William Howard Taft: wieczny optymista

William Howard Taft był jedynym politykiem w historii Stanów Zjednoczonych, który po odejściu z Białego Domu został prezesem Sądu Najwyższego. I bez wątpienia na tym stanowisku czuł się znacznie lepiej.

Aktualizacja: 02.01.2020 17:53 Publikacja: 02.01.2020 17:08

Foto: Wikipedia

Już w dzieciństwie koledzy ze szkoły nazywali go Big Will albo Big Lub. Od małego był bowiem człowiekiem o dużej nadwadze. Nie wpływało to jednak na jego bardzo pogodne czy wręcz wesołe usposobienie. Chyba nigdy w amerykańskiej historii prezydent nie był człowiekiem tak roześmianym, radosnym i wzbudzającym tyle sympatii otoczenia, co William Howard Taft. Jego po prostu nie dawało się nie lubić. Stąd też na zachowanych zdjęciach widzimy go zawsze uśmiechniętego i otoczonego śmiejącymi się ludźmi, którzy wyraźnie dobrze się czuli w jego towarzystwie. Są tacy ludzie, którzy swoim pozytywnym nastawieniem do świata przyciągają do siebie przyjaciół i oddanych współpracowników. Takim człowiekiem był bez wątpienia William H. Taft. Być może to tłumaczy, dlaczego był chyba jedynym prezydentem, który zaliczył niemal wszystkie stopnie kariery politycznej.

Dynastia polityczna

William Howard Taft pochodził z rodziny o angielskich korzeniach. Jego rodzice nie byli bogaci, ale bez wątpienia należeli do klasy średniej społeczeństwa amerykańskiego lat 50. XIX wieku. William H. Taft urodził się 15 września 1857 r. w Cincinnati, w stanie Ohio. Jego ojciec Alfonso Taft był znanym politykiem i prawnikiem. 8 marca 1876 r., kiedy William miał 19 lat, jego ojciec został mianowany sekretarzem wojny w administracji prezydenta Ulyssesa S. Granta. Wcześniej przez blisko rok piastował urząd prokuratora generalnego Stanów Zjednoczonych. William wychowywał się zatem w domu wysokiego urzędnika państwowego, w którym nieustannie rozmawiało się o polityce. Zresztą nie tylko ojciec przyszłego prezydenta piastował w tej rodzinie wysokie stanowisko państwowe. Taftowie byli prawdziwą dynastią polityczną. Byli wśród nich gubernatorzy stanów Ohio i Rhode Island, jeden senator, dwóch kongresmenów i sekretarz rolnictwa USA.

Trudno się więc dziwić, że po ukończeniu szkoły średniej Woodward High School 17-letni William zdecydował się na studia prawnicze na prestiżowym Uniwersytecie Yale. Dostał się tam zresztą bez najmniejszych problemów, ponieważ miał znakomite oceny w szkole średniej. 5 czerwca 1874 r. ukończył liceum jako drugi najlepszy absolwent tej szkoły. Wśród kolegów studentów wzbudzał ogromny podziw ze względu na fenomenalną pamięć oraz ogromną sympatię ze względu na niezwykle pogodny charakter. 27 czerwca 1878 r. także studia na Yale ukończył z drugą lokatą wśród absolwentów.

Unitariańska wizja świata

Ale za tymi wynikami kryła się pewna tajemnica. To niezwykle wymagający ojciec domagał się od syna nieustannie samych najlepszych ocen. Nic jednak nie wskazuje, żeby William czuł się zaszczuty surowymi oczekiwaniami ojca. Wręcz przeciwnie. Był głęboko przekonany, że kierując się radami ojca, zajdzie bardzo wysoko. William po prostu uwielbiał naukę, a wszelka rywalizacja o miejsce na uczelnianym podium sprawiała mu przyjemność. Zresztą najlepiej sam to wyraził, kiedy już jako prezydent został zapytany podczas spotkania wyborczego w Pocatello w 1911 r., czy jest zadowolony z wyboru prawa jako przedmiotu swoich studiów: „Ależ oczywiście (...) kocham sędziów i kocham sądy. Są moimi ideałami, które uosabiają na ziemi to, co spotkamy w niebie pod sprawiedliwym Bogiem".

Dla jednych ludzi nadmierne ambicje ich rodziców są koszmarem, z którego muszą się otrząsać przez całe życie. Są też i tacy, którzy w bardzo mądry sposób kierują się tego typu radami i, pragnąc zaspokoić oczekiwania swoich rodziców, robią zawrotną karierę. Do takich szczęśliwców należał William Howard Taft, człowiek niezwykle zadowolony z życia i głęboko przekonany, że kieruje nim dobra i miłościwa Opatrzność przejawiająca się w ambitnych oczekiwaniach jego ojca.

Być może na tę bardzo pogodną filozofię życia wpływ miała także wyznawana przez Taftów religia. Ojciec Williama był w młodości babtystą, który z całą rodziną zdecydował się przyjąć unitarianizm. Był to chyba najbardziej kontrowersyjny nurt reformacji stworzony przez hiszpańskiego lekarza i teologa Miguela Serveta, który swoimi poglądami przeraził nawet samego Kalwina i został skazany przez protestanckie władze Genewy na śmierć na stosie.

Spokojna droga ku szczytom władzy

Po ukończeniu studiów na Yale William Taft powrócił do rodzinnego Cincinnati, gdzie rozpoczął dalszą naukę prawa na lokalnym college'u i równocześnie pracował jako sprawozdawca sądowy w gazecie „Commercial". Polityką zainteresował się już w szkole średniej. Teraz z nieukrywanym zapałem przystąpił do kampanii wyborczej swojego ojca, który kandydował na urząd gubernatora Ohio z ramienia Partii Republikańskiej. Co prawda Alfonso Taft wybory przegrał, ale jego syn zdobył doświadczenie, które mógł wykorzystać w kampanii wyborczej swojego przyjaciela w 1881 r. kandydującego na stanowisko prokuratora hrabstwa. Tym razem były to wybory wygrane i przyjaciel odwdzięczył się Williamowi nominacją na zastępcę prokuratora hrabstwa.

Być może William utknąłby na dłużej na tej posadzie, gdyby nie to, że w 1882 r. prezydent Chester B. Arthur, usłyszawszy o zdolnym synu byłego sekretarza wojny, mianował go poborcą podatkowym w Cincinnati. William niechętnie przyjął ofertę, ale w końcu prezydentowi się nie odmawia. Jako poborca podatkowy pracował zaledwie przez rok. Oburzony różnymi aferami kadrowymi w skarbówce, zrezygnował z państwowej posady i powrócił do prywatnej kancelarii adwokackiej, gdzie pracował przez kolejne cztery lata.

W 1887 r. zaczęła się jego powolna, ale bardzo konsekwentna wędrówka na szczyt amerykańskiej władzy. Najpierw otrzymał nominację na zastępcę prokuratora w Cincinnati, po czym został sędzią stanowego Sądu Najwyższego. Dla większości prawników byłoby to największe osiągnięcie, o jakim mogliby marzyć. William Taft nie zamierzał się zatrzymywać na tym poziomie. 4 lutego 1890 r. prezydent Benjamin Harrison mianował go generalnym radcą prawnym Stanów Zjednoczonych (Solicitor General) reprezentującym interesy rządu federalnego przed Sądem Najwyższym USA.

Rok później, kiedy Kongres stworzył system sądów federalnych (dotychczas na poziomie stanowym wszystkie sprawy cywilne, skarbowe i karne rozpatrywały jedynie sądy stanowe), William Taft został pierwszym sędzią szóstego okręgu obejmującego sądy federalne stanów: Tennessee, Ohio, Michigan i Kentucky. W tej roli dał się poznać jako gorący zwolennik ustawy antytrustowej Shermana, uznającej za nielegalne monopolizowanie działalności gospodarczej.

Wszystko wskazywało, że zwieńczeniem kariery politycznej 43-letniego prawnika będzie nominacja na sędziego Sądu Najwyższego. Okazało się jednak, że na to będzie musiał poczekać dwie dekady. Teraz bowiem, w ostatnim roku XIX w., otrzymał bardzo nietypową i niespodziewaną propozycję od prezydenta McKinleya objęcia urzędu gubernatora prowincji Filipin. Początkowo Taft nie był skory opuszczać Amerykę. Jednak ciekawość świata i prośby jego żony Hellen sprawiły, że postanowił posmakować egzotyki.

„Królowa" Filipin

Marzeniem ówczesnej pierwszej damy Ameryki, Idy McKinley, była chrystianizacja Filipin. Skoro Filipiny mają się kiedyś stać kolejnym amerykańskim stanem, to należy, zgodnie z poglądem głoszonym przez Rudyarda Kiplinga, „ucywilizować" ich mieszkańców – uważała pani McKinley. Zapewne sama najchętniej podjęłaby się tej misji, ale obowiązki w Waszyngtonie na to nie pozwalały. Zadanie to więc powierzyła swojej przyjaciółce, Helen Taft, której mąż został mianowany gubernatorem Filipin. Helen Taft była zachwycona nową przygodą życiową. W swoich wspomnieniach napisała: „Życie na Filipinach było nowym wielkim doświadczeniem. Nic nie mogło mi stanąć na przeszkodzie, żeby zobaczyć ten piękny nowy kraj, i nigdy nie żałowałam żadnej ze swych przygód".

Żona Williama Tafta była piękną i mądrą kobietą. Urodziła się w 1861 r., była więc cztery lata młodsza od Williama. Jej ojciec od młodych lat był związany ze światem polityki. Założył kancelarię adwokacką najpierw z przyszłym prezydentem Benjaminem Harrisem, a później pracował w innej kancelarii z przyszłym prezydentem Rutherfordem B. Hayesem.

Helen Taft była bardzo inteligentna i świetnie wykształcona. Ukończyła bowiem dwa fakultety na Uniwersytecie Miami w Oxford, w stanie Ohio: chemię i germanistykę. Postanowiła nawet napisać książkę naukową, żeby uniezależnić się finansowo od rodziców. Bez wątpienia była więc kobietą daleko wybiegającą przed swoją epokę. Emanująca energią, niezależna, piękna, niezwykle wdzięczna i czarująca – mówili o niej przyjaciele. Który mężczyzna oprze się takiej istocie? Na pewno nie był nim młody prawnik William Taft, który z oczywistych powodów zakochał się na zabój w młodej chemiczce.

Helen i William Taftowie pobrali się 19 czerwca 1886 r., po roku narzeczeństwa. Ich rodzice byli zachwyceni. Takie małżeństwo miało bowiem niezwykły potencjał polityczny.

Helen uwielbiała swojego Williama i głęboko wierzyła, że czeka go wspaniała kariera. Była kobietą ambitną, zakochaną w atmosferze salonu politycznego. Nie można się więc dziwić, że kiedy mąż trafił wreszcie do Waszyngtonu, czuła się w tym mieście wspaniale, ale kiedy nadeszła propozycja objęcia przez Williama urzędu gubernatora Filipin, była wniebowzięta. Teraz miała zostać kimś w rodzaju królowej lub przynajmniej pierwszej damy na Filipinach.

Bliźniak Roosevelta

Nie byłoby prezydentury Williama Tafta bez wsparcia Theodore'a Roosevelta. Niechętni Taftowi politycy uważali, że Tedy wstawił do Białego Domu swojego brata bliźniaka – wąsatego, pulchnego, pełnego energii i kontynuującego politykę ekspansjonistyczną „drugiego Roosevelta".

W 1908 r. Theodore Roosevelt wcale nie musiał odchodzić z Białego Domu po zakończeniu drugiej kadencji. Popełnił jednak wielki błąd, kiedy po spektakularnym zwycięstwie cztery lata wcześniej, w wyniku zapewne jakiegoś niekontrolowanego spontanicznego odruchu, oznajmił: „Nie ma takich okoliczności, w których zgodziłbym się kandydować na następną kadencję". Później gorzko tego żałował. Szczególnie kiedy notowania jego popularności wskazywały, że wygrałby kampanię wyborczą w cuglach. Pozostało mu jedynie wskazać człowieka, który byłby kontynuatorem jego polityki i zapewniłby mu protekcję po odejściu z drapieżnej sceny politycznej. Roosevelt uważał, że takim człowiekiem będzie jego przyjaciel William Taft, którego poznał kilka lat przed wprowadzeniem się do Białego Domu.

Wskazany przez Roosevelta były gubernator Filipin zdobył nominację partyjną w pierwszym głosowaniu. Sam Taft był oszołomiony takim rozwojem wypadków. Występujący przeciw niemu demokratyczny kandydat William Jennings Bryan nie miał szans na zwycięstwo z człowiekiem namaszczonym przez Roosevelta. Tym bardziej że startował w wyborach prezydenckich po raz trzeci z rzędu i nawet demokraci nie wróżyli mu zwycięstwa. Poza tym większość wyborców bardzo szybko polubiła Tafta. Mimo że przeciwnik niekulturalnie wypominał mu otyłość i nieznajomość realiów polityki (Taft tylko raz piastował stanowisko z wyboru powszechnego), sędzia Taft zdawał się tym w ogóle nie przejmować, przez co wzbudzał powszechną sympatię.

Zaniepokojony optymista

William Taft wygrał wybory prezydenckie w 29 stanach, zdobywając 66,5 proc. głosów elektorskich. 4 marca 1909 r. został zaprzysiężony na 27. prezydenta USA. Prezydentura Tafta, podobnie jak całe jego życie, była tak poprawna i uporządkowana, że dla biografa może zdawać się aż nudna. Wielu historyków podkreśla, że w polityce zagranicznej był twórcą tzw. dyplomacji dolara. Polegała ona na zastąpieniu bezpośrednich działań zbrojnych w strefach wpływów Stanów Zjednoczonych naciskami finansowymi. Lewacy uważali, że „dyplomacja dolara" to strategia imperialistyczna. Tymczasem można ją uznać za pragmatyczne połączenie ekspansjonizmu z doktryną Monroego, które było lokomotywą cywilizacyjną całej półkuli zachodniej. Najlepiej wytłumaczył to sam William Taft 6 października 1909 r. w czasie przemówienia wyborczego w hotelu Faimont w San Francisco: „Jestem zwolennikiem pomagania wszystkim krajom be wyjątku, bo kiedy są one zamożne, handel staje się korzystny dla wszystkich". Ta koncepcja w znacznym stopniu wpłynęła na amerykańską doktrynę polityczną w całym XX w. Po co mamy wysyłać naszych chłopców w niebezpieczne misje wojskowe za granicę, skoro możemy równie skutecznie kształtować nasze interesy bez jednego wystrzału za pomocą najpotężniejszej waluty świata? – uważali amerykańscy politycy, idąc za koncepcją Tafta. Tym bardziej że jako prawnik i sędzia dostrzegał Taft szczególną konieczność pacyfikacji coraz bardziej wymykającego się spod kontroli, wszechwładnego i agresywnego kapitału.

Gwałtownie rozwijający się przemysł przeobraził krajobraz amerykański nie do poznania. Bezlitośnie i bezmyślnie niszczono faunę i florę Ameryki Północnej, rabunkowo eksploatowano surowce naturalne, rozbudowywano miasta bez żadnej logistyki i planów na przyszłość. Do tego kolejne fale imigrantów z Irlandii, Polski, Włoch i całej Europy Wschodniej i Południowej zaczynały zmieniać społeczeństwo amerykańskie nie do poznania. Nawet pogodnie i bratersko nastawiony Taft był poważnie zaniepokojony tą sytuacją. Dlatego szczególną spuścizną prezydentury Williama Howarda Tafta pozostaje narodowy program ochrony środowiska naturalnego.

Prezes Sądu Najwyższego

Po czterech latach prezydentury Taft był przekonany, że osiągnął sukces i zasługuje na kolejną kadencję. Musiał zatem być bardzo rozczarowany, kiedy jego przeciwnik z Partii Demokratycznej Woodrow Wilson uzyskał w głosowaniu powszechnym aż o 600 tys. głosów więcej. Szybko jednak otrząsnął się ze smutku po przegranej. Jego współpracownicy wspominali nawet, że 4 marca 1913 r. opuszczał Biały Dom w świetnym humorze.

Optymiści zawsze umieją sobie poukładać życie. Ku zdumieniu opinii publicznej Taft zaprzyjaźnił się nawet ze swoim następcą Woodrowem Wilsonem, który od tej pory bardzo się liczył z jego radami.

Taft wierzył, że czeka go jeszcze wielki powrót do polityki. Nie mylił się. W 1921 r. prezydent Warren G. Harding mianował go prezesem Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Po raz pierwszy i dotąd jedyny były szef władzy wykonawczej został szefem władzy sądowniczej. Taft był naprawdę szczęśliwy. Czuł się w pełni spełniony, podobnie jak jego żona. Choć nigdy nie mieli dzieci, byli małżeństwem naprawdę szczęśliwym.

Po 70. urodzinach Tafta jego żona Helen z niepokojem zaczęła obserwować zmiany demencyjne u męża. Na inauguracji prezydenta Hoovera 4 marca 1929 r. Taft nieumiejętnie przeczytał nowemu prezydentowi część przysięgi. Później napisał do Hoovera: „Przykro mi bardzo, ale moja pamięć nie zawsze jest dokładna, a czasami staje się nieco niepewna". Do tego w lutym 1930 r. wykryto u niego poważne dolegliwości serca, które stały się przyczyną śmierci 8 marca tego samego roku.

Williama Howarda Tafta, wielkiego życiowego optymistę, pochowano jako pierwszego prezydenta na Cmentarzu Narodowym Arlington 11 marca 1930 r.

Już w dzieciństwie koledzy ze szkoły nazywali go Big Will albo Big Lub. Od małego był bowiem człowiekiem o dużej nadwadze. Nie wpływało to jednak na jego bardzo pogodne czy wręcz wesołe usposobienie. Chyba nigdy w amerykańskiej historii prezydent nie był człowiekiem tak roześmianym, radosnym i wzbudzającym tyle sympatii otoczenia, co William Howard Taft. Jego po prostu nie dawało się nie lubić. Stąd też na zachowanych zdjęciach widzimy go zawsze uśmiechniętego i otoczonego śmiejącymi się ludźmi, którzy wyraźnie dobrze się czuli w jego towarzystwie. Są tacy ludzie, którzy swoim pozytywnym nastawieniem do świata przyciągają do siebie przyjaciół i oddanych współpracowników. Takim człowiekiem był bez wątpienia William H. Taft. Być może to tłumaczy, dlaczego był chyba jedynym prezydentem, który zaliczył niemal wszystkie stopnie kariery politycznej.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Stanisław Ulam. Ojciec chrzestny bomby termojądrowej, który pracował z Oppenheimerem
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii