W „Potopie" Henryk Sienkiewicz opisał wyjazd Jana Skrzetuskiego i Zagłoby do kwatery polowej marszałka Jerzego Lubomirskiego. Mieli mu zawieźć list od hetmana Stefana Czarnieckiego, który nawoływał go do współdziałania przeciwko armii szwedzkiej. Zagłoba jednak zdecydował się nie oddawać listu. Schlebiając marszałkowi, tak połechtał jego próżność, że ten, aby dać przykład, jak dla dobra publicznego wyrzekać się prywaty, przeszedł wraz z wojskiem pod komendę Czarnieckiego.
Ten literacki epizod niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Faktycznie obaj dowódcy współpracowali i wspierali się w walce przeciwko Szwedom, ale pierwsze skrzypce odgrywał Lubomirski, dysponujący większą i lepiej przygotowaną armią, finansowaną z pieniędzy pochodzących z majętności w południowej Polsce, do których nie dotarli Szwedzi. Współpraca też nie była tak zgodna i harmonijna, bo między dowódcami często dochodziło do kłótni.
Co więc z opisanej sceny najbardziej odpowiadało prawdzie? Opis potężnej pychy marszałka Lubomirskiego, który pod koniec życia nie zawahał się zbrojnie wystąpić przeciwko prawowitemu królowi. „Ów bunt bezecny, który pod koniec życia podniósł, aby naprawie Rzeczypospolitej przeszkodzić" – tak dwa stulecia później Henryk Sienkiewicz określił rokosz Lubomirskiego. To zbrojne wystąpienie zepchnęło najbogatszego magnata i zasłużonego dowódcę z panteonu bohaterów narodowych do grona zdrajców. Pokazało też postępujący rozkład Rzeczypospolitej Obojga Narodów, który ponad 100 lat później doprowadził do jej upadku.
Droga do przywództwa
W przypadku Jerzego Sebastiana Lubomirskiego istniały wszelkie przesłanki, aby mógł dojść do najważniejszych państwowych godności. Był synem Stanisława Lubomirskiego, wojewody małopolskiego, który w 1621 r. przejął po umierającym Janie Karolu Chodkiewiczu dowództwo w oblężonym przez Turków Chocimiu i doprowadził do zawarcia pokoju na warunkach korzystnych dla Rzeczypospolitej. Wojewoda Lubomirski, jeden z najbardziej wpływowych Polaków, a przy tym znakomity gospodarz, pomnożył rodzinny majątek i nie szczędził pieniędzy na edukację syna. Dzięki temu młody Jerzy już w wieku dziesięciu lat zaczął się kształcić w Kolegium Nowodworskim przy Akademii Krakowskiej, a trzy lata później wyjechał pobierać nauki na najlepszych europejskich uczelniach. Najpierw uczył się w Ingolstadt (Bawaria) w znanym jezuickim kolegium dla dzieci arystokratów, potem w Leuven i Lejdzie w Niderlandach, skąd pojechał odwiedzić Anglię, Francję (na audiencji przyjął go kardynał Richelieu) i Hiszpanię (tu przyjął go król).
Podróże, nauka i spotkania z najwybitniejszymi dostojnikami miały mu dać nie tylko wiedzę (zgodnie z ówczesną praktyką studiował matematykę, nauki przyrodnicze, łacinę i sztuki wojskowe, w tym naukę fortyfikacji), ale także ogładę towarzyską. Wszystko to miało się przydać w działalności politycznej, którą młody magnat rozpoczął już w 1636 r., w wieku 20 lat. Został wówczas marszałkiem sejmiku deputackiego (pełnił funkcje samorządowe), by jeszcze w tym samym roku zostać deputowanym na sejm walny. Jeździł więc do Warszawy i tam zaczął budować swoją pozycję polityczną. Nie było to trudne, gdyż Lubomirski był powszechnie lubiany. W trakcie przemówień występował w obronie przywilejów szlacheckich, chciał gwarancji dla złotej wolności, opowiadał się za tolerancją dla Żydów i innowierców, a w swoich dobrach nadawał tytuły nie tylko wysoko urodzonym, ale też zwykłym poddanym.