Kim był najskuteczniejszy sowiecki szpieg?

Dmitrij Bystrolotow był jednym z najskuteczniejszych radzieckich szpiegów działających w okresie międzywojennym w Europie.

Aktualizacja: 14.01.2017 15:03 Publikacja: 12.01.2017 15:06

Foto: AMF PLUS

Kiedy Emil Draitser rozglądał się po prospekcie Wiernadskiego w Moskwie, próbując odnaleźć adres, który widniał na trzymanej przez niego w dłoni kartce, nie przypuszczał, że trafił mu się temat życia. Draitser był dziennikarzem pisującym pod pseudonimem Emil Abramow do kilku stołecznych gazet i czasopism. Kiedy więc jego teść, krawiec zatrudniony w zakładzie szyjącym na potrzeby Ministerstwa Obrony, przekazał mu wiadomość, że jeden z jego klientów chciałby się z nim spotkać, nie był tym ani trochę zaskoczony. Jako szukający ciekawych tematów dziennikarz dość często odwiedzał nieznanych mu ludzi, aby wysłuchać, co mają do powiedzenia. Zwykle nie było to nic wartego uwagi, a tym bardziej opisania w gazecie. Tym razem jednak było zupełnie inaczej. W drzwiach powitał go wysoki, barczysty, trochę przygarbiony mężczyzna po siedemdziesiątce, z charakterystyczną spiczastą bródką. Mimo wieku już na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że przed laty był bardzo przystojnym mężczyzną. „Bystrolotow, Dmitrij Aleksandrowicz" – przedstawił się gospodarz. Po chwili, popijając herbatę, rozpoczął opowieść o swoim życiu, które, jak sam określił, było: „poplątane, pełne błędów, a jednak niezwykłe". Im dłużej Draitser słuchał tajemniczego staruszka, tym częściej zastanawiał się, czy Bystrolotow nie konfabuluje. To, co miał do przekazania, było bowiem fascynujące i absolutnie niezwykłe, szczególnie na tle bezbarwnej sowieckiej rzeczywistości. Tego dnia, 11 września 1973 r., ziarno zasiane przez Bystrolotowa padło na podatny grunt. Nie zakiełkowało od razu, ale zapuściło korzenie i nie dawało się wyplenić – już na emigracji Draitser napisał książkę, w której odtworzył kulisy sukcesu i upadku słynnego sowieckiego nielegała – Dmitrija Bystrolotowa.

Owoc buntu

Urodził się 3 stycznia 1901 r. w krymskiej wiosce Akczora. Już samo jego poczęcie nie należało do zwyczajnych. A to za sprawą matki Kławdii, córki prowincjonalnego duchownego, która jako aktywna sufrażystka i kobieta wyzwolona postanowiła rzucić wyzwanie społecznym konwenansom, rodząc nieślubne dziecko. Jak postanowiła, tak zrobiła. Nie ma pewności, kto był ojcem Dmitrija, ale wiele faktów wskazuje, że najprawdopodobniej Kławdija miała romans z hrabią Aleksandrem Nikołajewiczem Tołstojem. Ciekawe było także pochodzenie oryginalnego nazwiska późniejszego superszpiega. Jego babka Nina, córka osetyjskiego księcia, poślubiła niejakiego Iwana Bystrowa, oficera kozackiego, który zmienił później nazwisko na Bystrolotow, czyli „ten, który szybko lata". Ów przydomek nadali mu koledzy w dowód uznania dla jego umiejętności jeździeckich. Kławdija zajmowała się synem tylko przez pierwsze trzy lata jego życia. Potem trafił do wdowy de Courval, która na prośbę Tołstojów miała wychować chłopca na arystokratę. Dmitrij, jak sam twierdzi, znalazł się w złotej klatce. Z rodzicami prawie się nie widywał. Rzadkie wizyty matki zostawiały na jego psychice raczej przykre ślady. Kławdija, zwolenniczka równouprawnienia i sprawiedliwości społecznej, traktowała go bardzo surowo i nieustannie poniżała w obecności ludzi z niższych warstw społecznych. Dmitrij nie cierpiał takiego zachowania matki, ale jednocześnie idea równości i kolektywizmu coraz intensywniej drążyła jego umysł. Dlatego w nieodległej przyszłości tak łatwo uległ złudnemu urokowi bolszewizmu.

Dmitrij dużo czytał. Największe wrażenie robiły na nim książki Dostojewskiego. Owładnięty ideą dominującej roli, jaką w życiu odgrywa wola, młody Bystrolotow postanowił przeprowadzić „eksperyment naukowy" polegający na zorganizowaniu napadu. Jako cele ataku wybrał siostrę matki Annę Bystrolotową oraz bogatego kupca. Oba niedorzeczne pomysły zakończyły się kompletną klapą, podczas drugiego napadu o mały włos nie został postrzelony. Nie miał jednak poczucia winy, co najwyżej zranione ego. Jego charakter wypaczał się i Dmitrij tracił świadomość popełnianego zła. W przyszłości było to dla niego zarówno przekleństwem, jak i cechą, która ułatwiała mu wykonywanie kolejnych misji szpiegowskich.

Jeszcze w czasie szkoły rozpoczął karierę marynarza, pływając na statkach kursujących wzdłuż kaukaskiego wybrzeża. Ponieważ znajdował się na terytorium kontrolowanym przez białych i groził mu pobór do wojska, postanowił uciec do Konstantynopola. Udało mu się dostać na statek handlowy, którego kapitan pokątnie zajmował się transportem uchodźców uciekających przed oddziałami tureckich nacjonalistów na wybrzeża Bułgarii i Grecji. Niestety, chętnych do ewakuacji zawsze było tak wielu, że kiedy szalupy były już przepełnione, pozostałych uciekinierów trzeba było siłą zawracać. W trakcie jednej z takich akcji zdarzyła się sytuacja, która do końca życia prześladowała Bystrolotowa: „[Wtedy] poza łodzią zostaje tylko jedna młoda kobieta z maleńkim dzieckiem... Widzę jej twarz; jest na wyciągnięcie ramion... Przerzuca dziecko nad burtą do łodzi i patrzy na nie, trzymając się rozkołysanej szalupy cienkimi palcami. Jeden z marynarzy miażdży je wiosłem. Kości pękają. Uśmiechając się do dziecka, kobieta tonie z wolna... wiosłuję i widzę jej włosy w czystej wodzie. Oplatają jej twarz jak węże... Uśmiecha się i patrzy na mnie spod powierzchni morza. Potem znika".

Podczas jednego z rejsów do Eupatorii Dmitrij po raz pierwszy zetknął się z Czeka: Wszechrosyjską Komisją Nadzwyczajną do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem. Młody marynarz niespecjalnie wiedział, czym ta organizacja się zajmuje, kiedy więc czekiści zapytali go, czy jest patriotą i czy chce służyć ojczyźnie, ochoczo im przytaknął, deklarując, że wykona ich wszelkie rozkazy.

Pierwszego zadania, jakie otrzymał wraz z innymi zwerbowanymi marynarzami, o mało nie przypłacił życiem. Statek, którym przewożono grupę wysoko postawionych funkcjonariuszy komunistycznych do Odessy, został zniszczony przez sztorm i zaczął tonąć. Uratował ich przepływający w pobliżu szkuner. Dmitrij miał jednak dość marynarki i ostatecznie ponownie trafił do Konstantynopola. W mieście panowała wtedy olbrzymia bieda. Dmitrij miał problemy ze znalezieniem pracy i zaczął popadać w głęboką depresję. I w tym krytycznym momencie na horyzoncie ponownie pojawiła się Czeka, która dała zagubionemu młodemu człowiekowi szansę na wyjście na prostą, umożliwiając mu wyjazd do Pragi.

W stolicy Czechosłowacji Dmitrij rozpoczął studia na wydziale medycyny, jednocześnie infiltrując ruchy studenckie, w szczególności te składające się z emigrantów rosyjskich. W 1922 r. został zatrudniony w radzieckiej misji handlowej w Pradze, która tak naprawdę stanowiła przyczółek OGPU (sowiecki wywiad i kontrwywiad) w Europie Środkowej. Główny przedmiot zainteresowania sowieckich szpiegów stanowiły zakłady Škody, największego producenta sprzętu wojskowego w Czechosłowacji, które – jak planowali Sowieci – w momencie ataku Armii Czerwonej na Europę miały dostarczyć jej potrzebne uzbrojenie.

Jak pisze Emil Draitser, „Praga była miastem, gdzie nie tylko zaczęła się kariera Bystrolotowa w wywiadzie, tutaj miał także poznać i pokochać dwie młode kobiety, które odegrały w jego życiu dramatyczną rolę. Z jedną się ożenił, drugą prawdopodobnie zamordował."

Dwie femme fatale

W Pradze Bystrolotow dorabiał, udzielając korepetycji z języka rosyjskiego bogatemu biznesmenowi Fischerowi. W ten sposób poznał młodą Angielkę, Isolde Cameron, guwernantkę, która opiekowała się dwiema dorastającymi córkami Fischera. Dmitrij zapłonął ogniem pożądania, jednak szybko zrozumiał, że będzie mu bardzo trudno zdobyć Isolde. Pewnego dnia zupełnie przypadkowo podpatrzył, jak młoda guwernantka uprawia seks oralny ze swoimi młodocianymi podopiecznymi. To tylko zaostrzyło jego apetyt na lubieżną Angielkę. Wijąc sieć intryg wokół Isolde, był przekonany, że ostatecznie odniesie sukces. W ciągu kilku lat pobytu w Pradze przeszedł całkowitą metamorfozę. Zabiedzony chłopak dzięki stabilnej pracy w misji handlowej zmienił się w bardzo przystojnego i dobrze ubranego mężczyznę. Jego wielkopańskie maniery, znajomość języków i szarmancki styl bycia otwierały przed nim serca wielu kobiet. To właśnie wtedy Bystrolotow rozpoczął swoją wielką karierę jako szpieg uwodziciel.

Jego powodzenie u kobiet okazało się bardzo przydatne dla ZSRR. Ponieważ głównym czeskim towarem eksportowym do Związku Radzieckiego był wówczas ciężki sprzęt, kilka przedsiębiorstw zajmujących się jego produkcją utworzyło w celu ułatwienia kontaktów handlowych z Sowietami firmę o nazwie Koncern Continental-Kern. „Za niewielkie pieniądze i kompensatę pod postacią relacji intymnych młode sekretarki i maszynistki zatrudnione w koncernie dostarczały mu plany techniczne, dane produkcyjne i projekty. Pilnował, by ten strumień płynął nieprzerwanie: jeśli któraś z jego informatorek wychodziła za mąż lub zmieniała pracę, sama pomagała mu wyszukać kogoś na swoje miejsce" – pisze Emil Draitser.

Isolde była jednak zadeklarowaną lesbijką i odrzucała wszelkie awanse młodego szpiega. Nie dała się również zwerbować na sowiecką agentkę. Podczas jednego ze spotkań, na które zwabił ją za pomocą szantażu, spostrzegł, że posiada papierośnicę z wygrawerowaną inskrypcją „Kocham jedynie ciebie, a moje inne miłości są niczym". – Chciałbym poznać tę osobę – powiedział. Wtedy Isolde odparła: – Wymieniłyśmy się papierośnicami z identyczną inskrypcją. Jeśli spotka pan przypadkiem kogoś, kto ma taką samą, to proszę spojrzeć na tę osobę, a będzie pan wiedział, że to ja w jej ciele. Nie da się nas rozłączyć.

Drogi Dmitrija i Isolde w końcu się rozeszły. Agent nie mógł wtedy przypuszczać, że jeszcze nieraz spotka tę kobietę, a jeszcze szybciej pozna właścicielkę drugiej papierośnicy z inskrypcją.

W 1927 r. podczas demonstracji pierwszomajowej wypatrzył kolejną kobietę, która go zafascynowała. Maria Milena Jolanta Šelmátova była oddana sprawie komunistycznej i wyróżniała się niepokojącą urodą i ekstrawaganckim zachowaniem. Wszystko to tak ujęło Bystrolotowa, że po bardzo krótkiej znajomości, łamiąc zasady obowiązujące szpiega, zaproponował jej małżeństwo. Jak się miało okazać, był to związek niesłychanie burzliwy. Nagły zwrot nastąpił już po podpisaniu aktu ślubu. Jolanta (zawsze używał wyłącznie jej trzeciego imienia), chcąc poczęstować go papierosem, otworzyła pozłacaną papierośnicę i wtedy świeżo upieczony małżonek spostrzegł znajomą, złowrogą dla siebie sentencję. Jego żona okazała się tajemniczą kochanką Isoldy. Dmitrij przeżył szok i w rezultacie noc poślubną spędził w łóżku maszynistki ambasady francuskiej w Pradze Marie-Eliane Aucouturier.

W romans ten wdał się, jeszcze zanim poznał Jolantę, wykonując polecenie służbowe. W odróżnieniu od jego wcześniejszych zdobyczy Francuzka nie uznawała seksu bez miłości, dlatego w jej uwiedzenie musiał włożyć wiele wysiłku. Ostatecznie Marie została jednak nie tylko jego kochanką, ale też bardzo użyteczną agentką o pseudonimie Laroche. Przez ponad dwa lata dostarczała Dmitrijowi poufne dokumenty francuskiej dyplomacji. Zapewne układ ten trwałby dłużej, gdyby nie wpadka Bystrolotowa. Pod koniec 1929 r. próbował zwerbować sekretarza Związku Przemysłów Czeskich, wręczając mu niezbyt dyskretnie plik banknotów. Zdenerwowany i urażony Czech napluł mu w twarz i wybiegł z budynku. Skompromitowany agent musiał opuścić Pragę wraz z żoną Jolantą, którą także wciągnął do pracy agenturalnej. Był to dość rozpaczliwy krok, który podjął na wieść o tym, że jego żona odnowiła kontakty z Isolde Cameron. Miał nadzieję, że nowe pasjonujące zajęcie odciągnie Jolantę od kochanki. Uciekając z Pragi, Bystrolotowowie mieli początkowo wyjechać do ZSRR, ostatecznie jednak wylądowali w Berlinie, gdzie Dmitrij rozpoczął zupełnie nowy etap swojej szpiegowskiej kariery – został nielegałem.

Szpieg o stu twarzach

Do tej pory Bystrolotow działał na granicy prawa, ale pod swoim nazwiskiem. Po wyjeździe do Berlina został agentem, który przeprowadzał akcje szpiegowskie, posługując się wyłącznie sfałszowaną tożsamością. Była to praca bardzo niebezpieczna, nawet najdrobniejszy błąd mógł oznaczać dekonspirację i zagrożenie życia. Po latach Bystrolotow w swoich wspomnieniach napisał: „Świadomość wiecznego zagrożenia zatruwa najspokojniejsze i najprzyjemniejsze chwile w życiu agenta. Drodzy czytelnicy! Nigdy nie zazdrośćcie szpiegowi, gdy rankiem wkłada jedwabny szlafrok, w południe zasiada przy obficie zastawionym stole, a wieczorem z piękną kobietą u boku idzie do drogiej restauracji. Pamiętajcie: w tylnej kieszeni spodni ma brauninga, by móc szybko się zastrzelić". Wszystko to prawda, ale niewątpliwie Dmitrij lubił ten dreszczyk emocji i ryzyko, jakie podejmował podczas akcji. Dopiero działając jako nielegał, mógł pokazać cały swój spryt, inteligencję i pomysłowość.

Pierwszą postacią, w jaką się wcielił, był grecki kupiec Alexander S. Gallas. Tożsamość ta była mu potrzebna, aby wyłudzić od konsula generalnego Grecji w Wolnym Mieście Gdańsku grecki paszport, który pozwalał mu swobodnie podróżować po Europie. „Nielegalną" pracę bardzo ułatwiał Bystrolotowi fakt, że był urodzonym poliglotą. W trakcie swoich młodzieńczych podróży i kariery szpiegowskiej opanował ponad 20 języków. Posługiwał się: angielskim, francuskim, niemieckim, duńskim, holenderskim, flamandzkim, norweskim, afrykanerskim, szwedzkim, portugalskim, hiszpańskim, rumuńskim, włoskim, serbsko-chorwackim, czeskim, słowackim, bułgarskim, polskim, tureckim, japońskim i chińskim.

O niewiarygodnym sprycie i inteligencji Bystrolotowa świadczy m.in. akcja polegająca na odnalezieniu człowieka z czerwonym nosem. Taki dokładnie rozkaz dostał Dmitrij od samego Stalina. Kim był tajemniczy człowiek? W sierpniu zgłosił się on do ambasady radzieckiej w Paryżu, oferując sprzedaż zestawu kodów i szyfrów włoskiej poczty dyplomatycznej. Sowieccy agenci sprytnie wyciągnęli od niego owe kody, nie płacąc ani centa, ale po pewnym czasie szyfry były już nieaktualne. O sprzedawcy kodów w zasadzie nic nie wiedziano, oprócz tego, że był niski i miał czerwony nos. I właśnie dysponując tak skromnym zapasem informacji, Bystrolotow miał go odnaleźć. Było to jak szukanie igły w stogu siana. Dmitrij nie zamierzał jednak się poddać. Zbierał wszystkie informacje o pracownikach włoskich ambasad, mozolnie zawężał krąg poszukiwań do kolejnych krajów, w końcu wiedziony intuicją doszedł do wniosku, że handlarz kodami najlepsze interesy może zrobić w pobliżu siedziby Ligi Narodów, czyli w Genewie. Zaczął obserwować dwa najpopularniejsze kluby nocne w tym mieście, a nie chcąc zwracać na siebie uwagi, wykorzystał jeden ze swoich licznych talentów – udając, że rysuje portrety gości restauracji, bacznie ich lustrował. W końcu wytypował cel najbardziej odpowiadający rysopisowi i przekupił barmana Emile, który prowadził gang kelnerów, barmanów i pokojówek związany z sycylijską mafią. Emile handlował cennymi informacjami ze szpiegami z całego świata. Dmitrij dowiedział się od niego, że jego cel, znany jako „Rossi", jest Włochem ze strony matki, ale urodził się w Szwajcarii, służył w szwajcarskiej armii i przeszedł już w stan spoczynku w randze oficera. Ustalił także, że interesujący go człowiek mieszka w jednym z kantonów na południu kraju. Po krótkich poszukiwaniach namierzył to miejsce i dekonspirując „Rossiego", zmusił go do stałej współpracy z radzieckim wywiadem.

Równie spektakularny sukces odniósł w innej, chociaż dość podobnej sprawie. Musiał nawiązać stały kontakt ze źródłem przecieków z brytyjskiego MSZ. Co prawda, zdrajca początkowo sam zgłosił się do radzieckiej ambasady w Paryżu z propozycją sprzedawania szyfrów brytyjskich, ale potem z niewiadomego powodu współpraca się urwała. Na potrzeby tej operacji Bystrolotow zmienił się w węgierskiego hrabiego Perellya. Do każdej tego typu akcji przygotowywał się bardzo sumiennie. „Jeśli udajesz handlarza śledzi, to musisz umieć odróżniać jednego śledzia od drugiego – norweskiego, oceanicznego, piklinga. Trzeba się nauczyć, jak się porusza i mówi handlarz śledzi. Trzeba cuchnąć śledziami" – powtarzał często. Szykując się do roli hrabiego, przeczytał kilka książek na temat węgierskiej historii, kultury, gospodarki i życia codziennego. Wykorzystując paszport fałszywego Greka Gallasa, udał się do Budapesztu i zaczął bywać w miejscach odwiedzanych przez ziemiaństwo – chodził na przyjęcia dyplomatyczne, premiery teatralne, wyścigi konne – obserwując bacznie zwyczaje miejscowej arystokracji. Następnie wyruszył w podróż po kraju, robiąc sobie zdjęcia na tle najbardziej znanych miejsc na Węgrzech. Udało mu się także sfotografować z węgierskim kardynałem Józsefem Mindszentym. Tego rodzaju fotografia, „niedbale" włożona w paszport, robiła odpowiednie wrażenie na celnikach podczas przekraczania europejskich granic.

Odgrywanie roli hrabiego ułatwiło mu także zbliżenie się do próżnej żony „Charliego" (tak przedstawił się tajemniczy człowiek, który chciał sprzedać brytyjskie szyfry, a którym ostatecznie okazał się kapitan Ernest H. Oldham), by w następnej kolejności uwieść ją i za jej aprobatą, udając przyjaciela Oldhama, zamieszkać w jego domu. Kiedy okazało się, że Oldham jest alkoholikiem i tonie w długach, Bystrolotow miał go w garści. Umiejętnie manipulując jego żoną i nim samym, przez kilka lat wyciągał poufne informacje z brytyjskiego MSZ, by ostatecznie cynicznie doprowadzić Oldhama do samobójstwa. W akcji, która nosiła kryptonim ARNO, pomagała mu m.in. jego żona Jolanta, która rozsmakowała się w pracy szpiegowskiej. Oldham dostarczył OGPU wiele bardzo cennych informacji; w nagrodę w listopadzie 1932 r. centrala nagrodziła Bystrolotowa pistoletem z inskrypcją „Za nieugiętą walkę z kontrrewolucją od Prezydium OGPU".

Stosunki między małżonkami były cały czas napięte, ale nie można zaprzeczyć, że obydwoje darzyli się toksycznym, ale silnym uczuciem. Bystrolotow nielegał ostatecznie wygrywał jednak z Bystrolotowem mężem, o czym świadczy tzw. sprawa „Vivaldiego". Taki kryptonim Dmitrij nadał pułkownikowi francuskiego wywiadu operującemu w szwajcarskim Locarno, przez którego ręce przechodziły ważne raporty dotyczące hitlerowskich Niemiec. Bystrolotow dowiedział się, że pułkownik jest starzejącym się „znudzonym wdowcem", wykalkulował więc sobie, że szybko ulegnie on wdziękom młodej atrakcyjnej kobiety. Postanowił wystawić jako przynętę... własną żonę. Po kilku awanturach zrozpaczona, ale chimeryczna Jolanta zgodziła się wziąć udział w operacji, chociaż zapowiedziała, że nie chce mieć już nic wspólnego z Dmitrijem. Oczywiście, udało się jej uwieść „Vivaldiego", a mistyfikacja posunęła się do tego stopnia, że Jolanta, używająca podobnie jak Bystrolotow fałszywej tożsamości, zgodziła się wyjść za pułkownika za mąż. Dzięki temu Dmitrij uzyskał możliwość fotografowania tajnych materiałów, które przechodziły przez willę „Vivaldiego". Cała akcja, podobnie jak prowadzenie „Charliego", zakończyła się tragicznie. Pewnej nocy pułkownik nakrył Dmitrija i Jolantę podczas kopiowania należących do niego raportów szpiegowskich i, nie widząc innego honorowego wyjścia z tej tragicznej sytuacji, popełnił samobójstwo.

Niejako przy okazji sprawy „Vivaldiego" Dmitrij rozwiązał również inny, bardziej osobisty problem. Podczas fałszywego małżeństwa z pułkownikiem Jolanta odnowiła kontakty ze swoją dawną miłością, Isoldą. Wściekły Dmitrij pewnego dnia pod pozorem przekazania jej informacji o niebezpieczeństwie grożącym Jolancie wywabił Cameron w szwajcarskie Alpy i tam najprawdopodobniej (nigdy się do tego nie przyznał) zamordował konkurentkę do serca swej żony, pozorując samobójstwo.

Choć Bystrolotow jako nielegał działał niezwykle cynicznie i do celu szedł po trupach, ostatecznie nie był jednak człowiekiem całkowicie pozbawionym ludzkich uczuć. Morderstwa, kłamstwa i oszukiwanie najbliższych pozostawiały kolejne skazy na jego duszy. Pewnego dnia współpracujący z nim już od lat „Rossi" stwierdził: „Nieodmiennie odnoszę wrażenie, że między nami, prawdziwymi szpiegami, jesteś odszczepieńcem. Coś dla ciebie jest nieetyczne, coś innego nieładne. Jesteś napakowany zasadami niczym worek kartoflami. Jakie możesz wyznawać zasady, skoro pracujesz z ludźmi bez zasad?". Dlatego po wydarzeniach związanych z „Vivaldim" i Isoldą Bystrolotow postanowił porzucić zawód szpiega i wrócić do ZSRR, aby zająć się tym, na co, jak uważał, uczciwie zapracował – czyli malowaniem i pisaniem. Po wypełnieniu kilku egzotycznych misji w Afryce, o których jednak niewiele wiadomo, na początku 1937 r. zdecydował się na wyjazd do Moskwy, gdzie już od pewnego czasu czekała na niego Jolanta, której w międzyczasie nieco przeszła złość na niego.

Utracona wiara

Bystrolotow większość swojego życia spędził poza granicami państwa, dla którego tak ofiarnie, narażając życie, pracował. Nie znał więc prawdziwego oblicza ZSRR. Ojczyzna szybko pozbawiła go złudzeń. Gdy wrócił do kraju, Stalin nakręcał już kolejną spiralę zbrodni, tym razem zgodnie z hasłem, że rewolucja pożera swoje dzieci. Rozpoczęły się czystki, w których ginęli także ludzie aparatu władzy. Już 18 września 1938 r. został aresztowany przez NKWD. Choć zarzucano mu czyny, których nie popełnił, brutalne tortury sprawiły, że ostatecznie przyznał się do rzekomej winy – szpiegostwa i zdrady. Wiele lat później, opowiadając o tych wydarzeniach Emilowi Draitserowi, stwierdził: „Wierz mi na słowo. Każdego można zmusić do mówienia. Niektórzy mówią od razu, inni trochę później. Ale każdy w końcu mówi".

Skazano go na 25 lat gułagu, z czego odsiedział 16 lat. Jego obozowa epopeja i próby ułożenia sobie życia po wyjściu na wolność są tematem na oddzielny artykuł. Historia, którą młody dziennikarz Emil Draitser usłyszał z jego ust w 1974 r., nie od razu ujrzała światło dzienne. Dojrzewała blisko 30 lat. Do spisania niezwykłych dziejów sowieckiego nielegała zmobilizowała Draitsera sytuacja, jaka panuje obecnie w Rosji. W posłowiu do swojej książki otwarcie zaznacza: „Niniejsza książka jest pierwszą biografią Bystrolotowa, która nie została spreparowana przez niesławną służbę i jej obecnego sukcesora. (...) Prostowanie nieścisłości i przekłamań dotyczących życia Bystrolotowa jest równoznaczne ze sprzeciwem wobec niebezpiecznej tendencji, coraz silniejszej w Rosji – by pisać na nowo krwawą historię stalinizmu, wybielając rolę, jaką odegrało w niej NKWD. Szeroko propagowany mit Bystrolotowa stanowi jeden ze środków wykorzystywanych przez neo-KGB do kontrolowania swojej przeszłości. A ponieważ, jak zauważył Orwell, »ten, kto kontroluje przeszłość, kontroluje też przyszłość«, ujawnienie prawdy o tej przeszłości jest jedynym sposobem na to, by nie dopuścić do powrotu tamtych zbrodni".

Korzystałem z: Emil Draitser, „Szpieg Stalina", AMF Plus, Warszawa 2014

Kiedy Emil Draitser rozglądał się po prospekcie Wiernadskiego w Moskwie, próbując odnaleźć adres, który widniał na trzymanej przez niego w dłoni kartce, nie przypuszczał, że trafił mu się temat życia. Draitser był dziennikarzem pisującym pod pseudonimem Emil Abramow do kilku stołecznych gazet i czasopism. Kiedy więc jego teść, krawiec zatrudniony w zakładzie szyjącym na potrzeby Ministerstwa Obrony, przekazał mu wiadomość, że jeden z jego klientów chciałby się z nim spotkać, nie był tym ani trochę zaskoczony. Jako szukający ciekawych tematów dziennikarz dość często odwiedzał nieznanych mu ludzi, aby wysłuchać, co mają do powiedzenia. Zwykle nie było to nic wartego uwagi, a tym bardziej opisania w gazecie. Tym razem jednak było zupełnie inaczej. W drzwiach powitał go wysoki, barczysty, trochę przygarbiony mężczyzna po siedemdziesiątce, z charakterystyczną spiczastą bródką. Mimo wieku już na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że przed laty był bardzo przystojnym mężczyzną. „Bystrolotow, Dmitrij Aleksandrowicz" – przedstawił się gospodarz. Po chwili, popijając herbatę, rozpoczął opowieść o swoim życiu, które, jak sam określił, było: „poplątane, pełne błędów, a jednak niezwykłe". Im dłużej Draitser słuchał tajemniczego staruszka, tym częściej zastanawiał się, czy Bystrolotow nie konfabuluje. To, co miał do przekazania, było bowiem fascynujące i absolutnie niezwykłe, szczególnie na tle bezbarwnej sowieckiej rzeczywistości. Tego dnia, 11 września 1973 r., ziarno zasiane przez Bystrolotowa padło na podatny grunt. Nie zakiełkowało od razu, ale zapuściło korzenie i nie dawało się wyplenić – już na emigracji Draitser napisał książkę, w której odtworzył kulisy sukcesu i upadku słynnego sowieckiego nielegała – Dmitrija Bystrolotowa.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie