Adolfo de Jesús Constanzo: Czarownik morderca

Adolfo de Jesús Constanzo, zwany El Padrino, złożył w ofierze ponad 60 mężczyzn i przyrządzał z nich magiczne potrawy. Wierzył, że cierpienie ofiar zapewnia powodzenie w biznesie, czyni niewidzialnym dla policji i odpornym na kule.

Aktualizacja: 08.04.2018 14:22 Publikacja: 08.04.2018 00:01

Kocioł ofiarny zwany „nganga” znaleziony przez policję na miejscu zbrodni. Ranczo Santa Elena, 1989

Kocioł ofiarny zwany „nganga” znaleziony przez policję na miejscu zbrodni. Ranczo Santa Elena, 1989 r.

Foto: Getty Images

Gdy w 1989 r. przez punkt kontrolny policji w północnym Meksyku przejechał, nie zwalniając, młody mężczyzna, policjanci myśleli, że to tylko bezczelny chłopak pod wpływem marihuany. Gnał w kierunku rancha Santa Elena. Policja ruszyła w pościg i dopadła go dopiero na miejscu. Kierowca nie reagował ani na sygnały świetlne, ani na wezwania przez megafon. Nadal wyglądało to na zwykłe zatrzymanie dilera przemierzającego narkotykowy szlak z Brownsville na południe Meksyku. Na ranczu, do którego dotarli funkcjonariusze, znaleziono nieco marihuany i okultystyczne przedmioty. Policja skupiła się na podejrzeniach o handel narkotykami. Zatrzymano brawurowego kierowcę Serafina Hernandeza Garcię i zastanego na miejscu Davida Sernę Valdeza.

Zaginiony Mark Kilroy

Zachowanie mężczyzn zastanowiło funkcjonariuszy. Byli zbyt spokojni, nie przejmowali się aresztowaniem. Twierdzili, że ich los jest w znacznie potężniejszych rękach. Policjanci postanowili wrócić na ranczo i przesłuchać stróża obiektu. Ten przyznał, że to miejsce często jest odwiedzane przez ludzi związanych z handlem narkotykami i żywo zareagował na zdjęcie poszukiwanego od dwóch tygodni w całym Meksyku Amerykanina Marka Kilroya. – Znam tego chłopaka – powiedział stróż – trzymali go na ranczu. Przywieźli go związanego w furgonetce. Mówił tylko po angielsku. Nie rozumiałem go, ale dałem mu trochę chleba i wody. Policjanci byli zaskoczeni. Zaczęli wypytywać, gdzie Mark może być w tej chwili. – Nie jestem pewien. Kiedy wychodziłem, zamknęli go w chacie. Nie wiem, co się z nim stało, bo kazali mi odejść.

Garcia i Valdez stali się punktem zaczepienia w poszukiwaniach zaginionego chłopca. Po pokazaniu Serafinowi zdjęcia ten spokojnie odpowiedział, że to Mark Kilroy i jest na ranczu. – Jak to na ranczu? – zdziwił się komendant Benitez Ayala. – Jest tam pochowany – beznamiętnie odpowiedział chłopak. Zeznał, że brał udział w porwaniu i zabiciu Kilroya. Spokojnie opowiadał o rytuale składania ofiar z ludzi, by zapewnić magiczną ochronę różnym osobom i biznesowi narkotykowemu. Swoją wiarę nazywał „religią" lub „wudu", a rytualną potrawę z ludzkich organów – „magicznym gulaszem". Opowiadał też o tym, że ofiary przed śmiercią były gwałcone, ich czaszki rozbijane maczetą. Po śmierci wycinano organy, które miały być źródłem magicznej mocy. Garcia z największym uwielbieniem mówił o przywódcy sekty, którym był Adolfo de Jesús Constanzo, zwany przez wszystkich wyznawców El Padrino.

Ku zaskoczeniu policjantów Serafin chętnie wskazał miejsca pochówku nie tylko Marka Kilroya, ale i innych ofiar. Było to dopiero pierwsze 12 zwłok odkrytych na ranczu. Wszystkie ciała zostały makabrycznie okaleczone. Policjanci przyzwyczajeni do rozgrywek między gangami narkotykowymi i widoku morderstw, tym razem byli naprawdę zszokowani. – Odór śmierci był nie do wytrzymania, włosy stanęły mi na karku. Byłem przerażony. Wiedziałem, że natknąłem się na zło wcielone – opowiadał jeden z funkcjonariuszy. W szopie znaleziono różne przedmioty wyglądające jak akcesoria do obrzędów szamańskich. Najważniejszym z nich był garnek, w którym – jak się później okazało – gotowano wycięte z ciał ofiar organy. Tam też pośród insektów i szczątków zwierząt znaleziono zanurzony we krwi mózg Marka Kilroya.

Nie było już wątpliwości, gdzie podziali się poszukiwani od kilku miesięcy ludzie. W pierwszym kwartale 1989 r. odnotowano 60 zgłoszeń o zaginięciach. To nadal nie wywoływało zdziwienia policji. W regionie, gdzie gangi walczą o strefy wpływu, a młodzież w liczbie ok. 250 tys. rocznie przemierza granicę między USA a Meksykiem, takie rzeczy zdarzają się dość często. Mark Kilroy był jednym z uczniów college'u, którzy postanowili odbyć świętą wędrówkę do dorosłości, a później stał się 61. notatką o zaginięciu. Jego rodzice byli wpływowymi Amerykanami i przy wsparciu władz USA wywierali presję na meksykańską policję. Przesłuchano 127 przestępców z Matamoros, ale nie znaleziono żadnego śladu – aż do dnia, gdy Serafin Hernandez Garcia pędził do domu przekonany, że magia czyni go niewidzialnym.

Przeznaczony do wielkich rzeczy

Adolfo de Jesús Constanzo urodził się 1 listopada 1962 r. w Miami. Matka, kubańska imigrantka, miała wówczas 15 lat. Dwójka młodszego rodzeństwa Adolfo miała innych ojców. Rozczarowana życiowymi niepowodzeniami kobieta znalazła ukojenie w uprawianiu magii związanej z afrykańsko-karaibskim kultem zwanym santeria. W swoim środowisku zachowywała pozory, że syn ma katolicki chrzest. W rzeczywistości sześciomiesięczne niemowlę pobłogosławił kapłan afrykańskiej, znacznie mroczniejszej wersji czarnej magii – palo mayombe. Uznał, że Adolfo jest przeznaczony do wielkich rzeczy i zostanie potężnym czarownikiem. Matka gorliwie wierzyła w tę przepowiednię i wprowadzała syna w tajniki santerii, a później i palo. Od 1972 r. chłopiec rozpoczął regularną naukę magii i terminował u duchowego nauczyciela w Little Havana, by w 1988 r. oficjalnie zostać kapłanem palo.

W szkole Adolfo był kiepskim uczniem. Jego oficjalna edukacja trwała tylko dziewięć lat. Bardziej interesowały go sprawy religii i praktyk magicznych. Z fascynacją oddawał się praktykom palo mayombe. O ile santeria była łagodną formą czarownictwa i stosowała białą magię, o tyle palo było mroczne i pełne przemocy. Satanistyczne obrzędy, czarna magia, składanie ofiar, których cierpienie miało być źródłem mocy, powodzenia w interesach i klęski wrogów. Centralnym punktem kultu był kocioł ofiarny zwany „nganga". Chłopiec zakradał się ze swoim nauczycielem na cmentarze, by wykopywać ludzkie szczątki do przyrządzania magicznych wywarów, z których miał czerpać moc. Dla matki Adolfo nie miało znaczenia, że syn z powodu drobnych kradzieży ma problemy z prawem i nie garnie się do nauki. Najważniejsza była rosnąca „moc" i rozwój duchowy przyszłego kapłana. Była z niego bezgranicznie dumna. Chłopiec z czasem zaczął zdradzać sadystyczne skłonności. Lubił zadawać cierpienie, operować strachem, podporządkowywać sobie innych oraz otaczać się ludźmi bezkrytycznie w niego zapatrzonymi. Posiadał też charakterystyczny dla psychopatów urok osobisty i dar manipulowania otoczeniem. Do tego był uznawany za pięknego chłopca, a później przystojnego mężczyznę.

W 1983 r. Adolfo wybrał na swego patrona Kadiempembe, który w palo mayombe jest odpowiednikiem chrześcijańskiego szatana. To była świadoma decyzja, by rozpocząć czynienie zła w celu bogacenia się materialnego i duchowego. Zaraz po tym rytuale zatrudnił się jako model w Mexico City. Działał głównie w dzielnicy prostytutek. Zysk czerpał ze stawiania kart tarota i przepowiedni. Szybko zdobywał popularność. Uznany za cudownego jasnowidza bogacił się i wzmacniał swoje wpływy w środowisku przestępczym. Otaczał się wianuszkiem fanów, którzy powoli przeobrażali się w wyznawców. W końcu zamieszkał z dwiema kochankami i zaczął opływać w dostatki. Cena za jego usługi mogła sięgać nawet 4,5 tys. dolarów za wizytę. Przepowiadał przyszłość, wróżył, zdejmował uroki, sporządzał magiczne eliksiry i mikstury. W tym czasie do ich produkcji używał głów zwierząt, głównie kóz, zebr i węży.

Romans z mafią

Jego klientami stali się handlarze narkotyków. Potrzebowali magicznego zabezpieczenia transportów, transakcji, szansy na większe powodzenie w interesach. Adolfo szybko odkrył, że to dla niego najbardziej dochodowy rynek. By uzyskać lepsze honoraria za usługi, musiał uczynić rytuały bardziej tajemniczymi i kunsztownymi. Zwierzęta przestały wystarczać. Nie były dość spektakularne. W garnku „nganga" zaczęły lądować ludzkie szczątki wykopane na cmentarzach. Wiara w skuteczność zaklęć Constanza rosła razem z cenami jego usług. Do przestępczej klienteli dołączyli wysocy urzędnicy i funkcjonariusze policji. Dlatego przez długi czas działalność Adolfo była chroniona nie tylko magią, ale też skorumpowaną siatką protektorów. Zyskiwał dostęp do coraz zamożniejszych „elit" przestępczych, budując sobie coraz mocniejszą pozycję.

Nie ma informacji, kiedy Adolfo zaczął zabijać ludzi, by ugotować z nich „magiczny gulasz". Z pewnością odczuwał nienasycony głód poklasku, uwielbienia i pieniędzy. Pozycję budował nie tylko religijnymi przedstawieniami, lecz także brutalnością. Chciał zaimponować bossom narkotykowym bezwzględnością i twardymi zasadami. Był gotowy zabić lub okaleczyć nie tylko wrogów, ale i przyjaciół. Ta strategia przynosiła mu korzyści, dopóki ambicja nie popchnęła go o parę kroków za daleko.

Przez cały rok Constanzo strzegł interesów rodziny Caldaza. Przekonywał wszystkich, że pomyślność w biznesie zawdzięczają wyłącznie jego rytuałom, zaklęciom, eliksirom i miksturom. Kartel korzystał z jego usług, zapewniając jasnowidzowi wyjątkowo dostatnie życie. Ten obrósł w piórka i uznał, że jest współautorem sukcesu transakcji. Nawet więcej – pomyślność miała być wyłącznie jego zasługą. Wysunął więc żądanie oddania mu udziałów w „firmie". W przeciwnym razie szczęście miało opuścić Caldazów razem z czarownikiem. Jak zapowiedział Adolfo, odmowa nie wyszła rodzinie na dobre. Po kilku dniach bossa mafii i jego rodzinę wyłowiono z rzeki Zumpango. Zwłoki nosiły ślady tortur oraz były niekompletne. Reszta szczątków posłużyła szamanowi za źródło mocy.

Matka chrzestna i Hernandezowie

Meksykanka Sara Maria Aldrete Villareal zapowiadała się na dumę rodziny. Wyjątkowo zdolna uczennica, pracowita, sumienna, wzorowa. Zrezygnowała jednak z pójścia do college'u, ponieważ zakochała się w Miguelu Zachariasie. Ich małżeństwo trwało jedynie pięć miesięcy. Sara wróciła do Matamoros i podjęła przerwaną naukę. Zdecydowała się na kierunek wychowanie fizyczne, po czym została jedną z najlepszych studentek college'u. Dużo się uczyła, a także pracowała jako instruktorka aerobiku i sekretarka na wydziale lekkiej atletyki. Nie miała czasu na kontakty rodzinne. Wolne chwile spędzała z nowym chłopakiem Gilberto Sosą, dilerem powiązanym z silnym lokalnym klanem narkotykowym – rodziną Hernandezów. Ci z kolei chętnie korzystali z usług Adolfo.

Constanzo bardzo uważnie przyglądał się Gilberto. Interesowała go siatka jego kontaktów. Przy okazji wpadła mu w oko piękna wysportowana blondynka. Zaaranżował więc spotkanie. Nie było w tym pomyśle zbyt wiele subtelności. Udał, że przypadkowo potrącił swoim mercedesem samochód Sary. Zaczął ją gorąco przepraszać, a psychopatyczny urok Adolfo zrobił swoje. Między nimi zaiskrzyło. Należało jeszcze tylko pozbyć się konkurencji. Tym razem jednak Constanzo nie ugotował nikogo w swoim kociołku. Powoli niszczył związek Sosy z Aldrete. W końcu poinformował Gilberto o zdradzie dziewczyny. Mimo zapewnień Sary, że to nieprawda, chłopak zerwał z nią. Pozostało jej tylko wpaść w ramiona pocieszyciela.

Związek erotyczny Sary i Adolfo był bardzo krótki. Homoseksualizm przeważył i ich relacja przekształciła się w głęboką przyjaźń. Trudno jednak określić charakter ich zażyłości, ponieważ Adolfo poddał dziewczynę bardzo silnej manipulacji. Stosował na niej różne praktyki, karmił swoimi wierzeniami, zaraził pasją i fascynacją okultyzmem. Jak można było się spodziewać, Sara rzuciła szkołę i podążyła za swoim guru. Zyskała status matki chrzestnej sekty – La Madriny.

Constanzo potrzebował Gilberto i przyjacielskich kontaktów Sary z rodziną i przyjaciółmi byłego chłopaka. Być może dlatego Sosa zachował życie. Rodzina Hernandezów przechodziła w tym czasie ciężkie chwile i bardzo chętnie przyjęła pomoc nowego przyjaciela. Na rynku pojawiła się silna konkurencja. W klanie zaczęły się tworzyć podziały. Wydawało się, że biznes upadnie. Aż pojawił się wybawca w przebraniu szamana. Zaoferował, że nie tylko usunie innych dilerów z rynku, ale zawładnie ich mocą. Dzięki ofiarom złożonym z przedstawicieli konkurencji i bezgranicznemu zaufaniu do szamana klan Hernandezów zyska opiekę nadprzyrodzonych istot, niewidzialność dla policji, a także odporność na kule. Za te usługi Constanzo zażyczył sobie połowy majątku rodziny. O dziwo, Hernandezowie poszli na ten układ.

W szponach zbrodni

Wtedy zaczęły się morderstwa na dużą skalę. Konkurencyjni dilerzy padali jak muchy. Padł też przez pomyłkę 14-letni członek rodziny Hernandezów. Ofiary służyły za źródło magicznych mocy i żer dla istot nadprzyrodzonych. Według religii palo mayombe im większego cierpienia doświadcza człowiek przed rytualną śmiercią, tym większe korzyści i przychylność duchów. Adolfo nie miał skrupułów. Cel był najważniejszy.

Nie zapominał też o swoim wizerunku. Pewnego dnia przeciwnicy Hernandezów porwali dwóch członków gangu, a następnie wypuścili ich zdrowych i całych. Adolfo z satysfakcją rozpowiadał wszystkim, że mężczyźni zachowali życie tylko dzięki wielkim męczarniom, jakich doświadczyły ofiary złożone z ludzi, bezgranicznemu zaufaniu rodziny do poczynań szamana oraz jego niezmąconej wierze w palo mayombe.

Zabijał handlarzy narkotyków, zabierał ich towar i był nietykalny. Policja przymykała oko, bo nie chciała stracić duchowego opiekuna ich osobistego powodzenia. W ten sposób Adolfo uzbierał (a w zasadzie ukradł) 800 kg marihuany. Planował sprzedać ją w USA. Jednak do tego była mu potrzebna naprawdę dobra ofiara, ponieważ skala przedsięwzięcia była ogromna. Poprzedni zamordowany mężczyzna był rosły i silny. Zanim stracił życie, narobił dużo hałasu i bałaganu. Dlatego Constanzo zlecił poszukanie kogoś, z kim pójdzie mu łatwiej. W ten sposób trafił na Marka Kilroya.

Constanzo skatował i złożył w ofierze młodego, zamożnego białego obywatela Stanów Zjednoczonych. Rodzina chłopca miała szerokie kontakty w kręgach politycznych i bardzo wpływowych przyjaciół. Policja meksykańska nie mogła już przymykać oczu. Cała sprawa groziła międzynarodowym skandalem. Postanowiono więc za wszelką cenę rozwiązać zagadkę zniknięcia Marka Kilroya. Constanzo zdawał sobie sprawę, że pętla zaczyna się zaciskać. Cały czas jednak wierzył w przychylność duchów, więc skupił się na tym, co było dla niego wówczas najważniejsze. A jako priorytet traktował przemycenie 800 kg marihuany. Powodzenie miało mu zapewnić złożenie w ofierze byłego chłopaka Sary, Gilberto Sosy. Duchom ten pomysł musiał się spodobać, bo ostatecznie narkotyki znalazły się w USA.

W drodze do piekła

Po aresztowaniu Serafina Garcii wszystko wyszło na jaw. Nie było już wątpliwości, kto stoi za zniknięciem młodego Amerykanina, jego śmiercią oraz męczarniami innych nieszczęśników, którzy wpadli w ręce szamana. Adolfo zaczął uciekać. Najpierw pojechał do Miami, gdzie mieszkała jego matka. Było oczywiste, że policja zacznie go szukać właśnie w tym miejscu, więc wrócił do Mexico City i nakłonił członków sekty, by każdy z nich ukrywał jego i Sarę przez kilka dni. Media w tym czasie nagłośniły szokujące odkrycie na ranczu Santa Elena. Policja otrzymywała informacje o miejscach pobytu uciekinierów. Szukał ich cały Meksyk. Constanzo był coraz bardziej przerażony. Pewnego dnia wyczytał z kart tarota, że zostanie zdradzony przez któregoś z bliskich przyjaciół. Wpadł w histerię. Groził wszystkim zemstą duchów i nie rozstawał się z pistoletem maszynowym.

Po uprzątnięciu miejsca zbrodni na ranczu Santa Elena zaproszono egzorcystę, który oczyścił chatę i teren wokół niej z mocy złych duchów. Potem spalono cały obiekt. Adolfo stracił najważniejsze źródło mocy – kociołek „nganga". W dodatku miejsce, w którym odbywał wszystkie rytuały, zostało zbezczeszczone. Wpadł w furię. Po kolejnym aresztowaniu jednego z jego wyznawców ogarnęła go paranoja. Nie mógł już wynieść się z miasta, ponieważ ucieczka stała się zbyt niebezpieczna. Przeprowadził się do innego mieszkania przy Rio Sena.

Nawet Sara zaczęła się go obawiać. Najbardziej gorliwa wyznawczyni, ślepo zapatrzona w swego mistrza, musiała być naprawdę przerażona, ponieważ w tajemnicy napisała karteczkę i wyrzuciła ją na ulicę: „Błagam, niech ktoś wezwie policję śledczą i powie, że w tym budynku znajdują się ci, których szukają. Podajcie im adres, czwarte piętro. Powiedzcie, że trzymają tu kobietę jako zakładniczkę. Błagam was o to. Jedyne, czego chcę, to porozmawiać – w przeciwnym razie oni zabiją tę dziewczynę". Desperacki list został znaleziony przez jakiegoś przechodnia, ale ten uznał go za żart i wyrzucił.

Adolfo de Jesús Constanzo zginął przez własną panikę. 6 maja 1989 r. policja przeszukiwała teren w pobliżu mieszkania uciekinierów. Pytano o zaginione dziecko. Adolfo przyglądał się policjantom chodzącym od drzwi do drzwi i był przekonany, że to jego szukają w tym momencie. Puściły mu nerwy i zaczął strzelać. Policja wezwała posiłki i w okamgnieniu budynek otoczyło 180 funkcjonariuszy. Ostrzał budynku trwał 45 minut. Constanzo zrozumiał, że nie uda mu się wywinąć z obławy. Zmusił jednego z Hernandezów, by go zastrzelił jego własnym pistoletem. Mężczyzna, choć był płatnym mordercą, bał się dotknąć swego guru. Constanzo wrzeszczał, groził mu wiecznym potępieniem i zemstą duchów. Żądał też zamordowania jego kochanka. Podczas szamotaniny broń wypaliła i gdy policja wkroczyła do mieszkania, znalazła zwłoki dwóch mężczyzn i trójkę pozostałych przy życiu członków sekty.

Po śmierci przywódcy rozpoczęła się nagonka na pozostałych wyznawców. Aresztowano wiele osób. Co ciekawe, większość z nich chętnie przyznawała się do rytualnych morderstw, ale nikt nie nazywał tego zbrodnią. Uważali, że składanie ofiar z ludzi zapewniło im szczęście i ochronę przed wymiarem sprawiedliwości. Swobodnie dzielili się makabrycznymi szczegółami zbrodni, przekonani, że cały czas są pod wpływem ochronnych zaklęć i opieką istot nie z tego świata.

Jedynie Sara Aldrete do końca utrzymywała, że jest ofiarą szalonego guru. Próby podtrzymania tego stanowiska nie pomogły jej podczas procesu, a jedynie dostarczyły informacji o szczegółach zbrodni i dokładnym przebiegu rytuałów. Została skazana na 62 lata więzienia. Nawet gdyby wyszła na wolność przed terminem, zostałaby oskarżona jeszcze o śmierć Marka Kilroya. Przed sądem postawiono także 20 innych wyznawców. Otrzymali wysokie wyroki, z których najsurowszy to 67 lat więzienia.

Można by pomyśleć, że wraz ze śmiercią Constanzy problem rozwiązał się sam. Jednak religia przeżyła samego Adolfo. Sara i inni członkowie sekty utrzymują, że kult nadal trwa. Możliwe też, że nie wszystkie rytualne morderstwa były dziełem Adolfo Constanzy. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ma swoich kontynuatorów.

Gdy w 1989 r. przez punkt kontrolny policji w północnym Meksyku przejechał, nie zwalniając, młody mężczyzna, policjanci myśleli, że to tylko bezczelny chłopak pod wpływem marihuany. Gnał w kierunku rancha Santa Elena. Policja ruszyła w pościg i dopadła go dopiero na miejscu. Kierowca nie reagował ani na sygnały świetlne, ani na wezwania przez megafon. Nadal wyglądało to na zwykłe zatrzymanie dilera przemierzającego narkotykowy szlak z Brownsville na południe Meksyku. Na ranczu, do którego dotarli funkcjonariusze, znaleziono nieco marihuany i okultystyczne przedmioty. Policja skupiła się na podejrzeniach o handel narkotykami. Zatrzymano brawurowego kierowcę Serafina Hernandeza Garcię i zastanego na miejscu Davida Sernę Valdeza.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie