Lekcja historii: Dolomity spłynęły krwią

W czasie I wojny światowej Dolomity były miejscem konfrontacji armii Austro-Węgier i Królestwa Włoch. W obu zginęło 150–180 tys. ludzi, w tym aż 60 tys. pochłonęły lawiny.

Publikacja: 14.02.2019 16:23

W czasie I wojny światowej Austriakom nie udało się pokonać w Dolomitach włoskich oddziałów

W czasie I wojny światowej Austriakom nie udało się pokonać w Dolomitach włoskich oddziałów

Foto: Wikipedia

Polacy kochają Dolomity. Co roku do górskich miasteczek na północy Włoch przyjeżdżają tysiące naszych rodaków. W Kronplatz, Arrabie, Moenie czy Falcade szukają cudownych krajobrazów, fantastycznie utrzymanych tras narciarskich, dobrego wina i przyjaznych ludzi. Kiedyś w sezonie narciarskim królowała Austria. Dziś konkurencji nie mają północne Włochy. Ale o tym, jak mało o nich wiemy, świadczy zdziwienie naszych rodaków, gdy na miejscu znajdują ślady wojny.

Zaczyna się już na przełęczy Brenner, gdzie z autostrady po wschodniej strony szosy można zobaczyć olbrzymie forty. Cóż to za umocnienia? Ano tak. Nieopodal i dzisiaj jest granica między Włochami i Austrią. Tajemnica wyjaśnia się natychmiast, mimo że oba państwa to dziś przyjaźni członkowie Unii Europejskiej.

Trochę większe zdziwienie budzi potężny fort na wzgórzu nad przełęczą między Canazei i Arrabą. Potężne brunatne zamczysko nad skrzyżowaniem popularnych tras narciarskich wygląda bardziej niż absurdalnie. Co tu chronić? – pytają rodacy ślizgający się radośnie wokół Sella Rondy. A jeszcze większe zdziwienie wywołują ustawione pod szczytami gór pordzewiałe działa czy rozrzucone po okolicy pomniki. Czegóż to pamiątki? Nie tylko Polacy są kompletnie nieświadomi wodospadów krwi, które całkiem niedawno, bo ledwie 100 lat temu, przyjęły te góry.

Dolomity i Alpy barierą chroniącą Półwysep Apeniński były od zawsze. Przedzierał się przez nie Hannibal, przedzierali Galowie i plemiona germańskie, które położyły kres Imperium Rzymskiemu. Każdy, kto w celach pątniczych bądź czysto militarnych chciał się przebić nad Tybr, musiał pokonać łańcuchy górskie. Dolina Rodanu i przesmyk na północ od Wenecji były zwykle nieźle chronione. Dużo trudniej było zbudować umocnienia na rozległych obszarach alpejskich. Dlatego najeźdźcy często, choć równie ryzykownie, wybierali przełęcze górskie. Póki Włochy były podzielone, terenami tymi władali zazwyczaj austriaccy Habsburgowie. Sytuację zmienił Napoleon, dzięki któremu w Italii obudziły się tendencje zjednoczeniowe. Po epopei Garibaldiego pokłóceni do niedawna Włosi stali się narodem, a młoda dynastia sabaudzka nie tylko poszerzała swoje terytoria, ale i musiała się bronić przed tradycyjnymi wrogami.

Krwawe walki w Alpach i Dolomitach, których ślady znajdują narciarze, toczyły się w latach I wojny światowej i były konfrontacją armii Austro-Węgier i Królestwa Włoch. Ambicją generałów austriackich było odzyskanie północnych Włoch. Zajęcie najżyźniejszego i najlepiej rozwiniętego przemysłowo i rolniczo pasa od Wenecji aż po Nizinę Padańską nie było proste, bo armia włoska broniła się pod Isonzo, nieco powyżej Triestu, na samym wschodzie kraju. W maju 1916 r. Austriacy, nie mogąc sobie poradzić w kolejnych bitwach na froncie wschodnim (trzeba było ich aż 12 i ataku gazami bojowymi, by pokonać armię włoską), postanowili uderzyć przez góry. Była wiosna, jednak uderzenie w Dolomitach nie przyniosło natychmiastowego sukcesu. Mimo kilkudziesięciotysięcznej armii generałom Habsburgów udało się wedrzeć ledwie na 25 kilometrów w głąb gór. Działania w okolicach Pasubio, Col di Lana, Tofana, Sextener Berge i lodowca Marmolada rychło zamieniły się w wojnę pozycyjną i partyzancką, podczas której niewielkie oddziały wojska wyrywały sobie pojedyncze forty i turnie, przedzierały się przez niedostępne przełęcze, by zostawić zabitych oraz rannych i szybko wrócić do siebie.

Po słonecznym lecie przyszła wyjątkowo mroźna zima 1916/1917, która dla obu armii stała się koszmarem. Wielkie reflektory całymi nocami omiatały góry, by wyśledzić przedzierające się oddziały, które były następnie niszczone ogniem artyleryjskim. Największym przeciwnikiem okazała się sama pogoda. Na wysokości 2 tys. metrów pokrywa śnieżna tej zimy miała 6 metrów, na 3 tys. metrów – aż 9. Strzały wzbudzały lawiny, które zmiatały żołnierzy w przepaść. Tysiącami umierali z chłodu i głodu, bo dowiezienie zaopatrzenia na niektóre stanowiska okazywało się po prostu niemożliwe. Najgorszy był piątek, 13 grudnia (sic!) 1916 r., kiedy po wielkich mrozach przyszły nagła odwilż i rzęsisty deszcz. Wielkie pokrywy śniegu ruszyły ze stoków gór i zasypywały oddziały żołnierzy. Największa tragedia wydarzyła się w masywie Marmolady pod Gran Poz, gdzie kończyła się kolej linowa i rozmieszczono austriacki obóz wojskowy. W ciągu kilku minut lawina zabiła 300 żołnierzy. Ich zwłoki zwożono na dół przez wiele miesięcy. Bilans zabitych przez lawiny tego feralnego dnia po obu stronach to 10 tys. ludzi, co do dziś jest uznawane za największą tragedię górską spowodowaną przez lawiny.

Jaki był bilans tej „białej wojny"? W sensie strat ludzkich olbrzymi. W obu armiach zginęło 150–180 tys. ludzi (aż 60 tys. w lawinach). Zdobycze były symboliczne. Heroizm po obu stronach wyjątkowy. Austriakom ostatecznie nie udało się przełamać linii obronnych w Dolomitach, na co zabrakło im rezerw. W tym samym czasie na froncie wschodnim ruszała ofensywa Brusiłowa, więc dywizje górskie zostały przesunięte do Galicji. Zostały bunkry i legenda. A także doświadczenie żołnierskie takich dowódców, jak Erwin Rommel i nasz Stanisław Maczek, którzy właśnie na górskim froncie w Alpach zdobywali pierwsze szlify. Wojna skończyła się w 1918 r. Zostały bunkry i pomniki, ale historia nie pozwala o tamtych bitwach zapomnieć i do dziś odsłania swoje tajemnice. Tak było w sierpniu 2004 r., kiedy osuwający się lodowiec u podnóża góry San Matteo (3400 m n.p.m.) odsłonił dobrze zachowane zwłoki trzech austriackich żołnierzy. Pochowano ich z wojskowymi honorami wśród dawnych kolegów na cmentarzu wojennym. Czy to ostatnie znalezisko? Trudno nie mieć w tej sprawie wątpliwości.

Polacy kochają Dolomity. Co roku do górskich miasteczek na północy Włoch przyjeżdżają tysiące naszych rodaków. W Kronplatz, Arrabie, Moenie czy Falcade szukają cudownych krajobrazów, fantastycznie utrzymanych tras narciarskich, dobrego wina i przyjaznych ludzi. Kiedyś w sezonie narciarskim królowała Austria. Dziś konkurencji nie mają północne Włochy. Ale o tym, jak mało o nich wiemy, świadczy zdziwienie naszych rodaków, gdy na miejscu znajdują ślady wojny.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Śledczy bada zbrodnię wojenną Wehrmachtu w Łaskarzewie
Historia
Niemcy oddają depozyty więźniów zatrzymanych w czasie powstania warszawskiego
Historia
Kto mordował Żydów w miejscowości Tuczyn
Historia
Polacy odnawiają zabytki za granicą. Nie tylko w Ukrainie
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Krzyż pański z wielkanocną datą