Klątwa Katynia

Polacy, którzy jako pierwsi poznali prawdę o zbrodni katyńskiej, po wojnie musieli uciekać przed zemstą komunistów. Niektórzy zginęli w niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach.

Aktualizacja: 18.01.2020 09:19 Publikacja: 16.01.2020 14:52

Foto: archiwum marii skrzyŃskiej/fotonova

„Ojciec nigdy nie mógł wrócić do ojczyzny, którą kochał. Całe życie poświęcił Polsce – od służby żołnierza w 1920 roku do stanowiska sekretarza generalnego PCK" – tak w bardzo krótkim przemówieniu w Pałacu Prezydenckim w lipcu 2015 roku wspominała Kazimierza Skarżyńskiego jego córka Maria. Odebrała ona z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski przyznany pośmiertnie jej ojcu za wieloletnią walkę o prawdę o zbrodni katyńskiej. Kazimierz Skarżyński, który dla upamiętnienia masowej zbrodni na polskich oficerach zrobił więcej niż ktokolwiek inny, nadal pozostaje postacią nieznaną. To efekt komunistycznej propagandy, która przez 45 lat starała się wymazać z polskiej świadomości nazwę „Katyń".

Od żołnierza do sekretarza PCK

Nim los rzucił go na katyńską ziemię, Skarżyński odebrał staranne wykształcenie. Pochodził z zamożnej rodziny szlacheckiej herbu Bończa, dzięki czemu mógł wyjechać na naukę do gimnazjum jezuitów w Wiedniu, potem do Szkoły nauk Politycznych w Paryżu, a w końcu do Wyższego Instytutu Handlu w Antwerpii (Belgia). Tak zdobyte wykształcenie umożliwiło mu podjęcie pracy we francuskich spółkach zajmujących się wydobyciem i przetwórstwem miedzi. Jako ich przedstawiciel w 1919 roku wyjechał na Zakaukazie. Tam zastał go wybuch rewolucji bolszewickiej. Skarżyński przez krótki czas wykorzystywał swoją pozycję zawodową, tworząc tajny kontakt między Tatarami a Kurdami walczącymi z armią turecką. Jednak gdy się dowiedział, że Polska odzyskała niepodległość i walczy o swoje granice, zrozumiał, że jego kraj będzie potrzebować wykształconych patriotów. I wrócił nad Wisłę. Zaciągnął się do kawalerii, która weszła w skład armii walczącej z najazdem bolszewickim. Udało mu się przeżyć wojenną zawieruchę. Osiadł na stałe w Warszawie, gdzie imał się różnych zajęć związanych z handlem. W 1935 roku poślubił Zofię Zamoyską – córkę ministra spraw zagranicznych II RP. Owocem tego związku była Maria, która w 2015 roku odebrała odznaczenie upamiętniające ojca.

W styczniu 1940 roku, gdy Polska była od kilku miesięcy pod niemiecką okupacją, Skarżyński podjął decyzję, która miała zaważyć na całym jego dalszym życiu. Zgodził się objąć stanowisko sekretarza Polskiego Czerwonego Krzyża – jedynej organizacji na ziemiach polskich, która zachowywała choć część niezależności od hitlerowskich władz i była przez nie akceptowana. Mógł się dzięki temu zaangażować w pomoc dla Polaków prześladowanych przez nazistowski reżim.

Trzy lata później, wiosną 1943 roku, w Lesie Katyńskim koło Smoleńska odkryto masowe groby polskich oficerów, bezskutecznie poszukiwanych od kilku lat przez rząd londyński. Wszystko wskazywało na to, że świat ma do czynienia z kolejną bulwersującą zbrodnią wojenną. Kreml natychmiast stwierdził, że polscy żołnierze zostali zamordowani przez Niemców, podczas ich ataku na ZSRR latem 1941 roku. Rząd III Rzeszy temu zaprzeczył i podał wiarygodny argument: tam, gdzie znaleziono tysiące polskich zwłok, Wehrmacht nie przechodził w 1941 roku. Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę, że zbrodnię katyńską można wykorzystać politycznie i propagandowo przeciwko Związkowi Sowieckiemu, z którym prowadzili wojnę. Zażądali więc, aby Międzynarodowy Czerwony Krzyż przeprowadził w tej sprawie niezależne śledztwo. Szwajcarska centrala zwróciła się z tą sprawą do Polski. I wówczas, na posiedzeniu Zarządu Głównego w Warszawie, Kazimierz Skarżyński zgodził się osobiście pokierować specjalną komisją. Już 15 kwietnia 1943 roku specjalnym niemieckim samolotem eksperci polecieli do Smoleńska, a stamtąd, następnego dnia, zawieziono ich na miejsce kaźni.

Zabójcza wiedza

Skarżynski i towarzyszący mu eksperci już w pierwszych dniach przebadali 300 zwłok wydobytych z „dołów śmierci" i nabrali wątpliwości, czy sowiecka wersja zdarzeń odpowiada prawdzie. Po pierwsze: stan rozkładu zwłok – taki sam dla wszystkich ofiar – wskazywał na to, że leżą w ziemi trzy lata, a nie dwa (lekarze towarzyszący Skarżyńskiemu byli w tej kwestii zgodni). Po drugie: przy zmarłych znajdowano osobiste rzeczy, w tym notatniki i pamiętniki. Wszystkie kończyły się na okresie kwiecień – czerwiec 1940 roku zapisami typu „gdzieś nas wywożą". W końcu po trzecie: świadkowie – głównie chłopi z okolicznych wsi – zeznawali, że do masowych egzekucji dochodziło wiosną 1940 roku. Dowodów, że za masowym mordem stali Sowieci, było aż nadto. Po powrocie do Warszawy Skarżyński sporządził pierwszy raport i przekazał go do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Był to pierwszy, do dziś uznawany za bardzo cenny, raport na temat zbrodni katyńskiej.

Wielka ucieczka

Kazimierz Skarżyński i jego przyjaciele z komisji PCK aż do jesieni 1943 roku pracowali na terenie Katynia. Wyjechali, gdy Armia Czerwona przełamała niemieckie natarcie i ruszyła kontrofensywa. Wyjeżdżając, Polacy zabrali ze sobą cenne materiały, w tym fotografie, protokoły badań i przesłuchań świadków. Wszystko to Skarżyński przekazywał do centrali PCK. Jego raporty zyskały ogromne uznanie i do dziś są źródłem wiedzy na temat tej bezprecedensowej zbrodni. Gdy w 1945 roku ziemie polskie zajęły sowieckie wojska, prawda stawała się coraz bardziej niewygodna. „Wichrzycielami", którzy kwestionowali radziecką wersję zbrodni, zajęła się komunistyczna prokuratura. Wykorzystując kontakty z AK, Skarżyński zdecydował się na ucieczkę z Polski Ludowej. Dotarł do Norymbergi, a stamtąd do Paryża i Londynu, aby w 1948 roku wyjechać na stałe do Kanady. Tam znalazł pracę, reprezentując francuskie przedsiębiorstwa. Ostatecznie osiadł w Calgary. W ostatnich latach życia poświęcił się upamiętnianiu sprawy katyńskiej. Zmarł w 1962 roku i został pochowany na polskim cmentarzu w Calgary.

Śledzony przez bezpiekę

Z Polski uciekać musiał również tarnowianin – doktor Marian Wodziński. W 1936 roku ukończył w Krakowie Wydział Lekarski i rozpoczął pracę w zakładzie anatomii patologicznej, gdzie uzyskał tytuł naukowy doktora, a później wpis na listę biegłych sądowych z zakresu anatomopatologii. Od wiosny 1940 roku działał w strukturach konspiracyjnych. W kwietniu 1943 roku poznał Skarżyńskiego, bo Polski Czerwony Krzyż poprosił go – jako specjalistę od badania zwłok – o wyjazd do Katynia. „Widok tak wielkiej masy zwłok w mundurach polskich wywołał we wszystkich przybyłych do Katynia duży wstrząs nerwowy. Ja osobiście początkowo nie byłem w stanie podjąć się żadnej pracy" – zanotował na początku. W trakcie pięciu tygodni Wodziński zidentyfikował 2800 zamordowanych oficerów. Ze swojej pracy sporządził bardzo dokładny raport, który do dziś jest ważnym dowodem w sprawie masakry. Dwa lata później Wodziński został aresztowany i był przesłuchiwany przez NKWD w tajnym areszcie w Krakowie. Życie ocaliła mu interwencja wpływowego wówczas rektora UJ. Wodzińskiego zwolniono, ale lekarz szybko zdał sobie sprawę, że znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. W tajemnicy wyjechał z Polski i przez Węgry, Rumunię, Włochy i Francję dotarł do Anglii. Osiadł w Liverpoolu, gdzie żył do 1986 roku. Jego prochy sprowadzono do Polski i pochowano na Starym Cmentarzu w Tarnowie. Tragiczny epilog tej historii odkrył i opisał Grzegorz Szczerba na łamach „Dziennika Polskiego". Urząd Bezpieczeństwa zwerbował Stanisława Wodzińskiego, brata Mariana, który donosił na niego jako tajny współpracownik o pseudonimie Sto. PRL-owska bezpieka nie zdecydowała się jednak zabić Wodzińskiego. Prawdopodobnie dlatego, że w Anglii skupił się na pracy medycznej i nie angażował się już w sprawę katyńską.

Dziwne śmierci

Powstania komunistycznej Polski nie doczekał natomiast trzeci członek delegacji katyńskiej. Hugon Kassur, absolwent Szkoły Głównej Handlowej, po powrocie z „nieludzkiej ziemi" na jesieni 1943 roku wrócił do działalności konspiracyjnej na terenie Warszawy. W sierpniu 1944 roku przyłączył się do powstania. Wojskowe dokumenty wymieniają go wśród obrońców Reduty Kaliskiej na Ochocie. Okoliczności jego śmierci są zagadką. Reduta padła 8 sierpnia, wówczas Kassur jeszcze żył i wraz z pozostałym obrońcami rozpoczął ewakuację. Jeden z zachowanych dokumentów powstańczych mówi, że zginął w miejscowości Michałowice, na przedmieściach stolicy. Nie podaje jednak żadnych szczegółów. Michałowice znajdowały się daleko poza obrębem walk. Być może więc Kassur zginął z rąk NKWD, dla którego był niewygodny jako świadek w sprawie zbrodni katyńskiej?

Równie wiele znaków zapytania pojawia się wokół śmierci Ferdynanda Płonki, laboranta z krakowskiego zakładu anatomopatologii i znajomego doktora Wodzińskiego, który pomagał mu podczas ekshumacji zwłok i identyfikacji polskich oficerów. Zmarł nagle jesienią 1944 roku, choć był młodym człowiekiem. Jego rodzinę w pierwszych latach po wojnie intensywnie śledził Urząd Bezpieczeństwa.

Tajemnicze archiwum

Śmierci uniknął natomiast doktor Jan Zygmunt Robel – chemik, który do Katynia trafił jako obserwator. Potem, w 1943 roku, zaczął badać dowody rzeczowe wykopane z „dołów śmierci" i przywiezione do Krakowa przez Niemców. Ze swoich prac sporządzał bardzo szczegółowy raport. W tajemnicy, na polecenie AK, sporządzał kopie raportów, które dobrze schowane doczekały końca komunizmu. Historia określiła je mianem „archiwum Robla". Przedmioty przywiezione z Katynia w 1945 roku ponownie wpadły w ręce Armii Czerwonej i zostały przez nią zniszczone jako niewygodny dowód. Sam Robel w 1945 roku trafił do więzienia. Zataił przez NKWD, że sporządzał kopie dokumentów i fotografie przedmiotów. Dał się za to poznać jako znakomity naukowiec, który mógł być przydatny do badania niemieckich zbrodni. Zwrócono mu więc wolność i zakazano mówić o Katyniu. Robel został dyrektorem Instytutu im. prof. Sehna, a potem wziął udział w badaniach na terenie byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, gdzie udowodnił, że cyklon B wykorzystywano do mordowania ludzi. Zmarł w 1962 roku, w Krakowie. Część jego dokumentów ujrzała światło dzienne dopiero 30 lat po jego śmierci – ujawnili je synowie przyjaciół naukowca, którym Robel powierzył te akta.

Komisji, które badały zbrodnię katyńską, było jeszcze kilka. Oprócz działaczy PCK do lasu w pobliżu Smoleńska pojechali także niemieccy badacze oraz kilka grup obserwatorów zaakceptowanych przez hitlerowców. Zgodę okupantów na wyjazd uzyskał Ferdynand Goetel – wcześniej redaktor naczelny „Kuriera Porannego". Półtora roku później, gdy na ziemie polskie wkroczyła Armia Czerwona, Goetel został oficjalnie oskarżony o kolaborację z Niemcami. Wydano za nim nawet list gończy. Goetel zdobył jednak fałszywe dokumenty na inne nazwisko i uciekł z Polski. Przez Czechy dotarł do polskiego wojska we Włoszech. Stamtąd wyjechał do Londynu, gdzie mieszkał aż do śmierci w 1960 roku. Publikował wiele w prasie emigracyjnej, próbując pojednać skłóconych Polaków. Władze PRL wpisały jego nazwisko na indeks. W kraju nie mogło ukazać się nic jego autorstwa. Zakaz zdjęto dopiero w 1989 roku.

Podobny los spotkał Jana Skiwskiego – przedwojennego pisarza, który podczas wojny zaangażował się w wydawanie proniemieckich gadzinówek. Został skazany na dożywocie, ale zanim zapadł wyrok, zdążył wraz z rodziną uciec z Krakowa. Dotarł aż do Wenezueli i tam spędził ostatnie lata życia, pracując w bibliotece w Caracas. Także on został objęty „zapisem" przez cenzurę PRL. Zmarł w zapomnieniu w 1956 roku.

Oficerowie, którzy trafili do Katynia w 1940 roku, zginęli od sowieckich kul. Ci, którzy tę prawdę poznali, uciekali przed siepaczami ich polskich namiestników.

„Ojciec nigdy nie mógł wrócić do ojczyzny, którą kochał. Całe życie poświęcił Polsce – od służby żołnierza w 1920 roku do stanowiska sekretarza generalnego PCK" – tak w bardzo krótkim przemówieniu w Pałacu Prezydenckim w lipcu 2015 roku wspominała Kazimierza Skarżyńskiego jego córka Maria. Odebrała ona z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski przyznany pośmiertnie jej ojcu za wieloletnią walkę o prawdę o zbrodni katyńskiej. Kazimierz Skarżyński, który dla upamiętnienia masowej zbrodni na polskich oficerach zrobił więcej niż ktokolwiek inny, nadal pozostaje postacią nieznaną. To efekt komunistycznej propagandy, która przez 45 lat starała się wymazać z polskiej świadomości nazwę „Katyń".

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie