Pycha kroczyła przed upadkiem

Trwający kilkanaście minut atak na japońskie lotniskowce wystarczył, aby zmienić losy wojny na Pacyfiku. Japończycy przegrali to starcie, bo dali się zaślepić przez wcześniejsze zwycięstwa. Amerykanie wygrali dzięki swojemu wywiadowi oraz niezwykłemu poświęceniu pilotów i marynarzy.

Aktualizacja: 25.04.2019 16:17 Publikacja: 25.04.2019 15:38

Foto: Getty Images

„Minęło zaledwie 21 dni, odkąd zaczęła się wojna, ale operacje idą gładko i mamy wystarczające powody, by sądzić, że pierwsza faza wojny zakończy się do marca. Ale co nastąpi potem?" – pisał 1 stycznia 1942 r. w swoim dzienniku adm. Matome Ugaki, szef sztabu Japońskiej Połączonej Floty. Rzeczywiście w ciągu kilku miesięcy Japonii udało się odnieść serię spektakularnych zwycięstw nad Stanami Zjednoczonymi, Wielką Brytanią, Australią i Holandią. Wszystko to z wykorzystaniem bardzo skromnych sił (11 dywizji i ok. 1,2 tys. samolotów plus wspierająca je flota) i przy bardzo niskich stratach. Admirał Isoroku Yamamoto, dowódca Połączonej Floty, współtwórca tych spektakularnych zwycięstw, lobbował w Tokio za kontynuacją ofensywnej strategii: zadawaniem aliantom kolejnych ciosów, które zmuszą ich do negocjacji pokojowych z Japonią.

Brakowało jednak spójnej koncepcji strategicznej. Część japońskich dowódców chciała uderzenia na Cejlon, inni chcieli skupić się na Nowej Gwinei, jeszcze inni na Chinach. Ten strategiczny spór został rozstrzygnięty przez Amerykanów – 18 kwietnia 1942 r. formacja 16 amerykańskich bombowców B-25 Mitchell dowodzona przez pułkownika Jamesa Doolittle'a wystartowała z lotniskowca „Hornet" i dokonała rajdu lotniczego na Tokio oraz kilka innych japońskich miast. Straty materialne spowodowane przez amerykańskie bombowce były minimalne, ale efekt propagandowy rajdu okazał się ogromny. Cesarska Marynarka Wojenna poczuła, że straciła twarz, pozwalając Amerykanom na uderzenie w stolicę. Yamamoto bez żadnych większych problemów zdołał więc przeforsować swoją koncepcję zadania Amerykanom ciosu odwetowego – zajęcia atolu Midway (amerykańskiej bazy lotniczej położonej mniej więcej w połowie drogi między Azją a Ameryką Płn.) i sprowokowania amerykańskiej Floty Pacyfiku do stoczenia walnej bitwy, w której zostaną zniszczone jej lotniskowce.

Zgubne pozytywne myślenie Japończyków

Plan operacji ofensywnej był szlifowany przez Japończyków w kwietniu i na początku maja 1942 r. Zatwierdzono go 5 maja. Od początku obarczony był bardzo poważnymi wadami. Składał się z dwóch części: operacji MI (ataku na Midway) oraz operacji AL (ataku na Aleuty, łańcuch wysp u wybrzeży Alaski). AL miała być uderzeniem dywersyjnym, odciągającym część sił Amerykanów. Yamamoto wyznaczył jednak do jej realizacji dwa cenne lotniskowce: „Junyo" i „Ryujo". Kolejne dwa lotniskowce („Shokaku" i „Zuikaku") miały być na początku maja zaangażowane w operację zajęcia Port Moresby na Nowej Gwinei. Yamamoto optymistycznie zakładał, że po wykonaniu zadania dołączą do głównego zespołu uderzeniowego pod Midway.

Do udziału w operacji MI zostały ostatecznie wyznaczone: podlegający 1. Flocie 1. Zespół Uderzeniowy Lotniskowców dowodzony przez adm. Chuichiego Nagumo (lotniskowce: „Akagi", „Kaga", „Hiryu" i „Soryu", dwa szybkie pancerniki, dwa ciężkie krążowniki, jeden lekki krążownik, 12 niszczycieli i okręty wsparcia), główne siły 1. Floty pod bezpośrednim dowództwem adm. Yamamoto (mały lotniskowiec „Hosho", trzy pancerniki – w tym okręt flagowy „Yamato", dwa transportowce wodnosamolotów, jeden lekki krążownik, dziewięć niszczycieli i okręty wsparcia) oraz 2. Flota adm. Nobutake Kondo, w skład której wchodziły siły główne (mały lotniskowiec „Zuiho", dwa szybkie pancerniki, cztery ciężkie krążowniki, jeden lekki krążownik, osiem niszczycieli i okręty wsparcia), zespół inwazyjny adm. Raizo Tanaki (dwa transportowce wodnosamolotów, 12 okrętów transportowych, jeden lekki krążownik, dziesięć niszczycieli i okręty wsparcia), siły wsparcia adm. Takeo Kurity (cztery ciężkie krążowniki, dwa niszczyciele i tankowiec) oraz zespół trałowców. Zgrupowanie to było wspierane przez 6. Flotę z jej 12 okrętami podwodnymi. Japończycy dysponowali blisko 300 samolotami.

Japoński plan przewidywał atak z zaskoczenia na bazę lotniczą Midway, zniszczenie znajdujących się w niej amerykańskich sił i zajęcie wyspy. To miało zmusić zespół amerykańskich lotniskowców do wyjścia z Pearl Harbor. Gdy już znalazłyby się one w pułapce, miały zostać wykończone przez 1. Flotę, w tym przez potężne działa jej zespołu pancerników. Podczas manewrów na początku czerwca z góry odrzucano wariant mówiący, że zgrupowanie amerykańskich lotniskowców będzie czekało już na miejscu na Japończyków. Kpt. Minoru Genda, współpracownik adm. Yamamoto, rozbrajająco przyznawał, że nie ma planu postępowania na ten wariant. Gdy podczas gry sztabowej w jednym ze scenariuszy doszło do zatopienia dwóch lotniskowców, admirał sędziujący podczas tej rozgrywki nie zatwierdził tych zatopień, uznając je za mało prawdopodobne.

Strategiczne decyzje amerykańskiego wywiadu i floty USA

Tymczasem Amerykanie doskonale się orientowali w zamiarach Japończyków. Komandor Joseph Rochefort, dowódca biura wywiadu Marynarki Wojennej na Hawajach, czytał japońskie depesze wojskowe. Jego ludzie złamali wcześniej kod używany przez Japończyków. Zdołał w ten sposób odkryć plany operacji zajęcia Port Moresby, Aleutów oraz Midway. Dowódca Floty Pacyfiku admirał Chester Nimitz uwierzył mu i zaczął przygotowania do bitwy. Amerykańskie lotniskowce miały znaleźć główny zespół uderzeniowy Japończyków i zniszczyć go, gdy on będzie zajęty walką o Midway.

Nimitz miał do dyspozycji zespół uderzeniowy lotniskowców adm. Franka Fletchera, składający się z Task Force 17 kierowanego bezpośrednio przez Fletchera (lotniskowiec „Yorktown", dwa ciężkie krążowniki, sześć niszczycieli) i Task Force 16 admirała Raymonda Spruance'a (lotniskowce „Enterprise" i „Hornet", dwa ciężkie krążowniki, 11 niszczycieli i dwa tankowce). Wspierał je zespół okrętów podwodnych adm. Roberta Englisha (19 okrętów podwodnych). Amerykanie mieli 233 samoloty na lotniskowcach oraz 127 w bazie w Midway. Samoloty z Midway, w większości przestarzałe maszyny, miały zostać poświęcone do mających małe szanse powodzenia ataków na japońską flotę. Chodziło przede wszystkim o kupienie czasu pozwalającego na skuteczny atak samolotom z lotniskowców.

Wiele czynników przemawiało na korzyść Japończyków. Amerykanie dysponowali wówczas samolotami gorszej jakości, a ich piloci nie mieli dużego doświadczenia. Po stronie japońskiej było wielu weteranów Pearl Harbor i innych udanych operacji z ostatnich miesięcy. Flocie Pacyfiku sprzyjało jednak to, że jej dowódcy znali zamiary wroga i lepiej od Japończyków rozumieli wojnę powietrzną. Choć Yamamoto i Nagumo odnieśli wiele sukcesów, przeprowadzając ataki lotnicze, to jednak wciąż wierzyli w to, że wojnę na Pacyfiku rozstrzygną pancerniki. Po stronie japońskiej jedynie adm. Tamon Yamaguchi, dowódca lotniskowca „Hiryu", uważał, że drogą do zwycięstwa jest stworzenie z lotniskowców głównych sił uderzeniowych, podobnych do amerykańskich Task Force. Amerykanom sprzyjał też szczęśliwy zbieg okoliczności: znany z popędliwości i braku rozsądku adm. William Halsey zachorował i został zastąpiony przez bardziej wyważonego adm. Spruance'a. – To był wielki dzień dla floty, gdy Bill Halsey trafił do szpitala! – żartował później adm. Nimitz.

Na amerykańskie zwycięstwo wpłynął również wynik bitwy na Morzu Koralowym – pierwszej w historii bitwy lotniskowców. Amerykanie powstrzymali tam operację zajęcia Port Moresby. Zatopili Japończykom mały lotniskowiec „Shoho", a „Shokaku" i „Zuikaku", z powodu uszkodzeń i strat wśród pilotów zostały wyeliminowane z walki na kilka miesięcy, nie mogły więc wziąć udziału w ataku na Midway. Amerykanie stracili lotniskowiec „Lexington", a „Yorktown" był mocno uszkodzony. Japońskie tajne służby uznały go za zatopionego. On jednak zdołał dopłynąć na Hawaje, gdzie w 48 godzin go prowizorycznie wyremontowano, dlatego mógł wziąć udział w bitwie o Midway.

Wymiana ciosów

Japońskie siły uderzeniowe płynęły ku Midway z zachowaniem ciszy radiowej. Nie dostały więc informacji od tajnych służb z Tokio mówiącej, że zespół amerykańskich lotniskowców prawdopodobnie już czeka na nie na morzu. 3 czerwca od bombardowania Dutch Harbor zaczął się atak na Aleuty. Wbrew oczekiwaniom Japończyków nie udało się tam ściągnąć dużych amerykańskich sił. Amerykańskie Task Force 16 i 17 połączyły się dzień wcześniej i zmierzały ku Midway. Rankiem tego samego dnia samoloty rozpoznawcze z Midway wykryły japońską flotę inwazyjną. Przez następne kilka godzin siły te były wielokrotnie atakowane przez samoloty z Midway, z mizernym skutkiem.

4 czerwca o 4.30 z lotniskowców „Akagi" i „Kaga" wystartowało 108 samolotów, które w ciągu dwóch godzin doleciały nad Midway i rozpoczęły atak na bazę. Amerykanie zostali wcześniej ostrzeżeni przez radar i poderwali samoloty w powietrze. Walka powietrzna była bardzo zacięta: Japończycy stracili 11 samolotów, zestrzeliwując Amerykanom 15 i uszkadzając większość pozostałych. Zniszczono część instalacji w bazie lotniczej, ale pas startowy był nieuszkodzony. W tym czasie amerykańskie bombowce z Midway atakowały japońskie lotniskowce. Myśliwce Zero masakrowały je bez większych problemów, ale jeden z bombowców B-26 omal nie rozbił się o mostek kapitański lotniskowca „Akagi", o mało co nie zabijając adm. Nagumo. Dowódca zespołu uderzeniowego lotniskowców był pod wrażeniem zaciętego oporu Amerykanów, a od dowódcy sił lotniczych atakujących Midway dostał meldunek radiowy, że konieczny jest drugi atak na wyspę. Przychylił się do tej prośby. Samoloty stojące na japońskich lotniskowcach zaczęły być przezbrajane z torped (do ataku na amerykańskie okręty) w bomby (do ataku na lotnisko w Midway). Nagumo nie wiedział jeszcze, że w stronę jego zespołu leciały już samoloty z amerykańskich lotniskowców „Hornet" i „Enterprise" (a wkrótce dołączą do nich te z „Yorktown"). Japończykom wyraźnie szwankował zwiad lotniczy. Dopiero około godziny 7.30 do Nagumo dotarł meldunek mówiący o wykryciu amerykańskich lotniskowców. Admirał wydał więc rozkaz ponownego przezbrojenia samolotów na pokładach w torpedy (adm. Yamaguchi radził mu, by zamiast tego wysłał do boju przeciwko okrętom samoloty uzbrojone w bomby). Na pokładach hangarowych lotniskowców zapanował chaos. Na możliwość wylądowania czekały samoloty z pierwszej fali, która zaatakowała Midway. Japońskie lotniskowce stały się idealnym celem...

O 9.20 zaatakowała pierwsza fala amerykańskich samolotów torpedowych Douglas TDB Devastator. Została ona zmasakrowana przez myśliwce Zero. Podobnie jak druga fala. Bohaterstwo i poświęcenie młodych pilotów poszło w większości na marne. O 10.10 zaatakowała trzecia grupa samolotów torpedowych. Japońskie myśliwce związały się z nimi walką na niskim pułapie. 15 minut później niespodziewanie wyłoniły się spoza chmur amerykańskie bombowce nurkujące Douglas SBD Dauntless i wykorzystały lukę w japońskiej obronie. Trafione zostały: „Akagi", „Kaga" i „Soryu". „Akagi" dostał jedną bombą, która wleciała na pokład hangarowy i eksplodowała pomiędzy zatankowanymi i w pełni uzbrojonymi samolotami. Wybuchł pożar, którego nie dało się już opanować. „Kaga" została trafiona czterema lub pięcioma bombami, z których jedna zabiła kapitana tego okrętu i większość jego oficerów. (Później ten lotniskowiec stał się celem nieudanego ataku torpedowego przeprowadzonego przez amerykański okręt USS „Nautilius".) Na „Soryu" spadły co najmniej trzy bomby, które podobnie jak na „Akagi" i „Kadze" wywołały eksplozje wtórne paliwa i amunicji na pokładzie hangarowym.

Japończykom pozostał „Hiryu". Dowodzący nim bojowy adm. Yamaguchi wysłał swoje samoloty do ataku na amerykański zespół lotniskowców. Po 12.00 pierwsza fala bombowców zaatakowała „Yorktown", ciężko go uszkadzając. W trakcie kolejnego ataku „Yorktown" zaliczył dwa trafienia torpedami. Okręt stracił moc, przechylił się o 23 stopnie i został opuszczony przez załogę. Ponieważ po pierwszym ataku japońscy piloci donosili o tonącym lotniskowcu, zatopienie „Yorktown" policzyli podwójnie i byli przekonani, że zniszczyli cały amerykański zespół lotniskowców. Amerykanie zdołali jednak uderzyć ponownie.

O 17.00 Dauntlessy z „Enterprise" (i maszyny przejęte z tonącego „Yorktown") zaatakowały „Hiryu". Został trafiony czterema bombami. Płonący okręt utrzymywał się na wodzie jeszcze przez kilka godzin. Poszedł na dno wraz z admirałem Yamaguchim, który odmówił ewakuowania się z niego. Legenda mówi, że ten najzdolniejszy oficer cesarskiej marynarki podziwiał księżyc z pokładu tonącego okrętu. „Hiryu" poszedł na dno rankiem 5 czerwca, dobity torpedą z japońskiego niszczyciela. Ten sam los spotkał kilka godzin wcześniej „Akagi", a wieczorem poprzedniego dnia „Kagę". W nocy z 4 na 5 czerwca adm. Yamamoto zarządził odwrót.

Pech dalej jednak prześladował Japończyków. W trakcie odwrotu zderzyły się ciężkie krążowniki – „Mikuma" i „Mogami". Pierwszy z nich został wkrótce potem wytropiony przez amerykańskie lotnictwo i zatopiony. 6 czerwca wciąż unoszący się na wodzie wrak lotniskowca „Yorktown" i pilnujący go niszczyciel „Hammann" zostały storpedowane przez japoński okręt podwodny I-168. „Hammann" poszedł na dno niemal natychmiast, „Yorktown" następnego dnia przed świtem.

Złamana potęga

Amerykanie stracili podczas całej bitwy jeden lotniskowiec, jeden niszczyciel, około 150 samolotów i ponad 300 zabitych. Kilku zestrzelonych amerykańskich pilotów zostało wyłowionych z oceanu przez japońskich marynarzy. Jednego z nich brutalnie przesłuchano i zatłuczono siekierą. Dwóch kolejnych po torturach wyrzucono za burtę związanych i obciążonych kamieniami.

Japończycy stracili zaś podczas starcia pod Midway 4 zatopione lotniskowce i jeden ciężki krążownik. Drugi krążownik był ciężko uszkodzony. Stracono blisko 250 samolotów, zginęło blisko 3 tys. marynarzy. Straty wśród pilotów sięgnęły 121 zabitych. Były bardzo poważne, ale to dopiero kampania lotnicza na Nowej Gwinei („Stalingrad Pacyfiku") doprowadziła do wykrwawienia się doświadczonych kadr japońskiego lotnictwa.

Dużo dotkliwsza była strata ponad 700 mechaników lotniczych oraz całego zespołu uderzeniowego lotniskowców. To dlatego Japończycy musieli porzucić plany ofensywne na Pacyfiku i przejść do obrony. Już nigdy nie odzyskali inicjatywy strategicznej w wojnie przeciwko Stanom Zjednoczonym. Adm. Yamamoto przyjął na siebie całą winę za poniesioną klęskę, ale nie stracił z tego powodu stanowiska. Mimo popełnionych przez niego błędów wciąż był uznawany za niezastąpionego stratega. Japońscy sztabowcy byli zresztą przekonani, że pod Midway zadano Amerykanom o wiele większe straty niż w rzeczywistości. Sądzili, że zatopiono tam dwa amerykańskie lotniskowce. W japońskich mediach podawano więc, że bitwa pod Midway zakończyła się klęską Amerykanów. Ten „triumf nad zamorskimi diabłami" stał się okazją do spontanicznego urządzania festynów na ulicach Tokio. Cywile autentycznie się cieszyli, że wojna zbliża się do „zwycięskiego końca".

Bitwa pod Midway była o tyle rozstrzygająca, że zmusiła Imperium Japońskie do przejścia do defensywy. Naiwnie jest jednak sądzić, że gdyby inaczej się ona potoczyła, to Japonia wygrałaby wojnę. Po ataku na Pearl Harbor amerykańskie społeczeństwo nastawiło się na walkę aż do zmiażdżenia wroga. Nawet po największych ciosach zadanych aliantom przez Japonię było przeciwne szukaniu pokojowych rozwiązań konfliktu z mocarstwem, które dopuściło się zdradzieckiego ataku na Hawaje, Filipiny i wyspę Wake. Negocjować z Tokio nie miała również zamiaru administracja Roosevelta. Ewentualna klęska Floty Pacyfiku w bitwie pod Midway niewiele by tu zmieniła. Stracone lotniskowce zostałyby w ciągu kilku miesięcy zastąpione nowymi przez rozpędzony amerykański przemysł.

Japonia była wówczas zdecydowanie zbyt słaba gospodarczo, by wytrzymać trwającą wiele lat wojnę z USA. Rozstrzygające dla jej losów okazały się nie tyle błędy popełnione pod Midway, ile fatalne założenie strategiczne przyjęte przez admirała Yamamoto już podczas planowania ataku na Pearl Harbor: założenie mówiące, że Amerykanie po poniesieniu pierwszych dużych strat będą chcieli zawarcia pokoju z Japonią. /©?

„Minęło zaledwie 21 dni, odkąd zaczęła się wojna, ale operacje idą gładko i mamy wystarczające powody, by sądzić, że pierwsza faza wojny zakończy się do marca. Ale co nastąpi potem?" – pisał 1 stycznia 1942 r. w swoim dzienniku adm. Matome Ugaki, szef sztabu Japońskiej Połączonej Floty. Rzeczywiście w ciągu kilku miesięcy Japonii udało się odnieść serię spektakularnych zwycięstw nad Stanami Zjednoczonymi, Wielką Brytanią, Australią i Holandią. Wszystko to z wykorzystaniem bardzo skromnych sił (11 dywizji i ok. 1,2 tys. samolotów plus wspierająca je flota) i przy bardzo niskich stratach. Admirał Isoroku Yamamoto, dowódca Połączonej Floty, współtwórca tych spektakularnych zwycięstw, lobbował w Tokio za kontynuacją ofensywnej strategii: zadawaniem aliantom kolejnych ciosów, które zmuszą ich do negocjacji pokojowych z Japonią.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie