Przed paroma laty prasa nad Wełtawą z uwagą odnotowała zamieszanie z odsłonięciem w Samarze pomnika czeskich legionistów z czasów I wojny światowej. W 2011 r. podobne awantury miały miejsce w Czelabińsku, a także w Kazaniu, Jekaterynburgu i dziesiątkach innych miejsc na wschód od Uralu, gdzie w wojnie domowej zginęło prawie 4,2 tys. Czechów.
Choć pomniki, a najczęściej tablice pamiątkowe, były skutkiem umowy z Rosją, boje z lokalnymi władzami o ich realizację trwały latami. Często szło tylko o odtworzenie monumentów, które Czesi wznieśli na swoich cmentarzach wojennych jeszcze przed opuszczeniem Syberii w 1920 r. Jednak w szale niszczenia bolszewicy w Samarze nawet wykopane szczątki poległych spalili w miejscowej cegielni. Nic dziwnego, że największy opór szedł ze strony komunistów, przeciwnych upamiętnianiu na rosyjskiej ziemi znienawidzonych „czeskich psów" i „białoczechów".
Jednak kierowane przeciw Czechom oskarżenia o zdradę lub nielojalność padają także od zwolenników białogwardzistów i Polaków. Źródłem kontrowersji może być niezrozumienie dla konsekwencji, z jaką czeskie oddziały w Rosji trwały przy czeskim interesie narodowym, nie dając się wplątać w sprzeczne z nim lub poboczne rozgrywki potęg zamieszanych w wojnę. Ten upór musiał owocować zadrażnieniami. Jednak ta sama kalkulacja, którą bierze się często za pasywny konformizm, sprawiała, że w miarę potrzeby duch Szwejka ulatniał się z Czechów bez śladu, jakby go tam nigdy nie było.
Czeska Drużyna
Zamach w Sarajewie zastał Czechów niegotowych do politycznych zmian, które miała przynieść Wielka Wojna. Dalsze funkcjonowanie wewnątrz Austro-Węgier było nie do zaakceptowania, lecz pomysły na czeskie państwo były mało konkretne. Z jednej strony rusofil i konserwatywny narodowiec Karel Kramář snuł fantastyczne projekty panslawistycznej federacji pod berłem rosyjskiego cara, z drugiej Tomáš Masaryk miał wizję przebudowy Europy Środkowej na wzór zachodnich demokracji. W każdym wypadku wcześniej musiały upaść Austro-Węgry, więc z Rosją było Czechom po drodze, z czego Mikołaj II nie omieszkał skorzystać. Car osobiście podpisał płomienną odezwę do słowiańskiego narodu czeskiego, którą potajemnie kolportowano w Pradze i innych miastach. Manifest padł na podatny grunt niechęci do starego reżymu i mody na słowianofilię. Ulotka, szczególnie odnosząca się do husyckich resentymentów, wzbudziła tak wielki entuzjazm, że z utęsknieniem wypatrywano rychłego wyzwolenia przez Kozaków. Gdy na front ruszał 28. „praski" Pułk Piechoty, podpici żołnierze, ku wściekłości austriackich oficerów, odśpiewali piosenkę „Hej, Słowianie", ze znaczącym wersem o tym, że „Rus idzie z nami". Jednak aby świat traktował poważnie czeskie aspiracje, potrzebna była armia narodowa sprzymierzona z ententą. Na razie więc siły zbrojne można było stworzyć z Czechów mieszkających po drugiej strony frontu, a największa czeska diaspora mieszkała akurat na Wołyniu.
Początki czeskiej emigracji do Rosji sięgały lat 70. XIX w., czasów zachęt Aleksandra II, oczekującego od Czechów podniesienia kultury rolnej i rzemiosła. Jedni szukali na wschodzie szans na lepsze życie, inni uciekali przed polityczną i kulturalną opresją. Wybuch wojny zastał na Ukrainie 90 tys. Czechów i rzeczywiście wywołał u nich niezrozumiałą nawet dla Rosjan euforię. Ich zapału nie przeoczył carski rząd. Ministerstwo Wojny już 12 sierpnia 1914 r. wyraziło zgodę na formowanie czeskich oddziałów ochotniczych, a Mikołaj II osobiście przyjął delegację czeskich notabli, m.in. z Petersburga, Warszawy i Kijowa.