Gen. Curtis E. LeMay. Człowiek, który podpalił Japonię

Generał Curtis E. LeMay jako pierwszy pokazał, że można wygrać wojnę za pomocą kampanii bombardowań strategicznych. To jego niszczycielskie rajdy, a nie bomby atomowe, przesądziły o klęsce Japonii.

Publikacja: 11.03.2021 21:00

Generał Curtis E. LeMay (1906–1990), autor koncepcji nocnych nalotów dywanowych na Japonię maszynami

Generał Curtis E. LeMay (1906–1990), autor koncepcji nocnych nalotów dywanowych na Japonię maszynami B-29

Foto: BEW

Noc z 9 na 10 marca 1945 r. nad Tokio zaczynała się pięknie. Było pogodnie, a następnego dnia w mieście miały się odbyć uroczystości z okazji Dnia Wojska. Żaden alarm lotniczy nie ostrzegł mieszkańców tej metropolii przed zbliżającą się do Tokio wyprawą 279 amerykańskich bombowców B-29. Każdy z nich miał na pokładzie 1520 bomb zapalających M-69 zawierających napalm. Pierwsze bomby spadły o 0:08, a syreny alarmowe odezwały się dopiero o 0:15. Japońska obrona przeciwlotnicza była totalnie zaskoczona, podobnie jak mieszkańcy Tokio. Wielu z nich wyszło na ulice, by zobaczyć, co się dzieje. B-29 leciały dużo niżej niż podczas poprzednich rajdów i doskonale było widać ich srebrzyste kadłuby w świetle reflektorów przeciwlotniczych. Na niebie pojawiły się rozbłyski bomb zapalających. Ich płonąca zawartość przylepiała się do wszystkiego, a ponieważ w zbombardowanych dzielnicach dominowała drewniana zabudowa, w mieście szybko wybuchły setki pożarów.

Celem nalotu były robotnicze dzielnice nad rzekami Sumidą i Arakawą, w których rozproszone były tysiące drobnych zakładów przemysłowych i warsztatów. Załogi bombowców starały się utworzyć na ziemi wielki, ognisty „X". Płomienie połączyły się w wielką burzę ogniową, która pochłaniała wszystko na swojej drodze. Przerażeni ludzie szukali jakiegokolwiek schronienia. Nie dawały im go schrony, będące zwykle rowami przykrytymi blachą falistą. Uciekali do betonowych budynków, takich jak szkoła podstawowa Futaba. Jej ogniotrwałe ściany zapewniły jednak tylko iluzoryczne bezpieczeństwo. Żar wytworzony przez pożar był tak wielki, że szkoła zamieniła się w ogromny piec, w którym zginęło kilkuset ludzi. Dantejskie sceny rozgrywały się na moście Kototoi. Jeden z ocalałych – wówczas 13-letni chłopiec – przeżył dzięki temu, że ktoś go wyrzucił do rzeki. Rano zobaczył, że most był pełny zwęglonych zwłok, a ziemia pokryta warstwą krwi i ludzkiego tłuszczu. Fotograf wojskowy Koji Ishikawa zrobił 10 marca szokującą fotografię przedstawiającą zwęgloną matkę z małym dzieckiem na plecach.

Zniszczenia rafinerii w rejonie Tokio w wyniku nalotów B-29 podczas pięciu miesięcy skoncentrowanych

Zniszczenia rafinerii w rejonie Tokio w wyniku nalotów B-29 podczas pięciu miesięcy skoncentrowanych ataków na Japonię w trakcie II wojny światowej, 1945 r.

Alamy Stock Photo/BEW

W wyniku tego nalotu spłonęło 41 km kwadratowych Tokio i zniszczonych zostało 267 tys. budynków, czyli jedna czwarta miejskiej zabudowy. Pierwsze szacunki mówiły o 83 tys. zabitych, ale są też takie mówiące o 200 tys. (dla porównania: bomba atomowa zrzucona na Hiroszimę zabiła od 90 tys. do 146 tys. ludzi, a w Nagasaki 39–80 tys. ludzi). Straty amerykańskie podczas tej misji – nazwanej operacją „Meetinghouse" – wyniosły: 9 zestrzelonych bombowców, 3 stracone z innych przyczyn, 42 uszkodzone, 96 zabitych i zaginionych, 6 rannych. Tak wyglądała inauguracja nowej strategii bombardowań Japonii wdrożonej przez gen. Curtisa LeMaya, szefa amerykańskiego XXI Dowództwa Bombowego. Strategia ta miała za zadanie pokonać Kraj Kwitnącej Wiśni bez konieczności sięgania po wielką inwazję.

Uderzenie w serce Imperium

Pierwsze bomby na Tokio spadły 18 kwietnia 1942 r. Grupa 16 bombowców B-25 Mitchell dowodzona przez ppłk. Jamesa Doolittle'a wystartowała z lotniskowca USS „Hornet" i zbombardowała pięć japońskich miast. Japońskie straty były małe (50 zabitych i 200 rannych), ale ten brawurowy rajd sprowokował Cesarską Japońską Marynarkę Wojenną do ofensywy, która skończyła się jej porażką pod Midway. Rajd Doolittle'a był jednak tylko jednorazowym wyczynem. W ten sposób nie dało się prowadzić kampanii bombardowań strategicznych, która zadałaby realne straty Japonii. Problemem było przede wszystkim to, że cele leżały poza zasięgiem samolotów startujących z lotnisk. Od 1943 r. bombardowano co prawda należące do Japonii Wyspy Kurylskie, ale były one celem dosyć peryferyjnym. Sytuację strategiczną zmienić miało wprowadzenie do służby w 1944 r. znakomitych amerykańskich bombowców B-29 Superfortress. Maszyny te miały zasięg 5,3 tys. km, leciały na pułapie prawie 10 tys. m (czyli na granicy zasięgu japońskich dział przeciwlotniczych), osiągały szybkość 575 km/h, miały hermetyczną kabinę, zdalnie sterowane wieżyczki działek i mogły zabierać w swoich komorach bombowych ponad 9 ton bomb (lub można było podwieszać poza kadłubem dwie bomby 10-tonowe).

Japońscy policjanci identyfikują ofiary amerykańskiego bombardowania bombami zapalającymi. Tokio, 10

Japońscy policjanci identyfikują ofiary amerykańskiego bombardowania bombami zapalającymi. Tokio, 10 marca 1945 r.

Getty Images

Program budowy tych maszyn pochłonął 3 mld dolarów, czyli o jedną trzecią więcej niż Projekt Manhattan. Początkowo zwrot z tych olbrzymich nakładów był mizerny. B-29 nie skierowano do Europy, choć mogłyby się świetnie sprawdzić na niebie nad Niemcami. Wysłano je za to na lotniska w Chinach i w Indiach (do XX Dowództwa Bombowego), skąd w połowie czerwca 1944 r. zaczęły bombardować Wyspy Japońskie, a także cele w okupowanej części Chin, na Tajwanie i w Singapurze. Rezultaty były dosyć słabe, a straty spore (np. podczas nalotu na Yawatę z 20 sierpnia 1944 r., z 61 biorących w nim udział B-29 zestrzelono 12, z czego jeden został staranowany przez japoński myśliwiec). Mianowanie Curtisa LeMaya, weterana bombardowań Niemiec, nowym dowódcą, poprawiło wyniki nalotów, ale XX Dowództwo Bombowe borykało się z wieloma problemami logistycznymi na słabo przygotowanych chińskich lotniskach. Zdarzały się tam przestoje związane z brakiem paliwa. Ponadto naloty prowadzone z tamtych baz sprowokowały Japończyków do przeprowadzenia w Chinach wielkiej ofensywy Ichi-go, która wykrwawiła i odrzuciła mocno na zachód wojska Republiki Chińskiej. Amerykanie próbowali więc uzyskać od Sowietów zgodę na wykorzystanie lotnisk pod Władywostokiem i na Kamczatce. Zakończyło się to fiaskiem, bo Stalin przeciągał sprawę, jak długo się dało.

Latem 1944 r. doszło jednak do ważnej strategicznie zmiany: Amerykanie zdobyli wyspy Saipan, Tinian i Guam. W październiku mieli już tam zbudowanych 6 wielkich lotnisk zdolnych pomieścić setki B-29. Na wyspy te wprowadziło się XXI Dowództwo Bombowe gen. Haywooda Hansela. Pierwszy atak na przedmieścia Tokio przeprowadzono 24 listopada 1944 r., ale pierwsze tygodnie bombardowań były stosunkowo mało efektywne. Naśladowano taktykę z Europy przewidującą zrzucanie bomb na cele przemysłowe za dnia, z dużych wysokości. Sztabowcy nie wzięli pod uwagę silnych prądów strumieniowych w atmosferze nad Japonią, które powodowały, że bomby mocno zbaczały z kursu. Japończycy zaczęli więc traktować z lekceważeniem zagrożenie bombardowaniami strategicznymi. B-29 nazywali „B-chan" („chan" to zdrobniała forma zwracania się do dziewczynek).

Curtis E. LeMay składa gratulacje załodze bombowca 306. grupy bombowej. Załoga stoi przed latającą f

Curtis E. LeMay składa gratulacje załodze bombowca 306. grupy bombowej. Załoga stoi przed latającą fortecą B-17, 2 czerwca 1943 r.

Alamy Stock Photo/BEW

Do zmiany strategii doszło po tym, jak 21 stycznia 1945 r. nowym szefem XXI Dowództwa Bombowego został LeMay. Generał stanął przed trudnym zadaniem: miał pokazać, że bombowce B-29 są warte środków, które włożono w ich zbudowanie. LeMay uznał, że próby precyzyjnego bombardowania celów przemysłowych mają małe szanse na sukces, gdyż produkcja przemysłowa w Japonii jest zbyt mocno rozproszona pomiędzy małymi zakładami. Trzeba więc bombardować całe dzielnice miast, w których mieszczą się te zakłady. A najskuteczniejsze mogą być nocne naloty przeprowadzane na małej i średniej wysokości przez B-29 z bombami zapalającymi na pokładzie. Wprawką dla nowej kampanii bombardowań był rajd na Kobe z 4 lutego 1945 r. Przyniósł on słabe rezultaty z powodu użycia zbyt małej liczby samolotów. LeMay zdecydował się więc przeprowadzić w nocy z 9 na 10 marca wielki rajd bombowy na Tokio.

Dziurawe niebo

Skutki rajdu na Tokio okazały się dużo bardziej niszczycielskie, niż wyobrażali sobie amerykańscy planiści, a straty własne o wiele mniejsze, niż się obawiano. LeMay kontynuował więc swoją ofensywę. Przez kolejnych 10 dni przeprowadził podobne uderzenia na kolejne miasta: Nagoję, Osakę i Kobe. Skutki były zróżnicowane. W Osace zniszczono 119 fabryk i dzielnicę handlową, paląc 135 tys. budynków, a stracono tylko 2 bombowce B-29 (12 zostało uszkodzonych). W Nagoi w dwóch rajdach spalono tylko 5 mil kwadratowych miasta, nie uszkadzając ani tamtejszego arsenału, ani zakładów lotniczych. W każdym z tych nalotów zginęło po mniej niż 10 tys. cywilów. Ale i tak każdy taki rajd był dużo bardziej niszczący niż łącznie wszystkie bombardowania Japonii przeprowadzone przed marcem 1945 r. Ta seria wielkich uderzeń zakończyła się 20 marca – z powodu wyczerpania zapasów bomb zapalających. LeMay kazał więc rozpocząć kampanię nocnych bombardowań „precyzyjnych", którą prowadził do połowy kwietnia. Była ona właściwie eksperymentem mającym na celu znalezienie dobrej metody takich bombardowań. Amerykanom szło to eksperymentowanie dosyć skutecznie, gdyż m.in. udało im się zniszczyć fabrykę silników lotniczych Mitsubishi Shizouka i dwie ważne fabryki chemiczne w Koriyamie. Po tym jak uzupełniono zapasy bomb zapalających, w nocy z 13 na 14 kwietnia B-29 wróciły nad Tokio, uderzając w arsenał i pobliskie fabryki zbrojeniowe.

Ponadto już 27 marca LeMay rozpoczął operację o wiele mówiącym kryptonimie „Starvation" („Zagłodzenie"), czyli kampanię zrzucania min morskich na szlakach żeglugowych w pobliżu Wysp Japońskich i wybrzeża Korei. W trakcie trwającej do końca wojny kampanii zrzucono 12 135 min, z czego 5400 w cieśninie Shimonoseki. Co prawda stracono 14 bombowców, ale zatopiono lub poważnie uszkodzono 670 statków handlowych. Ruch w cieśninie Shimonoseki spadł o 90 proc., a japońskie przewozy morskie zmniejszyły się z 520 tys. ton w lutym do 8 tys. ton w sierpniu. Te fabryki, których nie zbombardowano, stały z braku surowców, a nad Japonią zawisła groźba głodu.

Kampania szła o tyle łatwo, że Japończycy poważnie zaniedbali wcześniej swój system obrony powietrznej. Liczyli na to, że wojna się skończy po tym, jak Amerykanie wykrwawią się w walce o ich linie obrony na wyspach Pacyfiku, daleko od Wysp Japońskich. Między czerwcem 1944 r. a końcem wojny Japończycy dysponowali średnio 2350 zdolnymi do działania myśliwcami miesięcznie. Jednak między październikiem 1944 r. a marcem 1945 r. Wysp Japońskich broniło tylko 375–385 myśliwców, a w sierpniu 1945 r. ich liczba doszła do 535. Było też tam dostępnych około 7 tys. ciężkich dział przeciwlotniczych, z czego około 400 w Tokio, wspieranych przez system radarów. Japonia nie posiadała jednak zintegrowanego systemu obrony powietrznej, tylko dwa często się dublujące – system Cesarskiej Armii Japońskiej i Cesarskiej Japońskiej Marynarki Wojennej. Radary floty i armii stały często kilkaset metrów od siebie. Sytuację komplikował nieefektywny, terytorialny podział obu systemów. Gdy nad Tokio z amerykańskimi bombowcami walczyły myśliwce z 10. Dywizji Powietrznej, to nie pomagały im załogi z 23. Brygady Powietrznej w Nagoi. Lotnictwo marynarki wojennej w Kobe nie ruszało na pomoc pilotom w pobliskim Kure. Każda amerykańska eskadra bombowa napotykała przez to jednorazowo mniej niż 70 japońskich myśliwców. A przecież japońscy piloci musieli się mierzyć nie tylko z bombowcami, ale również od kwietnia z eskortującymi je myśliwcami, a latem również z samolotami startującymi z lotniskowców. Japończycy zaniedbali też system obrony cywilnej. Budowę schronów i tworzenie organizacji obrony przeciwlotniczej zaczęli dopiero po upadku Saipanu. W liczącym 6 mln ludzi Tokio straż pożarna dysponowała tylko sześcioma samochodami gaśniczymi z długimi drabinami.

Bombardowania Japonii nie były jednak dla amerykańskich załóg „łatwym spacerkiem", choć straty w stosunku do liczby misji i zaangażowanych w nie samolotów wynosiły tylko 0,24 proc. maszyn. W trakcie misji zniszczonych zostało 414 B-29, z czego 148 przypisano myśliwcom i działom przeciwlotniczym, 115 przyczynom technicznym, a 115 nieznanym powodom. 3111 superfortec zostało uszkodzonych, w tym 419 bardzo ciężko. Straty byłyby dużo większe, gdyby w marcu 1945 r. marines nie zajęli w krwawym boju Iwo Jimy (tracąc 6,8 tys. zabitych i 19 tys. rannych oraz zabijając 18,5 tys. japońskich żołnierzy). Do końca wojny 2251 superfortec lądowało tam awaryjnie. Spośród 1310 załóg, które lądowały na morzu, uratowano 654. Ogółem w kampanii bombardowań Japonii zginęło 1090 członków załóg B-29 (i 91 pilotów myśliwców), 1732 zaginęło, a 362 wróciło później z niewoli. 132 wziętych do niewoli amerykańskich lotników zostało zabitych w egzekucjach przez japońską armię, flotę i bezpiekę – z czego 15 w dniu kapitulacji Japonii. 29 zostało zlinczowanych przez cywilów, 52 spłonęło żywcem w zbombardowanym więzieniu w Tokio w nocy z 26 na 27 maja 1945 r., 8 zostało poddanych wiwisekcji na Cesarskim Uniwersytecie Kyushu. Wielu było torturowanych, głodzonych i zmuszanych do niewolniczej pracy. Kilku trzymano nagich i brudnych w klatce w zoo w tokijskiej dzielnicy Ueno.

Nokautujący cios

W kwietniu i w pierwszej dekadzie maja 1945 r. LeMay koncentrował się na atakowaniu japońskich lotnisk, później wrócił na miesiąc do bombardowania największych miast. Do 8 czerwca sześć spośród dziesięciu największych metropolii Japonii było spalonych w dużym stopniu. Kioto – czyli zabytkową stolicę kraju – oszczędzono ze względów humanitarnych, a Hiroszimę jako ewentualny cel dla bomby atomowej. Pozostałe dwa miasta spośród 10 największych – Fukuoka i Yawata – leżały za daleko, by wielkie rajdy przeciwko nim były opłacalne. Skupiono się więc na bombardowaniu mniejszych miast i wybranych celów przemysłowych oraz transportowych. Do kampanii przyłączyło się lotnictwo pokładowe z lotniskowców oraz myśliwce z baz na Okinawie. Dzień przed nalotami nad miastami celami zrzucano ulotki wzywające japońskich cywilów do ewakuacji.

16 czerwca LeMay prognozował, że wojna skończy się 1 września 1945 r., bo później nie będzie już celów dla bombardowań. Pomylił się tylko o jeden dzień. W wyniku bombardowań i blokady morskiej japońska produkcja lotnicza spadła do lipca 1945 r. o 60 proc. w porównaniu ze szczytem sprzed roku. Produkcja amunicji zmniejszyła się o 40 proc. między marcem a lipcem 1945 r., produkcja stoczniowa spadła o 75 proc. między marcem a sierpniem. Do sierpnia zbombardowano wszystkie rafinerie naftowe w Japonii. Ropa już do nich zresztą od wielu dni nie docierała. Jedna czwarta zapasów żywności spłonęła, a zapory minowe blokowały dostawy żywności z terytoriów okupowanych. Szacunki dotyczące liczby Japończyków zabitych w nalotach wahają się między 241 tys. a 900 tys. Kraj nie miał już środków, by obronić się przed amerykańską inwazją. Japończycy zresztą dawali od kilku miesięcy do zrozumienia poprzez kanały dyplomatyczne w krajach neutralnych, że chcą zakończenia wojny. Jedynym ich warunkiem było zachowanie instytucji cesarza (na co Amerykanie de facto się zgodzili po wojnie). Zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki było więc zdaniem części amerykańskich dowódców niepotrzebne i zbrodnicze. – Nawet bez bomby atomowej i pomocy Rosjan Japonia skapitulowałaby w ciągu dwóch tygodni. Bomba atomowa nie wpłynęła na zakończenie wojny – mówił gen. LeMay.

Już po zrzuceniu bomb atomowych XXI Dowództwo Bombowe kontynuowało swoją kampanię „zgodnie z rozkładem". Ostatni nalot przeprowadziło 14 sierpnia na węzeł kolejowy Marifu. Następnego dnia Japonia się poddała. B-29 zostały przekierowane do misji humanitarnych – zrzucały zasobniki z żywnością nad obozami jenieckimi. 2 września ich klucz przeleciał nad Zatoką Tokijską w trakcie ceremonii podpisania kapitulacji Japonii.

Gen. LeMay udowodnił, że można wygrać wojnę kampanią lotniczą. Później dowodził amerykańskimi siłami powietrznymi w Europie, kierując w 1948 r. mostem powietrznym do Berlina Zachodniego. W latach 1948–1957 dowodził Strategicznymi Siłami Powietrznymi, kierując m.in. kampanią bombardowań w trakcie wojny koreańskiej i dbając o zimnowojenne odstraszanie strategiczne. W latach 1961–1965 był szefem sztabu Sił Powietrznych USA. W 1962 r. domagał się zbombardowania sowieckich wyrzutni rakietowych na Kubie. Gdyby to on dowodził kampanią lotniczą w Wietnamie, tamta wojna skończyłaby się bardzo szybko. Nie bez powodu nadano mu przecież przydomek Bombs away! („Zrzucać bomby!"). Ironią losu jest, że w 1964 r. za zimnowojenne zasługi został odznaczony japońskim Orderem Wschodzącego Słońca I Klasy. Ceremonia ta odbyła się 7 grudnia, czyli w 23. rocznicę... ataku na Pearl Harbor.

Noc z 9 na 10 marca 1945 r. nad Tokio zaczynała się pięknie. Było pogodnie, a następnego dnia w mieście miały się odbyć uroczystości z okazji Dnia Wojska. Żaden alarm lotniczy nie ostrzegł mieszkańców tej metropolii przed zbliżającą się do Tokio wyprawą 279 amerykańskich bombowców B-29. Każdy z nich miał na pokładzie 1520 bomb zapalających M-69 zawierających napalm. Pierwsze bomby spadły o 0:08, a syreny alarmowe odezwały się dopiero o 0:15. Japońska obrona przeciwlotnicza była totalnie zaskoczona, podobnie jak mieszkańcy Tokio. Wielu z nich wyszło na ulice, by zobaczyć, co się dzieje. B-29 leciały dużo niżej niż podczas poprzednich rajdów i doskonale było widać ich srebrzyste kadłuby w świetle reflektorów przeciwlotniczych. Na niebie pojawiły się rozbłyski bomb zapalających. Ich płonąca zawartość przylepiała się do wszystkiego, a ponieważ w zbombardowanych dzielnicach dominowała drewniana zabudowa, w mieście szybko wybuchły setki pożarów.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL