Następnej nocy nalot dywanowy powtórzyło 311 amerykańskich bombowców Boeing B-17 Flying Fortress. Stolica Saksonii była jedynym miastem niebombardowanym wcześniej przez aliantów. Niektórzy historycy uważają, że w Dreźnie zginęło nawet pół miliona ludzi. Taki mit podtrzymuje np. opracowanie Davida Irvinga „Drezno. Apokalipsa 1945" czy niezwykle popularna w Niemczech „Pożoga" Jörga Friedricha. Dopiero w 2011 r. specjalna komisja rządu Saksonii ustaliła bezsprzecznie, że w wyniku alianckiego bombardowania zginęło 25 tys. cywilów, w tym liczna grupa zagranicznych robotników przymusowych. Jest to więc liczba porównywalna do zgłaszanych przez niektórych historyków szacunków ofiar bombardowania Warszawy we wrześniu 1939 r.
Oblicza się, że w wyniku wszystkich alianckich nalotów dywanowych na całym obszarze Niemiec śmierć poniosło 400–600 tys. osób. Alianci zrzucili na niemieckie miasta od 900 tys. do 1,35 mln ton bomb, prawie 19-krotnie więcej niż Niemcy na Anglię. Marszałek RAF Arthur Harris, zapytany w czasie wojny o moralną ocenę nalotów dywanowych na Niemcy, odpowiedział: „Oni zasiali wiatr, niech więc teraz zbiorą burzę!".
Czy miał rację? Pamiętajmy, że niemieckie lotnictwo zbrodnicze bombardowania miast rozpoczęło już w czasie wojny domowej w Hiszpanii. 26 kwietnia 1937 r. lotnicy z Legionu Kondor dokonali nalotu na Guernicę, niewielkie miasteczko zamieszkane przez zaledwie 5 tys. ludzi. Celem tej operacji miało być zdziesiątkowanie oddziału lewicowego Frontu Ludowego. Badania historyczne dowodzą, że niemieccy piloci doskonale wiedzieli, iż cel ich nalotu znajdował się 14 km za miastem, ale idąc ślepo za przykładem załogi pojedynczego bombowca Heinkel He 111, potraktowali Guernicę jako żywy cel strzelniczy.
Doświadczenie zdobyte w Hiszpanii podwładni Hermanna Göeringa wykorzystali już w pierwszych dniach II wojny światowej. Niemieckie lotnictwo notorycznie łamało prawo wojenne i z premedytacją wybierało cele o charakterze cywilnym. 1 września 1939 r. o 4.40 rano 1. i 3. eskadra bombowców nurkujących typu Ju-87B dokonała kilku nalotów na położone w województwie łódzkim miasto Wieluń. W wyniku tego niczym nieuzasadnionego terroru śmierć mogło ponieść nawet ponad 2 tys. osób.
Nieco ponad godzinę po pierwszym nalocie na Wieluń niemieckie bomby spadły także na obiekty wojskowe w Warszawie. Polską stolicę zaatakował dywizjon z Prus Wschodnich. 22 i 23 września 1939 r. Luftwaffe za cel bombardowań obrała domy i synagogi dzielnicy żydowskiej, której mieszkańcy obchodzili wtedy święto Jom Kippur. Prawdziwe piekło rozpętało się jednak w Warszawie 25 września. Niemieccy piloci bestialsko bombardowali szpitale oznakowane na dachach znakiem czerwonego krzyża, zrzucali bomby na cmentarze, aby sprofanować polskie groby, nurkowali nad ulicami i ostrzeliwali z karabinów maszynowych nielicznych przechodniów. Na Warszawę spadło prawie 630 ton bomb burzących i zapalających. W mieście wybuchło około 200 pożarów. Zginęło kilkanaście tysięcy mieszkańców, a 35 tys. zostało rannych.