Opisywałem w tych felietonach różne etapy rozwoju wiedzy o elektryczności oraz różne sposoby praktycznego jej wykorzystania. Opisałem w tekście zatytułowanym „Elektryczność pracuje" (jest dostępny w internecie) pierwsze zastosowanie elektryczności do przesyłania wiadomości, a mianowicie telegraf, wynaleziony w 1833 roku przez Samuela Morse'a. Pisałem też o wykorzystaniu elektryczności do komunikacji radiowej w felietonie „Zaciekły spór o to, kto wynalazł radio.". Dzisiaj chcę skupić uwagę na telefonie – wynalazku, który zrewolucjonizował formy i sposoby kontaktów między ludźmi. O roli telefonów w naszym codziennym życiu pisać dużo nie muszę – wystarczy się rozejrzeć. Natomiast wiedza o tym, jak doszło do ich wynalezienia, a potem rozpowszechnienia, nie jest powszechna, warto więc przypomnieć ten fragment historii rozwoju cywilizacji.
Badania mowy kluczem do wynalazku
Alexander Graham Bell, którego powszechnie uważa się za wynalazcę telefonu, tak naprawdę nie tego szukał. Był nauczycielem głuchoniemych i dążył do tego, żeby zbudować maszynę mówiącą (dziś byśmy powiedzieli syntezator mowy) oraz wzmacniacz głosu – coś na podobieństwo dzisiejszych aparatów słuchowych. Prace badawcze rozpoczął w 1862 roku w wieku 15 lat (!), natomiast do normalnej szkolnej nauki zdecydowanie się nie garnął i ukończył podobno tylko cztery klasy szkoły podstawowej. Jego dziełem z tego wczesnego okresu było stworzenie (wspólnie z bratem Melvillem) systemu notacji fonetycznej zwanej Visibile Speech (1864), który potem intensywnie promował.
Prowadził także intensywne prace badawcze dotyczące fizjologii mowy, a zwłaszcza artykulacji samogłosek (w 1865 roku), pracując jako asystent w Weston House Academy w Elgin. W jaki sposób dostał tę posadę, nie mając formalnego wykształcenia? Dzisiaj dociec nie sposób. Jednak ci, którzy go na tę uczelnię przyjęli, mieli rację: Bell okazał się znakomitym badaczem. Wyniki swoich prac przedstawił w marcu 1866 roku Alexandrowi Johnowi Ellisowi. Była to wyjątkowa bezczelność, ponieważ Ellisa zaliczano do czołowych filologów brytyjskich, a Bell był właściwie naukowym amatorem. Bezczelność się jednak opłaciła. Ellis docenił prace Bella, zaproponował mu członkostwo w londyńskim towarzystwie filologicznym (Philological Society) i zaopiekował się jego dalszym rozwojem naukowym.
W 1870 roku Bell wyjechał do Kanady, gdzie w 1872 roku zaproponowano mu posadę profesora fizjologii dźwięku na Uniwersytecie w Bostonie. Mając to stanowisko, zaczął eksperymenty z wykorzystaniem elektryczności do budowy urządzeń wspomagających głuchoniemych. Podczas tych prac wynalazł i opatentował mikrofon (do zamieniania głosu w sygnał elektryczny) oraz głośnik (do wytwarzania dźwięków przy pobudzaniu sygnałem elektrycznym). Pomysł połączenia kablem mikrofonu w jednym pokoju z głośnikiem znajdującym się w drugim podobno podsunęła Bellowi jego żona Mabel. Wiadomo, jak brzmiały pierwsze słowa przekazane przez ten pratelefon. Bell powiedział: „Panie Watson, proszę tu przyjść, potrzebuję pana" – i jego współpracownik Thomas Watson przyszedł.
Bell złożył wniosek patentowy na wynalazek telefonu w poniedziałek 14 lutego 1876 roku – i wygrał wszystko: sławę, liczne nagrody, korzyści z produkcji i sprzedaży telefonów. Jak w pokerze: rozbił bank! Tymczasem niecałe dwie godziny później do tego samego urzędu patentowego zgłosił się inny wynalazca telefonu: Elisha Gray. Wymyślił on w gruncie rzeczy to samo co Bell. Co więcej, pod pewnymi względami wynalazek Graya był lepszy! Ale te dwie godziny wystarczyły. Bell stał się sławny, założył pierwszą firmę produkującą telefony (Bell Telephone Company) oraz uzyskał nagrodę 50 tys. dolarów (ponad milion obecnie!) od Filadelfijskiego Towarzystwa Naukowego. A Elisha Gray? Czy ktoś z państwa o nim słyszał?