Ponura tajemnica krucjaty dziecięcej

Wyprawa krzyżowa dzieci z 1212 r. jest jednym z najbardziej zdumiewających wydarzeń w dziejach. Pod wpływem niezwykłego duchowego impulsu tysiące dzieci, głównie z Francji i Niemiec, wyruszyły do Jerozolimy, aby wyzwolić ją spod panowania muzułmanów. Większość z nich nigdy z tej wyprawy nie powróciła.

Aktualizacja: 06.01.2018 17:53 Publikacja: 04.01.2018 17:03

Na wieść o krucjacie papież powiedział: „Te dzieci udzielają nam napomnienia; podczas gdy my śpimy,

Na wieść o krucjacie papież powiedział: „Te dzieci udzielają nam napomnienia; podczas gdy my śpimy, one wyruszają, by wyzwolić Ziemię Świętą”

Foto: Wikipedia

Ponad 50 zachowanych do dzisiaj włoskich, angielskich, niemieckich, francuskich i irlandzkich kronik z XIII w., napisanych pełną błędów średniowieczną łaciną, wspomina o pewnych osobliwych wydarzeniach, które miały miejsce w 1212 r. Najbardziej wymownie opisał je w „Annales Stadenses" niemiecki dziejopis Albert, opat znajdującego się niedaleko Hamburga klasztoru w Stade: „W tymże mniej więcej czasie (1212 r.) dzieci pozbawione nauczyciela, pozbawione przywódcy, wędrowały wzburzone od miasta do miasta we wszystkich regionach, zmierzając ku morzu. Zapytywane przez ludzi, dokąd idą, odpowiadały: do Jerozolimy, do Ziemi Świętej". W dalszej części kroniki opat Albert wspomina, że większość rodziców chciała zatrzymać swoje pociechy w domach, ale one – wiedzione jakimś tajemniczym magnetyzmem – wyłamywały zamki w drzwiach i uciekały z domów rodzinnych pod ochroną nocy i łącząc się ze sobą w coraz większe grupy, wędrowały ku wybrzeżu Morza Śródziemnego. Albert podkreśla, że na wieść o tej spontanicznej krucjacie papież Innocenty III oświadczył: „Te dzieci udzielają nam napomnienia; podczas gdy my śpimy, one wyruszają, by wyzwolić Ziemię Świętą".

Autor „Annales Stadenses" nie próbował rozwikłać zagadki przyczyny tego tajemniczego zrywu tysięcy młodziutkich chrześcijan. Ze szczerością przyznał, że nie wie także, co się stało z większością z nich. „Wiele powróciło do domów, a zapytane o powód, dla którego wyruszyły na tę wyprawę, odpowiadały, że go nie znają – podkreślił kronikarz. (...) Także w tym czasie nagie kobiety (nudae mulieres) przebiegały przez miasta i miasteczka w milczeniu".

Co naprawdę działo się w 1212 r. w Europie? Dlaczego dzieci, które nie miały ze sobą żadnej łączności, wiedzione jakimś nadrzędnym imperatywem uciekały z domów, aby iść w kierunku całkowicie sobie nieznanym? Żeby zrozumieć kuriozalność tej sytuacji, musimy sobie uświadomić, że były to czasy, w których jedynie garstka posiadła umiejętność czytania i pisania. Ponadto trakty były w opłakanym stanie, a na młodych ludzi czyhały liczne niebezpieczeństwa. Wędrujące dzieci były skazane na łaskę lub niełaskę mieszkańców osad, wsi i miast, przez które przechodziły. Inne kroniki opisujące wydarzenia z tamtego czasu wspominają o bardzo nieżyczliwym nastawieniu dorosłych do wędrujących dzieci. W owym czasie nie istniała poczta, a wszelkie wiadomości docierały między odległymi regionami Europy w iście żółwim tempie. Jedynie benedyktyni mieli dobrze zorganizowaną pieszą pocztę klasztorną, która całkiem sprawnie funkcjonowała aż do XVIII w.

Kroniki upewniają nas, że ten tajemniczy ruch pueri (łac. dzieci) rozpoczął się w 1212 r. I w zasadzie niewiele więcej wiemy. Jak podkreśla brytyjski badacz tej krucjaty historyk Gary Dickson – 56 łacińskojęzycznych kronik i zapisów powstałych od XIII do XV w. powtarza tylko dwie pewne informacje: nazwę zdarzenia i datę, chociaż i ta różni się w niektórych źródłach. Większość kronikarzy opisuje dziecięcą krucjatę jako społeczne kuriozum. Wyrażają zdumienie, dystans i niepewność w ocenie tego wydarzenia. Są też i tacy, którzy nie kryją się ze swoją ostrą krytyką.

Mnich Herman z opactwa Niederalteich w Bawarii nazwał pielgrzymkę młodocianych „śmieszną wyprawą dzieci". I chociaż napisał swoją wierszowaną kronikę zaledwie 60 lat po tym wydarzeniu, to poświęca jej zaledwie dwa wersy: „W roku tysięcznym dwusetnym / Głupie dzieciaki wyruszyły w pielgrzymkę ku morzu". Dwa wersy to doprawdy niewiele jak na wydarzenie, które kosztowało życie wiele tysięcy europejskich dzieci. Brytyjski historyk Gary Dickson odczytuje słowa brata Hermana jako „festyn głupków" dążących ku morzu, aby zaokrętować się na „statek głupców".

Nie wszyscy współcześni Hermanowi równie pogardliwie traktowali dziecięcą krucjatę. Kronika Sicarda, biskupa Cremony, napisana prawdopodobnie już w 1215 r., a więc zaledwie trzy lata po owym tajemniczym zrywie, informuje zwięźle o pewnym niezwykłym wydarzeniu, które miało miejsce na włoskim wybrzeżu. Biskup odnotował przybycie z Niemiec grupy maluchów i wyrostków prowadzonych przez „dziecko niemające jeszcze nawet dziesięciu lat". Zapytany przez mieszkańców miasta, kim jest i co robi na czele wielkiej grupy dzieci, chłopiec odpowiedział z powagą dorosłego, że jego pielgrzymi, „obywając się bez statków, przekroczą morze i uwolnią Jerozolimę". Z opisu Sicarda wynika, że ten niezwykły malec głęboko wierzył, że za chwilę wody Morza Śródziemnego rozstąpią się przed nim niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem i uciekającymi z Egiptu Izraelitami i że poprowadzi on swoich rówieśników suchą stopą do bram świętego miasta Grobu Pańskiego. Z opisu sporządzonego przez biskupa Sicarda nie wiemy, czy on sam widział te dzieci i czy rozmawiał z ich przywódcą. Pewne jest jednak, że jako wysłannik Innocentego III do Lombardii sporządził papieżowi raport, w którym opisał te niezwykłe dzieci. W kronice Sicarda znajdujemy jeszcze jedną zaskakującą informację, że wkrótce za dziećmi przybyły spontanicznie utworzone grupy dorosłych. Z opisu kronikarza Sicarda dowiadujemy się, że zaniepokojony tym doniesieniem papież Innocenty III wysłał do Treviso grupkę kardynałów, aby ci rozpędzili zmierzającą ku temu miastu olbrzymią, własnowolną pielgrzymkę mężczyzn i kobiet w różnym wieku. Czy byli to rodzice owych dzieci, podążający za nimi aż do wybrzeży Italii? Czy może owe tajemnicze nagie kobiety (nudae mulieres), które, jak wspomniał opat Albert, „przebiegały przez miasta i miasteczka w milczeniu"?

Dziecięcy prorok

Wśród historyków toczy się spór co do tożsamości wspomnianego przez biskupa Sicarda chłopca. Wielu utożsamia go z niezwykłą, tajemniczą i charyzmatyczną osobą Mikołaja z Kolonii – słynnego na całą Europę przywódcy młodzieży nadreńskiej. Ale nawet jeżeli to był on, to nadal nie znamy odpowiedzi na wiele pytań. Czy rzeczywiście był głęboko religijnym dziewięciolatkiem czy może jedynie młodzieńcem o dziecięcej fizjonomii? Jedna z niemieckich kronik nazywa go „chłopczykiem". Takie określenie było niezwykle rzadko stosowane w kronikach, użycie go miało podkreślać dziecięcy wiek wspomnianej osoby. Mogło też odnosić się do osobowości, sposobu bycia, dziecięcego wyglądu opisywanej postaci. Niezależnie od tego, czy był to Mikołaj z Kolonii, czy jakieś inne dziecko, zdumiewa, że przewodziło ono ogromnej grupie posłusznych mu rówieśników. Wszyscy z niezwykłym uporem przemierzali setki kilometrów traktów, pól i lasów z różnych marchii i księstw Niemiec, aby dojść do włoskich miast portowych Piacenzy czy Genui. W zależności od źródeł historycznych oblicza się, że w krucjacie dziecięcej wzięło udział od 30 tysięcy do pół miliona dzieci i młodzieży. Należy przy tym pamiętać, że populacja całej Europy chrześcijańskiej w pierwszej połowie XIII w. mieściła się w szacunkowym przedziale od 50 do 100 mln ludzi.

Ale nie tylko organizacja tak wielkiej wyprawy wzbudza zdziwienie współczesnych badaczy. Nadal najbardziej niewytłumaczalna jest komunikacja między jej uczestnikami. Skąd dzieci z małych miast i wsi dowiedziały się o wystąpieniach Mikołaja z Kolonii czy tajemniczego 12-letniego Stefana z Cloyes, który przybył przed oblicze odprawiającego sądy w Saint-Denis króla Francji Filipa II Augusta i oświadczył mu bez żadnego lęku, że objawił mu się sam Jezus Chrystus i nakazał zorganizowanie krucjaty do Ziemi Świętej?

Gdyby krucjatę ogłosił sam papież, to wezwanie z kilkutygodniowym opóźnieniem dotarłoby do diecezji i parafii nawet najodleglejszych zakątków katolickiej Europy. Nie istnieją jednak żadne dowody, które wskazywałyby, że duchowieństwo miało jakikolwiek udział w nawoływaniu dzieci do wyprawy. Późniejsze postępowanie władz kościelnych zdaje się nie tylko temu zaprzeczać, ale wręcz wskazywać, że Kościół od początku uznał pomysł krucjaty dziecięcej za absurdalny, niebezpieczny i zwyczajnie głupi.

Epoka Innocentego III

Co zatem było impulsem, ową iskrą, która ponad 800 lat temu rozpaliła pożar wielkiej namiętności religijnej dzieci i młodzieży katolickiego świata? Ta jedyna w swoim rodzaju krucjata dziecięca wyłoniła się nagle i, nim ktokolwiek zdołał ją zrozumieć, zgasła niczym świeca zalana morską falą. Jest w niej jednak zawarta jakaś nieuchwytna dla nas – ludzi epoki nowożytnej – romantyczna, ale też ponura zagadka. Być może jedną z metod poszlakowych w jej rozwiązaniu jest zrozumienie osobowości papieża Innocentego III, któremu w owym mrocznym rozdziale dziejów przyszło kierować Kościołem i duchowym życiem Europy.

Innocenty III był człowiekiem niezwykłym, daleko wykraczającym poza swoją epokę. Jego pontyfikat przypadł na apogeum średniowiecznego chrześcijaństwa i w mojej osobistej ocenie stał się przełomem, którego skutkiem była wielka przemiana intelektualna i kulturowa Starego Kontynentu. Żaden papież, tak jak Innocenty III, nie cieszył się tak wielkim prestiżem i szacunkiem. I chociaż wielu królów i cesarzy próbowało osłabić jego władzę, to nigdy duchowe przywództwo najwyższego kapłana nie było większe. Lotar hrabia Segni, który przyjął imię papieskie Innocentego III, był człowiekiem o imponującym i niezwykle wszechstronnym wykształceniu – jak na owe czasy. Studiował w Paryżu i Bolonii – na uniwersytetach, które pod względem rangi i prestiżu były odpowiednikami dzisiejszej Sorbony czy Oksfordu. Pochodził z rodziny arystokratycznej o silnych powiązaniach z Rzymem.

Pod koniec XII w. Kościół potrzebował śmiałego i energetycznego przywódcy, a jednocześnie głęboko uduchowionego intelektualisty. Takim człowiekiem był właśnie 37-letni dziekan kolegium kardynalskiego Lotar hrabia Segni. Wśród duchowieństwa tamtych czasów, jedynego i bardzo hermetycznego kręgu intelektualistów tej epoki, uchodził za nowego doktora Kościoła. Jego programowe dzieło „O marności kondycji ludzkiej" stało się duchowym przewodnikiem dla mistyków i ascetów. O jego dziełach literackich rozprawiano na uniwersytetach, świadczyły one o niebywałej wiedzy biblistycznej i teologicznej. Co ważne, znajdował się on w samym centrum struktury eklezjastycznej. Dla ówczesnego Kościoła był kimś za wzór kardynała Josepha Ratzingera, który był jednocześnie dziekanem kolegium kardynalskiego i jednym z czołowych intelektualistów i myślicieli ówczesnego katolicyzmu. Różnica między Innocentym III a przyszłym papieżem Benedyktem XVI polegała jednak przede wszystkim na sile, jaką dysponował ten pierwszy. O pozycji kardynała Lotara di Segni w strukturze kurii rzymskiej świadczy fakt, że został wybrany już w drugim głosowaniu konklawe, mimo że jego poprzednik, papież Celestyn III, wyraźnie wskazywał przed śmiercią na benedyktyna Giovanniego di San Paolo. Decyzja konklawe nie zaskoczyła natomiast nikogo z rodziny młodego papieża. Trazymund, ojciec Innocentego III, pochodził z rodu Contich hrabiów Segni, który dał światu aż dziewięciu papieży. Klarysa z rzymskiego rodu Scottich (Romani di Scotti) mogła się pochwalić czterema papieżami w rodzinie. Obie te rodziny wydały na świat aż 13 papieży, którzy ukształtowali Kościół u schyłku średniowiecza. Panujący w latach 1187–1191 Klemens III był wujem Lotara, który mianował siostrzeńca kardynałem diakonem kościoła świętych Sergiusza i Bakchusa w Rzymie.

Papież reformator

Już od pierwszego dnia pontyfikatu (8 stycznia 1198 r.) papież Innocenty III wziął się za porządki w Kościele. Nakazał natychmiast złożyć przysięgę wierności reprezentującemu władzę cesarską prefektowi Rzymu i senatorowi, sprawującemu kontrolę administracyjną nad wiecznym miastem. Niedługo później przystąpił do reformy prawnej kurii i Kościoła. Jego celem była odbudowa moralna Kościoła i obudzenie ducha wiary w całym świecie chrześcijańskim. Z tego powodu w 1215 r. zwołał pierwszy od czasu soboru nicejskiego (325 r.) sobór powszechny Kościoła na Lateranie. Zanim jednak doszło do tego wielkiego wydarzenia, Innocenty musiał rozwiązać problem „herezji", która w jego opinii coraz silniej trawiła jedność Kościoła powszechnego w południowej Francji i północnej Italii.

Był nią ruch katarski, który prężnie rozwijał się na tych ziemiach już od XI w. Do czasu pontyfikatu Innocentego III słowo „herezja" nie miało tak negatywnego wydźwięku, jakie nadać mu miał właśnie ten papież. Greckie określenie „haeresis" oznaczało bowiem „wybór". Katarzy byli odszczepieńcami, którzy podążali za własną interpretacją Ewangelii. Jednak w epoce głębokiego feudalizmu ich „wybór" był coraz bardziej postrzegany jako zjawisko naruszające nie tylko porządek prawny, społeczny i religijny, ale przede wszystkim gospodarczy.

Ta „abominacja" katarska burzyła uniwersum Innocentego III, w którym jedynym i ostatecznym sędzią był Kościół kierowany przez nieomylnego następcę św. Piotra. Emanacją tego myślenia miał się stać czwarty sobór laterański z 1215 r. – największy chrześcijański sejm średniowiecza, w którym wzięło udział 1200 duchownych, największych intelektualistów katolickiego świata. Sobór zaowocował wielkim plonem koncepcyjnym w sprawie rozwoju Kościoła – 70 dekretami ustanawiającymi m.in. wymóg spowiedzi i przyjmowania komunii przynajmniej raz do roku oraz przełomowym dokumentem „Ad liberandum" dotyczącym planowania krucjat. Czwarty sobór laterański był realizacją wielkiego marzenia Innocentego III o kodyfikacji prawa i oczyszczeniu wspólnoty wiernych ze wszystkich herezji.

Nas jednak najbardziej interesuje końcowy dekret „Ad liberandum", ponieważ po raz pierwszy regulował strategię rekrutacyjną kolejnych wypraw krzyżowych mających na celu uwolnienie Ziemi Świętej spod bisurmańskiego jarzma. Badacze dziejów Kościoła podkreślają, że dekret „Ad liberandum" dokonał zasadniczego zwrotu w polityce papieskiej. Od tej chwili Innocenty III nie musiał już wzywać na wyprawy jedynie szlachtę, ale otwierał drogę do uczestnictwa w krucjatach każdemu, kto tego pragnął. Tym samym ten najpotężniejszy papież w historii, potomek wielkiego rodu arystokratycznego, jako pierwszy średniowieczny władca absolutny burzył porządek społeczny swojej epoki. Krucjata czyniła wszystkich chrześcijan równymi, otwierała możliwość awansu społecznego warstwie przypisanych do ziemi włościan.

Rycerstwo, magnateria, wielkie rody książęce czy diecezje nikomu nie mogły odmówić uczestnictwa w wyprawach krzyżowych. W ten oto sposób każdy, niezależnie od stanu, mógł zdobyć wiedzę o dalekich ziemiach, obyczajach innych ludów i zapoznać się ze zdobyczami cywilizacyjnymi kultury islamskiej. Świat od tej pory miał się zmienić, ponieważ kto raz wziął udział w wyprawie krzyżowej, wracał do swojej ojczyzny odmieniony. Chłopi, którzy przemierzyli ziemie Lewantu, przestawali już być biernymi wasalami swoich feudalnych suwerenów, ale ludźmi świadomymi swojej własnej wartości i niezależności. Często przybywali w swoje rodzinne strony na tyle bogaci, że nie tylko wykupywali się spod zależności pańszczyźnianej, ale sami stawali się lokalnymi posiadaczami ziemskimi i przywódcami.

Krucjata „czystych duchowo"

Sobór czwarty laterański był konsekwencją krucjaty dziecięcej. Przekonała ona bowiem papieża Innocentego III, że istnieje konieczność uporządkowania polityki rekrutacyjnej i logistyki wypraw krzyżowych. Niespodziewana i spontaniczna krucjata dziecięca wywołała zdumienie duchowieństwa, ale też uświadomiła papieżowi, kardynałom i biskupom, że w silnie sklerykalizowanym systemie musi się znaleźć miejsce dla ruchów świeckich. Jak podkreślił Gary Dickson, „krucjata stanowiła znakomitą alternatywę dla herezji". Poszukujący nowego impulsu duchowego lud chrześcijański kanalizował wszystkie swoje oczekiwania, niepokoje i marzenia w dążeniu do wyzwolenia najświętszego dla nich miejsca – bazyliki Grobu Pańskiego w Jerozolimie. Ogarnięci żarem wiary młodzi chrześcijanie widzieli oczami wyobraźni miejsca, których dotknęła najświętsza stopa Zbawiciela. Pragnęli ujrzeć uświęcone miejsce jego narodzin w Betlejem, pić wino w Kanie Galilejskiej, opłukać swoje grzeszne ciała w świętych wodach Jordanu, kroczyć śladami cierpiącego Chrystusa na drodze krzyżowej ku Golgocie i oczekiwać jego chwalebnego powrotu na Sąd Ostateczny w Dolinie Jozafata.

Wielki papież Innocenty III wiedział doskonale, że peregrinato puerorum było najczystszym i najbardziej spontanicznym przejawem ewangelicznej żarliwości religijnej na wzór tej, jaką mieli pierwsi chrześcijanie. Stąd też uznał, że dzieło wyzwolenia Ziemi Świętej nie może być przywilejem stanu rycerskiego, tak jak to postulował 68 lat przed czwartym soborem laterańskim św. Bernard z Clairvaux. Doktor Miodopłynny był przekonany, że klęska drugiej wyprawy krzyżowej, o którą tak usilnie zabiegał przez wiele lat, była spowodowana brakiem wiary w Bożą Opatrzność. Bóg – twierdził opat z Clairvaux – nie pobłogosławił drugiej krucjaty, ponieważ jej uczestnicy grzeszyli słabością wiary i gorszącym zepsuciem. Frakcyjne spory rozbiły jedność chrześcijańskiego rycerstwa i „ściągnęły na siebie gniew Boży". Najlepiej owo zepsucie uczestników drugiej wyprawy opisał angielski kronikarz z XII w. Henry z Huntingdon (zmarły w 1155 r.): „Lecz Bóg wzgardził nimi (krzyżowcami), gdy ich niegodziwości stały Mu się znane... ponieważ dopuszczali się jawnego cudzołożenia, a także rozpusty... rabunków i wszelakich bezeceństw... Później więc zostali zgładzeni przez wrogów".

Dla głęboko wierzącego w Opatrzność Bożą papieża Innocentego III spontaniczna krucjata „czystych duchowo" dzieci stała się sygnałem, że Stwórca życzy sobie odzyskania Ziemi Świętej, ale tylko przez ludzi bez grzechu. To myślenie profetyczne silnie kontrastowało ze strachem papieża przed bardzo żywotną, aczkolwiek równie kłopotliwą dla Kościoła religią ludową.

Dzieci spontanicznie wędrujące ku wybrzeżu Morza Śródziemnego odrzucały przewodnictwo kleru. Młodzi ludzie mieli swoich własnych przywódców, którzy w niepokojący dla duchowieństwa sposób oświadczali, że zostali powołani przez samego Chrystusa, który im się objawił. Dla Kościoła stanowili mieszankę najbardziej nieskażonej religijności, ale i nieposłuszeństwa wobec duchowego przewodnictwa Kościoła; pomieszanie świętości z herezją w najbardziej surowej postaci, wielką nadzieją i zagrożeniem dla jedności chrześcijan zachodnich w jednym.

Tragiczny los dzieci

Gary Dickson uważa, że procesje dziecięce były przejawem ortodoksyjnego ludowego rewiwalizmu, nie zaś zapowiedzią heretyckiego separacjonizmu. To nic, że nie były prowadzone przez przedstawicieli duchowieństwa. Papiestwo nie łączyło ich z jakąś formą kontestacji panującego porządku. Na pewno też nie były preludium buntu, jakim będzie trzy wieki później reformacja. Zresztą to przebudzenie z religijnej bierności tysięcy ludzi w różnym wieku nie nosiło na początku znamion wyprawy krzyżowej. Kronikarz z klasztoru w Mortermer pisał, że „W królestwie Francji, chłopcy i dziewczęta (pueri et puellae) z paroma nieco doroślejszymi mężczyznami (adolescentulis) i starszymi wiekiem, niosąc proporce, woskowe świece, krzyże, kadzielnice, odbywali procesje, wędrując przez miasta, wioski i zamki, śpiewając głośno po francusku: »Panie Boże, obudź chrześcijaństwo! Panie Boże, zwróć nam Krzyż Święty«. (...) Zdarzenia te, uprzednio niespotykane, zadziwiały wielu, ponieważ, jak sądzono, zapowiadają sprawy przyszłe, które dokonają się w następnych latach". Ten opis jest niezwykle ważny. Zaprzecza on bowiem tezie głoszonej przez wielu historyków od czasów oświecenia aż do wrogiej chrześcijaństwu historiografii marksistowskiej, że to duchowieństwo i papiestwo wymusiło na świeckim rycerstwie europejskim rzekomo fatalne w skutkach krucjaty. Opis kronikarza z Mortermer dowodzi czegoś całkowicie odmiennego. To młode pokolenie Europejczyków domagało się czynów – wędrówki choćby po dnie Morza Śródziemnego do Palestyny i walki o miejsca święte. To nie kaznodzieje pokroju św. Bernarda z Clairvaux czy Piotra z Armiens, który poprowadził pod koniec XI w. pierwszą wyprawę ludową, ale zwykli, często niepiśmienni ludzie domagali się uwolnienia Grobu Pańskiego spod „jarzma pogan".

Zalążkiem krucjaty dziecięcej było głębokie ożywienie religijne z maja 1212 r., procesje przemierzające Francję, które dzisiaj nazwalibyśmy manifestacjami ulicznymi, co tłumaczy nam, dlaczego w początkowej fazie nie miały wytyczonego programu. Nie były bowiem ani pielgrzymkami, ani jeszcze wyprawami krzyżowymi, lecz prawdziwą wiosną ludów w średniowiecznej oprawie.

Dlatego jak każda inicjatywa, która powstała z namiętności, a nie z rozsądku, krucjata dziecięca nie miała szansy na realizację, stając się symbolem najmroczniejszej tragedii w historii chrześcijaństwa. Epilogiem tej dziwnej historii z 1212 r. niech będą słowa kroniki „Speculum Historiae" ojca Wincentego, przeora klasztoru dominikańskiego w Beauvais: „Także w zmiankowanym 1212 r. małe dzieci w liczbie około 20 tysięcy, jak się podaje, stały się krzyżowcami i wędrując grupami do różnych portów, w tym do Marsylii i Brindisi, powróciły wygłodniałe, niczego nie osiągnąwszy". Anonim z Laon i kronikarz Alberyk podają liczbę 30 tys. przybyłych w okolice Marsylii, a niektóre późniejsze źródła nawet do pół miliona młodocianych krzyżowców.

A jaki był prawdziwy koniec krucjaty dziecięcej? Wszystkie kroniki, choć różnią się w szczegółach, są zgodne co do jednego – pod koniec czerwca 1212 r. na polach wokół Vendôme zebrały się ogromne rzesze dzieci pochodzących z różnych stanów. Dominowali chłopcy z rodzin chłopskich, ale byli też synowie rodów rycerskich, nieco mniej dziewczynek i młodocianych księży i zakonników. Na ich czele stał 12-letni pastuszek Stefan z Cloyes, który wybrał Oriflamme – bojowy proporzec królów Francji – za godło krucjaty. Ten dziwny dwunastolatek był traktowany jak prorok. Rozdawał uczestnikom pukle swoich włosów i wydarte kawałki ubrań, które nosił. Oni zaś traktowali je jak relikwie.

Z Vendôme krucjata ruszyła do Marsylii. Wiele dzieci umarło po drodze z głodu. Dorosła ludność miast i wsi, przez które przechodzili, nie zawsze litowała się na ich widok. Jednak wzruszeni mieszkańcy Marsylii nakarmili tylu, ilu mogli, nie wiedząc jednocześnie, jak im dalej pomóc. 12-letni prorok obiecał, że wkrótce morze się rozstąpi i wyruszą ku Jerozolimie. Mediterraneus nie chciało się jednak rozstąpić. Po kilku dniach nerwowych oczekiwań na cud do Stefana zgłosiło się dwóch marsylskich kupców – Hugon Ferrus (Żelazny) i Wilhelm Porcus (Świnia). Zaproponowali, że przewiozą uczestników krucjaty na swoich siedmiu statkach do Palestyny. Co się działo dalej, okrywa mroczna tajemnica. Dopiero 18 lat później, w 1230 r., do Francji przybył pewien młody ksiądz, który podawał się za uczestnika krucjaty dziecięcej. Ku przerażeniu swoich słuchaczy opowiedział, że dwa z siedmiu statków zatonęły w okolicach niewielkiej wyspy San Pietro, u południowo-zachodnich wybrzeży Sardynii. Pozostałe dzieci płynące na pięciu innych okrętach zostały podstępem uwięzione i sprzedane Saracenom jako niewolnicy.

Druga wyprawa dzieci niemieckich prowadzonych przez Mikołaja z Kolonii dotarła do Ankony, gdzie długo oczekiwała na cud rozstąpienia się Morza Śródziemnego. Także tutaj część dzieci została zabrana na statki płynące do Palestyny i ślad po nich zaginął. Pozostali postanowili wrócić do swoich rodziców przez alpejskie przełęcze Szwajcarii. Z tej morderczej wyprawy powróciła jedynie garstka.

Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie