Para buch, koła w ruch

Postęp techniczny to proces zmian rozwojowych techniki wyrażający się wprowadzaniem do procesu produkcji nowych, udoskonalonych maszyn, urządzeń, narzędzi i nowych technologii oraz wykorzystywaniem w sposób doskonalszy już istniejących zasobów.

Aktualizacja: 30.01.2020 16:45 Publikacja: 30.01.2020 15:49

Maszyna Richarda Trevithicka z 1802 roku

Maszyna Richarda Trevithicka z 1802 roku

Foto: Wikimedia Commons (Fot. Chris55/CC BY-SA 3.0)

Inżynier Richard Trevithick założył się o tysiąc funtów szterlingów z właścicielem kopalni węgla w Penydarran w Anglii o to, czy automobil parowy jego konstrukcji umieszczony na szynach, po których jeździły konne wagoniki, zdoła przeciągnąć na określonym dystansie ładunek 10 ton. 21 lipca 1804 r. jego „tram wagon" (słowo „lokomotywa" wprowadził ćwierć wieku później Stephenson) został ustawiony na szynach; machinie nadano nazwę własną „Invicta". Obłok pary, jaki z siebie wypuściła, wprawił w osłupienie uczestników eksperymentu – ciągnęła pięć wagoników z 70 ludźmi na pokładzie oraz 26 ton ładunku. Inżynier Trevithick zakład wygrał, ale trakcja parowa w kopalni nie przyjęła się, ponieważ „Invicta" zniszczyła torowisko.

Jednak nowe nadchodziło, a ściślej rzecz ujmując, nadjeżdżało, nieuchronnie. Trevithick nie kapitulował: zmniejszył ciężar lokomotywy, aby nie niszczyła torów (już w innej kopalni), ale wtedy nie mogła ruszyć z miejsca, koła buksowały, ślizgały się na szynach. Ale i to nie zniechęciło natchnionego wynalazcy. Zbudował w Londynie koliste torowisko, za dziesięć szylingów chętni mogli oglądać jeżdżącą w kółko lokomotywę „Catch-Me-Who-Can" („Złap-Mnie-Jeśli-Możesz"), osiągającą diaboliczną prędkość 30 km/h.

Jednak nie Trevithick uważany jest za ojca kolei żelaznej, lecz jego rodak George Stephenson. W 1748 r. na odcinku kilku kilometrów z kopalni węgla Wylam do rzeki Tyne wybudowano kolejkę konną – podobną w układzie do kolei, ale z drewnianymi torami i wózkami ciągniętymi przez konie. Młody Stephenson dorastał w otoczeniu tych wydarzeń i w 1802 r. został zatrudniony w kopalni przy obsłudze silnika parowego, a dekadę później sam zaczął budować takie silniki. W 1814 r. jego pierwszy parowóz został wykorzystany do transportu węgla z kopalni: mógł ciągnąć 30 ton ładunku i jako pierwszy był wyposażony w koła obręczowe dające dobrą przyczepność do szyn. Przez następnych pięć lat Stephenson zbudował 16 takich maszyn.

Rodziło się lobby na rzecz kolei. Wprawdzie na linii Liverpool–Manchester w lokomotywie Stephensona maszynista, palacz i hamulcowy stali na zewnątrz, narażeni na chłód i deszcz, podobnie zresztą jak pasażerowie 3. i 4. klasy: komin wypluwał na nich kłęby czarnego dymu, iskry, sadze, ale ludzie byli wtedy przyzwyczajeni do podróżowania w dużo gorszych warunkach, nawet ci, których stać było na dyliżans, toteż uważano podróżowanie pociągiem za spektakularny postęp.

W Stanach Zjednoczonych w 1828 r. inżynier Allen zbudował cztery lokomotywy dla kopalni w Quincy. Pierwsza z nich, nazwana „Stourbridge Lion", gdy ruszyła, tak bardzo zniszczyła torowisko, że jej pierwszy kurs był zarazem ostatnim. Torowisko naprawiono, po kilku tygodniach ruszyła po nim druga lokomotywa – „The Best Friend of Charleston"; wystrzelono na wiwat 21 razy z armaty, grała orkiestra, ale... kocioł parowy eksplodował.

A jednak, mimo tego rodzaju zdarzeń, dekadę po premierze lokomotywy Stephensona „Fusee" („Pocisk") istniało już blisko tysiąc kilometrów kolei żelaznej. Wszędzie tam, dokąd docierały szyny, rozkwitały przemysł i handel. W Stanach Zjednoczonych linia kolejowa umożliwiła zasiedlenie i eksploatację dziewiczych terenów i powstanie nowych miast. Amerykanie, zanim zaczęli masowo produkować lokomotywy własnej konstrukcji, importowali lokomotywy Stephensona, zdemontowane, w częściach, przewożone przez ocean statkami, w skrzyniach.

Importowanie techniki nie jest niczym wstydliwym. 4 kwietnia 1972 r. na trasie z Paryża do Lyonu nastąpiła inauguracja francuskiego pociągu TGV (Turbine a Grande Vitesse, choć vox populi zadecydował, że skrót TGV rozwijany jest jako „Train a Grande Vitesse", czyli „Pociąg o Wielkiej Prędkości"), osiągającego prędkość 320 km/h. Z biegiem czasu połączenie z Paryżem pociągami TGV uzyskiwały kolejne miasta we Francji – Tours, Le Mans i Bordeaux, Lille i Calais, Valence, Nîmes i Marsylia. Pociągi TGV zaczęły też obsługiwać relacje zagraniczne, docierając do Londynu, Brukseli czy Genewy. Technologię tę kupiły Chiny i Kanada.

PKP też kupiły szybki włoski pociąg Pendolino, wprawdzie nie tak chyży jak TGV, ale w nocy z 11 na 12 stycznia 2020 r. na linii Warszawa–Gdańsk pociągi testowe po raz pierwszy pojechały 200 km/h. Wypada się tylko cieszyć. Ale entuzjazm każe studzić świadomość, że do prędkości TGV, uzyskanej już 48 lat temu, wciąż brakuje 120 km, a pociągi z podróżnymi jeżdżą w Polsce z maksymalną prędkością 160 km/h.

Inżynier Richard Trevithick założył się o tysiąc funtów szterlingów z właścicielem kopalni węgla w Penydarran w Anglii o to, czy automobil parowy jego konstrukcji umieszczony na szynach, po których jeździły konne wagoniki, zdoła przeciągnąć na określonym dystansie ładunek 10 ton. 21 lipca 1804 r. jego „tram wagon" (słowo „lokomotywa" wprowadził ćwierć wieku później Stephenson) został ustawiony na szynach; machinie nadano nazwę własną „Invicta". Obłok pary, jaki z siebie wypuściła, wprawił w osłupienie uczestników eksperymentu – ciągnęła pięć wagoników z 70 ludźmi na pokładzie oraz 26 ton ładunku. Inżynier Trevithick zakład wygrał, ale trakcja parowa w kopalni nie przyjęła się, ponieważ „Invicta" zniszczyła torowisko.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL