Jak Czesi w Rosji walczyli

Na wojenne dokonania naszych południowych sąsiadów patrzymy w Polsce przez pryzmat dobrego wojaka Szwejka. Sęk w tym, że jest to szalenie mylące uogólnienie.

Aktualizacja: 18.02.2017 05:06 Publikacja: 16.02.2017 15:56

Carskie Ministerstwo Wojny już 12 sierpnia 1914 r. zgodziło się na formowanie czeskich oddziałów och

Carskie Ministerstwo Wojny już 12 sierpnia 1914 r. zgodziło się na formowanie czeskich oddziałów ochotniczych, głównie z diaspory wołyńskiej.

Foto: Wikipedia

Przed paroma laty prasa nad Wełtawą z uwagą odnotowała zamieszanie z odsłonięciem w Samarze pomnika czeskich legionistów z czasów I wojny światowej. W 2011 r. podobne awantury miały miejsce w Czelabińsku, a także w Kazaniu, Jekaterynburgu i dziesiątkach innych miejsc na wschód od Uralu, gdzie w wojnie domowej zginęło prawie 4,2 tys. Czechów.

Choć pomniki, a najczęściej tablice pamiątkowe, były skutkiem umowy z Rosją, boje z lokalnymi władzami o ich realizację trwały latami. Często szło tylko o odtworzenie monumentów, które Czesi wznieśli na swoich cmentarzach wojennych jeszcze przed opuszczeniem Syberii w 1920 r. Jednak w szale niszczenia bolszewicy w Samarze nawet wykopane szczątki poległych spalili w miejscowej cegielni. Nic dziwnego, że największy opór szedł ze strony komunistów, przeciwnych upamiętnianiu na rosyjskiej ziemi znienawidzonych „czeskich psów" i „białoczechów".

Jednak kierowane przeciw Czechom oskarżenia o zdradę lub nielojalność padają także od zwolenników białogwardzistów i Polaków. Źródłem kontrowersji może być niezrozumienie dla konsekwencji, z jaką czeskie oddziały w Rosji trwały przy czeskim interesie narodowym, nie dając się wplątać w sprzeczne z nim lub poboczne rozgrywki potęg zamieszanych w wojnę. Ten upór musiał owocować zadrażnieniami. Jednak ta sama kalkulacja, którą bierze się często za pasywny konformizm, sprawiała, że w miarę potrzeby duch Szwejka ulatniał się z Czechów bez śladu, jakby go tam nigdy nie było.

Czeska Drużyna

Zamach w Sarajewie zastał Czechów niegotowych do politycznych zmian, które miała przynieść Wielka Wojna. Dalsze funkcjonowanie wewnątrz Austro-Węgier było nie do zaakceptowania, lecz pomysły na czeskie państwo były mało konkretne. Z jednej strony rusofil i konserwatywny narodowiec Karel Kramář snuł fantastyczne projekty panslawistycznej federacji pod berłem rosyjskiego cara, z drugiej Tomáš Masaryk miał wizję przebudowy Europy Środkowej na wzór zachodnich demokracji. W każdym wypadku wcześniej musiały upaść Austro-Węgry, więc z Rosją było Czechom po drodze, z czego Mikołaj II nie omieszkał skorzystać. Car osobiście podpisał płomienną odezwę do słowiańskiego narodu czeskiego, którą potajemnie kolportowano w Pradze i innych miastach. Manifest padł na podatny grunt niechęci do starego reżymu i mody na słowianofilię. Ulotka, szczególnie odnosząca się do husyckich resentymentów, wzbudziła tak wielki entuzjazm, że z utęsknieniem wypatrywano rychłego wyzwolenia przez Kozaków. Gdy na front ruszał 28. „praski" Pułk Piechoty, podpici żołnierze, ku wściekłości austriackich oficerów, odśpiewali piosenkę „Hej, Słowianie", ze znaczącym wersem o tym, że „Rus idzie z nami". Jednak aby świat traktował poważnie czeskie aspiracje, potrzebna była armia narodowa sprzymierzona z ententą. Na razie więc siły zbrojne można było stworzyć z Czechów mieszkających po drugiej strony frontu, a największa czeska diaspora mieszkała akurat na Wołyniu.

Początki czeskiej emigracji do Rosji sięgały lat 70. XIX w., czasów zachęt Aleksandra II, oczekującego od Czechów podniesienia kultury rolnej i rzemiosła. Jedni szukali na wschodzie szans na lepsze życie, inni uciekali przed polityczną i kulturalną opresją. Wybuch wojny zastał na Ukrainie 90 tys. Czechów i rzeczywiście wywołał u nich niezrozumiałą nawet dla Rosjan euforię. Ich zapału nie przeoczył carski rząd. Ministerstwo Wojny już 12 sierpnia 1914 r. wyraziło zgodę na formowanie czeskich oddziałów ochotniczych, a Mikołaj II osobiście przyjął delegację czeskich notabli, m.in. z Petersburga, Warszawy i Kijowa.

Rozpoczęto rekrutację, jednak między intencjami carskiego dworu a ich realizacją stał bezwład biurokracji. Czesi bez rosyjskiego paszportu byli dla administracji obywatelami wrogiego mocarstwa i prędzej mogli spodziewać się aresztowania i konfiskaty mienia niż sojuszniczego traktowania. Poniekąd ułatwiało to ochotnikom decyzję, bo alternatywą dla zaciągnięcia się do czeskiego oddziału było wcielenie do rosyjskiej armii bądź represje. I choć oficjalnie do formacji przyjmowano tylko obywateli Rosji, w praktyce rezygnowano z tego wymogu, za poręczeniem czeskich organizacji. Jednak brak rosyjskiego obywatelstwa skutkował tym, że potencjalni inwalidzi wojenni nie mogli liczyć na opiekę państwa, Austro-Węgry zaś zapowiedziały, że Czesi schwytani na froncie w służbie obcych państw będą karani śmiercią za zdradę stanu. Jest faktem, że tę groźbę do końca wojny skrupulatnie spełniali.

Punkt rekrutacyjny dla Czechów założono w Kijowie, a tymczasowe koszary umieszczono w podupadłym klasztorze. Rzeczywistość z początku okazała się mało zachęcająca. Cała komenda oddziału, od dowódcy kompanii wzwyż, była w rękach Rosjan. Bolesne było zderzenie mentalności dobrze wykształconych, wywodzących się ze społecznych elit Czechów z przyzwyczajeniami carskich oficerów, nawykłych do musztrowania niepiśmiennych chłopów. Spięcia uległy złagodzeniu, gdy we wrześniu 1914 r. uznano pierwszych osiem czeskich patentów oficerskich, zdobytych jeszcze w c.k. armii. Nie rozpieszczało też uposażenie, ustalone na 75 kopiejek miesięcznie – znacznie mniejsze niż w regularnej armii rosyjskiej. Tak powstała Czeska Drużyna, licząca około 720 żołnierzy, wśród których znalazło się jakimś cudem także dwóch Polaków, Chorwat, a nawet paru rosyjskich studentów.

Oddział nie miał być jednostką liniową. Doraźnie wyznaczono go do zadań propagandowych i zwiadowczych. W obliczu rosyjskich sukcesów latem 1914 r. najważniejszym jego zadaniem było wywołanie powstania w Czechach, gdy dotrą tam carskie wojska, co wówczas zdawało się leżeć w zasięgu ręki. Stąd Czeska Drużyna nie była zbyt dobrze uzbrojona. Wyposażono ją, raczej symbolicznie, w jeden tylko karabin maszynowy, jednak znaczenie polityczne oddziału było dla Rosji wielokrotnie większe niż jego wartość bojowa.

Drużyna najbliżej ojczyzny znalazła się na początku wojny, gdy przydzielono ją do rosyjskiej 3. Armii, zajmującej galicyjski odcinek frontu pod Gorlicami. Jej obecność okazała się więcej niż cenna, gdy wiosną 1915 r. walki przeniosły się na zamieszkaną przez Słowaków stronę Karpat. Tam oddział odniósł pierwsze sukcesy, tym cenniejsze, że osiągnięte bez rozlewu krwi. Dzięki perswazji 3 kwietnia w okolicach Zborova pod Bardejovem na rosyjską stronę przeszedł cały wspominany już 28. Pułk Piechoty, a w maju pod Miedzilaborcami w jego ślady poszedł także 8. Pułk Piechoty. To także wywiad Drużyny ujawnił obecność na froncie niemieckiej 11. Armii.

Klęska wojsk rosyjskich, wywołana majową ofensywą Niemiec i Austro-Węgier w Galicji, zniweczyła jednak marzenia o szybkim wyzwoleniu Czech, a czescy żołnierze coraz bardziej oddalali się od kraju, wraz z cofającym się na wschód frontem.

Czeski Münchausen i Szwejk

Nie zatrzymało to wszakże rozwoju czeskich oddziałów. W marcu 1915 r. doszło do porozumienia organizacji czeskich i słowackich w sprawie utworzenia wspólnego państwa. Zdecydowany przełom nastąpił na początku 1916 r., gdy władze rosyjskie wyraziły zgodę na rekrutowanie ochotników spośród jeńców wojennych. Efekt był natychmiastowy, szczególnie dużo ochotników napłynęło z obozów w Taszkiencie. Sformowany z nich 2 lutego Czechosłowacki Pułk Piechoty już w maju przekształcił się w 1. Czechosłowacką Brygadę Strzelców liczącą 7,5 tys. żołnierzy, a po roku formacja liczyła trzy pułki.

Tu w dziejach brygady pojawiają się dwie niezwykle barwne postaci. Pierwszą z nich jest oczywiście światowej sławy opój, literat i bigamista Jaroslav Hašek, który do rosyjskiego obozu jenieckiego trafił po dezercji z armii austro-węgierskiej. Niemal całkiem zapomniano innego oryginała, prawdziwego Münchausena swoich czasów, Rudolfa Geidla vel Radola Gajdę, pomocnika subiekta w małomiasteczkowej drogerii, dla którego wojna stała się trampoliną do wielkiej kariery opartej na kłamstwie i odwadze. Po trafieniu do czarnogórskiej niewoli z armii austro-węgierskiej natychmiast zmienił nie tylko front, ale też nazwisko, zawód i życiorys. Od tego czasu, choć nie miał matury, podawał się za wykształconego lekarza, a do czechosłowackiej brygady trafił jako kapitan, by na koniec wojny otrzymać stopień generała majora. Poważnie myślał o tym, by zostać królem Czech i Moraw, preparował nawet monety ze swoją podobizną w koronie. W Czechosłowacji krótko pełnił obowiązki szefa sztabu generalnego. W końcu został zdegradowany i usunięty z wojska, po czym – samemu będąc w połowie Żydem – założył czeską partię faszystowską.

Poważny sprawdzian tej wojny czekał Czechów 2 lipca 1917 r. w bitwie pod Zborowem na Ukrainie, podczas tzw. drugiej ofensywy Brusiłowa. Korpusowi Czechosłowackiemu udało się wtedy zająć silnie bronione i trudne do zdobycia pozycje wojsk austro-węgierskich. Wzięto wtedy 4 tys. jeńców, samemu tracąc niespełna 200 zabitych. Batalia ta stała się jednym z mitów założycielskich Czechosłowacji. Jednak według niektórych ustaleń sukces ten korpus zawdzięczał niesubordynacji czy wprost buntowi jednostek czeskich po drugiej stronie frontu, które odmówiły walki przeciwko rodakom.

Mimo klęski ofensywy bojowy potencjał Czechów został doceniony i nowe rosyjskie władze, po rewolucji lutowej, praktycznie otworzyły dla korpusu czechosłowackiego bramy obozów jenieckich. Ze względu na panujące w nich warunki ochotników nie trzeba było namawiać do służby. Spowodowało to lawinowy rozwój korpusu do dwóch dywizji, których skład w grudniu 1917 r. przekroczył już 40 tys. żołnierzy i stale rósł. Ostatecznie czechosłowackie siły zbrojne w Rosji liczyły w chwili zakończenia wojny trzy dywizje i prawie 60 tys. ludzi.

Syberyjska epopeja

Rewolucja bolszewicka stworzyła zupełnie nową sytuację, a proklamowanie niepodległości Ukrainy jeszcze bardziej ją zagmatwało. Struktury państwa rosyjskiego spotkał rozpad, a armia straciła wszystkie centralne ośrodki dowodzenia, nie tylko przestając liczyć się w wojnie, ale też ulegając zupełnej dezintegracji. Jednorodne i zdyscyplinowane siły czechosłowackie stały się oazą ładu pośrodku galimatiasu złożonego z bolszewików, zwalczających ich jednostek rosyjskich, aspiracji ukraińskich, ciągle groźnych Niemców i zwyczajnego podczas rewolucji bezhołowia. Wprawdzie na początku przewrotu wojska czeskie dość energicznie pacyfikowały bolszewickie zamieszki w Kijowie, lecz wycofały się na rozkaz Masaryka nieżyczącego sobie wplątywania korpusu w cudzą wojnę domową. Priorytetem wojsk czechosłowackich pozostawała walka z państwami centralnymi, na froncie zachodnim wciąż bowiem ważyły się losy wojny z Niemcami. Mimo to kilkuset żołnierzy przeszło na służbę rosyjskich oddziałów walczących z bolszewikami na południu kraju. Tylko 150 członków korpusu stanęło po stronie czerwonej rewolucji – inni ochotnicy w oddziałach bolszewickich trafili tam wprost z obozów jenieckich, także dzięki agitatorskim zdolnościom politruka Haška, który znów zdezerterował, tym razem do Armii Czerwonej.

Dzięki staraniom Rady Narodowej Masaryka, którą państwa ententy uznały za reprezentanta Czechów i Słowaków, korpus został formalnie włączony do Armii Czechosłowackiej we Francji. Umożliwiło to wynegocjowanie z bolszewikami zgody na opuszczenie przez niego Rosji. Jednak ewakuacja z portów w Archangielsku i Murmańsku nie mogła dojść do skutku, bo bolszewicy obawiali się wkroczenia uzbrojonych oddziałów do miasta, w którym już stacjonowali Brytyjczycy, a z nieodległej Finlandii nacierała armia niemiecka. Ostatecznie z Murmańska odpłynęły tylko dwa niewielkie transporty, po czterech miesiącach oczekiwania w warunkach panującego głodu i dotkliwych mrozów.

Dopiero w marcu 1918 r., po zawarciu przez bolszewików separatystycznego pokoju w Brześciu, wynegocjowano zgodę na ewakuację Korpusu Czechosłowackiego przez port we Władywostoku, z niemal najodleglejszego zakątka Syberii. Miejscem koncentracji rozproszonych oddziałów była Penza, miasto leżące na wschód od Kijowa, ważny węzeł kolejowy, wówczas na trasie kolei transsyberyjskiej.

Drogę z Ukrainy zagrodziła jednak Czechosłowakom niemiecka ofensywa, przeprowadzona pod pretekstem pomocy państwu ukraińskiemu. Po zajęciu przez Niemców Kijowa korpusowi groziło całkowite odcięcie i okrążenie. Utrzymanie węzła kolejowego w Bachmaczu było dla wycofujących się Czechów sprawą życia i śmierci, lecz bolszewicy nie pozwolili na wysadzenie mostu, aby zatrzymać niemiecki atak. Ciężkie walki z użyciem artylerii i trzech pociągów pancernych trwały trzy dni, zanim wynegocjowano krótkotrwały rozejm, w trakcie którego czechosłowackie pociągi opuściły zagrożony rejon. Według niepewnych danych Niemcy stracili w bitwie 300 zabitych.

Choć droga do Władywostoku stała teraz otworem, rósł konflikt pomiędzy korpusem a Sowietami, stale zaostrzającymi warunki przejazdu. Prócz nieustannego administracyjnego nękania domagano się zdawania coraz większej ilości broni, co w końcu zagroziło zupełnym rozbrojeniem korpusu. Dramatycznie spadało też zaufanie wojska do czechosłowackich władz politycznych, które bez sprzeciwu godziły się na rosnące żądania Trockiego.

Incydent w Czelabińsku

O dalszym rozwoju wypadków przesądził incydent w Czelabińsku z 17 maja 1918 r. Podczas gdy na wschód ciągnęły transporty z oddziałami przeznaczonymi do ewakuacji, w przeciwną stronę przewożono jeńców z armii państw centralnych, których uwolnienie wynegocjowano w Brześciu. Gdy właśnie takie pociągi wymijały się po sąsiednich torach, jakiś Węgier ciężko zranił żołnierza z Ołomuńca, ciskając w niego metalowym przedmiotem. Podczas brutalnej bijatyki winowajca został zamordowany, bolszewicy aresztowali więc dziesięciu podejrzanych i oficera, który stanął w ich obronie. W odpowiedzi żołnierze korpusu zajęli miasto, rozbroili miejscowe jednostki sowieckie i uwolnili więzionych kolegów.

Trudno powiedzieć, czy miało to związek z wydarzeniami w Czelabińsku, lecz 20 maja Trocki w porozumieniu z Leninem podjął decyzję o ostatecznym rozwiązaniu kwestii czechosłowackiej. Zajęte zostały biura Rady Narodowej w Moskwie, a jej przedstawicieli aresztowano. Korpus miał zostać natychmiast rozformowany i wcielony do Armii Czerwonej, lecz większość żołnierzy przeznaczono na zsyłkę do obozów pracy. Wojskowe dowództwo korpusu zignorowało wymuszony uwięzieniem telegram Prokopa Maxy z rozkazem oddania się do dyspozycji władz sowieckich. Żołnierze powołali radę swoich przedstawicieli, która wypowiedziała posłuszeństwo wszelkim władzom politycznym i wojskowym, jeżeli ich polecenia będą przeciwne ewakuacji z Rosji.

Rebelia oznaczała początek gry na własnych warunkach. Wszczęte 25 maja ataki bolszewików zostały odparte i Korpus Czechosłowacki przeszedł do kontrataku, zbrojnie zajmując kolejne miasta leżące na trasie kolei transsyberyjskiej. Przejmowano koszary, centrale łączności, magazyny, składy kolejowe i inne środki transportu. Już z końcem czerwca 14 tys. żołnierzy czeskich zdobyło Władywostok, a dalszych 20 tys. objęło kontrolę nad liczącą 8 tys. km linią kolejową. Najcięższe, trwające aż sześć tygodni walki stoczono między lipcem a sierpniem o 40 tuneli kolejowych w rejonie Bajkału. Ostatecznie, przed odwrotem, część z nich bolszewicy zdążyli wysadzić, lecz szkody dało się naprawić w ciągu dwóch tygodni. W początku września 1918 r. Sowieci utracili kontrolę nad azjatycką częścią kraju, a Korpus Czechosłowacki stał się jedyną poważną siłą militarną na wschód od Uralu. Wbrew intencjom, Czesi stali się stroną w wojnie domowej, ważną zarówno dla „białych", jak i aliantów, którzy właśnie lądowali we Władywostoku.

A było o co zabiegać. Trzy dywizje karnego wojska, wyposażonego w artylerię, w tym ciężką, dysponowały też zdobycznym pociągiem pancernym Orlik oraz sporą ilością improwizowanych opancerzonych wagonów motorowych, których używano w miarę potrzeb w różnych konfiguracjach. Czechom nie brakło też własnej eskadry lotnictwa, złożonej z 28 maszyn, z których większość odsprzedano później armii Kołczaka. Korpus wyróżniał się nawet własnym wzorem umundurowania, dostarczonym na zamówienie z Japonii.

Ofensywa korpusu rozszerzyła się na Powołże w europejskiej części Rosji. We współdziałaniu z antybolszewickim Kołmuczem w szybkim tempie odbito z rąk Sowietów m.in. Uljanowsk, Samarę i Perm. Jekaterynburg padł w tydzień po egzekucji rodziny Romanowów i to zapewne zagrożenie ze strony nadchodzącego wojska czechosłowackiego zadecydowało o zbrodni. 10 września w Kazaniu wraz z miastem przechwycono całą rezerwę złota Banku Rosji, a było tego, bagatela, koło 600 ton czystego kruszcu, nie licząc 500 ton srebra. Skarb przekazano Kołczakowi na potrzeby jego wojska, lecz po półtora roku złoto, wraz samym przegranym admirałem, trafiło znów pod opiekę korpusu.

Trzeba jednak dodać, że dotychczas wojska czechosłowackie miały do czynienia raczej z bolszewickim pospolitym ruszeniem i lokalnymi milicjami niż z regularnymi formacjami przeciwnika. Wyjątkiem były walki z 5. Armią w okolicy Kazania. Sytuacja zmieniła się radykalnie, gdy na Powołże skierowano frontowe wojska Armii Czerwonej. W obliczu rosnącego naporu bolszewików i zakończenia I wojny światowej korpus skupił się na obronie kolei transsyberyjskiej, a z chwilą powstania suwerennej Czechosłowacji żołnierze coraz dobitniej wyrażali przekonanie, że biorą udział w nie swojej wojnie.

W grudniu 1918 r. formalne zwierzchnictwo nad korpusem, a także 5. Dywizją Strzelców Polskich na Syberii, objął gen. Maurice Janin, obie formacje bowiem formalnie były częścią armii francuskiej, jednak rzeczywiste dowództwo operacyjne nad Czechami utrzymał gen. Jan Syrový.

Powrót do domu

Jesienią, wobec porażek armii Kołczaka, rozpoczął się odwrót z Rosji wojsk amerykańskich, kanadyjskich i francuskich (tylko Japończycy wytrwali w obronie swoich interesów aż do 1922 r.), dlatego prezydent Masaryk wydał rozkaz o ewakuacji korpusu do Czechosłowacji. Było to ogromne, trwające 20 miesięcy przedsięwzięcie. Brakowało floty do transportu żołnierzy i tu z największą pomocą przyszła Japonia. Statki dostarczył też Amerykański Czerwony Krzyż, rząd USA, swój wkład wniosła też marynarka brytyjska, a nawet włoska. Początkowo były to wyłącznie jednostki handlowe, nieprzystosowane do przewozu ludzi. Transporty przez Kanał Sueski docierały do Triestu, Neapolu i Marsylii lub przez Kanał Panamski do Hamburga. Najdłuższa droga prowadziła przez Kanadę, którą trzeba było pokonać koleją. Za 40 mln koron w Kobe zakupiono statek „Tajkaj Maru", by przemianowany na „Legię" pływał pod czechosłowacką banderą, choć tej nie było w międzynarodowym rejestrze żeglugowym.

Tymczasem pod koniec 1919 r. sytuacja na trasie kolejowej do Władywostoku stawała się dramatyczna. Po zatłoczonych torach pociągi toczyły się bufor w bufor, utykając w niekończących się zatorach. Mnożyły się wypadki i awarie, a wszystko w obliczu presji napierającej Armii Czerwonej i ataków partyzanckich. Jako straż tylną odwrotu gen. Janin wyznaczył polską 5. Dywizję gen. Czumy, lecz odcięci od głównych sił koalicyjnych Polacy poddali się czerwonoarmistom. Z oddziału ocalało tylko tysiąc żołnierzy, którzy nie posłuchali rozkazu o kapitulacji i ewakuowali się na własną rękę. Zdążyli wrócić do kraju akurat na wojnę z bolszewikami. Nieliczne niedobitki z łagrów dotarły do Polski dopiero po zawarciu traktatu ryskiego. Winą za zagładę 5. Dywizji Syberyjskiej zwykło się obarczać Czechów, którzy rzeczywiście opóźniali przejazd naszych pociągów, lecz błędów nie ustrzegło się też wewnętrznie skonfliktowane polskie dowództwo.

W styczniu pod Irkuckiem Korpus Czechosłowacki za głowę Kołczaka i rosyjskie złoto kupił od eserowsko-mienszewickiego rządu zgodę na wolny przejazd oraz 30 wagonów węgla do napędzania lokomotyw. Wkrótce mienszewicy zjednoczyli się z bolszewikami i 7 lutego 1920 r. Kołczak został rozstrzelany. Ostatni transport żołnierzy Korpusy opuścił port we Władywostoku 2 września 1920 r. na pokładzie amerykańskiego „Heffrona". W ten sposób do wolnego już kraju, po długiej włóczędze dookoła świata, wróciło 70 tys. Czechów i Słowaków. Jednak mimo upływu stulecia ich losy, a nawet groby tych, którzy wrócić nie zdołali, wciąż budzą żywe emocje. Nadal też pobudza wyobraźnię zaginiona bez śladu niemal połowa złota Kołczaka. Podobno ostatnio widziano je na dnie Bajkału...

Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL