Przerwany pontyfikat Benedykta XVI

Kiedy papież Benedykt XVI na spotkaniu z kardynałami 11 lutego 2013 r. zapowiedział ustąpienie z urzędu, sensacyjna sentencja, którą wygłosił po łacinie, runęła na purpuratów jak grom z jasnego nieba.

Publikacja: 31.01.2019 18:00

Po abdykacji Benedykt XVI zobowiązał się do pełnego posłuszeństwa wobec nowego biskupa Rzymu

Po abdykacji Benedykt XVI zobowiązał się do pełnego posłuszeństwa wobec nowego biskupa Rzymu

Foto: AFP

Tego samego dnia wieczorem niebo rozerwał błysk i w kopułę bazyliki trafił piorun. Znak od Boga? Nie brakowało kasandrycznych interpretacji, że to szatan uderzył w Kościół. Interpretację, jaką w Watykanie od razu wysłano do diabła. Pospiesznie wyjaśniano, że zjawiska natury trudno wytłumaczyć, a uderzenia pioruna w bazylikę zdarzały się już wcześniej.

Po ogłoszeniu przez Benedykta XVI abdykacji w bazylikę św. Piotra uderzył piorun

Po ogłoszeniu przez Benedykta XVI abdykacji w bazylikę św. Piotra uderzył piorun

AFP

Niekoniecznie: do dziś nie udało się potwierdzić podobnych przypadków. Tylko podczas I soboru watykańskiego (1870), kiedy uchwalono dogmat o nieomylności papieża, nad Rzymem rozszalała się taka burza, że od grzmotu niektóre z szyb bazyliki popękały. Ale piorun nie trafił w kopułę. „Natura przemówiła", skomentował osobisty sekretarz Benedykta abp Georg Gänswein, który grzmot 11 lutego słyszał w papieskich apartamentach. „Czy to nie fotomontaż?", dopytywał się Benedykt XVI, gdy arcybiskup pokazywał mu fotografię. Jej autentyczność jest niepodważalna. Moment w kadrze zatrzymali fotograf włoskiej ANSA Alessandro Di Meo i francuskiej AFP Filippo Monteforte.

Abdykacja Benedykta XVI

Benedykt był świadom doniosłości swojego kroku. Wybrany dożywotnio, pomimo swojego konserwatyzmu zrywał z tradycją, uznając się za zbyt niedołężnego do przewodzenia Kościołowi. Wytłumaczenie zrozumiałe dla szefa firmy czy prezydenta kraju. Ale dla reprezentanta Chrystusa na ziemi? Dodatkowy powód, jaki ujawnił swojemu biografowi, sprowadzał się do niemożności odbycia lotu na Światowe Dni Młodzieży (ŚDM) do Rio de Janeiro. Transatlantyckich podróży zabronili mu lekarze. Tymczasem poprzednik uczestniczył we wszystkich ŚDM, tłumaczył. Tyle że zainaugurowany przez Jana Pawła II młodzieżowy festyn nie istniał przez blisko dwa tysiąclecia historii Kościoła. Tak do wątpliwego wyjaśnienia papież emeryt dorzucił kolejne wątpliwej jakości. Nie ustawały spekulacje, że abdykacja została wymuszona. Niepodważalnych dowodów nie przedłożono, ale istnieją na to poważne poszlaki. Na rok przed abdykacją kardynał z najbliższego otoczenia papieża Darío Castrillón Hoyos napisał list, w którym donosił, iż podczas podróży służbowej do Chin inny purpurat Paolo Romeo dyskretnie zapowiadał śmierć głowy Kościoła w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Co interpretowano w kategoriach zamachu.

shutterstock

Rzeczywistość przewyższyła spekulacje. Abdykacja papieża nie mieściła się w czyjejkolwiek głowie. Z wyjątkiem jednej – kardynała Carlo Marii Martiniego. W czerwcu 2015 r. zmarł włoski jezuita Silvano Fausti, duszpasterz ludzi marginesu. Po jego śmierci opiniotwórczy „Corriere della Sera" opublikował nekrolog, zamieszczając jednocześnie rozmowę z zakonnikiem. Ojciec Fausti relacjonował, jak papież Benedykt XVI na osiem miesięcy przed abdykacją, w czerwcu 2012 r., przybył do Mediolanu na uroczystości kościelne. Przy okazji odwiedził emerytowanego kardynała Mediolanu. Martini od przynajmniej połowy pontyfikatu Jana Pawła II, końca lat 90., uchodził za jego prominentnego przeciwnika. Sam siebie ironicznie nazywał antypapieżem, a progresywni kardynałowie okrzyknęli go anty-Wojtyłą i postanowili forsować jako następcę Polaka. Ale niekończący się pontyfikat Jana Pawła II przekreślił te plany. Martini w wieku 80 lat przeszedł na emeryturę i stracił szansę na wybór. Podczas konklawe w 2005 r. frakcja Martiniego forsowała przeciwko kardynałowi Ratzingerowi kandydaturę kardynała Bergoglio. Siedem lat później, 31 sierpnia 2012 r., Martini zmarł. Spotkanie w Mediolanie w czerwcu było ostatnim z papieżem Benedyktem XVI. Według ojca Fausti, który brał w nim udział, Martini zażądał od papieża natychmiastowej abdykacji. Jego główny argument brzmiał: Benedykt XVI nie kontroluje Kurii Rzymskiej.

Osoby nieprzychylne papieżowi

W tym czasie Watykanem wstrząsnęła afera Vatileaks, gdy tajne dokumenty papieża trafiły do mediów, demaskując walkę frakcji watykańskich i bezradność Benedykta XVI wobec intryg. Jak się później okazało, kardynał Martini przewodził tajnej grupie kardynałów, zwanej od miejsca spotkań lożą z St. Gallen. Tajne stowarzyszenie miało zainicjować odnowę Kościoła, przeprowadzając go z konserwatywnego kursu Jana Pawła II na kurs liberalny. Podczas konklawe po śmierci Jana Pawła II w 2005 r. forsowany przez lożę kardynał Bergoglio zebrał blokującą Ratzingera mniejszość, ale ostatecznie puściły mu nerwy. Ratzinger wygrał i został papieżem. Jego abdykacja otworzyła jednak kardynałowi z Argentyny drogę na tron św. Piotra.

Nacisk loży z St. Gallen na Benedykta XVI nie był jedyny. W maju 2017 r. w politologicznym periodyku „Limes" ukazał się artykuł „Dlaczego potrzebujemy Watykanu?". Jego autor Germano Dottori, profesor Instytutu Studiów Strategicznych Uniwersytetu LUISS w Rzymie, a w latach 1996–2006 doradca parlamentu włoskiego ds. polityki bezpieczeństwa, napisał, że Benedykt został przymuszony do ustąpienia przez prezydenta Baracka Obamę, rozjuszonego krytyczną postawą papieża wobec islamu i forsującego porozumienie z patriarchatem Moskwy.

Częścią wymierzonej przez Obamę w papieża kampanii dyskredytacji były afera Vatileaks i odcięcie Watykanu od bankowego systemu SWIFT i obrotu bezpieniężnego. Natychmiast po ustąpieniu Benedykta XVI sankcje cofnięto. W tym czasie szef sztabu Obamy w Białym Domu John Podesta pisał o „katolickiej wiośnie", która powinna wybuchnąć w Watykanie analogicznie do „wiosny arabskiej", zmieniając relację sił na szczytach w Kościele na korzyść grup progresywnych. W Waszyngtonie nie ograniczono jej do ustąpienia Benedykta, ale i do wyboru następcy. Z tych samych powodów, jak dowodzi Dottori, nie mógł zostać wybrany kandydat Benedykta XVI, kardynał Angelo Scola, który prowadził rokowania z Moskwą.

Jedno nie ulega wątpliwości: papież Franciszek nigdy nie zostałby wybrany, gdyby nie abdykacja poprzednika. Podczas gdy Benedykt nadal żyje, Franciszek, który w grudniu 2016 r. skończył 80 lat, utraciłby prawo do uczestniczenia w konklawe. A wraz z przejściem na emeryturę w wieku 77 lat straciłby szanse na papieską elekcję. Ktokolwiek więc zostałby sukcesorem Benedykta, gdyby ten nie abdykował, nie byłby to kardynał Bergoglio.

Przepowiednia Malachiasza

Franciszek zgodnie z programem loży z St. Gallen zerwał z barokową ornamentyką Kościoła, eksponuje obraz miłosiernego Boga, wyciąga rękę do rozwiedzionych i homoseksualistów, czym do czerwoności rozpala tradycjonalistów. Fala oporu wzbiera wśród laikatu, konserwatywnego duchowieństwa, a w Watykanie scala opozycję. Przed dwoma laty doszło do bezprecedensowej frondy czterech kardynałów, którzy postanowili obalić Franciszka. Dla wielu rozłam w Kościele nasuwa skojarzenia apokaliptyczne, będąc wodą na młyn dla rosnącej popularności tzw. przepowiedni Malachiasza.

Malachiasz, irlandzki mnich (1094–1148), kiedy odwiedził Rzym, doznał wizji. Spisał je, układając listę 112 przyszłych papieży. Ich tożsamość ujawniał eufemistycznym opisem. Mimo to charakterystyki ostatnich papieży zaskakująco trafnie do nich pasowały. Jan XXIII (1958–1963), scharakteryzowany jako „pasterz i żeglarz", faktycznie pochodził z Wenecji i regularnie korzystał z gondoli. Paweł VI (1963–1978), „kwiat kwiatów", w herbie miał heraldyczne kwiaty lilii, Jan Paweł I (1978), „z połowy księżyca", zmarł po 33 dniach pontyfikatu, dzień przed wejściem księżyca w drugą kwadrę, czyli w połowie cyklu. Jan Paweł II (1978–2005), „z pracy słońca", urodził się w dniu zaćmienia słonecznego, a jego pogrzeb odbył się w czasie hybrydowego zaćmienia słońca. Benedykt XVI (2005–2013), „chwała oliwki", przyjął imię twórcy zakonu benedyktynów, którego symbolem jest gałąź oliwna. „To bzdura", orzekł wielki teolog XX w. Karl Rahner. Ale nikt inny jak tylko amerykański kardynał Spellmann, by spełnić warunek elekcji w 1958 r. „duszpasterza i żeglarza", wynajmował przed konklawe łódki w Rzymie i dziarsko wiosłował po Tybrze. W przepowiednię wierzono więc w najwyższych kręgach kościelnych w drugiej połowie XX stulecia.

Nie brakuje biblistów, którzy podważają autentyczność przekazu Malachiasza. Co istotniejsze, papieżem z ostatnim numerem 112 na liście irlandzkiego mnicha byłby Franciszek. Jego pontyfikat opisany jest w czarnych barwach: „W czasie najgorszych prześladowań Świętego Kościoła Rzymskiego zasiądzie na papieskim tronie Piotr Rzymianin, który będzie paść owce podczas wielu cierpień, po czym miasto siedmiu wzgórz [Rzym] zostanie zniszczone, a straszny sędzia osądzi swój lud". Franciszek, papież na czasy ostateczne? Sceptycy wskazują, że po pierwsze, przepowiednie, które nie zawierają imienia papieża, w przypadku numeru 112 podają go. To Piotr Rzymianin. A po drugie, kardynał Bergoglio nie przyjął imienia Piotr. Bo tak jak każdy z poprzedników nie miał w sobie na tyle wisielczego humoru, by spełnić przepowiednię i sprowokować Armagedon?

Bardziej wiarygodne wyjaśnienie brzmiałoby inaczej: papieże podążają wprawdzie śladami św. Piotra, bez przyjmowania jego imienia, choć bardziej z szacunku dla pierwszego papieża niż z lęku przed przepowiednią. Jej zwolennicy nie dają dziś zbić się z tropu. Owszem, Franciszek nie jest Piotrem II, ale po rodzicach Włochach przejął włoskie obywatelstwo, a jego drugie imię świeckie brzmi właśnie Piotr. „Istotnie, coś tkwi w tych przepowiedniach", przyznaje w rozmowie z niemieckim korespondentem w Rzymie Paulem Badde prefekt Domu Papieskiego Franciszka abp Georg Gänswein: „Jeśli dokładnie przypatrzyć się przepowiedniom, to zawsze znajdzie się jakieś uzasadnienie dla niemal każdej papieskiej charakterystyki. Ogarnia mnie wtedy dziwne przeczucie. Ale przepowiednie nie należą do prawdy objawionej, więc nie trzeba w nie wierzyć. Choć jeśli spojrzeć na nie z perspektywy historycznej, to trzeba przyznać, że przepowiednie są wezwaniem do działania".

Trzecia tajemnica fatimska

I dlatego Jan Paweł II dwukrotnie zadziałał? Ściągając złowieszcze odium z dwóch innych przepowiedni, korespondujących z przepowiednią Malachiasza? Pierwsza z nich prowadzi do papieskiej bazyliki św. Pawła za Murami. Jej nawę główną zdobi galeria z medalionami z wizerunkami wszystkich papieży. Medaliony papieskie zaczęto umieszczać przed 1500 laty za pontyfikatu papieża Leona I (440–461).

Zgodnie z przepowiednią powtórne przyjście Chrystusa na ziemię, wieńczące dzieje świata, nastąpi, gdy w galerii zabraknie miejsca dla kolejnego medalionu. Rzeczywiście, do 2005 r. na galerii pozostało miejsce dla dwóch ostatnich medalionów. Wypełniły je portrety Benedykta XVI, a od grudnia 2013 r. Franciszka. Na ile poważnie w Watykanie traktuje się przepowiednię, nie wiadomo. Ale jeszcze przed swoją śmiercią Jan Paweł II stworzył miejsce pod co najmniej 20 kolejnych medalionów. I tym trikiem pozbawił przepowiednię jej relewantności.

Drugie posunięcie polskiego papieża było jeszcze bardziej odważne. I powiązane z trzecią tajemnicą fatimską. 13 maja 1917 r. trójce dzieci: Łucji, Hiacyncie i Franciszkowi, objawiła się Maryja. Dwójka ostatnich padła wkrótce ofiarą hiszpańskiej grypy. Łucja wstąpiła do zakonu i spisała przepowiednie, jakie zdradziła jej matka Jezusa. Zalakowany list trafił w 1957 r. do Watykanu. Pierwsze dwie tajemnice zostały ujawnione: jedna przedstawiała wizję piekła, druga wybuch II wojny światowej.

Trzecią tajemnicę, zgodnie z wolą Łucji, rozpieczętowano dopiero po 1960 r. Uczynił to papież Jan XXIII. Po lekturze czterech zapisanych ręcznie stron A5 zdecydował się nie ujawniać ich treści i kopertę ponownie zdeponował w archiwum watykańskim. Jego następca Paweł VI uczynił to samo. Przełomem okazał się niewyjaśniony zamach na Jana Pawła II na placu św. Piotra z 13 maja 1981 r. – w rocznicę objawień fatimskich. Leżąc w szpitalu, papież Polak poprosił o kopertę z przepowiednią. Na kanwie roku świętego 2000 opublikował jej treść. Zapowiadała ona śmierć papieża od kuli i jego biskupiej świty w obróconym w perzynę Rzymie. Jan Paweł II tajemnicę odniósł do zamachu z 13 maja. Był przekonany, że tylko Maryi zawdzięczał życie, gdyż kula, jaką został postrzelony, przeszła w brzuchu zygzakowatą trajektorią, omijając gęstą sieć naczyń krwionośnych i kręgosłup. Jakby chroniła je jakaś magiczna ręka, powiedział szef zespołu lekarzy operujących papieża Francesco Crucitti. Ale zwolennicy teorii spiskowych, dopatrujący się w przepowiedni apokaliptycznej wizji dla ludzkości, poczuli się rozczarowani. Wskazywali na niezgodność między wizją śmierci papieża a ocaleniem Jana Pawła II. Mnożyły się pogłoski o ukryciu przez Watykan całości trzeciej tajemnicy. W 2016 r. ogłosił więc on oficjalnie, że całość przekazu Łucji została opublikowana. Ale zmieniła się jej egzegeza. Benedykt XVI w Fatimie oświadczył, że trzecia tajemnica nie ogranicza się do przeszłości i do zamachu na Jana Pawła II, ale dotyczy też przyszłych losów Kościoła i jego męczeństwa. Przy czym ataki na Kościół nastąpią nie tylko z zewnątrz, ale też z samego serca Kościoła.

Można to odnieść do papieża Franciszka, którego życie znalazło się na celowniku ISIS. Islamiści głowę Kościoła traktują jako symbol znienawidzonej zachodniej kultury i pałają zemstą jeszcze za wyprawy krzyżowe. Pomimo znacznego osłabienia ISIS nie wyzbyło się planów zatknięcia czarnej flagi na kopule bazyliki św. Piotra. Przed kilkoma miesiącami służby włoskie unieruchomiły latającego nad Watykanem drona. Choć możliwie, że największe niebezpieczeństwo grozi papieżowi ze strony konserwatywnych oponentów z własnych szeregów, skoro włoski watykanista nr 1 Marco Politi twierdzi, że w Watykanie toczy się podziemna wojna domowa, po tym jak papież poluzował reguły komunii dla rozwiedzionych adhortacją apostolską „Amoris laetitia".

„Ostatnia bitwa między Bogiem a szatanem rozegra się o rodzinę", napisała krótko przed śmiercią Łucja do kardynała Carlo Caffarry, jednego z czterech frondystów, którzy po publikacji „Amoris laettitia" próbowali doprowadzić do abdykacji Franciszka. Niedługo potem, na przestrzeni zaledwie dwóch miesięcy, dwaj frondyści – kardynałowie Joachim Meisner i Carlo Caffarra – zmarli. Znak od Boga?

Tego samego dnia wieczorem niebo rozerwał błysk i w kopułę bazyliki trafił piorun. Znak od Boga? Nie brakowało kasandrycznych interpretacji, że to szatan uderzył w Kościół. Interpretację, jaką w Watykanie od razu wysłano do diabła. Pospiesznie wyjaśniano, że zjawiska natury trudno wytłumaczyć, a uderzenia pioruna w bazylikę zdarzały się już wcześniej.

Niekoniecznie: do dziś nie udało się potwierdzić podobnych przypadków. Tylko podczas I soboru watykańskiego (1870), kiedy uchwalono dogmat o nieomylności papieża, nad Rzymem rozszalała się taka burza, że od grzmotu niektóre z szyb bazyliki popękały. Ale piorun nie trafił w kopułę. „Natura przemówiła", skomentował osobisty sekretarz Benedykta abp Georg Gänswein, który grzmot 11 lutego słyszał w papieskich apartamentach. „Czy to nie fotomontaż?", dopytywał się Benedykt XVI, gdy arcybiskup pokazywał mu fotografię. Jej autentyczność jest niepodważalna. Moment w kadrze zatrzymali fotograf włoskiej ANSA Alessandro Di Meo i francuskiej AFP Filippo Monteforte.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL