Juan Pablo Escobar: Nigdy nie zdradziłem ojca

Z Juanem Pablem Escobarem, synem słynnego szefa kartelu narkotykowego z Medellin, rozmawia Paweł Łepkowski.

Aktualizacja: 27.03.2017 07:11 Publikacja: 23.03.2017 14:27

Juan Pablo Escobar: Nigdy nie zdradziłem ojca

Foto: Rzeczpospolita, Jerzy Dudek

Kim się pan czuje naprawdę? Juanem Pablem Escobarem, synem najsłynniejszego barona narkotykowego XX wieku, czy skromnym argentyńskim architektem Sebastianem Marroquinem? Jak mam się do pana zwracać?

Powiem panu, że moje imię jest mi naprawdę szczerze obojętne. Może pan mówić do mnie nawet Pedro, jeżeli to panu odpowiada. Nie biorę sobie do serca sprawy imienia, pod którym znają mnie przyjaciele i świat. Najważniejsza jest historia, którą mam do opowiedzenia. A jest ona niezwykła. To nowe imię i nazwisko pozwoliło mi po prostu uciec przed przemocą i wyjechać za granicę. Zdecydowanie nie zmieniłem go po to, żeby odcinać się od mojego ojca.

W pańskiej książce „Mój ojciec Pablo Escobar" ujęły mnie słowa, które napisał pan we wstępie. Dawno nie spotkałem nikogo, kto wyrażałby się z tak ogromnym szacunkiem o własnym ojcu, a jednocześnie nie pochylałby się tak głęboko nad losem swojej ojczyzny, która mu przecież tego ojca odebrała. Zauważyłem jednak, że napisał pan o miłości do ojca w czasie przeszłym. Czy dzisiaj ma pan do niego inny stosunek niż w czasach, kiedy byliście razem?

Moja miłość do ojca jest uczuciem, którego nie kwestionuję. W tej książce postanowiłem opowiedzieć historię mojej rodziny, ale nie skupiając się na żalu i negatywnych emocjach. Chciałem przedstawić tę historię z miłością dla ojca, ale też z wielkim szacunkiem dla jego ofiar. Niestety, to nie jest takie proste, aby opowiadać o moim ojcu, nie robiąc przy tym nikomu przykrości; mówić o nim z szacunkiem, a jednocześnie oddać hołd ofiarom. Ta książka jest próbą znalezienia równowagi między tymi różnymi emocjami.

Napisał pan, że ta książka jest pańskim prywatnym dochodzeniem dotyczącym życia Pabla Escobara. Czy w czasie jej pisania odkrył pan nieznane fakty, które wywróciły pańską dotychczasową ocenę trudnego życia ojca?

Ta książka jest podsumowaniem mojej wiedzy o historii mojego ojca. Zebrałem też świadectwa innych osób i w sumie moja opowieść stała się wypadkową wszystkich tych relacji. Muszę przyznać, że więcej nieoczekiwanych odkryć czekało mnie podczas pisania mojej drugiej książki, którą poświęciłem głównie ojcu. W tej książce jest mowa na przykład o CIA i handlu narkotykami między jego kartelem a Stanami Zjednoczonymi.

No właśnie, to niezwykle ciekawy i tajemniczy aspekt tej historii.

Tak, ma pan rację, to temat, który daje wiele do myślenia. I w tym aspekcie widać, że korupcja była czynnikiem, który umożliwił ojcu zajście tak daleko. Muszę zdecydowanie podkreślić, że nigdy nie osiągnąłby takiego sukcesu, gdyby nie dostał pomocy od innych sił, o których jeszcze niewiele wiemy.

Chciałbym jednak wyraźnie podkreślić, że nie napisałem tej książki, aby umniejszać winy mojego ojca. Jestem w pełni świadomy, że był przestępcą i zachowywał się jak przestępca. Ale należy też podkreślić, że w tym procederze nie był osamotniony. Inni także brali w nim czynny udział.

Media i kultura masowa portretują pańskiego ojca jako potwora, który odpowiada za niebywały rozwój przemocy w Kolumbii. Zwłaszcza politycy amerykańscy zarzucali mu, że chciał się dostać do polityki za pieniądze okupione krwią ofiar wojny gangów. Uważali takie postępowanie za niemoralne. Ale przecież wiele amerykańskich rodów politycznych i najbardziej szanowanych rodzin senatorskich dorobiło się na łamaniu przepisów o prohibicji. Jak pan ocenia taką podwójną moralność?

Całkowicie się z panem zgadzam. Ojciec często myślał, że jego imperium przypomina fortunę Kennedych, którzy zbili majątek na prohibicji.

Tyle że trzej synowie Josepha Kennedy'ego stali się najbardziej szanowanymi politykami Ameryki. John Fitzgerald został prezydentem, Robert prokuratorem generalnym, a Edward senatorem i wieloletnim liderem Partii Demokratycznej. Natomiast wy, dzieci Pabla Escobara, jesteście w zasadzie ofiarami jego działalności.

No cóż, proszę pamiętać, że mój ojciec też był senatorem. Może nie udało mu się zostać prezydentem Kolumbii, ale tak naprawdę niewiele brakowało. Zresztą nie musiał być prezydentem. W pewnym momencie swojego życia był tak potężny, że wydawał rozkazy prezydentowi.

Jeżeli mówimy już o podwójnej moralności, muszę przejść do tematu znacznie dla pana trudniejszego. Już w pierwszym rozdziale książki sugeruje pan, że największymi wrogami Pabla Escobara okazali się przedstawiciele jego rodziny. Sugestywnie wskazuje pan na swojego stryja Roberta jako tego, który mógł współpracować z DEA w odnalezieniu i zabiciu pańskiego ojca.

To jest zachowanie, którego nigdy nie będę w stanie zrozumieć, ponieważ mój ojciec dał swojemu bratu wszystko, co tylko mógł. To naprawdę smutna historia rodzinnej zawiści. Nigdy nie zgadzałem się z przemocą, do której uciekał się mój ojciec, ale też nigdy w życiu bym go nie zdradził.

W Polsce mamy powiedzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Jakie są zatem pańskie dzisiejsze relacje ze stryjem i rodziną ojca?

Z tą częścią rodziny nie utrzymuję od śmierci ojca żadnych kontaktów. A oni działają na moją niekorzyść, jak tylko mogą. Uważają mnie za swojego najgorszego wroga.

Czy obawia się pan jakiegoś niebezpieczeństwa z ich strony?

Jestem pewien, że gdyby mogli mnie zabić, na pewno by to zrobili. Z zażenowaniem muszę przyznać, że ci ludzie nie odczuwają żadnego rodzaju lojalności, jaka powinna obowiązywać w rodzinie. Bardzo chętnie napisałbym coś miłego i pozytywnego o rodzinie ojca.

Dlaczego nie może pan tego zrobić?

Niestety, nie mam żadnych powodów, aby wyrażać się o nich z szacunkiem. Na koniec naszej tragicznej historii okazało się, że chyba najlepszą osobą w tej rodzinie był mój ojciec. Teraz może pan sobie wyobrazić, jak wyglądała reszta tej rodziny.

Czy ta rodzina ma jeszcze dzisiaj jakąkolwiek realną władzę i wpływy w kolumbijskim narkobiznesie?

Tego nie wiem. Wiem natomiast, że oni mogą mieszkać w Kolumbii, a ja nie. Sprzedali ojca w ręce jego przeciwników w zamian za własne bezpieczeństwo. Ja płacę teraz cenę za to, że nigdy nie chciałem zdradzić ojca. Jakkolwiek jest to dziwna sytuacja, jestem zadowolony, że tak postąpiłem. Na pewno mam o wiele czystsze sumienie.

W swojej książce ukazuje pan DEA (Drug Enforcement Agency) jako organizację, która nie tylko zwalcza przemyt narkotyków, ale także realnie wspiera amerykański wywiad w Ameryce Południowej. Historia z pańską ciotką Albą Mariną Escobar, która namawiała pana i pańską matkę do napisania książki, której jedynym celem było skompromitowanie Vladimira Montesinosa Torresa, pierwszego doradcy peruwiańskiego prezydenta Alberta Fujimoriego, poprzez oskarżenie go o współpracę z pańskim ojcem, wywołuje konsternację. Twierdzi pan, że w zamian za taki wątek książki mogliście otrzymać amerykańskie wizy. Dlaczego z tego nie skorzystaliście?

Nigdy nie zgodzę się, żeby imię mojego ojca było łączone z jakimiś oszczerstwami i fałszywymi oskarżeniami, które szkodzą innym osobom. Nieważne, jakie ponoszę tego konsekwencje. Jestem w stanie nawet zaryzykować własne życie. Mój ojciec zniszczył życie wystarczająco wielu osobom. Nie ma więc powodu, by wykorzystywać jego nazwisko do czynienia zła kolejnym osobom. Proszę sobie wyobrazić, że nie tak dawno ponownie proponowano mi amerykańską wizę w zamian za oszczercze oświadczenia przeciw Fidelowi Castro. Oczywiście odmówiłem. A teraz, po opublikowaniu mojej drugiej książki, wiem na pewno, że wizy amerykańskiej już nie dostanę. No, chyba że w następnym życiu.

Kiedy mówił pan o dobrym imieniu swojego ojca, przypomniał mi się fragment drugiego rozdziału pańskiej książki, w którym wspomina pan pogrzeb Pabla Escobara i swoje wzruszenie na widok tłumów zwykłych ludzi, którzy przyszli na tę uroczystość: „Nieraz byłem świadkiem uwielbienia, jakim prości ludzie darzyli ojca, i teraz poczułem wzruszenie, słysząc te same okrzyki co wtedy, gdy otwierał boiska sportowe lub ośrodki zdrowia w zaniedbanych rejonach: »Pablo, Pablo, Pablo«". Proszę powiedzieć, czy dzisiaj, po 24 latach od jego śmierci, nadal pański ojciec cieszy się tak dużym szacunkiem wśród prostych i ubogich Kolumbijczyków?

Zapewne się pan zdziwi, ale obecnie jest dużo więcej fanów Pabla Escobara niż 24 lata temu. Ale to nie dzięki mnie, tylko dzięki niezwykle popularnemu serialowi „Narcos". Ci, którzy czytają moje książki, na pewno nie zostaną fanami Pabla Escobara. Za to część widzów serialu, który w mojej opinii w jakiś sposób gloryfikuje przemoc i postać ojca, zmieniają się w fanów legendy Escobara. Jestem tego świadomy, ponieważ dostaję bardzo dużo listów od młodych ludzi, którzy obejrzeli ten serial i chcą pójść w ślady mojego ojca. Proszę sobie wyobrazić, że przysyłają mi zdjęcia, na których są przebrani i ucharakteryzowani na Pabla Escobara. Ci ludzie mówią wprost: chcę być taki jak ten gangster, którego pokazano w serialu. Ci ludzie pochodzą nie tylko z biednych krajów, ale praktycznie z całego świata.

Ten serial rzeczywiście przedstawia pańskiego ojca w sposób niezwykle ujmujący. Jeden z odcinków sezonu drugiego zaczyna się od sceny, w której Pablo Escobar śpiewa pod prysznicem słynny argentyński przebój ,,Cambalache" Enrique Santosa Discépolo z 1934 r., a w tym samym czasie jego ludzie brutalnie mordują prostytutki w jednym z domów publicznych Medellin. Ten dysonans osobowości Escobara czuje się także wtedy, gdy ogląda się filmy dokumentalne, archiwalne wiadomości kolumbijskie czy znane powszechnie wasze zdjęcia rodzinne. Człowiek, którego świat uważa za wielkiego zbrodniarza, nie tylko wygląda na nich zwyczajnie, ale robi wręcz urzekające wrażenie. Dlaczego ktoś o tak sympatycznym obliczu, niezwykle czuły i troskliwy wobec własnej rodziny, mógł być tak obojętny na cierpienie, które działo się z jego rozkazu?

Od razu muszę zastrzec, że w tym serialu jest bardzo dużo przekłamań i nieścisłości. Osobiście nigdy nie słyszałem, żeby ojciec kazał zabić pokazane w filmie prostytutki. Nie wiem, skąd scenarzyści wzięli takie informacje. Oczywiście na jego sumieniu ciąży wiele zbrodni, ale akurat ta historia nie jest w mojej opinii prawdą.

Na świecie uważa się, że Pablo Escobar podzielił naród kolumbijski jak nikt inny w historii tego kraju. Ale tak naprawdę silne napięcia wewnętrzne istniały od początku tego państwa. Jeszcze w latach 40. XX wieku, kiedy w Europie trwała II wojna światowa, Kolumbia była na granicy wojny domowej między zwolennikami Partii Konserwatywnej a liberałami. Odniosłem wrażenie, że w swojej książce jest pan bardzo krytyczny wobec własnych rodaków. Czy dostrzega pan u nich jakąś nadzwyczajną skłonność do przemocy? I kto w zasadzie reprezentuje prawdziwych Kolumbijczyków: skorumpowane elity, nieliczna klasa średnia czy wyjęci spod prawa banditos, którzy terroryzowali kolumbijską prowincję?

To bardzo dobre pytanie. Czasami można bowiem odnieść wrażenie, że w tym kraju żyjemy jak na Dzikim Zachodzie, gdzie ludzie rozwiązują swoje problemy jedynie za pomocą pistoletów. Przemoc, jak słusznie pan zauważył, była obecna w naszej rzeczywistości, zanim urodził się Pablo Escobar. I po jego śmierci nadal jest obecna. Niestety, najgorszym wrogiem Kolumbijczyków są sami Kolumbijczycy.

A jednak panu udało się przełamać tę narodową animozję. Nie tylko spotkał się pan z synami znanych kolumbijskich polityków zabitych z rozkazu Pabla Escobara, ale też nawiązał z nimi bardzo przyjazne relacje. To spotkanie dokumentuje nakręcony w 2009 r. film „Grzechy mojego ojca".

Jestem w tej sprawie optymistą. Odnoszę wrażenie, że wszyscy Kolumbijczycy chcą już spokoju i normalności. Społeczeństwo jest w takim stopniu naznaczone przemocą, że czas wreszcie podać sobie dłonie w geście przyjaźni. Udało mi się pojednać nie tylko z dziećmi polityków, ale także z największymi bandytami w Kolumbii. Tak naprawdę wszyscy chcemy pokoju. Zaczynamy powoli wyciągać wnioski z lekcji, jaką była dla nas wojna narkotykowa i przemoc. Myślę, że jeżeli już musimy używać broni, żeby bronić naszych idei i poglądów, to może po prostu lepiej zmienić te poglądy.

A jaka jest pańska osobista recepta na pokój w Kolumbii i na zakończenie tego koszmaru, jakim jest wojna karteli?

Świat powinien inaczej podejść do tematu narkotyków. Od stu lat podejmuje się próby ich zwalczenia i nie przynosi to żadnego rezultatu, a paradoksalnie w miarę powiększenia aparatu prewencji jest coraz gorzej. Dopóki będziemy się skupiali na tym, żeby zabraniać handlu i używania narkotyków, dopóty przemoc będzie tylko rosła i to jeszcze przez długie lata. To jest wielki interes, ale tylko wtedy, gdy jest zabroniony. Proszę pamiętać, że największe korzyści z obrotu narkotykami mają te narody, które najbardziej zakazują handlu nimi.

Jak w takim razie ocenia pan postawę niektórych państw europejskich, takich jak Holandia lub Czechy, które zliberalizowały dostęp do niektórych rodzajów narkotyków?

Nie słyszałem, żeby w Holandii dochodziło do jakichś dużych aktów przemocy na tym tle. Tam właśnie jest spokojnie, co dowodzi, że liberalizacja osłabia siłę przemytników i mafii narkotykowej. W Urugwaju także zalegalizowano marihuanę i nie widzimy, żeby kraj ten był przesycony przemocą. Skoro wyraźnie widać, że wojna z narkotykami została przegrana, a wszyscy chcą nadal na tym ubijać interesy, to tylko legalizacja narkotyków może doprowadzić do końca działalności organizacji przestępczych.

Czy po śmierci pańskiego ojca kolumbijskie środowiska przestępcze proponowały panu pokierowanie kartelem z Medellin lub jakąś większą organizacją produkującą narkotyki? Czy miał pan chociaż przez chwilę jakiekolwiek wątpliwości przy wyborze drogi?

Władza nad tym środowiskiem to nie jest coś, co można komuś zaoferować. Władzę się po prostu bierze. Minęły 24 lata od śmierci ojca. Już wielokrotnie mogłem wybrać tę ścieżkę, ale codziennie na nowo podejmuję decyzję, że nie chcę iść w jego ślady. Nie chcę zostawić takiej spuścizny mojemu synowi, jaką sam dostałem po ojcu.

Każdy syn spogląda na ojca także przez pryzmat losów własnej matki. Pańska mama przeżyła 17 bardzo burzliwych lat u boku Pabla Escobara. Za ten związek płaciła jeszcze długo po jego śmierci. Jak się dzisiaj czuje? Czy poradziła sobie z bolesnymi wspomnieniami z 1993 r.?

Moja mama zakochała się w ojcu jeszcze w czasie, kiedy był człowiekiem bez żadnej przyszłości. Wtedy był naprawdę nikim. Nie wychodziła więc za mąż za wielkiego barona narkotykowego i sławnego człowieka, którego znamy dziś pod nazwiskiem Pablo Escobar, ale za biednego chłopaka, który nie miał nic. Zrobiła to z prawdziwej, godnej szacunku, wielkiej miłości. Później tata bez wątpienia stracił kontrolę nad swoją i naszą sytuacją życiową. Ale ona pozostała mu wierna aż do śmierci i zawsze bardzo o nas dbała.

Czy był taki moment w życiu pańskiego ojca, kiedy mógł wyprostować swoją drogę i pójść w zupełnie innym kierunku? Czy takim momentem była jego dość gwałtownie przerwana kariera polityczna?

Myślę, że jedyną taką szansę miał, kiedy oddał się do dyspozycji władz i przebywał w więzieniu La Catedral. Niestety, nie skorzystał z niej. Wielka szkoda, że tego nie zrobił. Bardzo tego żałuję, bo to była naprawdę jedyna szansa. Wolałbym przez trzydzieści lat odwiedzać go w zwykłym więzieniu, niż wiedzieć, że już nie żyje.

Śmierć Pabla Escobara Gavirii stała się symbolicznym rozliczeniem Kolumbii z narkobiznesem, ale w rzeczywistości nie powstrzymała jego rozwoju. Pański kraj nadal jest narkotykowym eldorado. 80 proc. kokainy pochodzi właśnie z Kolumbii. W 2012 r. zastrzelono w zamachu inną legendę narkotykowego półświatka – Griseldę Blanco, nazywaną „królową kokainy" i „kryminalną matką chrzestną Pabla Escobara". Wydawało się, że może jej śmierć coś zmieni. Nadal jednak jest wielu narkotykowych baronów, którzy są panami życia i śmierci nawet poza granicami Kolumbii. Gdyby był pan prezydentem Kolumbii, jaki kierunek obrałby pan w walce z narkobiznesem?

Gdyby jutro zabili wszystkich handlarzy narkotyków na świecie, to zapewniam pana, że parę minut później pojawiliby się następni. Walka lub amnestia nie są żadnym rozwiązaniem. Możemy ich zlikwidować, ale nigdy nie będzie temu końca. Tego problemu nie da się rozwiązać siłowo. Uważam, że największy nacisk należy położyć na edukację. Tak jak uczymy ludzi, żeby nie nadużywali alkoholu czy tytoniu, tak samo powinniśmy ich przygotować na inne podejście do narkotyków. Kiedy jakieś państwo zabrania handlu narkotykami, to w tym samym momencie przekazuje ten biznes w ręce przestępców.

Legalizacja narkotyków zależy od klasy politycznej oraz urzędników. Ale jak wprowadzić liberalne prawo, które ma zlikwidować narkobiznes, skoro to właśnie kartele trzymają polityków i urzędników w kieszeni? To przecież pański ojciec wymyślił określenie „plata o plomo" (pieniądze czy kula), które nie pozostawiało skorumpowanym urzędnikom żadnego wyboru. Wybór między potężną łapówką a śmiercią z rąk bezlitosnych morderców jest oczywisty.

Tak, to niestety prawda. Wszyscy, którzy nie zgodzili się na przyjęcie pieniędzy, zginęli, bez wyjątku. Ale powiedzmy szczerze, że większość nawet bez tak ekstremalnego wyboru bardzo chętnie wybierała łapówkę. Dzisiaj ci sami ludzie bez większych problemów wspierają rozwój kolejnych imperiów narkotykowych. To błędne koło, które będzie się powtarzać w nieskończoność, dopóki radykalnie nie zmienimy podejścia do samego źródła tego problemu, czyli fatalnego prawa. Niech mi pan wierzy, gdybyśmy porównali mojego ojca z obecnymi baronami narkotykowymi, to wydawałby się płotką. Ilości narkotyków, którymi obecnie się handluje, dziesięciokrotnie przewyższają to, co on zdołał sprzedać przez całe życie. Ten proceder odbywa się dziś na dużo większą skalę.

Czy nie jest zdumiewające, że w czasach, kiedy technika w służbie agencji antynarkotykowych tak bardzo się rozwinęła, na rynki najbogatszych krajów świata trafia znacznie więcej narkotyków?

Tak, to bardzo celna uwaga. Powiem panu szczerze, że nie wiem, dlaczego paradoksalnie we współczesnym świecie, gdzie jest tyle bramek kontrolnych na lotniskach i tak wielka kontrola portów, statków i samolotów, tak gwałtownie rośnie ilość przemycanego towaru. To niewątpliwie dowód na niewyobrażalną skalę korupcji. W czasach mojego ojca nie poddawano pasażerów tylu kontrolom, a jednak to teraz dużo więcej narkotyków trafia do dilerów i na ulice amerykańskich i europejskich miast. Proszę pamiętać, że na każdego potencjalnego konsumenta przypada dwóch handlarzy, którzy są gotowi się pozabijać, byleby przejąć klienta. Tak właśnie działa zakaz obrotu narkotykami. Gdyby ktoś dzisiaj wprowadził zakaz sprzedaży pizzy lub kawy, którą teraz z panem piję, to jutro na kontrabandzie powstałyby największe imperia finansowe na świecie. Problemem nie jest sam produkt, ale zakaz.

Czy z bajecznego majątku pańskiego ojca zostały jeszcze jakieś pieniądze, z których może pan korzystać, lub nieruchomości ziemskie, które są pana własnością?

Bezpośrednio po śmierci ojca został jeszcze ogromny majątek i dużo rzeczy, ale mówiąc skrótowo – jego wrogowie przyszli do nas, przystawili nam pistolety do głowy i kazali się go zrzec. Dostaliśmy ostrzeżenie, że nie wolno nam nikomu ujawniać, komu te pieniądze oddaliśmy. Natomiast jeżeli chodzi o nasze liczne posiadłości, to zostały one skonfiskowane z naruszeniem prawa przez państwo kolumbijskie. Te latyfundia i domy tak naprawdę trafiły w ręce polityków, którzy nigdy się z moją rodziną nie rozliczyli. Można więc odnieść wrażenie, że był to raczej konflikt między mafiosami różnych opcji, a nie między przestępcą a państwem. Tak naprawdę to moja rodzina zrzekła się tego majątku po śmierci ojca. Nie chcieliśmy mieć fortuny splamionej taką ilością krwi. Rząd jednak chciał zrobić wrażenie na opinii publicznej i ogłosił, że skonfiskował nam majątek. To była oczywista farsa, skoro wcześniej sami się tej fortuny zrzekliśmy. Prawdę mówiąc, nie zamierzamy zabiegać o jej odzyskanie. Powiem panu szczerze, że zmuszając nas do zrzeczenia się tego majątku, nasi wrogowie uwolnili nas od strasznego brzemienia. Dzięki temu mogliśmy zacząć życie od zera.

Z czego się pan w takim razie utrzymuje?

Jestem architektem i bardzo dobrze czuję się w tym zawodzie.

Kim się pan czuje naprawdę? Juanem Pablem Escobarem, synem najsłynniejszego barona narkotykowego XX wieku, czy skromnym argentyńskim architektem Sebastianem Marroquinem? Jak mam się do pana zwracać?

Powiem panu, że moje imię jest mi naprawdę szczerze obojętne. Może pan mówić do mnie nawet Pedro, jeżeli to panu odpowiada. Nie biorę sobie do serca sprawy imienia, pod którym znają mnie przyjaciele i świat. Najważniejsza jest historia, którą mam do opowiedzenia. A jest ona niezwykła. To nowe imię i nazwisko pozwoliło mi po prostu uciec przed przemocą i wyjechać za granicę. Zdecydowanie nie zmieniłem go po to, żeby odcinać się od mojego ojca.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie