), który wkrótce ustanowi swoje święte rządy nad światem. Głosili, że widzieli Ismaila pieć lat po jego rzekomej śmierci w Basrze, gdzie przywracał wzrok niewidomemu. Pozostali szyici uznali, że to kłamstwa, a za kolejnego imama uznali Musę, młodszego syna Dżafara. Chcąc się odróżnić od pozostałych szyitów, zwolennicy siódmego, „nieśmiertelnego" imama nazwali się ismailitami.

W ciągu kolejnych dwóch wieków władzę nad światem islamu przejęli sunnici. Szyici, podobnie jak inne mistyczne odłamy islamu, zeszli do podziemia. Oczekiwanie na powrót siódmego imama i nadejście rządów Mahdiego utrzymywało ismailitów w stanie nieustannej gotowości do walki. W XI wieku w ich społeczności zjawił się wizjoner – Hasan ibn Sabbah.

Przyszedł na świat w połowie XI wieku w perskim mieście Kom, a jego ojcem był pochodzący z Jemenu uczony Ali ibn Muhammad al-Sabbah al-Himyari. Już w wieku siedmiu lat chłopiec postanowił zostać teologiem. Był też zainteresowany innymi naukami, które prężnie rozwijały się w otwartej na wiedzę kulturze islamu. Hasan, podobnie jak jego ojciec, oczekiwał nadejścia ostatniego, 12. imama, któremu przypisywano nadludzkie cechy i atrybuty. Tak jak inni szyici wierzył, że na Ziemi zawsze pozostaje jeden z imamów jako świadectwo Boga. Miał nim być 12. imam Mahdi, który nadal jest oczekiwany.

Poglądy Hasana zmieniały się pod wpływem spotkanych ludzi i miejsc, do których podróżował. Już w młodości zetknął się z ismailitami, których interpretacje Koranu wydawały mu się początkowo obrazoburcze. W 1076 r. wyruszył w daleką podróż do Egiptu, odwiedzając po drodze Syrię i Palestynę. Podróż ta zmieniła jego spojrzenie na świat. W głowie Hasana zaczął się rysować pomysł utworzenia sekty, która o swoje poglądy będzie walczyć metodą skrytobójczą. W czasie tej podróży narodzili się asasyni. /©?

W połowie XIII wieku rozpoczęła się szósta wyprawa krzyżowa, której celem było wyzwolenie Egiptu spod panowania arabskiego. Zakończyła się totalną katastrofą sił chrześcijańskich. Armie króla Francji Ludwika IX Świętego zostały wciągnięte w pułapkę i osaczone. Tysiące krzyżowców straciły życie, a wielu trafiło do niewoli. Nielicznym udało się uciec morzem do Outremer – państw krzyżowców stworzonych na terenie Palestyny. Tam znaleźli się w pułapce. Otoczeni zewsząd nieprzyjaznymi krajami muzułmańskimi musieli utrzymać panowanie nad Ziemią Świętą. Wśród uciekających z Egiptu był francuski kronikarz Jan z Joinville, zausznik Ludwika Świętego. W swoich zapiskach wspomina o bretońskim mnichu o imieniu Iwo, który w 1250 r. został wysłany przez króla z misją do tajemniczej muzułmańskiej społeczności żyjącej w górskich twierdzach w Syrii.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Śledczy bada zbrodnię wojenną Wehrmachtu w Łaskarzewie
Historia
Niemcy oddają depozyty więźniów zatrzymanych w czasie powstania warszawskiego
Historia
Kto mordował Żydów w miejscowości Tuczyn
Historia
Polacy odnawiają zabytki za granicą. Nie tylko w Ukrainie
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Krzyż pański z wielkanocną datą