Porażka wojsk Atylli: Ostatni triumf Rzymu

W czerwcu 451 r. Flawiusz Aecjusz i jego sojusznicy w bitwie na Polach Katalaunijskich pokonali wojska Attyli i przepędzili Hunów z Galii. Cesarstwo Rzymskie przetrwało jeszcze tylko 25 lat.

Aktualizacja: 08.04.2018 13:27 Publikacja: 08.04.2018 00:01

Porażka wojsk Atylli: Ostatni triumf Rzymu

Foto: Wikipedia

14 czerwca 451 r. biskup Orleanu Anianus tak jak każdego dnia oblężenia wyszedł na rozpadające się pod uderzeniami taranów mury, by zagrzewać do walki i dodawać otuchy obrońcom. Już chyba tylko on wierzył, że z Rzymu nadejdzie odsiecz. Sytuacja obleganych od pięciu tygodni obrońców była tragiczna. Setki zginęły od strzał napierających Hunów. Mury lada chwila zostaną zburzone i w mieście rozpocznie się rzeź. Dłużej nie można czekać. Trzeba się poddać. Gdy już otwarto bramy i pierwsze oddziały Attyli wchodziły do miasta, biskup dojrzał na horyzoncie chmurę szybko przemieszczającego się kurzu. W końcu nadchodziła odsiecz. Na czele swoich legionów i sojuszniczej armii Wizygotów zbliżał się Flawiusz Aecjusz, dyktator Rzymu. Po krótkiej, zażartej bitwie było po wszystkim. Orlean był uratowany, a przeprawy przez Loarę pozostały w rękach chrześcijan. Hordy Hunów uciekały w kierunku Sekwany i Marny.

Attyla poniósł spore straty zarówno w krwawym starciu o Orlean, jak i na skutek chorób, głodu oraz trudów jego łupieżczego rajdu do Galii. Morale po ostatniej porażce również nie było wysokie. Ciągle jednak była to potężna armia z pełną zdolnością bojową. Wódz Hunów miał dwa wyjścia. Albo zarządzić odwrót i wrócić na swoje ziemie na terenie obecnych Węgier i byłej Jugosławii, albo stanąć do rozstrzygającej bitwy. Doradcy sugerowali odwrót. Przed podjęciem ostatecznej decyzji Attyla postanowił jak zwykle zapytać o radę jasnowidzów i szamanów. Ci zabili zwierzę, przyjrzeli się jego wnętrznościom i stwierdzili, że jeżeli zostanie i wyda bitwę, to zginie w niej jego największy wróg, ale armia Hunów może ponieść klęskę. Attyla był przekonany, że wróżbitom chodzi o śmierć jego niedawnego przyjaciela, a obecnie największego wroga – Aecjusza. Była to kusząca perspektywa. Rzymski dyktator był bowiem ostatnią przeszkodą na drodze do Rzymu i najgroźniejszym rywalem króla Hunów. Dlatego „bicz boży" postanowił się bić. Jako miejsce walnej bitwy wybrał rozległe równiny, które przeszły do historii jako Pola Katalaunijskie.

Aecjusz, ostatni Rzymianin

Flawiusz Aecjusz w czasach swej młodości wiele lat spędził u Hunów jako wysoki rangą zakładnik. Nauczył się ich języka i taktyki. Doskonale jeździł konno. Nawiązał też szereg kontaktów, które wykorzystywał później przez wiele lat, robiąc karierę w Rzymie. Swoje wpływy opierał na prywatnej armii złożonej w większości z Hunów. Niezależnie od tego wykorzystywał huńskich przyjaciół bądź to do gnębienia Germanów, bądź w wewnętrznych sporach na terenie cesarstwa. Aecjusz był bowiem człowiekiem nad wyraz ambitnym i nie cofał się nawet przed wystąpieniami przeciw prawowitym cesarzom. W 423 r. w trakcie wojny cesarstwa zachodniego ze wschodnim to właśnie dzięki swoim przyjaciołom Hunom pokonał wojska wschodu. Na tronie osadził małoletniego cesarza Walentyniana III. W 446 r. przy pomocy Hunów doprowadził do przewrotu i został dożywotnim konsulem.

Swoim przyjaciołom musiał jednak słono zapłacić. Otrzymali od niego ziemie Panonii (obecne Węgry i część byłej Jugosławii). Otworzył im tym samym drogę do środkowej Europy. Gdy jednak Attyla ruszył na podbój północnej Galii, Aecjusz nie bez wahania postanowił bronić galijskich prowincji. W przededniu starcia na Polach Katalaunijskich ciągle był najpotężniejszym człowiekiem w Rzymie i jedynym, który spajał rozpadające się cesarstwo. Nie na darmo Flawiusza Aecjusza nazywano „ostatnim Rzymianinem". Spod Orleanu posuwał się on teraz wraz ze swoją armią tropem uchodzących Hunów. Objuczeni łupami z przerwanego właśnie najazdu na Galię rozbili oni obóz w okolicach miasta Chalons-sur-Marne.

Podboje Hunów

W połowie IV wieku Hunowie byli jak tsunami. I choć nie byli pierwszymi koczownikami na terenach między Morzem Czarnym i Kaspijskim, to okazali się wielkim zagrożeniem. Ich sztuka wojenna stała na bardzo wysokim poziomie. Nikt nie potrafił oprzeć się ich oddziałom jazdy. Byli znakomitymi strzelcami, uzbrojonymi w robione z rogów łuki refleksyjne o ogromnej sile rażenia. Świetnie opanowali sztukę podstępu na polu walki. Wygrywali każdą bitwę, unikając walki w bezpośrednim starciu. Nikt nie był w stanie im sprostać i kolejne ludy albo były podbijane, albo uciekały przed Hunami na zachód.

W 395 r. Hunowie ruszyli na Cesarstwo Wschodniorzymskie. Rabowali, gwałcili, mordowali. Mówiono, że przemieszczali się szybciej niż wiadomości o nich. Jednak z zachodnią częścią cesarstwa stosunki, choć napięte, układały się poprawnie. W zamian za wysokie daniny Hunowie trzymali się swoich terenów i nie przekraczali Renu. W 435 r. wojownicze plemię Burgundów znad Renu najechało północną Galię. Aecjusz wezwał wtedy Hunów i przy ich pomocy wyrżnął Burgundów. Horda przy tej okazji po raz pierwszy zobaczyła bogactwo i splendor Zachodu.

Dwa lata wcześniej król Hunów Rugila zginął rażony piorunem, a władzę po nim przejęli jego dwaj bratankowie: Attyla i Bleda. Ale król mógł być tylko jeden. Attyla zabił brata na polowaniu i odtąd niepodzielnie rządził huńską hordą. Wojowniczy, sprytny i ambitny miał dużo większe aspiracje niż pozostawanie w rzymskiej służbie. W 450 r. po upadku z konia na polowaniu zmarł cesarz Teodozjusz. Jego następca Marcjan odmówił Attyli dalszego płacenia horrendalnych trybutów. Trochę wcześniej króla Hunów spotkała inna zniewaga. Gdy córka cesarzowej Placydii, Honoria, zaszła w ciążę z kimś ze swojej służby, została wygnana z dworu. Poprosiła wtedy Attylę, żeby się z nią ożenił. Sprytny król chętnie się na to zgodził, a jako posagu zażądał połowy zachodniego cesarstwa. Cesarz nie zamierzał spełniać jego prośby.

Te dwa preteksty wystarczyły Attyli, żeby ruszyć na podbój Galii. Jego armia przekroczyła Dunaj i łamiąc słaby opór tutejszych garnizonów, posuwała się na zachód. Horda zdobywała i niszczyła kolejne miasta Germanii i Galii. Łupem barbarzyńców padła Kolonia. Po długim oblężeniu poddał się Metz w przeddzień Wielkanocy. Ludzie, którzy pozostali w mieście, w tym także wszyscy księża, zostali wybici. Biskup dostał się do niewoli. Mieszkańcy Reims zawczasu opuścili miasto. Pozostał tylko jego biskup Nikazjusz. Został jednak zamordowany. Padały po kolei: Moguncja, Strasburg i Trewir. Attyla ruszył w kierunku Paryża, ale od jego oblężenia odstąpił. Podobno na drodze stanęła mu św. Genowefa, do dziś patronka tego miasta. Inne przekazy mówią, że ta niezwykle pobożna i szanowana kobieta zachęcała inne, by przekonały swych mężów do pozostania w mieście. Zapewniała, że Paryż będzie oszczędzony. Tak też się stało. Według legendy jej wiara ocaliła miasto. Jednak prawdziwą przyczyną było to, że Attyla spodziewał się długiego i wyczerpującego oblężenia. Wolał więc ominąć miasto i skierować się w stronę Orleanu. Tam bowiem znajdowały się jedyne mosty, po których mógł przeprawić się przez Loarę.

Miasto to było kluczowe, gdyby musiał dokonać strategicznego odwrotu. Nie mogło też zagrażać jego tyłom. Musiał je zdobyć. Ale wiedział, że Orlean nie podda się bez walki. Biskup Anianus zapowiedział, że będzie się bronił aż do nadejścia odsieczy. Nie pomogły negocjacje i próby przekupstwa. Nie powiodła się też wykryta w samą porę zdrada. Nieopodal Orleanu mieszkało plemię Alanów, na czele którego stał król Sangiban. Przerażony wieścią o zbliżającej się hordzie sam zaproponował Attyli, że wejdzie do miasta ze swoimi ludźmi pod pretekstem wzmocnienia obrony, a następnie otworzy oddziałom Attyli bramy. Rzymianie w porę rozpoznali zamiary Sangibana i nie wpuścili go do miasta. Po pięciu tygodniach bohaterskiego oporu, gdy obrońcy wreszcie skapitulowali i wpuścili barbarzyńców do miasta, nadeszła pomoc. Zaskoczeni Hunowie rzucili się do ucieczki w kierunku miasta Chalons-sur-Marne, które niedawno zajęli i splądrowali. Orlean został uratowany dzięki odwadze i zawziętości jednego duchownego. Relikwie dzielnego biskupa Anianusa były czczone w Orleanie aż do 1652 r., kiedy to w czasie utarczek religijnych zostały sprofanowane i rozrzucone.

Siły przeciwników

Tymczasem w obozie Attyla szykował się do bitwy. Miał dużo czasu, bo Aecjusz nie spieszył się specjalnie z pościgiem. Wreszcie 20 czerwca 451 r. obie gigantyczne armie były gotowe do bitwy. Attyla dobrze pamiętał słowa swoich wróżbitów. Jego największy wróg ma wprawdzie zginąć, ale armia Hunów może zostać rozbita. Dlatego zwlekał z wyjściem w pole. Liczył, że walki przeciągną się do nocy i wtedy będzie miał szansę ucieczki.

Na Polach Katalaunijskich stanęło naprzeciw siebie ok. 100 tys. żołnierzy i wojowników, reprezentujących wszystkie nacje zamieszkujące ówczesną Europę. Zbliżała się krwawa bitwa narodów. Po stronie Cesarstwa Rzymskiego stanęły plemiona Wizygotów, Franków salickich, Alanów i Burgundów. Hunów wspierali Ostrogoci, Gepidowie, Frankowie rypuarscy i Alanowie. Do pierwszego incydentu doszło przed rozpoczęciem właściwych działań.

Rano w dniu bitwy straż przednia Franków rypuarskich pod wodzą Gundobalda zauważyła nad potokiem niewielki oddział Franków salickich pod dowództwem jego znienawidzonego brata Meroweusza i ruszyła do ataku. Do walczących szybko dołączyli żołnierze obu armii frankijskich. Wtedy Gundobald wydał tragiczny w skutkach rozkaz. Powiedział jeźdźcom, aby zeszli z koni i ustawili się w zwartym szyku naprzeciwko ciężkiej konnicy. Jazda Meroweusza ruszyła do szarży. Dzieląca ich odległość około stu kroków wystarczyła do nabrania impetu. Szeregi Gundobalda zostały błyskawicznie rozbite. Ich straty były ogromne. Zginęło co najmniej 15 tys. żołnierzy. Poległ także ich nierozważny wódz Gundobald. Attyla stracił jednego ze swych najlepszych sojuszników. Tymczasem Frankowie Meroweusza świętowali (dzięki nieoczekiwanemu zwycięstwu w niedługim czasie książę zjednoczy Franków i założy dynastię Merownigów, która będzie rządziła Francją kolejnych 300 lat).

Na polu bitwy pierwszy pojawił się Attyla. Po południu obie armie ustawiły szyki bojowe. Już na samym początku bitwy Attyla popełnił błąd. Nie udało mu się zająć strategicznie położonego wzgórza. Rzymianie byli szybsi i bez trudu zepchnęli jeźdźców Hunów. Ta porażka, choć niewielka, nie poprawiła morale barbarzyńców.

Na lewym skrzydle sprzymierzonych sił Zachodu stanęli legioniści i elitarna ciężka jazda oraz Frankowie pod osobistą komendą Aecjusza. Po prawej stronie ustawili się ich sojusznicy Wizygoci pod wodzą 70-letniego króla Teoderyka. Aecjusz zostawił przy sobie niewielki oddział dowodzony przez syna Teoderyka, Torismunda, który jako zakładnik miał gwarantować lojalność ojca. Nie było to w tamtych czasach nic dziwnego. W centrum stanęli Alanowie pod wodzą króla Sangibana. Po jego zdradzie pod Orleanem nie ufał mu ani król Wizygotów, ani dyktator Rzymu. Co gorsza, za zdrajcę uważał go również Attyla. Za Alanami wódz rzymski dodatkowo ustawił wydzielony kontyngent piechoty legionowej, by pilnował, żeby przypadkiem uciążliwi i niepewni sojusznicy nie uciekli lub nie przeszli na stronę wroga. W środku stały także pozostałe plemiona sojusznicze: Burgundowie i Helweci. Attyla natomiast najlepsze swe siły skoncentrował w środku. Był pewny, że jego elitarna jazda rozbije chwiejnych Alanów. Naprzeciw Wizygotów ustawił ich pobratymców Ostrogotów pod wodzą Walamira i jego dwóch braci – Teodimera i Widimera. Liczył, że nienawidzące się plemiona będą walczyły na śmierć i życie. Na prawym skrzydle stali Gepidowie króla Ardaryka. Attyla im ufał i wysoko cenił ich za dzielność na polu bitwy.

Krwawe starcie

Wreszcie Attyla rzucił rozkaz do walki. Jego jazda ruszyła klinem prosto w szeregi spieszonych Alanów. Po krótkim czasie król Sangiban dał rozkaz do odwrotu. Ale ten był już niemożliwy. Szybka huńska jazda otoczyła oddziały zdrajcy. Ten próbował wezwać na pomoc Aecjusza, lecz „ostatni Rzymianin" nie wydał swoim legionom żadnego rozkazu. Sangiban i Alanowie zginęli. Attyla kontynuował atak bezpośrednio na rzymską centurię. Rozpoczął się zażarty bój. Rzymianie ściśnięci na niewielkiej przestrzeni nie mogli swobodnie używać włóczni. Sytuacja zrobiła się trudna. Wydawało się, że już nic nie powstrzyma Attyli, tym bardziej że i Ostrogoci zyskiwali przewagę nad Wizygotami. Teoderyk zaczął się cofać, ale w zorganizowany sposób, celowo odciągając oddziały Walamira od głównych sił. Podstęp dostrzegł jedynie Attyla i natychmiast wysłał do Ostrogotów posłańca z rozkazem powrotu. Ten jednak nigdy nie dostarczył polecenia wodza. Zginął po drodze od strzału z łuku.

Legiony Aecjusza topniały. Hunowie ciągle mieli przewagę. I wtedy pojawiła się ciężka jazda Teoderyka. Dzielny król sam poprowadził swoje elitarne oddziały. To przesądziło losy bitwy. Attyla nie miał już odwodów, a ciężkozbrojni jeźdźcy w krwawym i długim boju miażdżyli jego oddziały. W pewnym momencie niewiele brakowało, by w starciu z Wizygotami zginął sam Attyla. W ostatniej chwili zdołał się schronić za własnymi taborami. W ogromnym zamieszaniu podobny los omal nie spotkał Aecjusza, który znalazł się nagle sam wśród Hunów. Tylko dzięki nieprawdopodobnemu szczęściu wrócił do swoich legionów cały i zdrowy. Doczekał świtu pod osłoną tarcz swoich żołnierzy. Torismund, syn króla Wizygotów, również przez pomyłkę wpadł prosto na obóz nieprzyjaciela, myśląc, że jest u swoich. On też cudem ocalał. Stary dzielny król Teoderyk spadł z konia i zginął stratowany przez własną jazdę. Aż do końca bitwy nikt tego nie zauważył.

Wśród ciemności nocy walka dogasała. Szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Rzymu. Attyla schronił się za wałem z wozów w swoim obozie. O świcie spodziewał się najgorszego. Ponieważ nigdy nie zniósłby hańby dostania się w rzymską niewolę, kazał przygotować sobie stos z drewnianych siodeł, jakich używali Hunowie. Wolał zginąć samobójczą śmiercią w płomieniach niż poddać się Aecjuszowi. Zwycięzcy tymczasem zastanawiali się, co robić dalej. Atak na obóz Hunów byłby bardzo kosztowny. Może lepiej ścigać barbarzyńców, gdy zaczną odwrót? Wreszcie świt odsłonił miejsce bitwy. Pola Katalaunijskie były zasłane trupami. Straty żadnej ze stron nie są znane, jednak nawet najbardziej ostrożne szacunki mówią o dziesiątkach tysięcy zabitych. Tak zakończyła się ostatnia wielka i zwycięska bitwa Rzymu. I do dziś jedna z największych bitew na naszym kontynencie.

Zmierzch cesarstwa

Obawy Attyli się nie sprawdziły. Poranny atak nie nastąpił. Być może już wtedy Aecjusz zaczął myśleć o przyszłości i ze zwycięskiego wodza zamienił się znowu w uwielbiającego intrygi polityka. Ostateczne rozgromienie Hunów, których tak często wykorzystywał w swoich politycznych rozgrywkach, wcale nie było mu na rękę. Natychmiast odesłał też z pola bitwy syna Teoderyka, przekonując go, że po śmierci ojca powinien wrócić do swoich poddanych. Attyla nie mógł uwierzyć w odejście Wizygotów. Pozostawał w obozie jeszcze kilka dni, spodziewając się podstępu. Potem opuścił pole przegranej bitwy. Aecjusz szedł za Hunami przez kolejnych kilka dni, ale nie wdawał się już w poważne zmagania. Później zawrócił swoje legiony do Rzymu. Za Attylą podążały tylko oddziały Franków, szarpiąc go przy każdej okazji, ale nie powodując już znaczącego osłabienia jego sił.

Nie minął nawet rok, jak hordy Attyli znalazły się ponownie na Zachodzie. Tym razem „bicz boży" szedł prosto na Rzym, paląc i niszcząc wszystko po drodze. Po przejściu Alp Julijskich kolejnym celem była Akwileja, której mieszkańcy uciekli na pobliską wyspę, gdzie założyli Wenecję. Hunowie łupili jedno miasto po drugim: Padwę, Vicenzę, Weronę, Brescię, Bergamo, Mediolan i Pawię. Zdawało się, że nic nie zdoła ich powstrzymać. I wtedy na spotkanie Attyli wyjechał papież Leon I. Do rozmowy doszło w miejscowości Mincio. Trudno uwierzyć, że Attyla po tej rozmowie „poczuł bojaźń przed chrześcijaństwem". To raczej solidny okup przekonał wodza Hunów do opuszczenia Italii.

Rok później Attyla już nie żył. Zmarł w 453 r. w Pöchlarn w Dolnej Austrii, prawdopodobnie na skutek krwotoku z nosa spowodowanego pijaństwem i wyczerpaniem podczas nocy poślubnej z jasnowłosą Ildiko, swoją kolejną młodą żoną. Niedługo potem Hunowie, będący postrachem ówczesnej Europy, zniknęli jako osobny lud. W 454 r. Flawiusz Aecjusz, zwycięzca bitwy na Polach Katalaunijskich i dożywotni konsul, zażądał dla swojego syna ręki córki cesarza Walentyniana. Ten jednak obawiał się wzmocnienia pozycji Aecjusza i zabił go własnoręcznie podczas audiencji. 22 lata później Cesarstwo Rzymskie przestało istnieć.

14 czerwca 451 r. biskup Orleanu Anianus tak jak każdego dnia oblężenia wyszedł na rozpadające się pod uderzeniami taranów mury, by zagrzewać do walki i dodawać otuchy obrońcom. Już chyba tylko on wierzył, że z Rzymu nadejdzie odsiecz. Sytuacja obleganych od pięciu tygodni obrońców była tragiczna. Setki zginęły od strzał napierających Hunów. Mury lada chwila zostaną zburzone i w mieście rozpocznie się rzeź. Dłużej nie można czekać. Trzeba się poddać. Gdy już otwarto bramy i pierwsze oddziały Attyli wchodziły do miasta, biskup dojrzał na horyzoncie chmurę szybko przemieszczającego się kurzu. W końcu nadchodziła odsiecz. Na czele swoich legionów i sojuszniczej armii Wizygotów zbliżał się Flawiusz Aecjusz, dyktator Rzymu. Po krótkiej, zażartej bitwie było po wszystkim. Orlean był uratowany, a przeprawy przez Loarę pozostały w rękach chrześcijan. Hordy Hunów uciekały w kierunku Sekwany i Marny.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie