Fakty i mity o K-202

W okresie początków rozwoju informatyki polska nauka i technika były bardzo mocno podporządkowane ideologicznym dyrektywom partii komunistycznej oraz gospodarczym dyktatom ZSRR. A jednak powstawały wówczas dzieła, o których warto przypomnieć.

Aktualizacja: 09.01.2021 14:12 Publikacja: 07.01.2021 15:20

K-202 – polski 16-bitowy minikomputer skonstruowany przez inżyniera Jacka Karpińskiego. Międzynarodo

K-202 – polski 16-bitowy minikomputer skonstruowany przez inżyniera Jacka Karpińskiego. Międzynarodowe Targi Poznańskie, 1971 r.

Foto: PAP

Jednym ze znaczących wynalazków był minikomputer K-202 zbudowany przez inżyniera Jacka Karpińskiego. Z pewnością był konstrukcją wyprzedzającą swoją epokę. I niestety nie został właściwie wykorzystany. Ale czy wszystko w tej historii było takie czarno-białe, jak chcą niektórzy hagiografowie Karpińskiego? Chyba nie. I dlatego ta historia jest jeszcze ciekawsza!

Na początku lat 70. ubiegłego wieku ja sam poznawałem informatykę poprzez komputery Odra produkowane w zakładach elektronicznych Elwro we Wrocławiu. Praktykę dyplomową odbywałem właśnie w tych zakładach, testując produkowane wtedy bardzo udane komputery Odra 1204. Po ukończeniu studiów nadal zajmowałem się komputerami Odra, chociaż o wytwornym modelu 1204 poznanym w Elwro mogłem tylko pomarzyć. Na co dzień pracowałem na maszynie Odra 1013, którą po pewnym czasie zastąpiła Odra 1304 – charakteryzowała się tym, że zajmowała całą wielką salę w Uczelnianym Centrum Informatyki AGH, wymagała klimatyzacji, podwójnej podłogi (pomiędzy pierwszą i drugą podłogą biegły setki kabli łączących poszczególne szafy składające się na całą strukturę komputera) oraz... stale się psuła. Przyzwyczajony do takich komputerów w pewnym niedowierzaniem oglądałem na Targach Poznańskich K-202 – arcydzieło Karpińskiego.

Jaki był K-202?

Minikomputer K-202 odznaczał się tym, że miał małe rozmiary, nie wymagał specjalnej sali ani klimatyzacji i współpracował z monitorem wyposażonym w ekran i klawiaturę, co w tamtych czasach było sensacją. W czasach kiedy powstał i mógł być z powodzeniem produkowany i sprzedawany, K-202 był naprawdę rewelacją. Nie było mi dane pracować na oryginalnym K-202, ale miałem potem w moim Instytucie komputer Mera 400, który był „poprawiona i uzupełnioną" wersją K-202. Mam więc pogląd „z pierwszej ręki" na temat tego, jaka to była maszyna. Gdybym miał do niej dostęp wtedy, gdy powstała, tzn. zaraz po moich studiach, to zapewne mój doktorat mógłby powstać co najmniej o rok wcześniej, a habilitacja po dwóch latach. Ale do Mery 400 miałem dostęp potem, a to „potem" oznaczało blisko 20 lat.

Postęp w informatyce jest niesłychanie szybki. Sensacyjny w latach 70. K-202 w latach 90. jako Mera 400 był już tylko jednym z wielu dostępnych wtedy minikomputerów – dobrych, użytecznych, ale nowatorstwem technicznym nieepatujących. Komputerów K-202 wyprodukowano tylko 30, po czym z powodu braku poparcia czynników politycznych i ze względu na fobię, jaka wiązała się w PRL z wydatkowaniem „cennych dewiz" (a K-202 był budowany praktycznie wyłącznie z części brytyjskich), dalsze prace wstrzymano.

Karpiński porzucił pracę konstruktora komputerów, przeniósł się na Mazury i zajął się hodowlą trzody chlewnej. W środowisku informatyków z ust do ust podawano sobie jego powiedzenie, że jak już musi mieć do czynienia ze świniami, to woli te prawdziwe. Sam zacierałem ręce, gdy to słyszałem.

Stronnicze komentarze i pełna prawda

Osoby piszące o K-202 i Karpińskim, przedstawiając powyższe fakty, używają wyłącznie czarno-białej palety barw: mieliśmy oto genialnego konstruktora, patriotę (Karpiński miał piękną kartę działalności w AK) i przez głupotę partyjnych politruków, tudzież ze względu na zawiść i intrygi środowisk związanych z budową innych (gorszych!) polskich komputerów (zwłaszcza narzuconych przez ZSRR komputerów RIAD) szanse sukcesu gospodarczego i promocji polskiej myśli technicznej zostały zmarnowane.

Prawda jest bardziej skomplikowana. Karpiński rzeczywiście miał znakomite pomysły i doskonałe rozwiązania techniczne, ale sam miał zwyczaj je dość mocno przeceniać, co ludzi drażniło. Nie powinno tak być, ale tak już jest: jeśli ktoś w Polsce osiągnie sukces i się nim nadmiernie chwali, to życzliwości rodaków nie zyskuje. Karpiński osiągał wiele, ale chwalił się wyraźnie nadmiernie. Stwierdzam to całkiem obiektywnie.

Na przykład przypisywał komputerowi K-202 pamięć sięgającą nawet 8 MB. Teraz to niewiele, ale w latach 70. były to Himalaje techniki komputerowej. Jednak żaden ze zbudowanych komputerów K-202 wielomegabajtowej pamięci nie miał (typowo było to 150 kB). Architektura logiczna systemu była taka, że dzięki stronicowaniu pamięci możliwa była jej rozbudowa aż do tych 8 MB. Ale pomiędzy tym, że coś jest możliwe, a tym, że to coś jest realne, jest pewna różnica. Każdy z Państwa może być prezydentem Polski, ale chyba nikt na co dzień tak się nie przedstawia?

Ta różnica między „może mieć" a „ma" nie przeszkadzała jednak Karpińskiemu i w wywiadzie udzielanym w 2007 r. portalowi Historycy.org (kiedy była kolejna „moda na Karpińskiego", bo to okresowo powraca) powiedział: „W Londynie, na wystawie w Olimpii, stały obok siebie: brytyjski Modular One, amerykańskie maszyny i K-202 – wszystkie 16-bitowe. I wszystkie miały 64 kilo pamięci, a K-202 – 8 mega! Wszyscy pytali, jak to zrobiłem. Odpowiadałem, że zrobiłem i, jak widać, działa".

Osiągnięcia indywidualne czy zbiorowe?

Karpiński miał też ten niemiły zwyczaj, że wyniki pracy zespołowej, w której sukces jest zawsze wynikiem współpracy wielu osób, przypisywał wyłącznie sobie. Miałem okazję dowiedzieć się o tym z pierwszej ręki. W każdej biografii Karpińskiego można mianowicie przeczytać, że przed zbudowaniem K-202 skonstruował perceptron, czyli swoistą sieć neuronową. Znam tę konstrukcję i czytałem wywiady, jakich udzielał Karpiński na jej temat. Jedno ma się nijak do drugiego. Karpiński opowiadał o swojej maszynie jako o sensacji na skalę światową: „Jak zrobiłem perceptron, też zrobiło się głośno. Zaraz zaczęły do mnie przyjeżdżać delegacje z zagranicy. To była druga taka konstrukcja na świecie (coś podobnego zbudowali w Stanford, ale na innych zasadach)".

Prawda jest inna. W 1964 r., gdy powstała konstrukcja Karpińskiego, perceptronów było już wiele na świecie, a badania tych konstrukcji trwały nieprzerwanie od czasu, gdy pierwszą maszynę tego typu zbudował Frank Rosenblatt (w roku 1957; i nie w Stanford, ale w Cornell University). Ważne jest jednak to, że ten pierwszy polski perceptron był dziełem dwóch ludzi: Jacka Karpińskiego i Ryszarda Michalskiego. Wszystkie doniesienia naukowe i techniczne na ten temat sygnowane były tymi dwoma nazwiskami. Michalski wyemigrował potem do USA, został profesorem w sławnym George Mason University i stał się autorytetem na światową skalę w zakresie uczenia maszyn (perceptron głównie dlatego był ciekawy, że był maszyną uczącą się). A zatem jego udział w budowie perceptronu z pewnością nie był wyłącznie symboliczny. Gdy spotkałem się z profesorem Michalskim w Waszyngtonie, dowiedziałem się sporo o tym, jak wyglądała współpraca z Karpińskim. A nie wyglądała łatwo!

Trudny charakter

Poza tym, że Karpiński lubił się chwalić i przypisywać wyłącznie sobie osiągnięcia, w których partycypowali także inni ludzie, miał też zwyczaj wypowiadać opinie, które nie zjednywały mu sympatii. We wspomnianym wyżej wywiadzie udzielanym w 2007 r., opisując sukcesy, jakie odniósł w Instytucie Automatyki PAN, Karpiński powiedział: „(...) w dyrekcji instytutu był profesor Węgrzyn, nieuk, kawał durnia, ale ubowiec. I profesor Węgrzyn nie mógł tego wszystkiego znieść. Zaczął mi robić różne świństwa, nie przyznawał środków na badania". Łatwo się domyślić, jaki był skutek tego, gdy Karpiński podobne sądy wypowiadał, będąc pracownikiem instytutu, którego dyrekcję tak malowniczo charakteryzował.

Pozwolę tu sobie na refleksję natury osobistej. Z prof. Stefanem Węgrzynem miałem liczne spory, bo był to człowiek obdarzony dość wybuchowym temperamentem, który przez wiele lat odgrywał bardzo znaczącą rolę w polskiej informatyce. Mam powody sądzić, że mój wybór do Polskiej Akademii Nauk opóźnił się o kilka lat właśnie z tego powodu, że ośmielałem się nie zawsze zgadzać z profesorem Węgrzynem. Jednak powiedzieć o nim, że był to nieuk i kawał durnia, mógł tylko ktoś bardzo nieuczciwy. Węgrzyn był bowiem niesłychanie zdolny i pracowity. Jeszcze będąc na studiach (w latach 40.), napisał pionierski podręcznik dotyczący rachunku operatorowego w technice. Prof. Węgrzyn miał liczne osiągnięcia naukowe – swój pierwszy doktorat zdobył w dwa lata po studiach, ale gdy wyjechał na staż do Francji i tam nie chciano mu uznać polskiego dyplomu, w błyskawicznym tempie zrobił drugi doktorat (z fizyki) w Tuluzie.

Nie chcę rozwijać tego tematu, bo o dokonaniach prof. Węgrzyna pisałem w poprzednim felietonie („Rzecz o Historii", 24 grudnia 2020 r.), ale z opinią pana Karpińskiego na temat prof. Węgrzyna się nie zgadzam. Mam odmienne zdanie również w związku z bezpodstawnym oskarżeniem prof. Węgrzyna o kontakty z UB. Wiem coś na ten temat, bo ostatnie lata życia prof. Węgrzyn spędził w Instytucie Informatyki Teoretycznej i Stosowanej PAN, w którym ja byłem (i jestem do dziś) przewodniczącym Rady Naukowej, analizowałem więc tę sprawę na podstawie materiałów źródłowych i rozmów z jego bezpośrednimi współpracownikami. Oczywiście UB (a potem SB) wielokrotnie usiłował zwerbować prof. Węgrzyna do współpracy, ponieważ często wyjeżdżał za granicę i miał liczne kontakty jako uczony naprawdę światowego formatu. Węgrzyn zawsze konsekwentnie odmawiał wszelkiej kolaboracji.

Wracając do głównego wątku tego felietonu, trzeba powiedzieć, że rzeczywiście w PRL decydenci różnych szczebli utrudniali życie Karpińskiemu. Praktycznie na każdą jego propozycję odpowiedź brzmiała: nie! Ale trzeba też powiedzieć, że Karpiński bardzo intensywnie pracował na to, żeby go wszyscy znielubili.

Jednak w całej tej sprawie był jeszcze jeden czynnik: pieniądze. Konstrukcja K-202 zastosowana przez Karpińskiego była genialna, ale jego pomysły na temat tego, jak tę pionierską maszynę produkować i sprzedawać – dyletanckie. W bardzo dobrym opracowaniu Łukasza Michalika „Wielcy przegrani [cz. 4]. Jacek Karpiński – informatyczny geniusz, który hodował świnie" (portal Gadżetomania) jest znamienny tytuł jednego z rozdziałów: „Genialny konstruktor i nieskuteczny biznesmen". Nic dodać, nic ująć. Niepowodzenia Karpińskiego w PRL można przypisywać głupocie partyjnej nomenklatury, ale niepowodzeniem skończyły się też jego próby uruchomienia produkcji jego wynalazków w Szwajcarii, gdzie wyjechał z PRL (jak mu z tymi świniami nie wyszło). Po upadku komunizmu, gdy Karpiński wrócił do wolnorynkowej Polski i próbował rozpocząć produkcję Pen Readerów (kolejny jego wynalazek), to też skończyło się totalną klęską. Nie tylko nie odniósł sukcesu, ale tak się zadłużył, że bank zlicytował mu dom i niewątpliwy geniusz oraz PRL-owski męczennik w wolnej Polsce znalazł się bez dachu nad głową.

Ale legenda K-202 została. I mam nadzieję, że udało mi się Państwa nią nieco zainteresować. Bo legendy żyją dłużej od ludzi i są bardziej jednoznaczne!

Autor jest profesorem AGH w Krakowie

Jednym ze znaczących wynalazków był minikomputer K-202 zbudowany przez inżyniera Jacka Karpińskiego. Z pewnością był konstrukcją wyprzedzającą swoją epokę. I niestety nie został właściwie wykorzystany. Ale czy wszystko w tej historii było takie czarno-białe, jak chcą niektórzy hagiografowie Karpińskiego? Chyba nie. I dlatego ta historia jest jeszcze ciekawsza!

Na początku lat 70. ubiegłego wieku ja sam poznawałem informatykę poprzez komputery Odra produkowane w zakładach elektronicznych Elwro we Wrocławiu. Praktykę dyplomową odbywałem właśnie w tych zakładach, testując produkowane wtedy bardzo udane komputery Odra 1204. Po ukończeniu studiów nadal zajmowałem się komputerami Odra, chociaż o wytwornym modelu 1204 poznanym w Elwro mogłem tylko pomarzyć. Na co dzień pracowałem na maszynie Odra 1013, którą po pewnym czasie zastąpiła Odra 1304 – charakteryzowała się tym, że zajmowała całą wielką salę w Uczelnianym Centrum Informatyki AGH, wymagała klimatyzacji, podwójnej podłogi (pomiędzy pierwszą i drugą podłogą biegły setki kabli łączących poszczególne szafy składające się na całą strukturę komputera) oraz... stale się psuła. Przyzwyczajony do takich komputerów w pewnym niedowierzaniem oglądałem na Targach Poznańskich K-202 – arcydzieło Karpińskiego.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Stanisław Ulam. Ojciec chrzestny bomby termojądrowej, który pracował z Oppenheimerem
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii