Gdy naród chciał popełnić samobójstwo

W końcówce wojny na Pacyfiku japońscy żołnierze dopuszczali się szokujących zbrodni na własnych cywilach.

Publikacja: 14.03.2019 17:13

Na Saipanie po zwycięstwie Amerykanów tysiące japońskich rodzin popełniły samobójstwo, rzucając się

Na Saipanie po zwycięstwie Amerykanów tysiące japońskich rodzin popełniły samobójstwo, rzucając się z wysokiego klifu w pobliżu przylądka Marpi. Tylko nieliczni woleli oddać się do niewoli

Foto: Getty Images

To miejsce jest nazywane od 1944 r. Klifem Samobójców. Wcześniej było bezimiennym fragmentem wybrzeża stanowiącym część przylądka Marpi, najbardziej na północ wysuniętej części wyspy Saipan w archipelagu Mariany. Mariany były przed wojną japońskim terytorium mandatowym, wyspiarską kolonią będącą jednocześnie strategiczną bazą wojskową. Ten, kto panował nad tym archipelagiem, mógł wykorzystać jego lotniska do bombardowań Tokio. W połowie czerwca 1944 r. Saipan wraz z pobliską wyspą Tinian stała się więc celem amerykańskiej inwazji. Została ona opanowana po trzech tygodniach ciężkich walk, w trakcie których zginęło 3,4 tys. Amerykanów oraz 29 tys. japońskich żołnierzy (wliczając w to 5 tys., którzy popełnili samobójstwa, by uniknąć niewoli).

Całe rodziny rzucały się w przepaść

Najbardziej upiorny epizod tej bitwy wydarzył się w jej ostatnich dniach. 9 lipca blisko 10 tys. cywilów i żołnierzy zgromadziło się przy klifach w pobliżu przylądka Marpi. Amerykańscy żołnierze obserwujący z daleka tę ludzką ciżbę zastanawiali się, co ten tłum zrobi. Do krawędzi klifów zaczęły podchodzić grupki ludzi. Amerykanie przez lornetki widzieli, że to całe rodziny. Z przodu szły małe dzieci, za nimi starsze, a z tyłu rodzice. Jaki musiał być szok Amerykanów, gdy zobaczyli dalszą część tego makabrycznego „widowiska"! Starsze dzieci spychały swoje młodsze rodzeństwo z 250-metrowego klifu do oceanu. Następnie same były spychane tam przez swoje matki, a żony przez mężów. Na końcu ojcowie rodzin rzucali się w przepaść. Kolejni cywile ruszali, by odegrać upiorny spektakl.

Niektórzy wybierali inny rodzaj śmierci: strzelali sobie w głowę z pożyczonej od żołnierzy broni lub rozrywali się granatami. Uważny obserwator mógł wychwycić, że nie zawsze samobójstwa były dobrowolne. Japońscy żołnierze, tłukąc cywilów kolbami karabinów i kłując ich bagnetami, spychali stłoczonych ludzi z klifów. Rzeź trwała długo.

Amerykanie szybko skierowali na wysunięte posterunki obserwacyjne swoich lingwistów – żołnierzy i oficerów wywiadu znających japoński. Przez megafony wzywali cywilów do opamiętania i zapewniali, że nie zrobią im krzywdy. Amerykańskie łodzie patrolowe starały się wyławiać z oceanu tych Japończyków, którzy wykazywali oznaki życia. Tego dnia mogło zginąć nawet 8 tysięcy cywilów na Saipanie: japońskich i koreańskich kolonistów. Amerykańscy żołnierze odkrywali na wyspie inne miejsca masowych samobójstw i mordów dokonanych na japońskich cywilach przez japońskich żołnierzy. Widzieli zmasakrowane, rozerwane granatami ciała kobiet, dzieci i starców, których przed makabryczną egzekucją przywiązano wcześniej do drzew. Amerykanie nie mogli tego pojąć: dlaczego Japończycy zabijali swoich?

Rozkaz cesarza Hirohito

To, że japońscy żołnierze ginęli w samobójczych szarżach na bagnety, rzucali się z odbezpieczonymi granatami na czołgi i odbierali sobie życie, by uniknąć hańby niewoli, było rzeczywistością, z którą alianccy żołnierze walczący w Azji Wschodniej i na Pacyfiku już dawno się zetknęli. Szokiem było dla nich to, że masowe samobójstwa popełniali również japońscy cywile. Bitwy na Marianach były pierwszym momentem, w którym amerykańskie wojska napotkały znaczącą japońską populację cywilną.

Ci ludzie autentycznie obawiali się życia pod obcą okupacją. Słyszeli o przypadkach mordowania jeńców przez Amerykanów i okaleczania zwłok poległych japońskich żołnierzy. Japońska propaganda robiła wszystko, by ten strach zwielokrotnić. Cywile postrzegali więc Amerykanów jako „zamorskich diabłów", którzy będą masowo gwałcić kobiety, a dzieci rozjeżdżać czołgami. Te obawy udzielały się również przedstawicielom narodów podbitych przebywających wśród Japończyków. Znany jest np. przypadek koreańskiej ianfu („pocieszycielki", czyli dziewczyny z wojskowego domu publicznego), która była zdziwiona tym, że wyzwalający ją amerykańscy żołnierze nie zabili jej i nie zjedli.

Inną sprawą jest, że masowe samobójstwa odbyły się na żądanie władz. Pod koniec czerwca 1944 r. cesarz Hirohito wydał rozkaz nakazujący mieszkańcom wyspy Saipan popełnienie samobójstwa w celu uniknięcia niewoli. Cesarz i jego doradcy nie obawiali się tego, że tysiące japońskich cywilów będzie okrutnie traktowanych przez Amerykanów. Oni obawiali się, że miejscowa japońska populacja będzie traktowana przez okupantów dobrze. Zagrożenie polegało na tym, że Amerykanie wykorzystają w swojej propagandzie zdjęcia przedstawiające ich przyjazne relacje z mieszkańcami Saipanu i że ulotki pokazujące tę wojenną fraternizację zostaną zrzucone nad Wyspami Japońskimi, osłabiając wolę narodu do prowadzenia wojny.

Cesarski rozkaz próbował zablokować gen. Hideki T?j?, premier i zarazem minister obrony. Nie udało mu się to, a armia czynnie zaangażowała się na Saipanie w udzielenie „asysty" cywilom chcącym popełnić samobójstwo oraz w egzekucje tych, którzy próbowali uniknąć wykonania tego rozkazu. Cywilom powiedziano, że ich śmierć będzie traktowana na równi ze śmiercią żołnierzy na polu bitwy. Dołączą więc do grona bogów.

Rzeź cywilów na Okinawie

Ten scenariusz powtórzył się na Okinawie – tylko na o wiele większą skalę. W najkrwawszej bitwie na Pacyfiku zginęło 14 tys. Amerykanów (a 55 tys. zostało rannych), od 77 tys. do 110 tys. japońskich żołnierzy i od 100 tys. do 150 tys. cywilów, czyli między jedną trzecią a połową przedwojennej populacji wyspy. „Odkąd wróg rozpoczął atak na główną wyspę Okinawę, armia i flota poświęciły się walce obronnej i nie mogły się już troszczyć o ludność prefektury. Mimo to, na tyle, na ile mogę powiedzieć, mieszkańcy prefektury zgłaszali się o możliwość wzięcia udziału w obronie. Zarówno młodzi, jak i starsi ludzie. (...) Obywatele Okinawy walczyli dobrze. Chciałbym, byście od tego dnia ich specjalnie upamiętniali" – pisał 6 czerwca 1945 r. w pożegnalnej wiadomości do kwatery głównej floty admirał Minoru ?ta, ostatni dowódca japońskich sił morskich broniących Okinawy.

Nawet chłopcy ze szkół średnich zostali zmobilizowani do walki, a wielu z nich zginęło w atakach samobójczych. Dziewczęta w wieku gimnazjalno-licealnym służyły jako pielęgniarki i też często ginęły oraz popełniały samobójstwa. Na wyspę spadło 2,7 mln amerykańskich bomb i pocisków. Po 4,72 na każdego jej mieszkańca. Ludność cywilna chroniła się wraz z żołnierzami w licznych na wyspie jaskiniach, które amerykańscy żołnierze prewencyjnie „czyścili" ładunkami wybuchowymi, granatami i miotaczami ognia. Wyspa stała się „płonącym buddyjskim piekłem". Spora część cywilów zginęła jednak od kul, bagnetów, szabel i granatów japońskich żołnierzy.

Jeszcze przed amerykańską inwazją wojskowi i rządowi funkcjonariusze urządzali w wioskach Okinawy prelekcje, w których trakcie opowiadali, jakie tortury będą stosować wobec cywilów biali okupanci. Później ludzie sami się zbierali i podejmowali decyzje o samobójstwach. Czasem takie zebrania przekształcały się w przyjęcia pożegnalne. Wznoszono toasty, opowiadano dowcipy, śpiewano, później trzykrotnie wznoszono okrzyk: „Niech żyje cesarz!", zbierano się w kręgi i odbezpieczano granaty zostawione przez wojskowych. Naoczny świadek, ocalona z rzezi Azama Toyoto wspominała: „Widzieliśmy ludzi, którzy usiłowali się wzajemnie pozabijać siekierami i wszelkimi innymi przedmiotami. Jeden z mężczyzn poćwiartował swoją rodzinę toporkiem. Jedna z młodszych matek zabijała swe dzieci jedno po drugim, a one siedziały cichutko, nie protestując". W jednej z wiosek jej sołtys odłamał z drzewa wielki konar i oszalały zatłukł nim swoją żonę i dzieci. Często się też zdarzało, że wojsko popychało cywilów do masowych samobójstw, zabierając im ostatnie zapasy żywności.

Już po samej inwazji ludność, która towarzyszyła wojskowym, została poddana ostremu rygorowi. Pod karą śmierci zabroniono posługiwania się jej miejscowym dialektem riukiuańskim. (Mieszkańcy Okinawy oraz innych wysp z archipelagu Riukiu stanowią nieco odrębną grupę etniczną w stosunku do Japończyków, która posiada własny język, bogatą kulturę i tradycję. Wyspy te zostały przyłączone do Japonii – formalnie do domeny feudalnego klanu Satsuma, a nie do cesarstwa – dopiero po ich podboju w XVII w. Wcześniej stanowiły odrębne królestwo Riukiu będące lennem cesarstwa chińskiego. Dopiero w 1872 r. zostały formalnie anektowane przez Japonię. W trakcie II wojny światowej żołnierze wywodzący się z archipelagu Riukiu poddawali się o wiele częściej od żołnierzy z innych regionów Japonii i przez to nie byli darzeni pełnym zaufaniem przez swoich dowódców). Zabijano również cywilów za „dezercję", czyli np. za czasowe oddalenie się od oddziału wojskowego, a także za zbieranie żywności zrzucanej z samolotów przez Amerykanów lub zostawianej przez amerykańskich żołnierzy.

Terror na wyspie Kumejima

Nawet kiedy 15 sierpnia 1945 r. cesarz ogłosił rozejm będący wstępem do kapitulacji Japonii, wojsko nadal siało terror wśród cywilów na wyspach, które nie zostały jeszcze zajęte przez Amerykanów. Żołnierze nie wierzyli w wiadomości o kapitulacji rozpowszechniane poprzez radio oraz ulotki zrzucane z amerykańskich samolotów. „Jeśli się poddacie, rozstrzelamy was jako szpiegów!" – oficerowie ostrzegali cywilów. Na wyspie Kumejima wchodzącej w skład archipelagu Riukiu wojsko wydało następujący rozkaz: „Cywile schwytani przez Amerykanów powinni zostać zidentyfikowani w przypadku próby powrotu. Ich obecność powinna zostać natychmiast wyjawiona naczelnikowi wioski i szefowi sił ochotniczych, które przedstawią władzom wojskowym działania i sytuację winnego. Niewykonanie tego rozkazu pociągnie za sobą egzekucję całej rodziny winnego, naczelnika wioski, szefa ochotników i każdej innej osoby w to zamieszanej".

26 czerwca na wyspie wylądowali Amerykanie, ale do końca wojny nie opanowali jej całej. Część terenu była opanowana przez porucznika Kayamę i jego pluton. Narzucał on mieszkańcom wyspy trwanie do końca w oporze. I tak np. jego ludzie zakłuli bagnetami mistrza karate Shojiro Asato, który złożył propozycję poddania się Amerykanom. 29 czerwca ścięto i spalono dziewięć osób – dwie podejrzane o szpiegostwo (bo przeszły na teren opanowany przez Amerykanów i wróciły) i siedmiu ich sąsiadów, którzy nie zadenuncjowali tej dwójki.

20 sierpnia – czyli już po rozejmie – ludzie Kayamy zgładzili koreańską rodzinę: ojca, matkę i pięcioro dzieci w wieku od roku do dziesięciu lat. Ich winą było to, że znaleziono u nich jedzenie zdobyte (ukradzione? wyżebrane?) u Amerykanów. Tego było już za wiele dla mieszkańców Kumejimy. Zbuntowali się i wyrzucili żołnierzy Kayamy, którzy wkrótce potem poddali się Amerykanom. Kayama nie popełnił samobójstwa, ale stanął przed amerykańskim sądem wojskowym za zbrodnie przeciwko Japończykom. Tam wybronił się, twierdząc, że... cywile byli wobec niego wrogo nastawieni. Został uniewinniony.

Miękki totalitaryzm

Historycy i politologowie głowią się od kilku dekad, jaki właściwie ustrój panował w Japonii czasów wojny. Kraj nie był bynajmniej dyktaturą. Parlament cały czas tam funkcjonował, a rządy zmieniały się według podobnych procedur jak w czasach liberalnej demokracji. Funkcjonowała prasa, która co prawda była cenzurowana (jak we wszystkich krajach prowadzących wojnę), ale mogła krytykować kolejne rządy i sposób prowadzenia wojny. Np. w lutym 1944 r. popularny dziennik „Mainichi Shimbun" opublikował artykuł pod tytułem „Nie możemy zwyciężyć uzbrojeni w bambusowe włócznie". Gen. T?j?, mylnie brany na Zachodzie za wojennego dyktatora Japonii, oddał władzę latem 1944 r., kiedy utracił poparcie frakcji politycznych, które za nim stały. – Człowiek o nazwisku T?j? jest jedynie pokornym poddanym. Nie jestem nikim lepszym od was. Jedyną różnicę stanowi to, że powierzono mi odpowiedzialność szefa rządu. Jeśli wyróżniam się, to tylko dlatego, że cieszę się zaufaniem Jego Wysokości i że zajmuję me obecne stanowisko. Stawia mnie to na pozycji całkowicie różnej, niż to ma miejsce w przypadku przywódców europejskich znanych dyktatorów – mówił T?j? na forum parlamentu w lutym 1943 r.

Wymuszone samobójstwa i zbrodnie na cywilach na Saipanie i wyspach Riukiu można więc traktować bardziej jako oznakę załamania dotychczasowego systemu społecznego w Japonii niż dowód na dużą rolę represji w utrzymywaniu tego systemu. Wojenna Japonia była krajem totalitarnym, ale łączyła ten totalitaryzm z wieloma elementami systemu demokratycznego, a przed 1944 r. bardzo rzadko sięgano tam po policyjne represje wobec narodu. Nie było bowiem takiej potrzeby.

W chwili kapitulacji kraju w 1945 r. w więzieniach znajdowało się tam mniej niż trzy tysiące więźniów politycznych – do których zaliczali się w ogromnej części koreańscy niepodległościowcy i komuniści. Podczas całej wojny wydano w Japonii tylko jeden wyrok śmierci na opozycjonistę – a w zasadzie sowieckiego szpiega z siatki Richarda Sorgego. Prawa, na podstawie których ścigano radykałów, były przegłosowane w większości w czasach liberalnej demokracji. Nowością, którą wprowadzono w trakcie osuwania się kraju w totalitaryzm, był niezwykle wydajny system reedukacji skazanych rzeczywiście prowadzący do porzucania przez nich dawnych poglądów.

W 22 ośrodkach poprawczych pracowano nad umysłami skazanych, osiągając zadziwiające rezultaty. Dane za lata 1928–1934 wskazują np., że jedynie 3 proc. więźniów politycznych po reedukacji ponownie angażowało się w działalność wywrotową. W latach 1928–1941 prowadzono śledztwa przeciwko 66 tys. wywrotowcom, z czego tylko 5,6 tys. skazano na więzienie, a 9 tys. objęto nadzorem policyjnym na wolności. Większość pozostałych „nawróciła się". Spośród około 500 pisarzy zaangażowanych po stronie radykalnej lewicy 95 proc. porzuciło wywrotowe poglądy. Dane za 1943 r. mówią, że na 2440 obserwowanych komunistów 1246 „nawróciło się" całkowicie na oficjalną państwową ideologię, a tylko 37 „nie wykazywało poprawy". Oprócz komunistów i koreańskich aktywistów śledzono jedynie niewielką grupkę socjalistów, którzy nie stali się skrajnymi nacjonalistami, kilku chrześcijańskich i buddyjskich pacyfistów oraz... grupkę ekstremalnych nacjonalistów.

Organizacje wywrotowe rozbijano praktycznie bez rozlewu krwi, a wielu ich członków szybko stawało się wyznawcami imperialnego, japońskiego „faszyzmu". Przykładem takiej drogi był m.in. polityczny karykaturzysta Etsuro Kato. W latach 30. był on uznawany za radykalnego socjalistę i przeciwnika wojny. W 1939 r. , pod wpływem relacji o bitwie japońsko-sowieckiej pod Nomonhan (w historiografii sowieckiej i mongolskiej znanej jako bitwa pod Chałchin-Goł), stał się radykalnym nacjonalistą rysującym karykatury uderzające we wrogów Japonii. Jego rysunek sławiący sojusz japońsko-niemiecko-włoski, widniał na okładce pierwszego numeru magazynu „Manga" z października 1940 r. Po wojnie, w 1948 r., zapisał się do partii komunistycznej i nadal rysował karykatury atakujące Amerykanów i Zachód.

Ideologiczne nawrócenia

Na twardy nacjonalizm nawracały się też feministki. Liga na rzecz Głosowania Kobiet stała się obrończynią tradycyjnych wartości rodzinnych i w 1937 r. przekształciła się w Oficjalną Ligę Kobiet. Jej przywódczyni Fusae Ichikawa wzywała swoje „siostry towarzyszki" do gorliwego czczenia rodziny cesarskiej oraz do pielgrzymek do świątyni bogini Słońca Amaterasu w Ise. Aktywistki Oficjalnej Ligi Kobiet wręczały na ulicach japońskich miast ulotki, w których przestrzegały Japonki przed noszeniem bielizny w zachodnim stylu.

Ideologiczne nawrócenia zachodziły również w przypadku koreańskich działaczy niepodległościowych. Przykładem takiego intelektualisty, który zmienił poglądy o 180 stopni, był Yun Chi-ho (założył w 1896 r. koreański Klubu Niepodległości), który przez większą część życia był uważany przez swoich rodaków za bohatera narodowego. Po ataku na Pearl Harbor zapisał w swoim dzienniku: „Oto nowy dzień (...) dla tego Starego Świata! To prawdziwa wojna ras – Żółci przeciw Białym!". W 1945 r. został mianowany przez cesarza do izby wyższej japońskiego parlamentu. Wśród kamikaze znalazło się zaś 11 Koreańczyków, a wszyscy z nich zgłosili się na ochotnika, aby umrzeć za cesarza. Jeden z nich w wieczór przed samobójczą misją śpiewał w karczmie narodową koreańską pieśń „Arirang", a potem w księdze gości napisał po koreańsku: „Niech żyje cesarz!".

Takiej jednomyślności w społeczeństwie nie zdołał osiągnąć ani Mussolini, ani Hitler, ani tym bardziej Stalin! Z doświadczeń japońskich militarystów korzystał później Mao Zedong, przywódca komunistycznych Chin. Po wojnie dał u siebie schronienie grupie specjalistów z japońskiej bezpieki, którzy chętnie podzielili się z jego bezpieką swoimi metodami. Z tych doświadczeń korzystano również przy budowie systemu totalitarnego w Korei Północnej.

Zapewne osiągnięcie tak dużej jednomyślności społeczeństwa nie byłoby możliwe, gdyby nie cechujący to społeczeństwo duży konformizm. – My, Japończycy, postępujemy w ten sposób, że jeśli polityka państwa zostaje raz zdecydowana, naszym obowiązkiem jest poświęcić wszystkie nasze wysiłki temu, by odniosła ona sukces, niezależnie od tego, jakie są nasze osobiste stanowiska i argumenty – zeznawał przed powojennym trybunałem tokijskim (ws. zbrodni japońskich) Kuniaki Koiso, premier Japonii w latach 1944–1945.

Przykładem takiej postawy są ochotnicy kamikaze. Byli najbardziej wykształconą częścią sił zbrojnych – aż 85 proc. z nich miało skończone co najmniej liceum. Wielu studiowało na elitarnych uczelniach. Byli wśród nich chrześcijanie, komuniści, a nawet pacyfiści. W ich dziennikach widać wolnomyślicielskiego ducha podlanego romantycznym fatalizmem i przekonanie, że idą na śmierć przede wszystkim po to, by wojna szybko się skończyła. Niektórzy z nich szli w samobójcze misje już po wejściu w życie rozejmu. Ostatni atak kamikaze nastąpił 30 sierpnia 1945 r. na redzie portu w Hongkongu, przeciwko brytyjskim okrętom. Takie ataki nie miały już znaczenia militarnego – były tylko deklaracją pokazującą, że ludzka egzystencja nie ma sensu. ©?

Korzystałem m.in. z książki Jeana-Louisa Margolina „Japonia 1937–1945. Wojna armii cesarza".

To miejsce jest nazywane od 1944 r. Klifem Samobójców. Wcześniej było bezimiennym fragmentem wybrzeża stanowiącym część przylądka Marpi, najbardziej na północ wysuniętej części wyspy Saipan w archipelagu Mariany. Mariany były przed wojną japońskim terytorium mandatowym, wyspiarską kolonią będącą jednocześnie strategiczną bazą wojskową. Ten, kto panował nad tym archipelagiem, mógł wykorzystać jego lotniska do bombardowań Tokio. W połowie czerwca 1944 r. Saipan wraz z pobliską wyspą Tinian stała się więc celem amerykańskiej inwazji. Została ona opanowana po trzech tygodniach ciężkich walk, w trakcie których zginęło 3,4 tys. Amerykanów oraz 29 tys. japońskich żołnierzy (wliczając w to 5 tys., którzy popełnili samobójstwa, by uniknąć niewoli).

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Stanisław Ulam. Ojciec chrzestny bomby termojądrowej, który pracował z Oppenheimerem
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii