Wielu historyków zastanawia się, skąd u owego słynnego Korsykanina taki dziwny pomysł na nazwę państwa polskiego. Przecież sama nazwa tego państwa trywializowała i marginalizowała Polaków na arenie międzynarodowej. To bez wątpienia złośliwy dowcip Bonapartego. Ówczesna Warszawa, pod pruską władzą, w niczym bowiem nie przypominała stanisławowskiej stolicy sprzed kilku dekad. Zamieszkiwało ją zaledwie 60 tys. ludzi. Miasto było fatalnie oświetlone, a ulice brudne. Jedynie otoczone parkami, szczelnie ogrodzone pałacyki, wspominające dawną chwałę epoki saskiej, zamieszkiwała nieliczna, znudzona życiem, ubożejąca, ale skora do nieustannych zabaw i uczt arystokracja. Walące się kamienice zamieszkiwało skołtuniałe mieszczaństwo i cudzoziemska biedota. „Na ulicach i placach targowych bezustannie kręcące się tłumy Żydów-spekulantów, żołnierzy, prowincjonalnej szlachty w narodowych strojach, cudzoziemców, awanturników politycznych, niebieskich ptaków oraz wirtuozów ze wszystkich sfer i ze wszystkich stron świata" – taki obraz tej „metropolii" opisał we wspomnieniowej książce „Buch der Kindheit" syn przewodniczącego warszawskiego sądu miejskiego, pruski satyryk Bogumil Goltz. Równie nieprzychylny jest opis Warszawy pióra Juliana Ursyna Niemcewicza: „Po ulicach mnogie, żebrzące ubóstwo, drzwi nowo przybyłych otoczone często przez próżniaków, częściej przez takich, którzy niegdyś znali dni pomyślniejsze, dziś, przez powszechną niedolę, straciwszy majątki, do przechodzących, rzadsze – świetne dawniejsze powozy; na przedmieściach – wiele domów walących się i niemieszkalnych".
Pisarz Leon Potocki (1799–1864) podsumował atmosferę dawnej stolicy w krótkich słowach: „Warszawa była w stanie fizycznej i moralnej niemocy, jak po przebytej ciężkiej chorobie".
Taką to dawną stolicę Rzeczypospolitej zastał Napoleon Bonaparte. Owa niemoc narodu, charakteryzująca się rozprężeniem pogubionej, żyjącej bez celu arystokracji i pogłębiającej się pauperyzacji klas niższych stanowiła differentia specifica wszystkich obszarów dawnej Rzeczypospolitej w pierwszych latach XIX stulecia. Ale Warszawa pod pruską okupacją była niczym torfowisko tworzące się w miejscu tętniącego dawniej życiem pięknego jeziora. W pierwszych latach XIX w. to było miasto upadłe – pełne pijaństwa, hazardu i przestępczości. Stąd w nadaniu temu wasalnemu państwu nazwy Księstwa Warszawskiego dostrzec można szczególną złośliwość Korsykanina.
Przybycie Francuzów nad Wisłę niewiele zmieniło. Co prawda Warszawa odzyskała należny jej stołeczny status, ale Francuzi zmienili ją w przyfrontowe miasto tanich rozrywek. Zawitała więc w stołeczne progi wszechobecna rozpusta, hazard, pijatyki, burdy i nocne orgie. Franciszek Reuttowicz pisał w 1877 r.: „Demoralizacja zapuściła korzenie tak głęboko w serce narodu, że się nie dawała poskromić ani powagą ojców, którzy sami wyrywali się z synami na nocne hulanki, ani przez matki, bo i te (...) romansowały bez skrupułów z adonisami, kto gdzie nadybał na ochotnika".
Każde pokolenie narzeka na następne. Ale czyż nasza młodzież, zapatrzona w świecące pudełeczka swoich smartfonów, nie wypada na tle swoich przodków sprzed dwóch wieków wyjątkowo cnotliwie?