26 grudnia 1960 r. do ambasady PRL w Berlinie Wschodnim zgłosił się Polak, który przedstawił się jako Roman Tarnowski i stwierdził, że był umówiony na spotkanie z pułkownikiem Władysławem Michalskim. Ten ostatni – oficjalnie dyplomata – był szefem rezydentury wywiadu cywilnego PRL we wschodnich Niemczech, używającym kryptonimu „Ren". Michalski jako jedyny pracownik ambasady doskonale wiedział, że Tarnowski to fikcyjne nazwisko, stworzone na potrzeby pracy wywiadowczej, a w rzeczywistości jego rozmówca nazywa się Michał Goleniewski i podobnie jak on sam jest oficerem wywiadu.
Tarnowski poprosił Michalskiego, aby z kasy operacyjnej rezydentury wypłacił mu kilkanaście tysięcy marek na „działania operacyjne" (tak w żargonie służb specjalnych nazywa się zdobywanie informacji). „Ren" był zaskoczony tą kwotą. Wcześniej już płacił Tarnowskiemu, aby sfinansować jego misje szpiegowskie, jednak zawsze były to mniejsze sumy. Odpowiedział więc wymijająco, że musi uzyskać zgodę centrali. Spotkali się ostatecznie 3 stycznia 1961 r. i wtedy Tarnowski pokwitował odbiór 5 tys. marek – zaledwie jednej trzeciej oczekiwanej kwoty. I to był jego ostatni kontakt z kolegą z wywiadu.
Goleniewski pojechał do mieszkania swojej niemieckiej kochanki. Kilka godzin później oboje przeszli na zachodnią stronę miasta (wówczas nie było jeszcze muru berlińskiego) i zadzwonili do rezydentury CIA. Polak wypowiedział kilka słów, które nic nie powiedziałyby komuś, kto chciałby podsłuchiwać rozmowę. Było to hasło, które znał tylko on i amerykański szpieg. Jeszcze tego samego wieczoru agenci CIA przyjechali w umówione miejsce i zabrali Goleniewskiego i jego kochankę. Wkrótce przez Wiedeń zostali ewakuowani do Stanów Zjednoczonych. Tak rozpoczęła się jedna z najciekawszych historii szpiegowskich z czasów zimnej wojny.
Na dwa fronty
Ani rezydent „Ren", ani jego przełożeni z centrali w Warszawie nie wiedzieli, że Goleniewski od pewnego czasu prowadził podwójną grę. Wszystko przez pełne porażek życie osobiste, które nie szło w parze z jego zawodowymi sukcesami. Goleniewski urodził się w 1922 r. w Nieświeżu (wówczas w granicach II Rzeczypospolitej). Wychowywał się w ubogiej rodzinie. Do wybuchu wojny udało mu się skończyć jedynie szkołę podstawową i cztery klasy gimnazjum. W czasie wojny zaangażował się w działalność konspiracyjną, jednak niewiele o niej wiadomo. Gdy w 1945 r. hitlerowskie Niemcy upadły, a Polska znalazła się w sowieckiej strefie wpływów, 23-letni Goleniewski dostrzegł dla siebie szansę. Zapisał się do Polskiej Partii Robotniczej i zgłosił do pracy w organach bezpieczeństwa. Trafił do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i tam zaczęła się jego błyskotliwa kariera. W 1954 r., mając zaledwie 32 lata, awansował na wicedyrektora Departamentu II odpowiedzialnego za kontrwywiad, rok później na zastępcę szefa Głównego Zarządu Informacji, owianej złą sławą bezpieki wojskowej, która popełniała liczne zbrodnie na polskich patriotach. Stamtąd w 1958 r. wrócił do MSW i trafił na stanowisko naczelnika Wydziału VI odpowiedzialnego za wywiad naukowo-techniczny (miał pozyskiwać nowe technologie). Równocześnie sowiecka ambasada w Warszawie uczyniła go swoim „mężem zaufania" w służbach specjalnych PRL. Był nieformalnym łącznikiem między służbami obu krajów.
Mimo tych sukcesów prywatne życie Goleniewskiego układało się fatalnie. Jego żona na skutek traumy po przeżyciach wojennych zapadła na chorobę psychiczną. Problemy się pogłębiały i doprowadziły do rozpadu małżeństwa, co skłoniło oficera do poszukiwania szczęścia w ramionach innej kobiety. Pod koniec lat 50. podczas jednej z misji szpiegowskich w Niemczech Goleniewski poznał Irmgard Kampf. Znajomość rozwinęła się tak szybko, że już w 1959 r. Goleniewski poprosił przełożonych o zgodę na rozwód i powtórny ożenek z niemiecką wybranką. Zachowane dokumenty wskazują, że sprawą zajęło się kierownictwo wywiadu. Pułkownikowi odmówiono, uznając, że oficer wywiadu nie powinien żenić się z cudzoziemką, nawet jeśli pochodzi z kraju, który należy do wspólnoty państw socjalistycznych. Co więcej: kierownictwo zaleciło, aby baczniej przyglądać się wyjazdom Goleniewskiego na Zachód. Obawiano się, że wywiad RFN może zwerbować jego kochankę i przez nią spróbować pozyskać także jego. Pomysłowy pułkownik znalazł i na to sposób. Kolejny raport z prośbą o zgodę na wyjazd napisał nie do szefa wywiadu, tylko do jego przełożonego, wiceministra Mieczysława Moczara. Moczar, który osobiście lubił Goleniewskiego, wyraził zgodę i pułkownik mógł wyjechać do NRD. Oczywiście czas ten wykorzystywał nie tylko na misje szpiegowskie, lecz również na rozwijanie znajomości z panną Kampf.