Ostatni Osmanowie. Wiek wygnania i pogardy

Dla świata serial telewizyjny „Wspaniałe stulecie" jest emocjonującym tasiemcem, osadzonym w egzotycznych realiach dworu kalifa i władcy imperium, które w apogeum rozciągało się od Maghrebu po granice Persji. W Turcji serial utorował jednak drogę odradzającej się miłości do sułtanatu – a jego ocalałym dziedzicom umożliwił domknięcie najmroczniejszego dla nich stulecia: wieku wygnania i pogardy.

Publikacja: 11.02.2021 21:00

Z lewej Mehmed VI, ostatni sułtan Imperium Osmańskiego. Panował od 4 lipca 1918 r. do 1 listopada 19

Z lewej Mehmed VI, ostatni sułtan Imperium Osmańskiego. Panował od 4 lipca 1918 r. do 1 listopada 1922 r. Z prawej Mustafa Kemal Atatürk, pierwszy prezydent Republiki Turcji od 1923 r. do śmierci w 1938 r.

Foto: Library of Congress & Virtual Istanbul

Późną jesienią 1922 r., gdy niebo nad Istambułem na większość dnia przybrało barwę grafitu, a zimny wiatr zaczął hulać w ciasnych uliczkach, pałac sułtana Mehmeda VI opustoszał. Na zgliszczach Imperium Otomańskiego rodziła się Republika Turcji, choć 61-letni władca – sułtan, który musiał objąć rządy po śmierci brata Mehmeda V, któremu imperium wymsknęło się z rąk wraz z przegraną w I wojnie światowej – łudził się jeszcze, że ostanie mu się przynajmniej ceremonialna rola, być może na wzór monarchii brytyjskiej.

Złudzenia rozwiały się ostatecznie, gdy 4 listopada wieczorem nadeszły wieści o śmierci jednego z jego ministrów, porwanego przez nacjonalistów sprzed jednego z ekskluzywnych klubów w Istambule i niemal dosłownie rozszarpanego przez tłum w Izmicie. Następnego dnia, przedstawicieli zachodnich mocarstw, które wciąż kontrolowały stolicę Imperium Osmańskiego, zalały listy od osmańskich elit z prośbami o udzielenie im azylu.

10 listopada sułtan dopełnił jeszcze ceremoniału selamlik – czyli pofatygował się na piątkowe modlitwy do meczetu, aby ukazać się poddanym. Ale wiedział, że wiernym w innych meczetach zalecono modlitwę w intencji anonimowego „kalifa" muzułmanów.

Tydzień później epoka sułtanatu dobiegła końca. „O świcie 17 listopada sułtan i jego młodziutki syn Ertugrul oraz niewielkie grono dworzan i sług zostali przeszmuglowani z pałacu w dwóch brytyjskich ambulansach na pokład HMS »Malaya«" – pisał najwybitniejszy z zachodnich biografów Atatürka, Andrew Mango. „Zatrzymał się na krótko na Malcie, a potem spędził trochę czasu w Mekce jako gość Husajna, haszymidzkiego króla Hidżazu. W końcu osiadł w San Remo, gdzie dołączyły do niego jego trzy żony i siostra i gdzie zmarł w 1926 roku" – konkluduje Mango. Z innych relacji wynika, że gdy umierał, pod jego poduszką znaleziono zwitek niezrealizowanych z braku pieniędzy recept.

Osmański exodus

Tak skończyła się wielka historia, a zaczął osobisty dramat zdetronizowanego monarchy. Przywódcy świeżo zrodzonej republiki postanowili skończyć z sułtanami raz na zawsze, być może po to, by ich władzy nie mogli zagrozić żadni monarchiści. 3 marca 1924 r. zarządzono wygnanie wszystkich członków domu Osmanów. Przepisy objęły 156 osób, którym odebrano obywatelstwo i lwią część posiadanego majątku. Nakazano im zbycie aktywów w ciągu jednego roku, co – biorąc pod uwagę ówczesne realia – oznaczało wyprzedaż majątku za bezcen. Nie mówiąc już o tym, że osmańscy arystokraci mieli opuścić kraj w ciągu trzech dni od wydania decyzji. Pełniący rolę głowy rodziny quasi-sułtan Abdűlmecid II dostał na to tylko 24 godziny. Odtąd Osmanowie nie mogli nawet tranzytem wjechać na terytorium Turcji. Wraz z wymienionymi w rozporządzeniu osobami wyemigrowali też – nieobjęci ustawą – ich wszyscy bliscy krewni, którzy nie wywodzili się wprost z panującej rodziny, w tym także narzeczeni i kochankowie oraz słudzy i doradcy.

Nawet po upływie całego wieku od tych wydarzeń Turcy nie potrafią doliczyć się wszystkich, których wówczas wygnano. Kilka lat temu dziennik „Sabah" oszacował, że w te trzy dni ojczyznę opuściło „co najmniej kilkaset osób". „Mieli mnóstwo czasu, by kontemplować swój los – pisali Nicole i Hugh Pope, małżeństwo brytyjskich korespondentów i historyków, którzy wydali monografię na temat tureckiej historii pt. „Turkey Unveiled". – W ciągu następnych lat formowali i rozwiązywali minidwory królewskie w Budapeszcie, San Remo, Bejrucie, Nicei, Kairze, Paryżu, a nawet Tiranie". Inni historycy dorzucają, że większość uznała swoją sytuację za tymczasową. Spodziewano się jedynie kilkumiesięcznego wygnania, więc na emigrację zabrano tylko rzeczy niezbędne, garść kosztowności i pieniędzy.

Wygnanie miało jednak potrwać dekady. O ironio, najprościej poradziły sobie niezamężne księżniczki – niektórym udało się wyjść za mąż za arystokratów z Bliskiego Wschodu, w tym głównie z Egiptu. Innym było znacznie trudniej. „Mało kto w rodzinie kiedykolwiek wykonywał jakąś pracę czy choćby przygotowywał sobie coś do jedzenia – podkreślali małżonkowie Pope. – Stopniowo wyprzedawali biżuterię czy medaliony przyozdobione pieczęciami domu Osmanów. Jedna z wnuczek sułtana skończyła, wysyłając swoją afrykańską służącą na żebry". Mężczyznom poszło tylko trochę lepiej: przeważnie mieli za sobą jakieś doświadczenia służby wojskowej, kilku zabrało się za malowanie, inni stali się kopistami czy nauczycielami arabskiej kaligrafii.

Przez pierwszych kilka dekad rodzinie towarzyszyła nadzieja na odzyskanie utraconego majątku – nawet jeśli nie w Turcji, to w kilkunastu innych krajach, w których sułtanat posiadał aktywa, głównie nieruchomości. Ta nadzieja okazała się płonna, potomkowie sułtanów zaczynali życie na emigracji dosłownie od zera. A nawet gorzej: gdziekolwiek się znaleźli, byli pod czujnym i mało subtelnym nadzorem dyplomatów nowej republiki, którzy zniechęcali lokalne władze do udzielania im jakiejkolwiek pomocy.

Pod górkę

Kismet znaczy „przeznaczenie". Tak nazywa się też szary i klockowaty, kilkupiętrowy hotel w śródziemnomorskim tureckim kurorcie Kusadasi, z pokojami w relatywnie niskiej cenie. Na tureckiej riwierze taki budynek nie przyciąga niczyjej uwagi, znika wśród bardziej ekskluzywnych czy położonych w bardziej malowniczych lokalizacjach obiektów. A jednak pozory mylą – hotel jest dziełem zmarłej w 2000 r. Hümeyry Özba. Ktokolwiek spotkał ją w poprzednim stuleciu, wspominał kobietę elegancką i dumną. Kto wszedł do lobby tego betonowego klocka na skarpie nad błękitną wodą, napotykał rozwieszone na ścianach fotografie koronowanych głów, wizytujących lub wypoczywających w tym bastionie wnuczki ostatniego urzędującego sułtana.

Hümeyra była w rodzinie wyjątkiem – pozwolono jej wrócić do Turcji już w latach 30., jeszcze za życia Atatürka. Przywilej zawdzięczała temu, że jej ojciec był towarzyszem Ojca Turków na frontach I wojny światowej, a sam twórca republiki nieraz tańczył z nią na parkiecie stambulskiego hotelu Park, gdzie bawiły się elity nowego tureckiego reżimu. Dlatego księżniczkę zostawiono w spokoju.

Inni nie mieli już tak łatwo. Amnestia objęła kobiety domu Osmanów wcześniej niż mężczyzn, bo już w 1952 roku, kiedy władzę w Turcji po raz pierwszy objęła Partia Demokratyczna premiera Adnana Menderesa, niewywodząca się bezpośrednio z nurtu politycznego kemalistów. „Muzułmanka?" – pytał urzędnik wnuczkę sułtana Resata (Mehmeda V). „Ależ moim dziadkiem był sułtan Resat! On był padyszachem, kalifem, liderem wszystkich muzułmanów" – zagrzmiała w odpowiedzi rozeźlona księżniczka. „Jasne" – skwitował odpowiedź obojętnie urzędnik, po czym dorzucił – „Ale czy ten Resat to był muzułmaninem?".

Mężczyźni z domu Osmanów musieli czekać na amnestię znacznie dłużej, bo aż do 1974 roku. „Trudno oprzeć się wrażeniu, że odczekano aż umrą ostatni, którzy znali tajniki dworu i naocznie doświadczyli ceremoniału czasów sułtanatu" – twierdził po latach jeden z tureckich historyków Ekrem Bugra Ekinci. Jego koledzy po fachu przekonują jednak, że wygnani arystokraci do końca demonstrowali swoisty szacunek dla Atatürka. Czy było to ze strachu przed długimi rękami Ankary, czy też z uwagi na fakt, że twórca republiki w jakimś stopniu ocalił resztki imperium przed zagładą – tego już nie rozstrzygają. Po 1974 r. wrócili do Turcji nieliczni. Większość zdążyła sobie, lepiej czy gorzej, poukładać życie w nowych ojczyznach. Znaleźli pracę, założyli rodziny, a ojczyzna, która wciąż traktowała ich z podejrzliwością, nie była pociągającą perspektywą na resztę życia.

Ostatni potomkowie

Osman Bayezid, sędziwy bibliotekarz z Nowego Jorku, najbardziej lubił obficie zjeść. Podczas organizowanych od czasu do czasu przyjęć, stół uginał się pod przygotowywanym na czerkieską modłę kurczakiem i kiściami winogron. Kiedy lekarz nakazał mu zmianę diety, na badania poszedł w ubraniu, którego kieszenie napchał bilonem – w nadziei, że będzie ważony w przyodziewku, a na następną kontrolę uda się już bez monet i wykaże znaczącą utratę wagi. Strategia całkiem skuteczna, biorąc pod uwagę, że prawnukowi sułtana udało się dożyć 93 lat.

Przez osiem lat, do śmierci w 2017 roku, Osman Bayezid III – ów nowojorski bibliotekarz – był głową domu Osmanów. Jego legendarne żarciki i pogoda ducha mogły się też w ostatnich kilkunastu latach życia brać z tego, że potomkowie dawnych monarchów stopniowo odnajdują miejsce w świadomości dawnych poddanych.

Zaczęło się jeszcze w latach 90., gdy do Turcji zaproszono Ertugrula Osmana – urodzonego w 1912 r. ostatniego wnuka sułtana Abdülhamida II. Był zapewne ostatnim dzieckiem rodu, które jeszcze pamiętało zabawy na korytarzach stambulskiego pałacu Dolmabahçe. Upadek sułtanatu zastał go w czasie nauki w Wiedniu. Przez większość życia mieszkał w Nowym Jorku, w niewielkim mieszkanku nad jedną z tamtejszych restauracji, u boku jednej z kuzynek ostatniego króla Afganistanu. Na ostatnie lata życia wrócił – na zaproszenie rządu Recepa Tayyipa Erdogana – do Stambułu.

Jego śmierć i pogrzeb w 2009 roku stały się wydarzeniem relacjonowanym tak, jakby dotyczyły jednego z najważniejszych polityków w kraju. Chyba nie przypadkiem dwa lata później ruszyły zdjęcia do serialu „Wspaniałe stulecie", a w księgarniach pojawiły się monografie poświęcone dobrym osmańskim czasom. Od tamtej pory tureckie media wręcz tropią Ostatniego Osmana – przydomek nadany początkowo Ertugrulowi Osmanowi stosowano bowiem w odniesieniu do kolejnych osób: Fatmy Neslisah Osman, ostatniego dziecka w familii urodzonego w czasach sułtanatu (zmarła w 2012 r.), Osmana Bayezida czy obecnej głowy dynastii – Dündara Alego Osmana, który urodził się w 1930 r. już na uchodźstwie w Damaszku.

Ostatnią Osmanką była księżniczka Bilun, która zmarła w styczniu 2019 r. w wieku 101 lat. W ciągu kilku ostatnich lat życia przetrwała prawdziwe oblężenie tureckich dziennikarzy i dokumentalistów, była bowiem ostatnim żyjącym świadkiem ucieczki krewnych znad Bosforu w 1922 r. I nawet jeżeli jako kilkuletnia dziewczynka niewiele zapamiętała, największe redakcje prześcigały się w próbach zdobycia choćby lakonicznej opowieści o exodusie osmańskiej monarchii.

Odświeżanie sułtanatu

Nie byłoby tej fali zainteresowania Osmanami bez Recepa Tayyipa Erdogana. Dzisiejszy prezydent, a wcześniej premier, bywa – o ironio – nazywany przez rodaków „sułtanem", choć raczej ze złośliwości niż szacunku. Przydomek oddaje zamiłowanie do luksusów, jakie w ostatnich latach przejawia turecki przywódca, a także przywiązanie do władzy, które skłoniło go kilka miesięcy temu do desperackiego podważenia wyników wyborów municypalnych w Istambule.

Erdogan świadomie kreuje zainteresowanie i sympatię do świetnych czasów sułtanatu. Jego politykę zagraniczną – a raczej tę jej część, która opiera się na budowaniu doskonałych relacji i wpływów na terytoriach, które niegdyś należały do imperium – nazywa się nie inaczej jak „neoosmanizmem" albo nawet „osmanizmem 2.0". W polityce wewnętrznej erdoganowska Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) zapaliła zielone światło dla wszelkich sentymentów za monarchią. Pogrzeb Ertugrula Osmana w 2009 roku był pierwszym, na który pofatygowało się liczne grono ministrów i dygnitarzy partyjnych AKP. W pałacu Dolmabahçe organizowane są dziś zjazdy rozsianych po świecie potomków rodu Osmanów. W ubiegłym roku administracja prezydenta zapowiedziała automatyczne nadanie wszystkim żyjącym członkom dynastii tureckiego obywatelstwa jako swoistą rekompensatę za lata tułaczki i upokorzeń. Erdogan osobiście nieraz recenzował kolejne odcinki „Wspaniałego stulecia", głównie krytycznie. Prezydentowi nie podobało się bowiem, że filmowcy pokazali dwór sułtański jako siedlisko intryg.

Niewątpliwie odświeżanie wizerunku sułtanów i świetności Imperium Osmańskiego może przynosić polityczną korzyść, zwłaszcza w czasach politycznych niepokojów – a tych nad Bosforem akurat nie brakuje. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można zatem zakładać, że potomkowie Mehmeta Zdobywcy jeszcze nieraz zagoszczą na ekranach, a kto wie, czy prawdziwi Osmanowie nie zaczną odgrywać w Turcji roli znacznie większej niż przez ostatnie, raczej fatalne niż wspaniałe, stulecie.

Późną jesienią 1922 r., gdy niebo nad Istambułem na większość dnia przybrało barwę grafitu, a zimny wiatr zaczął hulać w ciasnych uliczkach, pałac sułtana Mehmeda VI opustoszał. Na zgliszczach Imperium Otomańskiego rodziła się Republika Turcji, choć 61-letni władca – sułtan, który musiał objąć rządy po śmierci brata Mehmeda V, któremu imperium wymsknęło się z rąk wraz z przegraną w I wojnie światowej – łudził się jeszcze, że ostanie mu się przynajmniej ceremonialna rola, być może na wzór monarchii brytyjskiej.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie