Głośny film „2001: Odyseja kosmiczna" Stanleya Kubricka oprócz symbolicznej podróży w przyszłość pokazuje przesuwającą się wraz z upływem czasu granicę efektywności człowieka. Ale przede wszystkim mityczną peregrynację w dobie technologicznej czy nawet dużo dalej. Tak jak dla Ulissesa istniały niegdyś Słupy Herkulesa, tak dla człowieka jutra istnieje symbolizujący ludzką drogę, tajemniczy czarny monolit na innej planecie. Podróż zawsze była nierozłączną częścią życia ludzkiego, potrzebą poznawania i odkrywania. Człowiek był już na Księżycu, teraz przygotowuje się do lotu na Marsa. Z siedmiu miliardów ludzi żyjących na świecie statystycznie co siódmy przekracza granice państwa.
Napisał do mnie pewien student z Radomia: „Jak ja panu zazdroszczę! Pana podróżnicza kariera przypadła na dobre czasy". Jako reporter-podróżnik pół życia spędziłem w drodze. Czasami gubię się, myśląc o tym, jak drastycznie zmieniało się oblicze podróży na przestrzeni moich czasów. Czym różni się ona w porównaniu z latami 80. ubiegłego wieku? Rozbieżność jest kolosalna, a granica niezrównana. Przede wszystkim kamieniem milowym był postęp technologiczny. Komputer wstrząsnął naszym życiem, a internet dokonał nieprawdopodobnej rewolucji, pozwalając robić rzeczy, które kiedyś były absolutnie nie do pomyślenia.
Świat w zasięgu ręki
Dawny charakter wojażowania ginie na naszych oczach. Ludzkość została włączona w wielkie przemiany prowadzące do gwałtownego ujednolicenia świata, do bezlitosnej uniformizacji kulturowej i cywilizacyjnej. W nowym, kosmopolitycznym stylu życia zanikają obyczaje, rola religii i rodzima kultura. Dominują wszędobylska coca-cola i hamburgery w McDonaldzie. Na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza radykalnie zmieniły się formy komunikacji, płatności czy samego przemieszczania się po świecie. Pamiętam, że cztery dziesiątki lat temu do Ameryki Łacińskiej płynąłem frachtowcem cały miesiąc. Dzisiaj zjadam śniadanie w Warszawie, obiad w Madrycie, kolację w Buenos Aires, a spać idę w Montevideo.
Świat otworzył się na niespotykaną dotąd skalę, a przypomnijmy, że jeszcze w PRL podróż zagraniczna pozostawała w sferze marzeń Polaków. Paszporty otrzymywali tylko wybrańcy. Dziś wyjazd do innego kraju jest dostępny dla każdego. Wojażowanie jeszcze nigdy nie było tak proste i tak osiągalne. Znikają bariery wizowe, mamy dostęp do licznych środków transportu, wynajem aut stał się banalnie prosty i wcale niedrogi. Jeździmy bardziej komfortowo, dalekobieżne autobusy mają wygodne fotele, toaletę, stały dostęp do bezprzewodowego internetu i gniazdka do ładowania urządzeń. Wakacje w Grecji czy Maroku kosztują nie więcej niż wczasy w Darłowie.
Ćwierć wieku temu przygotowanie ekspedycji na Borneo zajęło mi rok, dziś wystarczyłby na to tydzień. Moja mama, wyjeżdżając na urlop do Świnoujścia, pakowała się dwa tygodnie, a córka, jadąc na narty w Alpy, poświęca na to dwa dni. Rodzinne wakacje można zaprogramować nawet w kilka godzin. Dzięki internetowi bez wychodzenia z domu można obejrzeć tysiące ofert na stronach biur podróżniczych czy porównać wszystkie dostępne połączenia, przewoźników i standardy pojazdów. Wystarczy tylko kliknąć, aby kupić online bilet na samolot. Nie musimy nawet mieć przy sobie pieniędzy, wszelkie opłaty regulujemy za pomocą kart płatniczych. Potem, korzystając z TripAdvisora z milionami bezstronnych recenzji, można w każdym miejscu na kuli ziemskiej wybrać hotel, restaurację czy atrakcje turystyczne. Trochę więcej czasu zajmie (ale to się opłaca) szperanie po blogach, sieciach społecznościowych czy forach, gdzie można skorzystać z doświadczeń niezliczonej rzeszy osób, które podsuwają pomysły na wakacje życia i dzielą się opiniami. To prawdziwa rewolucja, która pozwala na skrupulatne i sumienne rozważenie wszystkich za i przeciw. A wątpliwości jest mnóstwo: kiedy i jak dojechać, co zabrać ze sobą, jak się ubrać, gdzie nocować. Internetowa przestrzeń to istna biblia, niezastąpiona do konsultacji. Jej alians z peregrynacją stał się już nierozerwalny. Portal eDreams podaje, że trzy czwarte Europejczyków organizuje swoje wakacje poprzez sieć, a jedna trzecia w ten sposób nabywa bilety lotnicze. Coraz więcej osób decyduje się na wakacyjną destynację na podstawie jakiejś superpromocji.