To miejsce jest nazywane od 1944 r. Klifem Samobójców. Wcześniej było bezimiennym fragmentem wybrzeża stanowiącym część przylądka Marpi, najbardziej na północ wysuniętej części wyspy Saipan w archipelagu Mariany. Mariany były przed wojną japońskim terytorium mandatowym, wyspiarską kolonią będącą jednocześnie strategiczną bazą wojskową. Ten, kto panował nad tym archipelagiem, mógł wykorzystać jego lotniska do bombardowań Tokio. W połowie czerwca 1944 r. Saipan wraz z pobliską wyspą Tinian stała się więc celem amerykańskiej inwazji. Została ona opanowana po trzech tygodniach ciężkich walk, w trakcie których zginęło 3,4 tys. Amerykanów oraz 29 tys. japońskich żołnierzy (wliczając w to 5 tys., którzy popełnili samobójstwa, by uniknąć niewoli).
Całe rodziny rzucały się w przepaść
Najbardziej upiorny epizod tej bitwy wydarzył się w jej ostatnich dniach. 9 lipca blisko 10 tys. cywilów i żołnierzy zgromadziło się przy klifach w pobliżu przylądka Marpi. Amerykańscy żołnierze obserwujący z daleka tę ludzką ciżbę zastanawiali się, co ten tłum zrobi. Do krawędzi klifów zaczęły podchodzić grupki ludzi. Amerykanie przez lornetki widzieli, że to całe rodziny. Z przodu szły małe dzieci, za nimi starsze, a z tyłu rodzice. Jaki musiał być szok Amerykanów, gdy zobaczyli dalszą część tego makabrycznego „widowiska"! Starsze dzieci spychały swoje młodsze rodzeństwo z 250-metrowego klifu do oceanu. Następnie same były spychane tam przez swoje matki, a żony przez mężów. Na końcu ojcowie rodzin rzucali się w przepaść. Kolejni cywile ruszali, by odegrać upiorny spektakl.
Niektórzy wybierali inny rodzaj śmierci: strzelali sobie w głowę z pożyczonej od żołnierzy broni lub rozrywali się granatami. Uważny obserwator mógł wychwycić, że nie zawsze samobójstwa były dobrowolne. Japońscy żołnierze, tłukąc cywilów kolbami karabinów i kłując ich bagnetami, spychali stłoczonych ludzi z klifów. Rzeź trwała długo.
Amerykanie szybko skierowali na wysunięte posterunki obserwacyjne swoich lingwistów – żołnierzy i oficerów wywiadu znających japoński. Przez megafony wzywali cywilów do opamiętania i zapewniali, że nie zrobią im krzywdy. Amerykańskie łodzie patrolowe starały się wyławiać z oceanu tych Japończyków, którzy wykazywali oznaki życia. Tego dnia mogło zginąć nawet 8 tysięcy cywilów na Saipanie: japońskich i koreańskich kolonistów. Amerykańscy żołnierze odkrywali na wyspie inne miejsca masowych samobójstw i mordów dokonanych na japońskich cywilach przez japońskich żołnierzy. Widzieli zmasakrowane, rozerwane granatami ciała kobiet, dzieci i starców, których przed makabryczną egzekucją przywiązano wcześniej do drzew. Amerykanie nie mogli tego pojąć: dlaczego Japończycy zabijali swoich?
Rozkaz cesarza Hirohito
To, że japońscy żołnierze ginęli w samobójczych szarżach na bagnety, rzucali się z odbezpieczonymi granatami na czołgi i odbierali sobie życie, by uniknąć hańby niewoli, było rzeczywistością, z którą alianccy żołnierze walczący w Azji Wschodniej i na Pacyfiku już dawno się zetknęli. Szokiem było dla nich to, że masowe samobójstwa popełniali również japońscy cywile. Bitwy na Marianach były pierwszym momentem, w którym amerykańskie wojska napotkały znaczącą japońską populację cywilną.