Jerzy Lubomirski: Najlepszy wróg króla

Jerzy Lubomirski, zasłużony dla Rzeczypospolitej magnat, który przez lata dochowywał wierności Janowi Kazimierzowi, pod koniec życia wystąpił przeciwko niemu zbrojnie, rozbił jego wojska i wymordował żołnierzy.

Publikacja: 21.03.2019 15:31

W XVII w. Rzeczpospolita toczyła liczne wojny, ale najtragiczniejsze były rozdzierające kraj konflik

W XVII w. Rzeczpospolita toczyła liczne wojny, ale najtragiczniejsze były rozdzierające kraj konflikty wewnętrzne, które prowadziły do bratobójczych walk

Foto: Wikipedia

W „Potopie" Henryk Sienkiewicz opisał wyjazd Jana Skrzetuskiego i Zagłoby do kwatery polowej marszałka Jerzego Lubomirskiego. Mieli mu zawieźć list od hetmana Stefana Czarnieckiego, który nawoływał go do współdziałania przeciwko armii szwedzkiej. Zagłoba jednak zdecydował się nie oddawać listu. Schlebiając marszałkowi, tak połechtał jego próżność, że ten, aby dać przykład, jak dla dobra publicznego wyrzekać się prywaty, przeszedł wraz z wojskiem pod komendę Czarnieckiego.

Ten literacki epizod niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Faktycznie obaj dowódcy współpracowali i wspierali się w walce przeciwko Szwedom, ale pierwsze skrzypce odgrywał Lubomirski, dysponujący większą i lepiej przygotowaną armią, finansowaną z pieniędzy pochodzących z majętności w południowej Polsce, do których nie dotarli Szwedzi. Współpraca też nie była tak zgodna i harmonijna, bo między dowódcami często dochodziło do kłótni.

Co więc z opisanej sceny najbardziej odpowiadało prawdzie? Opis potężnej pychy marszałka Lubomirskiego, który pod koniec życia nie zawahał się zbrojnie wystąpić przeciwko prawowitemu królowi. „Ów bunt bezecny, który pod koniec życia podniósł, aby naprawie Rzeczypospolitej przeszkodzić" – tak dwa stulecia później Henryk Sienkiewicz określił rokosz Lubomirskiego. To zbrojne wystąpienie zepchnęło najbogatszego magnata i zasłużonego dowódcę z panteonu bohaterów narodowych do grona zdrajców. Pokazało też postępujący rozkład Rzeczypospolitej Obojga Narodów, który ponad 100 lat później doprowadził do jej upadku.

Droga do przywództwa

W przypadku Jerzego Sebastiana Lubomirskiego istniały wszelkie przesłanki, aby mógł dojść do najważniejszych państwowych godności. Był synem Stanisława Lubomirskiego, wojewody małopolskiego, który w 1621 r. przejął po umierającym Janie Karolu Chodkiewiczu dowództwo w oblężonym przez Turków Chocimiu i doprowadził do zawarcia pokoju na warunkach korzystnych dla Rzeczypospolitej. Wojewoda Lubomirski, jeden z najbardziej wpływowych Polaków, a przy tym znakomity gospodarz, pomnożył rodzinny majątek i nie szczędził pieniędzy na edukację syna. Dzięki temu młody Jerzy już w wieku dziesięciu lat zaczął się kształcić w Kolegium Nowodworskim przy Akademii Krakowskiej, a trzy lata później wyjechał pobierać nauki na najlepszych europejskich uczelniach. Najpierw uczył się w Ingolstadt (Bawaria) w znanym jezuickim kolegium dla dzieci arystokratów, potem w Leuven i Lejdzie w Niderlandach, skąd pojechał odwiedzić Anglię, Francję (na audiencji przyjął go kardynał Richelieu) i Hiszpanię (tu przyjął go król).

Podróże, nauka i spotkania z najwybitniejszymi dostojnikami miały mu dać nie tylko wiedzę (zgodnie z ówczesną praktyką studiował matematykę, nauki przyrodnicze, łacinę i sztuki wojskowe, w tym naukę fortyfikacji), ale także ogładę towarzyską. Wszystko to miało się przydać w działalności politycznej, którą młody magnat rozpoczął już w 1636 r., w wieku 20 lat. Został wówczas marszałkiem sejmiku deputackiego (pełnił funkcje samorządowe), by jeszcze w tym samym roku zostać deputowanym na sejm walny. Jeździł więc do Warszawy i tam zaczął budować swoją pozycję polityczną. Nie było to trudne, gdyż Lubomirski był powszechnie lubiany. W trakcie przemówień występował w obronie przywilejów szlacheckich, chciał gwarancji dla złotej wolności, opowiadał się za tolerancją dla Żydów i innowierców, a w swoich dobrach nadawał tytuły nie tylko wysoko urodzonym, ale też zwykłym poddanym.

Co równie ważne, przyjaźnił się z innymi wpływowymi rodami magnackimi: Ossolińskimi, Koniecpolskimi i Radziwiłłami, z którymi łączyły go wspólne inicjatywy. Potrafił również trafnie przewidywać i stawiać na właściwego konia. Od początku był stronnikiem Jana Kazimierza Wazy i podczas elekcji w 1648 r. poparł jego kandydaturę na króla Rzeczypospolitej. Zyskał tym sobie wdzięczność i przyjaźń nowego władcy. Rok później Jan Kazimierz mianował Lubomirskiego marszałkiem nadwornym koronnym, a potem marszałkiem wielkim koronnym. To ironia historii, że „z bezecnym buntem" wystąpił przeciwko królowi jego wcześniejszy stronnik, wielokrotnie przez niego nagradzany.

Wierny mimo kłótni

W 1650 r. na przyjaźni króla i jego marszałka zaczęły się pojawiać pierwsze rysy. Lubomirski zabiegał o rękę Elżbiety Kazanowskiej, majętnej wdowy po Adamie Kazanowskim, poprzednim marszałku nadwornym. Elżbieta wyszła jednak za mąż za byłego marszałka Sejmu Hieronima Radziejowskiego, również stronnika i bliskiego współpracownika Jana Kazimierza. Król mianował go podkanclerzym koronnym. Lubomirski, który nie cierpiał Radziejowskiego, zarzucił mu, że kupił sobie urząd.

Nominacja Radziejowskiego okazała się nietrafiona. Magnat szybko zaczął intrygować przeciwko Janowi Kazimierzowi, m.in. z wyprawy wojennej wysłał do królowej list z informacją, że monarcha ma romans z jego żoną. Wybuchł skandal, Elżbieta odeszła od męża, zamieszkała w klasztorze i prosiła swojego brata, aby odebrał Radziejowskiemu majątek. Ten wyzwał Radziejowskiego na pojedynek, ale bezskutecznie.

Wściekły Radziejowski wziął więc swoich żołnierzy i zaatakował pałac Kazanowskich. Został za to oskarżony o pogwałcenie bezpieczeństwa rezydencji królewskiej (Jan Kazimierz mieszkał kilkaset metrów dalej), oddany pod sąd i skazany na śmierć. Wyroku nie wykonano, bo Radziejowski uciekł, najpierw do Austrii, potem do Prus, w końcu do Szwecji. Wszędzie podjudzał przeciwko polskiemu królowi i oferował pomoc w najeździe na Polskę. Był współautorem antypolskiego sojuszu między Szwecją, Siedmiogrodem i Kozakami, co było jedną z przyczyn potopu szwedzkiego.

Gdy Radziejowski zszedł ze sceny politycznej, Lubomirski popadł w kolejny konflikt, tym razem z Danielem Żytkowiczem, instygatorem koronnym. Konflikt podzielił magnatów, a króla zmusił do opowiedzenia się po jednej ze stron. Lubomirski, który nie chciał dzielić coraz bardziej podzielonej Polski, przeprosił króla i pojednał się z Żytkowiczem, a na dowód szczerości swojej postawy ofiarował mu kopalnię soli niedaleko Trzebini.

W kolejnych latach marszałek Lubomirski stawał u boku króla i zawsze kierował się interesem Rzeczypospolitej, choć często pojmował go inaczej niż inni wysocy urzędnicy. Gdy ważyły się losy powstania Chmielnickiego, pociągnął na Ukrainę ze swoimi wojskami, ale po bitwie pod Beresteczkiem opowiadał się (jako jeden z nielicznych) za łagodnymi warunkami pokoju z Kozakami. Sądził, że dalsze uciskanie Kozaków doprowadzi do kolejnych krwawych powstań. W 1653 r. pociągnął do Suczawy, gdzie był jednym z dowódców w bitwie z hospodarem mołdawskim. Potem prowadził negocjacje z posłami z Moskwy i Wiednia, aby ugruntować międzynarodową pozycję Polski.

Wojna z Karolem Gustawem

W 1655 r. Polskę zaatakowała armia szwedzka, a magnaci – z Radziejowskim, Radziwiłłami i wojewodą wielkopolskim Krzysztofem Opalińskim na czele – przysięgli wierność Karolowi Gustawowi. Nowa wojna zastała Lubomirskiego w jego dobrach w Spiszu. Marszałek pozostał wierny Janowi Kazimierzowi. Gdy monarcha wracał do kraju, udzielił mu schronienia w Lubowli. Potem wsparł go całą swoją siłą militarną (to właśnie wtedy doszło do współpracy ze Stefanem Czarnieckim) i walnie przyczynił się do wypędzenia Szwedów z Polski.

Wojna „ze Szwedem" zapewne skończyłaby się szybciej, gdyby nie to, że zmontowana przez Radziejowskiego koalicja spowodowała, iż Polskę od południa zaatakowała armia węgierska księcia Jerzego II Rakoczego. Rakoczy zaatakował Łańcut, siedzibę Lubomirskich, więc marszałek musiał opuścić szwedzki front, by bronić południowej granicy państwa, w tym swoich włości. Przeciwko Rakoczemu wystąpił z całą siłą. Do rozstrzygającej bitwy doszło 20 lipca 1657 r. pod Czarnym Ostrowem.

Kronikarz Jan Chryzostom Pasek tak to później relacjonował: „Jako Kserkses ob caricas Atticas podniósł przeciwko Grecyi wojnę, tak i pan Rakoczy podobnąż szczęśliwością we czterdziestu tysięcy Węgrów z Multanami, Kozaków zaciągnąwszy altero tanto, wybrał się na czosnek do Polski, aleć dano mu nie tylko czosnku, ale i dzięgielu z kminem. Bo jak on tylko wyszedł za granicę, zaraz Lubomirski Jerzy poszedł w jego ziemię, palił, ścinał, gdzie tylko zasiągł, wodę a ziemię zostawił. A potem od matki Rakoczego wielki okup wziąwszy, wyszedł synowi perswadować, żeby nie wszystkiego czosnku zjadał, przynajmniej na rozmnożenie zostawił. A my też już z Czarnieckim posługiwali, jakeśmy umieli; i tak szczęśliwie najadł się czosnku, że wojsko wszystko zgubił, sam się w nasze ręce dostał, potem uczyniwszy targ o swoję skórę, pozwolił miliony i uprosiwszy sobie zdrowie, jako Żyd kałauzowany do granice w bardzo małym poczcie, samikilk tylko, zostawił in oppigneratione umówionego okupu wielmożnych grafów Katanów, którzy zrazu wino pili, na srebrze jadali w Łańcucie; jak było nie widać okupu, pijali wodę, potem drwa do kuchni rąbali i nosili, i w tej nędzy żywot skończyli".

Następnie Lubomirski brał udział w walkach o Kraków, Grudziądz i Toruń, przyczyniając się do ostatecznego wyparcia Szwedów z Polski. Ale spokoju znowu nie zaznał. Jan Kazimierz powierzył mu dowództwo armii królewskiej, która miała stawić czoło nowemu najeźdźcy. Ze wschodu osłabioną wojnami Rzeczpospolitą zaatakowała połączona armia kozacko-moskiewska. Lubomirski pomaszerował jej naprzeciw i 2 listopada 1660 r. w bitwie pod Cudnowem odniósł wspaniałe zwycięstwo, choć dziś całkowicie zapomniane (ze świadomości Polaków wymazywała je najpierw propaganda zaborcza, a potem sowiecka). Zwycięstwo, które na wiele lat zapewniło Rzeczypospolitej spokój na wschodniej granicy, sprawiło jednak, że nad głową Lubomirskiego zaczęły się zbierać czarne chmury.

Przeciw monarsze

W 1660 r. na Jasnej Górze zebrali się polscy senatorowie. Mieli zdecydować m.in. o tym, komu powierzyć godność hetmana wielkiego. Po zwycięstwie pod Cudnowem naturalnym kandydatem do tej godności wydawał się właśnie Jerzy Lubomirski. Jednak Jan Kazimierz, zazdrosny o rosnącą pozycję marszałka, sprzeciwił się jego nominacji. Magnat, który przez tyle lat okazywał monarsze lojalność, poczuł się dogłębnie urażony, a humoru nie poprawił mu nawet fakt, że poparła go większość senatorów i jego kandydatura przeszła mimo sprzeciwu Jana Kazimierza.

Lubomirski nie zapomniał władcy tej zniewagi. Trzy lata później otwarcie wystąpił przeciwko pomysłowi elekcji vivente rege, czyli „w łonie dynastii" (chodziło o to, aby jeszcze za życia Jana Kazimierza następcą tronu obrać jego syna i w ten sposób zapewnić ciągłość dynastii). Lubomirski sprzeciwił się również pomysłom podniesienia podatków, dewaluacji pieniądza i ograniczenia liberum veto. Jednocześnie kraj nękały coraz poważniejsze problemy polityczne. W 1661 r. pod Lwowem zawiązała się konfederacja żołnierzy domagających się wypłaty zaległego żołdu. Związek Święcony (bo taką nazwę przybrała konfederacja) domagał się kwoty przewyższającej roczne dochody skarbu państwa. Zniechęcone wojsko, które nie otrzymało żołdu, szybko opowiedziało się przeciwko nieudolnemu Janowi Kazimierzowi. Marszałek Lubomirski wydawał się idealnym kandydatem na przywódcę buntowników.

W 1664 r. senatorowie niechętni wpływowemu magnatowi zdecydowali się zorganizować Lubomirskiemu proces pokazowy. Oskarżono go o zdradę króla i spiskowanie w celu usunięcia go z tronu. Marszałkowi odmówiono nawet wglądu w dokumenty procesu. Wyrok wydano 29 grudnia 1664 r. Lubomirskiego uznano za winnego i skazano „na utratę życia, czci i majętności". Wyroku jednak nie wykonano. Wściekły Lubomirski uciekł za granicę i tam nawiązał kontakt z cesarzem niemieckim, elektorem pruskim i królem szwedzkim. W końcu wydał manifest, w którym przedstawił siebie jako obrońcę wolności szlacheckich przed absolutyzmem Jana Kazimierza. W tym czasie stronnicy marszałka jeździli po Rzeczypospolitej, podburzali szlachtę przeciwko królowi i zachęcali do poparcia Lubomirskiego.

19 maja 1665 r. Adam Ostrzycki, były porucznik chorągwi pancernej księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, zawiązał we Lwowie konfederację antykrólewską (powodem były opóźnienia w wypłacie żołdu i próby ograniczenia swobód szlacheckich). Lubomirski tymczasem wrócił w granice Rzeczypospolitej, dotarł do swoich posiadłości, zebrał wojsko i ruszył na Ukrainę, aby połączyć się z Ostrzyckim.

Między królem a jego niegdyś wiernym sługą musiało dojść do konfrontacji zbrojnej. Jan Kazimierz miał więcej żołnierzy, ale wojsko Lubomirskiego było lepiej zorganizowane, bardziej zdyscyplinowane i miało więcej armat. We wrześniu obie armie spotkały się pod Częstochową. Drobną potyczkę wygrał Lubomirski. 9 listopada obie strony zawarły porozumienie. Król, który nie chciał bratobójczej wojny, zgodził się, by marszałek wrócił do swoich majętności i żeby spór rozstrzygnąć na kolejnym posiedzeniu sejmu. Jednak to ostatnie się nie udało. Stronnicy Lubomirskiego zerwali sejm, gdy ich przeciwnicy twardo opowiedzieli się za ukaraniem marszałka. Lubomirski na czele wojska wystąpił przeciwko Janowi Kazimierzowi. Tak rozpoczął się epizod nazywany rokoszem Lubomirskiego.

Rzeź polsko-polska

11 lipca 1666 r. przeciwnicy spotkali się pod Mątwami na Kujawach. Król dysponował 20 tys. nieregularnego wojska i 30 działami; Lubomirski miał 16 tys. żołnierzy i 15 dział. Obie armie rozdzielała Noteć, jej bagna i szerokie rozlewiska. Jan Kazimierz (któremu pomagali hetman koronny Jan Sobieski i hetman litewski Michał Pac) nakazał sforsowanie rzeki i atak na pozycje przeciwnika. Najpierw przez wodę zaczęła się przeprawiać lekka jazda litewska, potem muszkieterzy i piechota. Lubomirski zaczekał, aż połowa królewskiej armii znajdzie się na drugim brzegu rzeki. Wówczas nakazał szarżę. Żołnierze króla nie wytrzymali uderzenia, rozpierzchli się i w popłochu zaczęli zawracać w stronę brodu. Sobieski próbował ratować sytuację, rzucając się do szarży na czele dwóch chorągwi jazdy, ale został rozbity i musiał uciekać przez przeprawę. Ostatecznie król zarządził odwrót, a dowódcy jego wojsk poddawali swoje oddziały. Lubomirski dał im słowo (parol), że kto się podda i złoży broń, zostanie zwolniony. Żołnierze chętnie się na to zgodzili. Walczyli wszak nie przeciwko najeźdźcom, lecz swoim rodakom, z którymi dzielili trudy w poprzednich wojnach. A jednak parol okazał się pułapką. Gdy żołnierze królewscy złożyli broń, rokoszanie rozpoczęli rzeź. Z rozkazu marszałka bezbronnych wycięto w pień. Jan Sobieski, świadek tej zbrodni, pisał następnego dnia do Marysieńki: „Z tej okazji najwięcej zginęło ludzi, że skoro na błota uszli, wywoływali ich, dając im quartier i parol, a potem, zawiódłszy na górę, nie ścinali, ale rąbali na sztuki. Nie tylko Tatarowie, Kozacy nigdy takiego nie czynili tyraństwa, ale we wszystkich historiach o takim od najgrubszych narodów nikt nie czytał okrucieństwie. Jednego nie najdują ciała, żeby czterdziestu nie miał mieć w sobie razów, bo i po śmierci nad ciałami się pastwili".

Historycy obliczyli, że w rzezi po bitwie wymordowano ponad 3700 królewskich żołnierzy. Co gorsza, z rąk buntowników zginęli weterani wojen z Kozakami, Węgrami, Szwedami i Rosjanami. Atakowana przez sąsiadów Rzeczpospolita bardzo potrzebowała doświadczonych żołnierzy. Ich brak mocno dał się we znaki podczas wojny z Turcją, która wybuchła kilka lat później.

Masowy mord na bezbronnych żołnierzach wstrząsnął szlachtą. Nawet ci, którzy popierali Lubomirskiego i jego walkę o zachowanie wolności szlacheckich, nie mogli po tej zbrodni walczyć u jego boku. Sam marszałek też nie chciał wojny. 31 lipca, gdy obie armie spotkały się znowu pod Łegonicami na Mazowszu, doszło do zawarcia ugody. Na pamiątkę tego wydarzenia na Górze Zgody wznoszącej się nad miasteczkiem postawiono kościół, który stoi do dziś. Jan Kazimierz zrezygnował z planów elekcji vivente rege, a Lubomirski został przywrócony do czci i majętności, ale stracił urzędy i został skazany na banicję. Wyjechał na Śląsk, a ostatnie lata życia poświęcił literaturze. Napisał „Jawnej niewinności manifest", w którym przedstawił swoje racje w sporze z królem. Zmarł 31 stycznia 1667 r. we Wrocławiu. Gdyby nie rokosz i wystąpienie przeciwko królowi, a zwłaszcza bezprecedensowa zbrodnia po bitwie pod Mątwami, byłby dziś zaliczany do największych bohaterów Polski. Tymczasem położył kamień na drodze upadku Rzeczypospolitej, który nastąpił 100 lat po jego śmierci. ©?

W „Potopie" Henryk Sienkiewicz opisał wyjazd Jana Skrzetuskiego i Zagłoby do kwatery polowej marszałka Jerzego Lubomirskiego. Mieli mu zawieźć list od hetmana Stefana Czarnieckiego, który nawoływał go do współdziałania przeciwko armii szwedzkiej. Zagłoba jednak zdecydował się nie oddawać listu. Schlebiając marszałkowi, tak połechtał jego próżność, że ten, aby dać przykład, jak dla dobra publicznego wyrzekać się prywaty, przeszedł wraz z wojskiem pod komendę Czarnieckiego.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie