Richard Ramirez
Dzieci boją się potworów zaczajonych w ciemnych zakamarkach pokoju, strachów w szafie. Jeśli wyrastają z nocnych lęków, przestają myśleć, że ktoś obcy może stanąć przy łóżku w środku nocy i wyrwać z głębokiego snu w ich własnym domu. Jeśli przez roztargnienie nie przekręcimy klucza w drzwiach, wyobraźnia może podsuwać nam różne scenariusze. Z zacienionych miejsc może wyjść ktoś wrogi. Ale to tylko wspomnienia dziecięcych strachów. Richard Ramirez pojawiał się tam naprawdę.
Był niczym wyjęty z książek Stephena Kinga bohater ulegający stopniowej destrukcji psychicznej. Gdy zaczął mordować, nie wybierał ofiar. Napadał na kobiety, dzieci, osoby starsze i mężczyzn, jeśli przeszkadzali mu w drodze do celu. Wydawało się, że doznawał nagłego impulsu. Wkradał się do domów pod osłoną nocy. Ubrany zawsze na czarno wyłaniał się z mroku i wtedy tracił nad sobą panowanie.
Diabeł poza piekłem
Do niedawna uznawano, że historia zbrodni Ramireza zaczyna się 28 czerwca 1984 r. Jednak dopiero po latach wyszło na jaw, że jest sprawcą makabrycznego rytualnego morderstwa, którego dokonał na dziewięcioletniej dziewczynce 10 kwietnia 1984 r. Mei Leung zeszła do piwnicy, by poszukać jednodolarówki, którą zgubił jej brat. Po pół godzinie zaniepokoił się, dlaczego siostra nie wraca. Zszedł do piwnicy i znalazł ciało Mei zwisające niczym Chrystus z rury na ścianie. Jej stopy znajdowały się zaledwie kilka centymetrów od ziemi. Gdyby była odrobinę wyższa, mogłaby się oprzeć o podłogę i wołać o pomoc. Śmierć Mei wyglądała na rytuał satanistyczny, jednak wtedy sprawcy nie odnaleziono. Próbka śladów zabójcy przeleżała w archiwach do 2009 r. Po porównaniu jej z materiałem genetycznym Ramireza okazało się, że to on był reżyserem satanistycznego spektaklu.
28 czerwca 1984 r. w Los Angeles Ramirez wślizgnął się do domu 79-letniej Jennie Vincow przez uchylone okno. Zostawił starszą panią zgwałconą i niemal poćwiartowaną. Jak donosił „Los Angeles Time", ciało Jennie Vincow znalazł mieszkający obok jej syn. Jej gardło było podcięte, a ciało wielokrotnie dźgane nożem. Policja była wstrząśnięta, ale był to dopiero początek. Później funkcjonariusze mieli pełne ręce pracy, na mieszkańców Los Angeles padł blady strach, a prasa nazwała seryjnego mordercę „nocnym łowcą".
17 marca 1985 r. na obrzeżach LA Richard zaczaił się na Marię Hernandez. Poczekał, aż kobieta wprowadzi samochód do garażu. Gdy wysiadła z auta, pojawił się obok niej. Wyciągnął pistolet, wycelował i oddał strzał. Maria upadła. Myśląc, że kobieta nie żyje, zabójca przeszedł nad jej ciałem i wszedł do domu. Ofiara miała niebywałe szczęście. Kula trafiła w breloczek od kluczyków samochodowych, odbiła się i niegroźnie zraniła ją w rękę. Na tym jednak limit szczęścia się wyczerpał. Gdy Maria uznała, że może już bezpiecznie wejść do środka, znalazła swoją przyjaciółkę i współlokatorkę, 33-letnią Dayle Okazaki, w kałuży krwi i z roztrzaskaną przez pocisk głową. Mordercy już nie było. Pozostawił po sobie czarną czapkę z emblematem hardrockowej grupy AC/DC.