14 czerwca 451 r. biskup Orleanu Anianus tak jak każdego dnia oblężenia wyszedł na rozpadające się pod uderzeniami taranów mury, by zagrzewać do walki i dodawać otuchy obrońcom. Już chyba tylko on wierzył, że z Rzymu nadejdzie odsiecz. Sytuacja obleganych od pięciu tygodni obrońców była tragiczna. Setki zginęły od strzał napierających Hunów. Mury lada chwila zostaną zburzone i w mieście rozpocznie się rzeź. Dłużej nie można czekać. Trzeba się poddać. Gdy już otwarto bramy i pierwsze oddziały Attyli wchodziły do miasta, biskup dojrzał na horyzoncie chmurę szybko przemieszczającego się kurzu. W końcu nadchodziła odsiecz. Na czele swoich legionów i sojuszniczej armii Wizygotów zbliżał się Flawiusz Aecjusz, dyktator Rzymu. Po krótkiej, zażartej bitwie było po wszystkim. Orlean był uratowany, a przeprawy przez Loarę pozostały w rękach chrześcijan. Hordy Hunów uciekały w kierunku Sekwany i Marny.
Attyla poniósł spore straty zarówno w krwawym starciu o Orlean, jak i na skutek chorób, głodu oraz trudów jego łupieżczego rajdu do Galii. Morale po ostatniej porażce również nie było wysokie. Ciągle jednak była to potężna armia z pełną zdolnością bojową. Wódz Hunów miał dwa wyjścia. Albo zarządzić odwrót i wrócić na swoje ziemie na terenie obecnych Węgier i byłej Jugosławii, albo stanąć do rozstrzygającej bitwy. Doradcy sugerowali odwrót. Przed podjęciem ostatecznej decyzji Attyla postanowił jak zwykle zapytać o radę jasnowidzów i szamanów. Ci zabili zwierzę, przyjrzeli się jego wnętrznościom i stwierdzili, że jeżeli zostanie i wyda bitwę, to zginie w niej jego największy wróg, ale armia Hunów może ponieść klęskę. Attyla był przekonany, że wróżbitom chodzi o śmierć jego niedawnego przyjaciela, a obecnie największego wroga – Aecjusza. Była to kusząca perspektywa. Rzymski dyktator był bowiem ostatnią przeszkodą na drodze do Rzymu i najgroźniejszym rywalem króla Hunów. Dlatego „bicz boży" postanowił się bić. Jako miejsce walnej bitwy wybrał rozległe równiny, które przeszły do historii jako Pola Katalaunijskie.
Aecjusz, ostatni Rzymianin
Flawiusz Aecjusz w czasach swej młodości wiele lat spędził u Hunów jako wysoki rangą zakładnik. Nauczył się ich języka i taktyki. Doskonale jeździł konno. Nawiązał też szereg kontaktów, które wykorzystywał później przez wiele lat, robiąc karierę w Rzymie. Swoje wpływy opierał na prywatnej armii złożonej w większości z Hunów. Niezależnie od tego wykorzystywał huńskich przyjaciół bądź to do gnębienia Germanów, bądź w wewnętrznych sporach na terenie cesarstwa. Aecjusz był bowiem człowiekiem nad wyraz ambitnym i nie cofał się nawet przed wystąpieniami przeciw prawowitym cesarzom. W 423 r. w trakcie wojny cesarstwa zachodniego ze wschodnim to właśnie dzięki swoim przyjaciołom Hunom pokonał wojska wschodu. Na tronie osadził małoletniego cesarza Walentyniana III. W 446 r. przy pomocy Hunów doprowadził do przewrotu i został dożywotnim konsulem.
Swoim przyjaciołom musiał jednak słono zapłacić. Otrzymali od niego ziemie Panonii (obecne Węgry i część byłej Jugosławii). Otworzył im tym samym drogę do środkowej Europy. Gdy jednak Attyla ruszył na podbój północnej Galii, Aecjusz nie bez wahania postanowił bronić galijskich prowincji. W przededniu starcia na Polach Katalaunijskich ciągle był najpotężniejszym człowiekiem w Rzymie i jedynym, który spajał rozpadające się cesarstwo. Nie na darmo Flawiusza Aecjusza nazywano „ostatnim Rzymianinem". Spod Orleanu posuwał się on teraz wraz ze swoją armią tropem uchodzących Hunów. Objuczeni łupami z przerwanego właśnie najazdu na Galię rozbili oni obóz w okolicach miasta Chalons-sur-Marne.
Podboje Hunów
W połowie IV wieku Hunowie byli jak tsunami. I choć nie byli pierwszymi koczownikami na terenach między Morzem Czarnym i Kaspijskim, to okazali się wielkim zagrożeniem. Ich sztuka wojenna stała na bardzo wysokim poziomie. Nikt nie potrafił oprzeć się ich oddziałom jazdy. Byli znakomitymi strzelcami, uzbrojonymi w robione z rogów łuki refleksyjne o ogromnej sile rażenia. Świetnie opanowali sztukę podstępu na polu walki. Wygrywali każdą bitwę, unikając walki w bezpośrednim starciu. Nikt nie był w stanie im sprostać i kolejne ludy albo były podbijane, albo uciekały przed Hunami na zachód.