Autor uważa, że „Holokaust nie był jedynie niemieckim przedsięwzięciem". W opinii brytyjskiego dziennikarza „mechanizm zagłady mógł sprawnie działać dzięki aktywnej współpracy norweskich urzędników, francuskiej policji, polskich maszynistów oraz ukraińskich bojówek paramilitarnych". Zdumiewa, jak łatwo skompromitować się ignorancją. Gdyby pan Little przeczytał choćby jedną poważną publikację naukową, wiedziałby, że udział polskich kolejarzy w zagładzie europejskich Żydów był taki sam jak przedstawicieli żydowskiej administracji czy policji w gettach. Już bowiem 19 listopada 1939 r. powstała w Krakowie niemiecka Dyrekcja Generalna Kolei Wschodniej (Ostbahn), która zagrabiła majątek Polskich Kolei Państwowych i przymusowo wcieliła do służby ich pracowników. W pierwszych tygodniach 1940 r. przywłaszczony przez Niemców polski tabor kolejowy został oznakowany ich emblematami. Własność polskich kolei z Wielkopolski, Śląska i Pomorza wcielono do Deutsche Reichsbahn. Cała kadra kierownicza i nadzorcza Kolei Wschodniej składała się z 8,3 tys. Niemców, którzy mieli pełną kontrolę nad 150 tys. polskich pracowników. Tylko pozbawiony elementarnej wiedzy historycznej ignorant może wysnuć wniosek, że obsługujący niemieckie lokomotywy (skradzione PKP) polscy maszyniści mieli jakikolwiek wpływ na zagładę europejskich Żydów czy transport własnych rodaków do niemieckich obozów. Zresztą to właśnie polscy kolejarze jako jedni z pierwszych doświadczyli niemieckiego bestialstwa. Już na początku 1940 r. Niemcy rozstrzelali lub wywieźli do obozów koncentracyjnych wielu przedwojennych pracowników PKP, w tym zwłaszcza powstańców śląskich i wielkopolskich, działaczy społecznych czy plebiscytowych.

Kłamstwem jest też twierdzenie, że polscy kolejarze stali się biernymi wykonawcami niemieckich poleceń. Już od pierwszych dni okupacji w środowisku kolejarskim powstawały liczne organizacje konspiracyjne, które walnie przyczyniły się do osłabienia niemieckiego potencjału wojskowego. W latach 1940–1941 nasi kolejarze uszkodzili ponad 40 proc. lokomotyw na terenie GG i podpalili 400 cystern z materiałami pędnymi. Tylko w 1943 r. tak skutecznie podmienili listy przewozowe, że Niemcy nie mogli doliczyć się 200 cystern z benzyną i 500 wagonów z zaopatrzeniem dla wojska. Polacy zniszczyli 25 proc. cystern, które przed wojną należały do PKP. Nikt tak jak nasi bohaterscy kolejarze nie przyczynił się też do szmuglowania żywności dla przymierających głodem polskich miast pod niemiecką okupacją, a także – w miarę dostępnych środków – do żydowskich gett. To temu środowisku dowództwo Armii Krajowej i Polskie Państwo Podziemne zawdzięczały przemyt konspiracyjnych przesyłek i poczty kurierskiej na Zachód. Zarówno Brytyjczycy, jak i Rosjanie powinni być wdzięczni polskim kolejarzom, którzy w 1941 r. przyczynili się do znacznego osłabienia niemieckiej logistyki zaopatrzenia na froncie wschodnim. Dzięki akcjom dywersyjnym polskich pracowników Kolei Wschodniej w 1941 r. podpalono 237 transportów, zniszczono 2851 wagonów i uszkodzono 1935 parowozów. Jaka inna organizacja konspiracyjna w okupowanej Europie mogła pochwalić się takimi wynikami?

Oczywiście wyjaśnienia wymaga pytanie, czy rzeczywiście przymusowo wcieleni do niemieckiej służby polscy maszyniści obsługiwali pociągi przewożące więźniów do obozów zagłady w Oświęcimiu, Treblince, Majdanku, Stutthofie, Sobiborze czy Bełżcu. Nie ma jednak wątpliwości, że całkowitą odpowiedzialność za przewóz ofiar niemieckiego ludobójstwa ponosi Deutsche Reichsbahn, która w latach 1939–1945 zagrabiła majątek PKP i siłą wcieliła do służby polskich kojarzy. Na koniec warto też podkreślić, że w 1945 r. wycofujące się oddziały niemieckie zniszczyły 38 proc. polskich linii kolejowych, blisko połowę mostów i tuneli kolejowych, trwale uszkodziły 6 tys. lokomotyw oraz spaliły 60 tys. wagonów – łączna wartość tych strat to 3 mld USD z 1939 r. (około pół biliona dolarów z 2017 r.).