Prof. Józef Węglarz, patron 2020 r. w Stowarzyszeniu Elektryków Polskich

Prof. Józef Węglarz (1900-1980) był wybitnym uczonym i wspaniałym człowiekiem. Jego zasługi dla nauki i techniki polskiej i światowej, a także aktywność w Stowarzyszeniu Elektryków Polskich (SEP) sprawiły, że Zarząd Główny tego Stowarzyszenia postanowił ogłosić rok 2020 Rokiem prof. Józefa Węglarza.

Aktualizacja: 23.12.2020 23:51 Publikacja: 23.12.2020 23:11

Prof. Józef Węglarz (1900–1980)

Prof. Józef Węglarz (1900–1980)

Foto: fot. Stowarzyszenie Elektryków Polskich

Los nigdy mnie nie zetknął bezpośrednio z profesorem, ale studiując na Wydziale Elektrycznym AGH, uczyłem się z obszernej monografii autorstwa prof. Węglarza zatytułowanej „Maszyny elektryczne” i pamiętam, że był to naprawdę świetny podręcznik. To właśnie ten podręcznik sprawił, że doskonale sobie radziłem na laboratorium z różnymi elektrycznymi maszynami, których montaż i sterowanie koledzy chętnie zostawiali w moich rękach, bo to gwarantowało pozytywne zaliczenie ćwiczenia. Dzięki pilnemu studiowaniu książki prof. Węglarza zdałem potem celująco egzamin z tego trudnego przedmiotu, co na AGH nie było łatwe. No i dzięki tym studiom z monografią prof. Węglarza w ręce do dziś natychmiast rozumiem działanie każdej napotkanej maszyny elektrycznej, zwłaszcza najpopularniejszych silników asynchronicznych, co już nieraz mi się przydało.

Mam zresztą także dodatkowy powód sympatii dla uczonego, którego dzisiaj prezentuję. Otóż w mojej pracy zawodowej napotkałem najwybitniejszego chyba polskiego informatyka, prof. Jana Węglarza – syna profesora Józefa. Zaprzyjaźniliśmy się, gdy wybrani w 1991 r. w ogólnokrajowym głosowaniu wszystkich polskich naukowców działaliśmy razem w Komitecie Badań Naukowych, który w rządzie Tadeusza Mazowieckiego pełnił podobną rolę jak obecne Ministerstwo Nauki. Potem przez wiele lat zasiadaliśmy obaj w Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów Naukowych, przyznającej w Polsce habilitacje i profesury, a obecnie spotykamy się na zebraniach członków Polskiej Akademii Nauk. Jako rektor AGH nadałem prof. Janowi Węglarzowi najwyższe wyróżnienie akademickie: tytuł doktora honoris causa. Teraz więc mam szczególną przyjemność opowiadać o jego ojcu.

Trudne pierwsze lata życia

W dalszej treści tego felietonu będę się skupiał na stronie naukowej i inżynierskiej dokonań prof. Józefa Węglarza, ale warto może pokazać, z jak niskiej pozycji społecznej musiał on startować, żeby dotrzeć w końcu na parnas polskiej nauki.

Urodził się 18 lutego 1900 r. w Wiśniowej, wiosce malowniczo położonej w kotlinie między Beskidem Wyspowym a Makowskim. Był taki serial „Daleko od szosy” o aspiracjach i awansie syna rolnika, który wszystko musiał zdobywać ciężką pracą. W serialu pada bardzo znamienne zdanie na temat głównego bohatera: „On musiał się wspinać na palce po to, co u nas leży na podłodze”. W życiu prof. Józefa Węglarza było podobnie. Z jego rodzinnej Wiśniowej też wszędzie było daleko: ok. 10 km do Dobczyc (małe miasteczko w powiecie myślenickim), do Krakowa – 40 km.

Rodzice późniejszego profesora gospodarowali, a raczej biedowali na 16 morgach (ok. 8 ha) kamienistego gruntu. Oboje byli półanalfabetami, tzn. umieli czytać tylko pismo drukowane. Mieszkali w dwuizbowej chacie, z przyległą bezpośrednio oborą. Jedna izba była bielona wapnem, a kolor utrzymywała dzięki temu, że nie było w niej pieca, co oznacza, że zimą nie była zamieszkana, choć przyjmowano w niej księdza z kolędą. Druga miała ok. 30 metrów kwadratowych i stanowiła mieszkanie dla całej rodziny (z pięciorgiem dzieci), a także dla królików, kur, gołębi, a nawet krowy, jeśli była mleczna. W tej izbie był piec, z którego dym kierował się do sieni i ku dachowi, ale sporo go pozostawało. Stąd dorośli musieli chodzić pochyleni, by nie gryzł ich w oczy. Podłogę stanowiła ubita glina, czyli tzw. klepisko, a w zimie temperatura z trudem osiągała 15 stopni.

Przyszły profesor Politechniki Poznańskiej wykształcenie zdobywał wolno i nie bez przeszkód, bo od najmłodszych lat pomagał w pracy na roli, gdzie liczyły się każde ręce. Do czteroklasowej szkoły podstawowej w Wiśniowej uczęszczał przez sześć lat, gdyż dwie ostatnie klasy były podwójne, a przez rok po ukończeniu szkoły musiał pracować na roli. Ale zdecydował się na egzamin do gimnazjum w Myślenicach, który zdał w 1914 r. z wynikiem celującym. Uzyskał wtedy pomoc od brata matki, ks. Jana Ślósarza, który był fundatorem pierwszego kościoła w nieodległej do Wiśniowej Węglówce, skąd pochodzili Ślósarzowie. Ów wujek-ksiądz (który także zdobył wyższe wykształcenie i pozycję naukową) poznał się na zdolnym siostrzeńcu, wspomagał więc finansowo i moralnie jego aspiracje. Jednak mimo to zdobywanie wykształcenia było trudne (brak pieniędzy, wojna). Uratowało go to, że był bardzo dobrym uczniem i już w drugiej klasie udzielał korepetycji mniej zdolnym, ale bogatszym kolegom. Na marginesie dodam, że kończyłem to samo myślenickie liceum i że na studiach też utrzymywałem się w dużej mierze z korepetycji...

Kraków jako punkt zwrotny

Z Myślenic Józef Węglarz przeniósł się w 1918 r. do Krakowa, ponieważ zaproponowano mu Małe Seminarium przy Kapitule Krakowskiej, dzięki czemu mógł kontynuować naukę w renomowanym I Klasycznym Gimnazjum św. Anny. Tu znowu mam wątek osobisty, bo obecnie ta szkoła nazywa się I Liceum imienia Bartłomieja Nowodworskiego i ukończyła je moja córka, zdobywając srebrny pierścień najlepszego maturzysty. W 1922 r., kiedy celująco zdał maturę Józef Węglarz, pierścieni jeszcze chyba nie rozdawano.

Przedtem jeszcze zdarzyły się dwa ważne fakty. W 1920 r. wojska sowieckie najechały na Polskę i znowu – jak kiedyś w rodzinnej wsi – ważna była każda para rąk. Gimnazjalista Węglarz zgłosił się ochotniczo do wojska i otrzymał odznakę „Stanęli w Potrzebie”. W tym samym 1920 r. Józef Węglarz upewnił się, że nie ma powołania do tego, by zostać księdzem, poinformował więc o tym swoich przełożonych w Małym Seminarium. Oni jednak zdecydowali, że dalej będą wspomagali materialnie jego naukę, aż do wspomnianej wyżej matury.

W latach 20. ubiegłego wieku ważną sprawą było umacnianie polskości w Wolnym Mieście Gdańsku. Rząd apelował, żeby m.in. podejmować studia właśnie w tym mieście i Józef Węglarz po raz kolejny pozytywnie odpowiedział na patriotyczne wezwanie, jadąc do Gdańska i podejmując tam właśnie studia na Wydziale Elektrycznym tamtejszej Politechniki. Wiązało się to z wieloma niewygodami: po pierwsze, oznaczało to studia w języku niemieckim, który znał średnio. Po drugie – nastawienie kadr uczelni (zwłaszcza asystentów) do Polaków było zdecydowanie nieżyczliwe. No i wreszcie kłopoty finansowe. Rządowe wsparcie dla polskich studentów nie było wystarczające i Józef Węglarz nadal musiał wspomagać swój budżet korepetycjami. Mimo to ukończył studia w terminie i w 1927 r. zgłosił się do egzaminu końcowego. Jednocześnie jednak otrzymał ostateczne wezwanie do odbycia służby wojskowej i został skierowany do Szkoły Podchorążych w Krakowie, którą ukończył w stopniu podporucznika. Ale w związku z tym dyplom ukończenia studiów na Politechnice Gdańskiej uzyskał dopiero w 1929 r. i zaczął poszukiwać pracy.

Dwa etapy pracy w Poznaniu

Pracę jako inżynier znalazł w Poznaniu. Przyjeżdżając tam, nie przypuszczał, że pozostanie w Poznaniu do końca życia i że tak się zasłuży dla tego miasta (obecnie jest w nim ulica nazwana jego imieniem). Początkowo pracował w firmie Brown Boveri, ale gdy nowa Państwowa Wyższa Szkoła Budowy Maszyn i Elektrotechniki w Poznaniu poszukiwała wykładowców, zatrudnił się w niej i z wielką energią włączył  w organizowanie Wydziału Elektrycznego. Niestety, w 1939 r. wybuchła wojna i Józef Węglarz został zmobilizowany. Dowodził kolumną samochodów ciężarowych w Armii „Poznań”. W czasie bitwy nad Bzurą dostał się do niemieckiej niewoli, ostatecznie do Oflagu VII A Murnau w Bawarii.

W obozie prowadził dla uwięzionych oficerów wykłady z elektrotechniki, a sam uczył się obcych języków. 29 kwietnia 1945 r. obóz został wyzwolony przez armię amerykańską i Józef Węglarz wrócił do Poznania. Podjął pracę w swej przedwojennej szkole, która przekształciła się w Szkołę Inżynierską. Zajął się organizacją Wydziału Elektrycznego i w 1946 r. został jego pierwszym dziekanem (pełnił tę funkcję aż do 1955 r., kiedy to poznańską Szkołę Inżynierską przekształcono w Politechnikę). W 1952 r. został kierownikiem Katedry Elektrotechniki i piastował tę funkcję aż do odejścia na emeryturę w roku 1970. Naturalną koleją rzeczy awansował naukowo: w 1954 r. został mianowany zastępcą profesora, w 1957 r. został docentem, a w 1968 r. uzyskał tytuł naukowy i stanowisko profesora. W 1960 roku został ponownie dziekanem Wydziału Elektrycznego na Politechnice Poznańskiej i pozostał na tym stanowisku prawie do samej emerytury. W uznaniu jego zasług 25 maja 1984 r. jednej z sal wykładowych Politechniki Poznańskiej nadano imię prof. Węglarza, o czym informuje stosowna tablica wmurowana przy wejściu do tej sali.

Aktywność poza murami uczelni

Prof. Józef Węglarz intensywnie działał także społecznie. Zaraz po rozpoczęciu pracy w Poznaniu, w 1929 r. zapisał się do Stowarzyszenia Elektryków Polskich (SEP) i już w 1938 r. został wiceprezesem poznańskiego oddziału tego Stowarzyszenia. Gdy po wojnie w 1947 r. powołano Poznański Oddział Naczelnej Organizacji Technicznej, w skład którego włączono SEP, Józef Węglarz objął stanowisko prezesa SEP i bardzo przyczynił się do rozwoju tej organizacji. Będąc jednocześnie dziekanem Wydziału Elektrycznego Politechniki Poznańskiej i aktywistą SEP, prof. Węglarz organizował wspólne konferencje naukowo-techniczne Politechniki i SEP, przyczyniając się do sprawniejszego przepływu idei między elektrotechniką uprawianą naukowo a praktyką przemysłową.

Doceniając zasługi prof. Węglarza dla Stowarzyszenia Elektryków Polskich, wybito medal jego imienia i od 2008 r. medal ten jest przyznawany za szczególne zasługi dla elektrotechniki. W 2010 r. Poznański Oddział SEP – za zgodą Zarządu Głównego tej organizacji – przyjął imię prof. Węglarza do swojej oficjalnej nazwy.

Jak widać, prof. Józef Węglarz działał intensywnie i efektywnie na wielu polach. Jego działalność była entuzjastycznie przyjmowana przez studentów, otaczana szacunkiem przez naukowców i skwapliwie wykorzystywana przez inżynierów. Natomiast z niechęcią była obserwowana przez komunistyczne władze. Ale to już jest temat na osobne opowiadanie...

Autor jest profesorem AGH w Krakowie

Los nigdy mnie nie zetknął bezpośrednio z profesorem, ale studiując na Wydziale Elektrycznym AGH, uczyłem się z obszernej monografii autorstwa prof. Węglarza zatytułowanej „Maszyny elektryczne” i pamiętam, że był to naprawdę świetny podręcznik. To właśnie ten podręcznik sprawił, że doskonale sobie radziłem na laboratorium z różnymi elektrycznymi maszynami, których montaż i sterowanie koledzy chętnie zostawiali w moich rękach, bo to gwarantowało pozytywne zaliczenie ćwiczenia. Dzięki pilnemu studiowaniu książki prof. Węglarza zdałem potem celująco egzamin z tego trudnego przedmiotu, co na AGH nie było łatwe. No i dzięki tym studiom z monografią prof. Węglarza w ręce do dziś natychmiast rozumiem działanie każdej napotkanej maszyny elektrycznej, zwłaszcza najpopularniejszych silników asynchronicznych, co już nieraz mi się przydało.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL