Sowieci atakują Finlandię. Dawid kontra Goliat

II wojna światowa | Talvisota, czyli wojna zimowa między ZSRR a Finlandią, stoczona na przełomie lat 1939 i 1940, pokazała, jak niskim potencjałem bojowym dysponowała wtedy Armia Czerwona. Skazani na pożarcie Finowie zadali Sowietom olbrzymie straty i obronili niepodległość.

Aktualizacja: 30.11.2017 05:39 Publikacja: 29.11.2017 23:01

Foto: Wikipedia

30 listopada 1939 roku ZSRR dokonał inwazji na Finlandię, co rozpoczęło tzw. wojnę zimową. W rocznicę tego wydarzenia przypominamy tekst ze stycznia.

Matti Jakkola zatrzymał się w pobliżu starego kamiennego mostu przerzuconego nad rzeczką Rajajoki, który łączył niewielką wioskę Mainila, położoną po stronie radzieckiej, z fińską miejscowością Jappila. Dzień dobiegał końca i słońce powoli kryło się za niskim wzgórzem, za którym znajdował się posterunek graniczny ZSRR. Młody pogranicznik był rozdrażniony. Od blisko pół godziny powinien się relaksować w ciepłej strażnicy, tymczasem jego zmiennika nie było widać nawet w oddali. Był już koniec listopada i wieczorami chwytał mróz. Spoglądając na stronę radziecką, Jakkola dostrzegł sporą grupę czerwonoarmistów ćwiczących jazdę na nartach. Naglę wieczorną ciszę rozdarł huk wystrzału armatniego. Coś błysnęło wśród sowieckich narciarzy i kilku z nich upadło na ziemię. Potem zdumiony Jakkola obserwował, jak kolejne pociski wybuchają w miejscu, gdzie ćwiczyli Rosjanie. Naliczył siedem wystrzałów. Gdy kanonada ucichła, na śniegu leżało bez ruchu kilka ciał, a ci, którzy przeżyli, próbowali ewakuować rannych. Fiński pogranicznik był w szoku, przecież wiedział, że na rozkaz marszałka Mannerheima kilka dni wcześniej armia fińska wycofała w głąb Karelii całą posiadaną artylerię. Kierunek, skąd nadleciały pociski, również świadczył o tym, że wystrzelono je z terytorium ZSRR. Jakkola, nie zastanawiając się dłużej, ruszył w kierunku strażnicy. Po dotarciu na miejsce swoje spostrzeżenia odnotował w dzienniku wartowniczym.

W tym samym czasie, czyli późnym popołudniem 26 listopada 1939 r., baron Aarno A. Yrjö-Koskinen, fiński poseł w Moskwie, został wezwany na Kreml, gdzie oświadczono mu, że Finowie ostrzelali radziecki punkt wartowniczy w Mainili, zabijając czterech żołnierzy i raniąc dziewięciu. Mołotow wysłał depeszę do rządu w Helsinkach, w której w ostrym tonie żądał zadośćuczynienia za incydent i wycofania wojsk fińskich 20–25 km od granicy, co równało się opuszczeniu przez nie fortyfikacji. Finowie odpowiedzieli w spokojnym tonie, zaprzeczyli jednak, by to oni byli odpowiedzialni za ostrzał, i nie zgodzili się na warunki sowieckie. Sytuacja jednak nie wyglądała dobrze. O tym, że prowokacja w Mainili może posłużyć Rosji jako pretekst do interwencji zbrojnej, świadczyły nie tylko groźby dyplomatyczne, ale też setki wieców organizowanych „spontanicznie" w całym Kraju Rad, na których tysiące ludzi żądały odwetu za zabicie żołnierzy Armii Czerwonej. 28 listopada ZSRR wypowiedział zawarty w 1932 r. pakt o nieagresji z Finlandią (w 1934 r. przedłużony na dziesięć lat). Dwa dni później bombowce radzieckie pojawiły się nad Helsinkami, a Armia Czerwona przekroczyła granicę niemal na całej linii. ZSRR zaatakował bez wypowiedzenia wojny. Tak samo jak trzy miesiące wcześniej w Polsce.

Rosyjskie groźby

Agresję na Finlandię i Polskę w 1939 r. wiele zresztą łączyło. Oba kraje w XIX w. znajdowały się pod rosyjskim zaborem i Rosja nigdy nie pogodziła się z odzyskaniem przez nie niepodległości w 1918 r. Tajny protokół do paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 r. dotyczył nie tylko Polski, ale również krajów bałtyckich i Finlandii. Na mocy wymuszonych układów Armia Czerwona jeszcze w październiku wkroczyła na Litwę, Łotwę i do Estonii, faktycznie przejmując kontrolę nad tymi państwami.

Kolejnym celem była Finlandia. Stalin najpierw spróbował „zbójeckiej dyplomacji". 5 października zażądał, aby do Moskwy przybyła delegacja fińska w celu omówienia konkretnych kwestii politycznych. Rząd w Helsinkach zignorował zaproszenie. Kolejne było utrzymane w ostrzejszym tonie i w końcu Finowie zdecydowali się na wyprawę do stolicy ZSRR. Tym razem żądania Rosjan były bardziej konkretne. Domagano się przesunięcia granicy fińsko-radzieckiej o 25 km w głąb terytorium fińskiego, co oznaczało między innymi oddanie głównej linii umocnień granicznych, czyli Linii Mannerheima. Żądano także wydzierżawienia ZSRR półwyspu Hanko na 30 lat w celu utworzenia tam bazy dla marynarki sowieckiej. W zamian Stalin wspaniałomyślnie zaoferował Finom dwa razy większy obszar północnej Karelii, która była jednak pustkowiem porośniętym tajgą. Dla Finów warunki te były nie do przyjęcia. W Helsinkach powszechne było przekonanie, że jest to jedynie wstęp do próby całkowitego podporządkowania ich kraju władzy radzieckiej, co było zresztą całkowicie zgodne z prawdą.

Przez kilka tygodni Finowie grali na czas, przeciągając negocjacje. Sowieci powoli tracili cierpliwość, o czym świadczyła groźba, którą wypowiedział Mołotow 3 listopada 1939 r. podczas jednego z ostatnich spotkań: „Skoro my, cywile, najwyraźniej nie robimy żadnych postępów, może nadszedł czas, by przemówili żołnierze". Rosjanie byli pewni siebie. Na papierze przewaga Armii Czerwonej nad niewielką i słabo uzbrojoną armią fińską była przytłaczająca. Nikita Chruszczow zanotował w swoich wspomnieniach: „Wszystko, co mieliśmy do zrobienia, to trochę podnieść głos i Finowie usłuchają. Jeśli tak nie zrobią, to raz wystrzelimy z armaty i wtedy podniosą ręce do góry. W każdym razie tak nam się wydawało. Kiedy przyjechałem do mieszkania [chodzi o apartament Stalina na Kremlu, w którym odbywała się narada dotycząca wojny z Finlandią – przyp. aut.], Stalin mówił: »Zacznijmy dzisiaj«".

Był to sygnał, aby ruszyła od dawna przygotowana ofensywa. Zbrodnicze totalitaryzmy lubiły jednak dbać o pozory, dlatego najpierw musiało zginąć kilku żołnierzy Armii Czerwonej na małym posterunku granicznym w Mainili.

Koktajl przeciwczołgowy

Naprzeciw siebie stanęły dwie armie o absolutnie nieporównywalnym potencjale. Fińska była nieliczna i mocno niedoinwestowana. Finowie do końca listopada zmobilizowali ok. 127 tys. żołnierzy zgrupowanych w ośmiu dywizjach piechoty, brygadzie kawalerii i sześciu brygadach ochrony pogranicza. Kolejne dywizje były dopiero w fazie formowania. Mizernie przedstawiały się fińskie siły pancerne i lotnicze. Ze 160 samolotów bojowych ponad 30 proc. było niezdolnych do walki, a reszta nadawała się raczej do muzeum niż na prawdziwą wojnę. Przestarzałe i równie nieliczne były także czołgi i samochody pancerne zgrupowane w dwóch kompaniach, w skład których wchodziło 30 wiekowych czołgów typu FT-17 oraz 30 w miarę nowych, ale niewystarczająco uzbrojonych czołgów Vickers. Marynarka wojenna miała do dyspozycji dwa pancerniki obrony wybrzeża, pięć okrętów podwodnych i około 25 mniejszych jednostek. Brakowało ciężkiej artylerii (Finowie na początku wojny mieli 397 lekkich dział oraz 202 ciężkie); za to broni strzeleckiej było pod dostatkiem, choć podstawowym uzbrojeniem był nieco wiekowy już karabin Mosin M27. Sporą siłą dysponowała artyleria nadbrzeżna, licząca 291 dział.

Rosjanie posłali w bój cztery armie składające się w sumie z 27 dywizji piechoty i dziesięciu brygad pancernych (600 tys. żołnierzy, 1230 czołgów, 800 samolotów). Zacięty opór Finów spowodował, że siły te wzmocniono później dwiema kolejnymi armiami. Pod koniec walk na froncie wojny zimowej Armia Czerwona miała do dyspozycji 1,2 mln żołnierzy, ok. 2 tys. czołgów i 3 tys. samolotów. Działania sił lądowych wspierała Flota Bałtycka, w której skład wchodziły dwa okręty liniowe, dwa ciężkie krążowniki, 26 niszczycieli, 65 okrętów podwodnych i 500 samolotów lotnictwa morskiego.

Nieporównywalne było także zaplecze obu przeciwników. Zamieszkana przez 3,8 mln osób Finlandia stanęła do walki z mocarstwem, które w 1939 r. liczyło 171 mln ludności i od przeszło dekady intensywnie się zbroiło. Nic więc dziwnego, że generałowie sowieccy byli nastawieni na zimowy blitzkrieg. Kiedy podczas jednej z odpraw wyższego dowództwa gen. Nikołaj Woronow zakwestionował optymistyczne plany zakończenia inwazji już po 12 dniach, został przez pozostałych sztabowców wyśmiany.

W grudniu 1939 r. naprzeciw ufnego we własną siłę sowieckiego Goliata stanął odważny i zdeterminowany fiński Dawid. Jak udowodnili badacze starożytności, biblijna opowieść ma się jednak nijak do historycznych realiów – ani filistyński wojownik nie był tak potężny, jak go opisywano, ani Dawid tak słaby i niedoświadczony, jak przedstawili go autorzy Starego Testamentu. Podobnie było w wypadku ZSRR i Finlandii podczas wojny zimowej. Rosyjski walec pancerny był od lat szykowany do akcji ofensywnych, ale prowadzonych w sprzyjającym terenie, czyli w Europie Środkowej i Zachodniej, gdzie istniała nieźle rozbudowana sieć dróg. Sowieci chcieli naśladować Niemców, którzy byli mistrzami współdziałania na szczeblu taktycznym, ale podczas ofensywy rozpoczętej w Finlandii nie potrafili wyjść poza prymitywny schemat typowego rosyjskiego ataku opierającego się na masie wojska i metalu. Co prawda uzbrojenie radzieckie wbrew powszechnemu mniemaniu nie odbiegało poziomem zaawansowania technologicznego od broni produkowanej na Zachodzie, ale bardzo niski poziom kultury technicznej czerwonoarmistów powodował, że sprzęt ten notorycznie był uszkadzany, a awarii nie potrafiono szybko usunąć. Sowieckie czołgi okazały się także zaskakująco mało odporne na fińską broń przeciwpancerną, przede wszystkim na działka Boforsa oraz koktajle Mołotowa.

William R. Trotter w książce „Mroźne piekło" tak scharakteryzował przygotowanie Sowietów do zimowej ofensywy w Finlandii: „Całe dywizje wkraczały do Finlandii bez przyzwoitej oceny wywiadowczej, z beznadziejnie niedokładnymi mapami, za to z ciężarówkami pełnymi materiałów propagandowych (...). W puszcze należące do najgęściejszych na świecie zabrano setki płaskotorowych armat polowych, w warunkach leśnych nadających się do użytku tylko na bardzo niewielkich odległościach, i stosunkowo niewiele haubic – dział mogących strzelać ponad drzewami. Każda rosyjska kolumna ciągnęła do lasu pełen przydział etatowy nowoczesnych armatek przeciwpancernych, mimo że radziecki wywiad musiał sobie zdawać sprawę z braku jakichkolwiek jednostek pancernych w armii fińskiej (...). Co najbardziej zaskakujące, atakujące wojska nie były przygotowane do działań w zimie. Dopiero gdy pierwsze szturmy na Linię Mannerheima zostały krwawo odparte, Rosjanie wpadli na pomysł dostosowania barwy czołgów do otoczenia i pokrycia ich białą farbą oraz ubrania piechoty w białe peleryny maskujące. Najeźdźcy prawie nie mieli przeszkolenia narciarskiego".

Sowieci całkowicie zlekceważyli mało optymistyczne doświadczenia z kampanii wrześniowej. Trzeba bowiem pamiętać, że błyskawiczne zwycięstwo w Polsce Armia Czerwona odniosła tylko dzięki temu, że prawie całe siły polskie były zaangażowane na zachodzie kraju; tam, gdzie doszło do walk, Sowieci ponosili nieproporcjonalnie duże straty.

Finowie doskonale zdawali sobie sprawę z przewagi nieprzyjaciela w uzbrojeniu i liczbie żołnierzy. Dlatego postarali się wykorzystać wszystkie atuty, jakie mieli w ręku. Armia fińska była zorganizowana w taki sposób, że żołnierze pochodzący z tych samych okolic byli wcielani do tych samych jednostek, które na dodatek zwykle operowały w ich stronach rodzinnych. Zwiększało to determinację obrońców, ich morale, a także pozwalało wykorzystać przewagę wynikającą ze świetnej znajomości terenu. A teren był bardzo dogodny do obrony. Gęsty las poprzecinany nielicznymi drogami, tysiące jezior, bagna i torfowiska stwarzały duże możliwości organizowania dobrze zamaskowanych punktów oporu. Finowie na Przesmyku Karelskim w latach 30. zapobiegliwie wybudowali pas umocnień zwany Linią Mannerheima, ciągnący się na odcinku 135 km od Zatoki Fińskiej do jeziora Ładoga. Wbrew sowieckiej propagandzie nie był to fiński odpowiednik francuskiej Linii Maginota. Betonowych umocnień było niewiele (około 150 schronów żelbetonowych), większość fortyfikacji stanowiły schrony drewniano-ziemne. Były one jednak przemyślnie zamaskowane i doskonale wkomponowane w teren. W rezultacie Sowieci mieli olbrzymie problemy z ich sforsowaniem.

Wyposażeni w maskujące mundury, świetnie jeżdżący na nartach żołnierze armii fińskiej byli bardzo mobilni, potrafili w ukryciu przemieszczać się na duże odległości, korzystając z sobie tylko znanych leśnych ścieżek, by pojawić się niespodziewanie na tyłach formacji sowieckich. Finowie byli także mistrzami improwizacji. Brak wystarczającej ilości broni przeciwpancernej zmusił ich do szukania innych metod niszczenia radzieckich czołgów. Sięgnęli po prostą, ale zabójczą broń, czyli butelki z benzyną, które właśnie od czasów wojny zimowej zwane są koktajlami Mołotowa. Żołnierze fińscy byli także zdecydowanie lepiej wyszkoleni od swoich przeciwników (w Finlandii bardzo ważną częścią narodowego systemu obrony była Gwardia Obywatelska, składająca się z ochotników, którzy nawet w czasach pokoju spotykali się na częstych ćwiczeniach wojskowych).

Biała śmierć

Olbrzymie straty zadawali Sowietom fińscy snajperzy. Zwykle byli to doświadczeni myśliwi i traperzy, którzy potrafili bezszelestnie zbliżyć się do stanowisk nieprzyjaciela i oddać kilka celnych strzałów. O ich skuteczności może świadczyć fakt, że najlepszym strzelcem wyborowym II wojny światowej był Fin Simo Häyhä, który zastrzelił ponad 500 czerwonoarmistów. Co ciekawe, nie używał on celownika optycznego, lecz jedynie muszki i szczerbinki. Jego akcje siały postrach wśród sowieckich żołnierzy. Rosjanie próbowali go zlikwidować za wszelką cenę, bombardowali okolicę, w której działał, ostrzeliwali go z artylerii, organizowali obławy. Nazywali go „białą śmiercią" i określenie to przylgnęło potem również do innych fińskich snajperów. Niewiele mniej skuteczny od Häyhy był Sulo Kolkka, który zabił ponad 400 żołnierzy wroga.

Walki toczyły się w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych. Zima przełomu lat 1939 i 1940 była bardzo mroźna. Temperatura spadła do minus 40 stopni Celsjusza. Pod pewnymi względami mróz był sprzymierzeńcem obu stron konfliktu. Zamarznięte jeziora i zatoki dawały Rosjanom szansę na szybsze przemieszczanie wojsk, co przy dużej liczbie jednostek zmechanizowanych miało niebagatelne znaczenie. Jednak w ogólnym rozrachunku mróz i śnieg były większymi sprzymierzeńcami Finów, którzy mieli cieplejsze umundurowanie i lepiej znosili niską temperaturę.

Większość żołnierzy armii radzieckich, które zaatakowały Finlandię, stanowili rekruci z południa ZSRR, głównie Ukrainy, którzy nie tylko nie byli przygotowani do walki w warunkach arktycznych, lecz także zdecydowanie gorzej radzili sobie w kwestii przetrwania w ekstremalnym klimacie. Finowie potrafili być sprytni i bezwzględni – zamiast podejmować frontalny bój, często uderzali w najsłabsze punkty przeciwnika, takie jak kuchnie polowe, co dodatkowo obniżało morale żołnierzy radzieckich.

O sukcesach Finów zdecydowało również dużo lepsze dowodzenie. Kadra Armii Czerwonej, przetrzebiona sowieckimi czystkami, była marnej jakości. Dowódcy nie potrafili działać elastycznie i szybko reagować na dynamicznie zmieniającą się sytuację oraz porażki. Każdy rozkaz musiał dodatkowo zaakceptować komisarz polityczny. Słabość kadry dowódczej była widoczna zarówno na poziomie sztabu, jak i dowódców najmniejszych jednostek taktycznych. „Zły system łączności, zły transport, żołnierze słabo wyszkoleni, brak wśród nich wyróżniających się indywidualności – przede wszystkim prości żołnierze, poprzestający na małym. Bojowe umiejętności tego wojska w ciężkich warunkach – wątpliwe. Rosyjska »masa« nie może się równać z armią wyposażoną w nowoczesny sprzęt i dowódców wysokiej klasy" – tak poczynania sojusznika oceniał sztab generalny Wehrmachtu.

Tymczasem po stronie fińskiej było dokładnie odwrotnie. Dowódcy nawet na najniższym szczeblu nie bali się podejmować ryzykownych decyzji, reagowali szybko i skutecznie. Mimo przewagi wroga podejmowali śmiałe kontrataki i w rezultacie to nie Rosjanie i ich brygady pancerne okrążali przeciwnika, ale niejednokrotnie udawało się to Finom, którzy zamykali zdezorientowane i zdemoralizowane jednostki Armii Czerwonej w tzw. motti, czyli kotłach, które potem stopniowo likwidowali.

Finowie mieli także świetnego wodza naczelnego, którym był marszałek Carl Gustaf Mannerheim – mąż opatrznościowy wolnej Finlandii. Karierę wojskową rozpoczął jeszcze w armii carskiej. Co ciekawe, dwukrotnie pełnił służbę na terenie Polski. W 1887 r. jako młodszy oficer służył w pułku dragonów stacjonującym w Kaliszu; ponownie nad Wisłę trafił w 1911 r., gdy objął dowództwo nad 13. Władymirskim Pułkiem Dragonów w Mińsku Mazowieckim, a następnie przeniesiono go do Warszawy, gdzie objął komendę nad pułkiem ułanów gwardii. Po I wojnie światowej odegrał jedną z kluczowych ról w odzyskaniu przez Finlandię niepodległości. Potem na wiele lat wycofał się z polityki. W latach 30. pełnił różne wysokie funkcje wojskowe i to z jego inicjatywy zbudowano na Przesmyku Karelskim linię umocnień, nazwaną od jego nazwiska Linią Mannerheima. W listopadzie 1939 r. w obliczu nadchodzącej agresji sowieckiej objął naczelne dowództwo armii fińskiej. Był zwolennikiem porozumienia z ZSRR i ograniczonych ustępstw, ale kiedy Sowieci zdecydowali się na inwazję, doskonale wywiązał się z roli głównodowodzącego, nie dając się pobić, i ostatecznie wywalczył pokój, który ocalił niezależność Finlandii.

Motti, czyli fiński kocioł

Finowie słusznie zakładali, że główne sowieckie uderzenie nastąpi na Przesmyku Karelskim, i tam skoncentrowali gros swoich sił. Także Rosjanie w tym rejonie zgromadzili niemal połowę swoich jednostek. Stosunek sił wynosił 11:1, ale mimo to niewielki odcinek od granicy do Linii Mannerheima Armia Czerwona pokonała dopiero po 6–11 dniach od rozpoczęcia ofensywy. Wraz z Sowietami na terytorium Finlandii zjawili się fińscy komuniści z Otto Kuusinenem na czele, którzy 1 grudnia 1939 r. w Terijoki, pierwszym okupowanym mieście, powołali do życia kolaborancki rząd pod szyldem Fińskiej Republiki Demokratycznej. Jednak sukces propagandowy działań tego gabinetu był równie nikły jak postępy Armii Czerwonej na froncie.

Próba przełamania umocnień Mannerheima z marszu zakończyła się klęską Rosjan, którzy stracili kilkadziesiąt czołgów. Próbowała to wykorzystać fińska Armia Przesmyku Karelskiego, wykonując 24 grudnia 1939 r. zwrot zaczepny, ale Rosjanie zdołali go odeprzeć. Cała Europa była jednak zszokowana. Spisani na straty Finowie nie tylko skutecznie się bronili, ale jeszcze kontratakowali! I jak się później okazało, nie był to odosobniony przypadek. Kiedy na przełomie lat 1939 i 1940 Sowieci zreorganizowali siły i wprowadzili do walki odwody, presja na obronę fińską się wzmogła. Mimo to Finowie nie ustępowali, zadając agresorowi olbrzymie straty. Między innymi na początku stycznia przeprowadzili atak na 168. dywizję, która została zamknięta w motti i całkowicie zniszczona. Koszt tych sukcesów był jednak duży. Niektóre jednostki fińskie straciły po 50 proc. swego stanu, a o posiłki było coraz trudniej.

Mniej intensywne, ale równie zażarte boje trwały także na innych odcinkach rozciągniętego na przeszło 1600 km frontu. Na północ od jeziora Ładoga sowiecka 8. Armia próbowała przełamać obronę dwóch fińskich grup operacyjnych. Finowie cofali się, ale bardzo powoli i w sposób zorganizowany, przeprowadzając liczne kontrataki. Dzięki temu w grudniu udało się zamknąć w śnieżnych kotłach pododdziały 75. i 139. DP, a w styczniu okrążyć 18. i 169. DP oraz 34. Brygadę Pancerną. W drugiej połowie stycznia i w lutym toczyły się tam walki pozycyjne.

Na środkowym odcinku frontu, w rejonie Porajärvi i Salla, Finowie odnieśli jedno z największych zwycięstw tej wojny. W grudniu 1939 r. radziecka 163. Dywizja Piechoty zdobyła Suomussalmi, ale została okrążona głęboko na fińskim terytorium. Rosjanie wysłali jej z odsieczą 44. DP, którą Finowie zablokowali na drodze Raate i całkowicie zniszczyli. Sowieci mieli blisko 9 tys. zabitych i zaginionych oraz stracili wiele czołgów i samochodów pancernych. Po stronie fińskiej było tylko 402 poległych.

W Laponii w pierwszej fazie wojny wojska radzieckie zajęły główny fiński fort w Petsamo, ale ofensywa w kierunku południowym została zablokowana przez Finów na rubieży Nautsijoki. Wsławił się wtedy fiński oddział samoobrony, tzw. Jätkat, złożony z 400 myśliwych i traperów, który przyjął na siebie impet pierwszego uderzenia i przez cztery doby skutecznie opóźniał postępy Armii Czerwonej.

W lutym Sowieci postanowili ostatecznie przełamać obronę Linii Mannerheima na Przesmyku Karelskim i otworzyć sobie drogę do Viipuri (Wyborga) i Helsinek. W tym celu przeprowadzili dwie operacje wojskowe zwane ofensywami Woroszyłowa (1 i 11 lutego 1940 r.). Tym razem ataki były lepiej przygotowane. Poprzedzał je zmasowany ostrzał artyleryjski i naloty bombowców. Walki były niezwykle zacięte. Obie armie poniosły wielkie straty w ludziach i sprzęcie. Rosjanie mieli jednak czym je uzupełniać, natomiast siły fińskie były na wyczerpaniu. Podczas drugiej ofensywy Woroszyłowa Finowie musieli skierować do walki wszystkie posiadane odwody. Tylko dzięki temu udało się zapobiec przełamaniu obrony w rejonie Lähde. Sowieci za cenę olbrzymich strat wgryzali się stopniowo w pozycje fińskie. 24 lutego Finowie musieli ewakuować bazę morską w Koivisto, co umożliwiło nieprzyjacielowi wykonanie manewru oskrzydlającego przez zamarzniętą Zatokę Fińską. W ten sposób Armia Czerwona zdobyła przyczółki na tyłach wojsk fińskich i odcięła Viipuri. Wyczerpani Finowie zdecydowali się na podjęcie rokowań. Sowieci, którzy także mieli już dość wojny zimowej, 13 marca zgodzili się na zawieszenie broni.

W wyniku traktatu pokojowego Finlandia utraciła 35 tys. km kw. terytorium, głównie w Karelii (z drugim co do wielkości miastem – Viipuri) oraz w rejonie Salla, w środkowej części kraju. Do opuszczenia domów rodzinnych zostało zmuszonych 430 tys. osób. W walkach poległo 22 849 żołnierzy fińskich, a 44 557 zostało rannych. Życie straciło także 826 cywilów. Koszt wojny zimowej był więc duży, ale dzięki odniesionym zwycięstwom i determinacji w obronie ojczyzny Finom udało się zachować niepodległość.

Sowieci według oficjalnych statystyk stracili 126 tys. zabitych i 141 tys. rannych (niektóre szacunki mówią jednak o aż 1 mln zabitych i rannych), 1500 czołgów, tysiąc dział oraz 800 samolotów. Rosjanie w późniejszych latach wielokrotnie podkreślali, że jedną z głównych przyczyn poniesionych przez nich strat było dostarczenie Finom przez Zachód olbrzymich ilości nowoczesnego uzbrojenia. Rzeczywiście, wiele państw wyraziło zgodę na sprzedaż i przekazanie Finom karabinów, działek przeciwpancernych i przeciwlotniczych, dział oraz samolotów, ale transporty te były bardzo nieliczne, a na dodatek większość z nich trafiła do Finlandii już po zakończeniu wojny. Bardziej wymierną korzyścią dla walczących samotnie Finów był napływ licznych ochotników z całej Europy i Ameryki. Najliczniej stawili się Szwedzi, Duńczycy, Norwegowie i... Węgrzy. Szwedzki Korpus Ochotniczy liczył ok. 8 tys. żołnierzy i miał oficjalne wsparcie rządu szwedzkiego. Służyło w nim także 700 Norwegów. Węgrzy wysłali do Finlandii zorganizowaną jednostkę ochotniczą składającą się z 356 ludzi pod dowództwem kpt. Imre Kémeriego Nagya. W oddziałach sisu (tak Finowie nazywali formacje, w których walczyli ochotnicy z zagranicy) służyło także tysiąc Duńczyków, 214 Brytyjczyków, 350 Amerykanów, głównie fińskiego pochodzenia, 54 Estończyków, 51 Belgów, 18 Niemców, 17 Holendrów, siedmiu Włochów, po sześciu Polaków i Szwajcarów, a także przedstawiciele innych nacji.

Natomiast pomoc rządów państw zachodnich dla desperacko walczących Finów była iluzoryczna i podobnie jak w wypadku Polski, haniebnie zdradzonej przez sojuszników we wrześniu 1939 r., ograniczyła się do werbalnych protestów przeciwko agresji. Jedyną sankcją, jaka spotkała Związek Sowiecki na arenie międzynarodowej, było wykluczenie z Ligi Narodów, organizacji, która już wtedy nie miała żadnego znaczenia. Postawa państw demokratycznych spowodowała, że Finowie zerwali z polityką neutralności i w czerwcu 1941 r. przyłączyli się do III Rzeszy, która zaatakowała ZSRR.

30 listopada 1939 roku ZSRR dokonał inwazji na Finlandię, co rozpoczęło tzw. wojnę zimową. W rocznicę tego wydarzenia przypominamy tekst ze stycznia.

Matti Jakkola zatrzymał się w pobliżu starego kamiennego mostu przerzuconego nad rzeczką Rajajoki, który łączył niewielką wioskę Mainila, położoną po stronie radzieckiej, z fińską miejscowością Jappila. Dzień dobiegał końca i słońce powoli kryło się za niskim wzgórzem, za którym znajdował się posterunek graniczny ZSRR. Młody pogranicznik był rozdrażniony. Od blisko pół godziny powinien się relaksować w ciepłej strażnicy, tymczasem jego zmiennika nie było widać nawet w oddali. Był już koniec listopada i wieczorami chwytał mróz. Spoglądając na stronę radziecką, Jakkola dostrzegł sporą grupę czerwonoarmistów ćwiczących jazdę na nartach. Naglę wieczorną ciszę rozdarł huk wystrzału armatniego. Coś błysnęło wśród sowieckich narciarzy i kilku z nich upadło na ziemię. Potem zdumiony Jakkola obserwował, jak kolejne pociski wybuchają w miejscu, gdzie ćwiczyli Rosjanie. Naliczył siedem wystrzałów. Gdy kanonada ucichła, na śniegu leżało bez ruchu kilka ciał, a ci, którzy przeżyli, próbowali ewakuować rannych. Fiński pogranicznik był w szoku, przecież wiedział, że na rozkaz marszałka Mannerheima kilka dni wcześniej armia fińska wycofała w głąb Karelii całą posiadaną artylerię. Kierunek, skąd nadleciały pociski, również świadczył o tym, że wystrzelono je z terytorium ZSRR. Jakkola, nie zastanawiając się dłużej, ruszył w kierunku strażnicy. Po dotarciu na miejsce swoje spostrzeżenia odnotował w dzienniku wartowniczym.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Tortury i ludobójstwo. Okrutne zbrodnie Pol Pota w Kambodży
Historia
Kobieta, która została królem Polski. Jaka była Jadwiga Andegaweńska?
Historia
Wiceprezydent, który został prezydentem. Harry Truman, część II
Historia
Fale radiowe. Tajemnice eteru, którego nie ma
Historia
Jak Churchill i Patton olali Niemcy