Tajemnice 17 września. Dowództwo spodziewało się inwazji?

Wiele wskazuje, że nasze dowództwo spodziewało się sowieckiej inwazji i dostosowywało swoje plany do spływających na bieżąco meldunków wywiadowczych. Ale byli też dowódcy nastawieni na kolaborację z Moskwą.

Aktualizacja: 18.09.2020 05:19 Publikacja: 17.09.2020 21:00

Spotkanie Armii Radzieckiej i Wehrmachtu. Brześć nad Bugiem - okupowana Polska, 18 września 1939 r.

Spotkanie Armii Radzieckiej i Wehrmachtu. Brześć nad Bugiem - okupowana Polska, 18 września 1939 r.

Foto: LASKI DIFFUSION/EAST NEWS

17 września 1939 r. Sowieci wysłali przeciwko Polsce w pierwszym rzucie 620 tys. żołnierzy, 4,7 tys. czołgów i 3,3 tys. samolotów. Ich siły powietrzne i pancerne były ponad dwa razy większe od niemieckich. Cios w plecy zadany przez Stalina zdezorganizował polski opór. W przeddzień sowieckiej inwazji armia niemiecka miała przed sobą wciąż 800–900 tys. polskich żołnierzy. Co prawda spora część naszych jednostek została rozbita, ale polscy dowódcy wykazywali się niesamowitym talentem w ich zbieraniu i odtwarzaniu. Wehrmachtowi brakowało już paliwa, by przeprowadzić dużą operację miażdżenia oporu na wschodnich terenach II RP. A gdyby zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Francuzi przeprowadzili poważną ofensywę przeciwko Zagłębiu Ruhry, przemysłowemu sercu Niemiec, wiele jednostek z Polski musiałoby zostać pospiesznie przerzuconych na Zachód. Groźba ciosu od Zachodu spędzała sen z powiek niemieckim generałom. 15 września Niemcy ponaglali Sowietów do inwazji, deklarując, że armia niemiecka nie będzie nacierała aż do granicy polsko-sowieckiej i że w związku z tym może powstać we wschodniej Polsce „próżnia polityczna”. Myślano więc o scenariuszu, w którym front by się zatrzymywał, a za Bugiem i Sanem funkcjonowałaby nadal polska administracja. Niestety, Stalin okazał się znacznie lepszym sojusznikiem dla Hitlera niż Francja dla Polski. Czy była jednak możliwość wyplątania się przez nas z tej pułapki?

Przewidziany atak

Jednym z wielkich mitów wojny polskiej 1939 r. jest to, że sowiecka inwazja była dla władz polityczno-wojskowych II RP „ogromnym zaskoczeniem”. Juliusz Łukasiewicz, polski ambasador w Paryżu, mówił 6 września 1939 r. amerykańskiemu ambasadorowi Williamowi Bullitowi: „Jeżeli Francja i Anglia nie przystąpią natychmiast do ataku, Związek Sowiecki zaatakuje i zaanektuje wschodnią Polskę”. Tajny załącznik do niemiecko-sowieckiego paktu z 23 sierpnia 1939 r. był już znany od wielu dni zachodnim dyplomatom po tym, gdy przekazał go Amerykanom pracownik niemieckiej ambasady w Moskwie Hans von Herwarth. Treść tajnego protokołu dzielącego Europę była znana nawet estońskim tajnym służbom, co ze zgrozą odkryli Sowieci w 1940 r.

Polska dysponowała wówczas znakomitym radiowywiadem. To dzięki przekazanym przez nasze służby informacjom wywiadowi japońskiemu udało się w czerwcu 1939 r. złamać szyfry sowieckiej armii lądowej, sił powietrznych i straży granicznej. Sowieci zmienili je dopiero po bitwie z Japończykami pod Chałchin-Goł zakończonej 16 września 1939 r. Ich nowy wojskowy szyfr OK40 został jednak już po dwóch tygodniach złamany przez Estończyków. Tajne służby zarówno Japonii, jak i Estonii bardzo blisko współpracowały z polskimi w dziedzinie radiowywiadu i kryptologii. Gdy w 1936 r. przedstawiciel szwedzkiego wywiadu wojskowego udał się do Tallina na rozmowy w sprawie współpracy przy łamaniu sowieckich kodów, Estończycy polecili mu, by lepiej pojechał do Warszawy, gdyż „prawdopodobnie żaden inny kraj nie ma tak dobrej wiedzy o rosyjskich metodach szyfrowania i rediotelegrafii jak Polska”. Trudno więc sobie wyobrazić, by polski radiowywiad nie natrafił na ślady sowieckich przygotowań do inwazji.

Meldunki mówiące o dziwnych ruchach sowieckich wojsk nad granicą spływały do naszego wywiadu już pod koniec sierpnia 1939 r. 5 września kapitan Jerzy Niezbrzycki, kierownik Referatu Wschód Oddziału II Sztabu Głównego, informował marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego o ruchach wojsk sowieckich na Linii Stalina, ryzyku walki na dwa fronty i konieczności ewakuacji sił na terytoria sojuszników. Dzień później, podczas narady u Naczelnego Wodza, płk Roman Umiastkowski poddał krytyce doniesienia Niezbrzyckiego. Niezbrzycki wówczas odparł, że sowiecki atak jest pewny i nastąpi prawdopodobnie 8-10 września, a Stalin na razie czeka na to, czy rozwinie się francuska ofensywa na froncie zachodnim. 13 września do Sztabu Naczelnego Wodza dotarły informacje o cięciu przez Sowietów drutu kolczastego nad granicą. Tego samego dnia do brytyjskiego generała Edmunda Ironside’a doszedł list od generała Mieczysława Norwida-Neugebauera, szefa Polskiej Misji Wojskowej w Londynie. W liście tym informowano o decyzji o wycofaniu polskich wojsk z terenów północno-wschodnich i o tym, że wzdłuż Prus Wschodnich „powstają warunki” do utworzenia granicy niemiecko-sowieckiej. 16 września konsul generalny RP w Kijowie nakazał ewakuację do Polski majorowi Mieczysławowi Słowikowskiemu, szefowi polskiej rezydentury wywiadowczej na Ukrainie. Słowikowski przekroczył granicę tego samego dnia wraz z informacjami o rychłej inwazji.

PAP/ITAR-TASS

W meldunkach napływających do Sztabu Naczelnego Wodza padały różne daty sowieckiej napaści. To mogło świadczyć jednak o bardzo sprawnym zdobywaniu informacji na bieżąco. Stalin bowiem ciągle tę datę przesuwał. Początkowo chciał zaatakować, gdy Niemcy zdobędą Warszawę – a Niemcy przedwcześnie ogłosili zdobycie polskiej stolicy już 8 września. Na Kremlu planowano więc rozpocząć „marsz wyzwoleńczy” 11 września, a później prawdopodobnie 13 września i 15 września. To, że w meldunkach wywiadowczych data inwazji stale się przesuwała, mogło sprawić, że część sztabowców przestała wierzyć w ich wiarygodność.

Są jednak poszlaki mówiące o tym, że meldunki o szykowanej sowieckiej inwazji były impulsami do zmieniania planów wojennych przez Naczelnego Wodza. Już 3 września podczas narady w Warszawie, w której wzięli udział m.in. marszałek Rydz-Śmigły i gen. Kazimierz Sosnkowski, uznano, że jeśli chodzi o zagrożenie sowieckie, to „jest gorzej niż źle”. Sosnkowski zaproponował wówczas, by oś planowanego odwrotu wojsk polskich skierować nie bezpośrednio na wschód, ale na południowy wschód, ku granicy z Węgrami i Rumunią. Tego typu manewr i towarzyszącą mu ewakuację instytucji państwowych przygotowywano przed wojną.

6 września, czyli po ostrzeżeniach Niezbrzyckiego, Rydz-Śmigły wydaje rozkaz o odwrocie na linie Wisły i Sanu, co jest początkiem manewru odwrotowego na przedmoście rumuńskie. Sam udaje się do Brześcia, a stamtąd po kilku dniach w stronę przedmościa rumuńskiego. 9 września Mołotow informuje niemieckiego ambasadora von der Schulenburga, że ZSRR zdecydował się „szybko” zaatakować Polskę. Potwierdzeń o szykowanej inwazji jest coraz więcej, a w nocy z 9 na 10 września płk Józef Jaklicz opracowuje „Wytyczne Naczelnego Wodza do obrony Małopolski Wschodniej”. Plan odwrotu na przedmoście, mający uratować wojsko ze „strefy zgniotu” pomiędzy wojskami niemieckimi a sowieckimi, jest realizowany etapami. To jednak morderczy wyścig z czasem. W grę wchodzą dwie opcje: albo Francuzi zaatakują Niemców na poważnie i Stalin w ostatniej chwili wycofa się z planów inwazji, albo trzeba będzie ratować wszystko co się da poprzez granice z Rumunią i Węgrami. Tak jak w 1915 r. armia serbska wraz z królem i rządem, pobita przez Niemców, wycofała się do neutralnej Grecji i w 1918 r. wróciła w chwale zwycięzców, powiększając państwo, tak armia polska miała przetrwać na terytorium sojuszników i po klęsce Niemiec wrócić do kraju. 16 września samoloty łącznikowe dostarczały rozkazy nakazujące „opustoszenie wojenne kraju” i jak najszybszą ewakuację na przedmoście.

Cios w plecy

17 września o 4.45 rano Sztab Naczelnego Wodza otrzymał pierwszy meldunek o sowieckim ataku. Szef Sztabu Naczelnego Wodza gen. Wacław Stachiewicz wkrótce potem rozmawia telefonicznie z marszałkiem Rydzem-Śmigłym. Pierwsze rozkazy Naczelnego Wodza mówią o walce z nowym agresorem. Według płk. Jaklicza Rydz-Śmigły wydał dla gen. Łuczyńskiego w Tarnopolu i Jetelnickiego w Mikulińcach rozkazy obrony rzeki Seret i rejonu Czortkowa. Około godziny 6.00 Naczelny Wódz przybył na naradę w sztabie. Mówił wówczas, że po agresji sowieckiej „walka stawała się niemożliwa na własnej ziemi, ale że trzeba ją kontynuować na terenie sojuszników i że najracjonalniej będzie, jeżeli wszystkie siły, które tylko będą mogły, przejdą do Rumunii, względnie na Węgry, skąd można je będzie w ten czy inny sposób przetransportować do Francji, tam odtworzyć wojsko i u boku Francuzów dalej walczyć z Niemcami”.

Dowódca XIX Korpusu Armijnego Heinz Guderian (pierwszy od lewej) w rozmowie z komisarzem politycznym

Dowódca XIX Korpusu Armijnego Heinz Guderian (pierwszy od lewej) w rozmowie z komisarzem politycznym Borowienskim na temat linii demarkacyjnej między armiami niemiecką i sowiecką, wrzesień 1939 r.

LASKI DIFFUSION/EAST NEWS

Choć w niektórych miejscach sowieckie czołgi przekraczają granicę z wywieszonymi polskimi flagami, a sołdaci krzyczą, że idą „bić Giermańców”, to w Sztabie Naczelnego Wodza chyba nikt nie ma wątpliwości, że to agresja. Płk Jaklicz obdzwania garnizony na Kresach i daje im szczegółowe rozkazy dotyczące oporu. Naczelny Wódz wstrzymuje się z wydaniem ogólnego rozkazu, gdyż chce się przedtem naradzić z rządem i prezydentem. Gen. Faury, szef Francuskiej Misji Wojskowej, stara się przekonywać, by w oficjalnych dokumentach unikać urażania Sowietów. Mimo to prezydent Mościcki w odezwie z 17 września mówi o najeździe Niemiec i ZSRR, a premier Sławoj-Składkowski podpisuje notę protestacyjną przeciwko sowieckiej agresji. Do polskiego konsulatu w Czerniowcach zostaje wysłana depesza: „Natychmiast nadać depeszę claris następującej treści do Paryża, Londynu, Rzymu, Waszyngtonu, Tokio, Bukaresztu: »W dniu dzisiejszym wojska sowieckie dokonały agresji przeciwko Polsce, przekraczając granicę w szeregu punktów znacznymi oddziałami. Polskie oddziały stawiły opór zbrojny. Wobec przewagi sił prowadzą walkę odwrotową. Złożyliśmy w Moskwie protest. Działanie to jest klasycznym przykładem agresji«. Beck”.

„Najazd bolszewicki na Polskę nastąpił w czasie wykonywania przez nasze wojska manewru, którego celem było skoncentrowanie w południowo-wschodniej części Polski tak, by mając do otrzymania zaopatrzenia i materiału wojennego komunikację i łączność przez Rumunię z Francją i Anglią, móc dalej prowadzić wojnę. Najazd bolszewicki uniemożliwił wykonanie tego planu. Wszystkie nasze wojska zdolne do walki były związane działaniem przeciwko Niemcom. Uważałem, że w tej sytuacji obowiązkiem moim jest uniknąć bezcelowego rozlewu krwi w walce z bolszewikami i ratować to, co się da uratować. Strzały oddane przez KOP do bolszewików przekraczających granicę stwierdziły, że nie oddajemy naszego terytorium dobrowolnie. A ponieważ w pierwszym dniu bolszewicy do naszych oddziałów nie strzelali ani też ich nie rozbrajali, więc sądziłem, że możliwym będzie przez pewien czas wycofać dość dużo wojska na terytorium Węgier i Rumunii. A chciałem to zrobić w tym celu, by móc Was następnie przewieźć do Francji i tam organizować Armię Polską. Chodziło mi o to, by polski żołnierz brał w dalszym ciągu udział w wojnie i by przy zwycięskim zakończeniu wojny istniała Armia Polska, która by reprezentowała Polskę i Jej interesy” - napisał marszałek Rydz-Śmigły w rozkazie wydanym 20 września 1939 r. Zawarta w tym rozkazie kuriozalna wzmianka o tym, że „w pierwszym dniu bolszewicy do naszych oddziałów nie strzelali”, wyraźnie kłóci się z wcześniejszym fragmentem o „strzałach oddanych przez KOP do bolszewików przekraczających granicę”. Już samo to pokazuje, że do polskiego dowództwa wkradł się wówczas informacyjny i decyzyjny chaos.

Przykładem tego chaosu jest również osławiona „Dyrektywa ogólna” wydana przez Naczelnego Wodza wieczorem 17 września: „Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba że w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów. Zadania Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami – bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii”. Wielką zagadką jest, czemu ten dokument tak mocno kontrastuje z rozkazami wydawanymi 17 września rano.

Polscy prosowieccy quislingowie?

W historii „Dyrektywy ogólnej” najważniejsza jest chronologia. Dokument ten został wysłany do walczących oddziałów dopiero późnym wieczorem 17 września. Już kilka godzin wcześniej część polskich dowódców powołuje się jednak na tajemnicze rozkazy ze Sztabu Naczelnego Wodza, by „z Sowietami nie walczyć”, a nawet traktować ich jako sojuszników. Płk Jan Skorobohaty-Jakubowski, dowódca GO „Dubno”, około godziny 15 przekazuje kilku tysiącom swoich żołnierzy, że dostał rozkazy, by z Sowietami nie walczyć, i prowadzi ich w stronę nacierającej Armii Czerwonej. Oni trafią do niewoli, on pojawi się w Paryżu u boku nowego Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego.

O godzinie 8 rano gen. Mieczysław Smorawiński, dowódca zgrupowania we Włodziemierzu Wołyńskim, mówi swoim żołnierzom, że dostał rozkazy, by nie walczyć z Sowietami. O 12.45 rozkazuje: „Żadnej walki nie przyjmować. Ja o zamiarach Rosji nic nie wiem, nie możemy posądzić ZSRS o agresję” (mimo to 9 kwietnia 1940 r. gen. Smorawiński zostaje rozstrzelany w Katyniu). Do niektórych strażnic KOP ktoś dzwoni w nocy z 16 na 17 września i mówi, że następnego dnia wkroczą Sowieci. I by traktować ich jak sojuszników. Jest też relacja mówiąca o tym, że 16 września w Tarnopolu władze cywilne ogłaszały przez megafony, iż armia sowiecka przybędzie z pomocą dla Polski.

22 września gen. Władysław Langner poddaje Lwów Armii Czerwonej. Po podpisaniu kapitulacji mówi im: „Z Niemcami prowadzimy wojnę. Miasto biło się z nimi przez 10 dni. Oni, Germanie, wrogowie całej Słowiańszczyzny. Wy jesteście Słowianie...”. Po pobycie w Moskwie 20 listopada wyjeżdża do Rumunii, niepowstrzymywany przez NKWD, a stamtąd do Francji.

Dziwnym trafem Lwów stał się we wrześniu 1939 r. głównym centrum spisku przeciwko Naczelnemu Wodzowi i rządowi. 11 września odbywa się tam narada, w której udział biorą m.in.: gen. Józef Haller, gen. Lucjan Żeligowski, gen. Marian Kukiel i Karol Popiel. Środowisko związane z gen. Władysławem Sikorskim rozważa kwestię zamachu stanu. Wśród członków nowego rządu jest wymieniany m.in. gen. Sosnkowski. Tenże generał, mianowany dowódcą Frontu Południowego, stara się skupić wszystkie podległe mu siły wokół Lwowa, wbrew rozkazom marszałka Rydza-Śmigłego mówiącym o przebijaniu się na przedmoście.

17 września o godz. 10 w Warszawie przedstawiciele gen. Juliusza Rómmla, dowódcy Armii „Warszawa”, konferują z pracownikiem sowieckiego poselstwa. Gen. Rómmel pisze po latach, że dyplomata ten „wyraził pogląd, że Polska nie ma powodów obawiać się ZSRR i że jego zdaniem akcja rządu radzieckiego w żadnym wypadku nie jest przejawem wrogości w stosunku do Polski. (…) W końcu zapytał, czy wiadomy jest nam fakt, że marszałek Rydz-Śmigły nie jest już Wodzem Naczelnym, a jest nim gen. Sikorski, i że cały nasz rząd przeszedł granicę rumuńską, a z nim razem też marszałek Śmigły”. Słowa te zostały wypowiedziane przez sowieckiego wysłannika w czasie, gdy Rydz-Śmigły jeszcze nawet nie myślał o przekroczeniu granicy, i na blisko dwa tygodnie przed objęciem przez Sikorskiego funkcji Naczelnego Wodza. Rómmel wydaje po tym bezprawny rozkaz do polskich jednostek walczących na Kresach, by traktowały Armię Czerwoną jako sojuszników. Wieczorem w swoim sztabie przy ul. Rakowieckiej próbuje tworzyć prosowiecki rząd kolaboracyjny. Zaproszonych do sztabu dowódców i polityków próbuje przekonać do tej idei płk Arciszewski. – Honor nakazuje nam bić się z Niemcami, a z dwoma naraz bić się nie możemy, więc jednego musimy uznać za sprzymierzeńca – mówi współpracownik gen. Rómmla. – Honor to nie kiełbasa, nie jest podzielny, honor jest tylko jeden! – odpowiada mu wściekły Stefan Starzyński, komisaryczny prezydent Warszawy. Próba utworzenia prosowieckiego rządu w oblężonej stolicy zostaje zduszona w zarodku.

Rząd gen. Sikorskiego oficjalnie traktuje ZSRR jako wroga. Rotmistrz Jerzy Klimkowski, kontrowersyjny były adiutant gen. Andersa, twierdził jednak, że już w listopadzie 1939 r. Sikorski prowadził tajne rozmowy o utworzeniu armii polskiej w ZSRR. Wiadomo, że w czerwcu 1940 r. Sikorski prowadził podobne negocjacje, a pośrednikiem w nich był Stefan Litauer. Wygląda na to jednak, że już we wrześniu 1939 r. ktoś na bardzo wysokim szczeblu uznał, że z Sowietami nie warto walczyć, bo wkrótce staną się naszymi sojusznikami przeciwko Niemcom. Płk Józef Szostak wspominał, że jeszcze przed wojną płk Jaklicz mówił mu: „Niemcy wojnę w końcu przegrają, ale do Polski wejdą Sowiety i dużo czasu przeminie, zanim się ich pozbędziemy”. Być może nie był to pogląd odosobniony, a część podzielających go wojskowych uznała, że w takim scenariuszu najlepiej postawić na kolaborację.

17 września 1939 r. Sowieci wysłali przeciwko Polsce w pierwszym rzucie 620 tys. żołnierzy, 4,7 tys. czołgów i 3,3 tys. samolotów. Ich siły powietrzne i pancerne były ponad dwa razy większe od niemieckich. Cios w plecy zadany przez Stalina zdezorganizował polski opór. W przeddzień sowieckiej inwazji armia niemiecka miała przed sobą wciąż 800–900 tys. polskich żołnierzy. Co prawda spora część naszych jednostek została rozbita, ale polscy dowódcy wykazywali się niesamowitym talentem w ich zbieraniu i odtwarzaniu. Wehrmachtowi brakowało już paliwa, by przeprowadzić dużą operację miażdżenia oporu na wschodnich terenach II RP. A gdyby zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Francuzi przeprowadzili poważną ofensywę przeciwko Zagłębiu Ruhry, przemysłowemu sercu Niemiec, wiele jednostek z Polski musiałoby zostać pospiesznie przerzuconych na Zachód. Groźba ciosu od Zachodu spędzała sen z powiek niemieckim generałom. 15 września Niemcy ponaglali Sowietów do inwazji, deklarując, że armia niemiecka nie będzie nacierała aż do granicy polsko-sowieckiej i że w związku z tym może powstać we wschodniej Polsce „próżnia polityczna”. Myślano więc o scenariuszu, w którym front by się zatrzymywał, a za Bugiem i Sanem funkcjonowałaby nadal polska administracja. Niestety, Stalin okazał się znacznie lepszym sojusznikiem dla Hitlera niż Francja dla Polski. Czy była jednak możliwość wyplątania się przez nas z tej pułapki?

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii
Historia
Jerozolima. Nowa biografia starego miasta