Zaprojektowana i wykonana przez Teslę cewka była znakomitym generatorem fal radiowych i Marconi z tego skorzystał. Natomiast sam Tesla poszedł w innym kierunku. Jego sławę i majątek zbudowały wcześniej znakomite pomysły dotyczące przesyłania na odległość prądu zmiennego (pisałem o tym w artykule „Prąd jako towar"; „Rzecz o Historii", 27 grudnia 2019 roku). Wykrywszy, że fale elektromagnetyczne przenoszą energię, Tesla zapragnął stworzyć system bezprzewodowego przesyłu energii elektrycznej. Na początku (w 1891 roku) demonstrował bezprzewodowe oświetlenie. Na wykładach i pokazach trzymał w rękach lampy (tak zwane rurki Geisslera), które świeciły – mimo braku podłączenia do prądu – dzięki dostarczaniu energii z odległej cewki Tesli.
Koncepcji bezprzewodowego przesyłania energii Tesla poświęcił cały swój wysiłek i cały osobisty majątek. Miał świadomość, że fale elektromagnetyczne mogą przenosić informacje, zbudował nawet (w 1898 roku) sterowany falami radiowymi model łodzi, stał się więc pionierem zdalnego sterowania w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Ale cały czas pragnął stworzyć urządzenie, które będzie dostarczało energię do odbiorców bez konieczności tworzenia kosztownych i kłopotliwych sieci przesyłowych. Miał opinię geniusza, dlatego znalazł się amerykański finansista, John Pierpont Morgan, który uwierzył w wizje Tesli i zainwestował w jego badania ogromną sumę 150 tys. USD (na obecne pieniądze było to ponad 4,5 mln USD) w zamian za 51 proc. udziału w zyskach z eksploatacji wynalazku. Tesla w swoich pomysłach coraz bardziej oddalał się jednak od rzeczywistości. Planował do rozsyłania energii elektrody o wysokości ponad 9 tys. m (wyższe niż Mount Everest – oczywiście nierealizowalne), a ponieważ jego eksperymenty zaczęły być uciążliwe dla otoczenia, w 1899 roku przeniósł swoje laboratorium z Nowego Jorku do Colorado Springs.
Rozmowy z Marsjanami, oszustwo i zwycięstwo po śmierci
W Colorado Springs Tesla za pieniądze Morgana wybudował ogromne anteny, które miały służyć do bezprzewodowego przesyłania energii. Były one w stanie wytworzyć wyładowania elektryczne o długości 41 m, co straszyło okoliczną ludność. Wypytywany przez dziennikarzy, co też robi z tą ogromną aparaturą, Tesla odpowiedział, że rozmawia z Marsjanami. Gazety podały to jako sprawdzoną wiadomość!
Niestety, ani anteny w Colorado Springs, ani zbudowana w roku 1902 w miejscowości Shoreham ogromna wieża nadawcza (57 m wysokości!), nazwana przez Teslę Wardenclyffe, nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Morgan zmarł, a jego syn nie zamierzał dokładać kolejnych pieniędzy do coraz bardziej problematycznych eksperymentów Tesli. Równocześnie sukcesy odnosił Marconi, łącznie z tym, że otrzymał Nagrodę Nobla. Teslę rozwścieczyło to do tego stopnia, że porzucił wszystkie swoje badania i rozpoczął serię procesów przeciwko Marconiemu. Walcząc zaciekle o uznanie jego praw jako wynalazcy radia, starał się zdobyć środki na niekończące się procesy. Posunął się przy tym do oszustwa, ogłaszając (11 lipca 1934 roku), że wynalazł „promień śmierci". W artykule opublikowanym w „New York Times" napisał, że ten „promień śmierci" jest w stanie strącić nawet 10 tys. wrogich samolotów z odległości 250 mil lub zabić na odległość milion żołnierzy.
Gdyby napisał to ktokolwiek inny, natychmiast zainteresowaliby się nim psychiatrzy. Skoro jednak ogłosił to człowiek, który miał na koncie liczne i naprawdę genialne wynalazki – zainteresowały się armia USA i FBI. Ponieważ jednak nie przedstawił żadnych konkretów, nikt nie chciał od niego kupić tego kota w worku. A Tesla popadał w coraz większą biedę. Zrealizował tylko jedną „transakcję": gdy musiał się wyprowadzić z Governor Clinton Hotel, gdzie mieszkał dość długo, nie płacąc rachunku, zamiast zapłaty przekazał właścicielowi hotelu pudełko, w którym rzekomo miał kryć się „promień śmierci". Oznajmił, że wynalazek w pudełku wart jest 10 tys. dolarów (w latach 30. to była ogromna suma!), ale otwarcie pudełka może być niebezpieczne. Hotelarz przechował rzekomy skarb, ale nie ośmielił się go otworzyć. Po śmierci Tesli 7 stycznia 1943 roku pudełko przejęli ajenci FBI i przekazali do MIT – najlepszej uczelni technicznej na świecie. Tam z największą ostrożnością pudełko zostało otwarte. Wewnątrz był bezwartościowy złom elektryczny...
Trzeba przyznać, że Tesla miał jeden silny argument: sercem nadajnika Marconiego była cewka, na którą Tesla miał patent, a Marconi wykorzystał ją bez jego zgody. Wieloletni proces, który doprowadził Teslę do bankructwa i śmierci, zakończył się sukcesem: Sąd Najwyższy USA w 1943 roku przyznał, że to właśnie on był wynalazcą radia. Ale Tesla już wtedy nie żył.