Siemion Budionny (dowódca 1. Armii Konnej):
Patrzyłem przez lornetkę na pole bitwy. Wszędzie kipiały zacięte starcia. […] Bojcy rzucali na zasieki z drutu kolczastego kurtki, deski, pnie, maty. Inni rąbali drut kolczasty szablami, rwali kolbami, rozciągali rękami. W wielu miejscach zasieki były już przerwane i w okopach zaczęła się zażarta walka. Tu i tam słyszało się wybuchy granatów, bezładną strzelaninę. […]
Nagle w polu widzenia znalazła się grupa polskich jeźdźców. Wyjechali z lasu 1,5 kilometra na północny zachód od Oziernej. […] Błysnęły setki szabel i brygada przeszła w galop. Dlaczego nasi zwlekają? Czy zdążą się przegrupować do kontrataku? Gdy trwożne myśli goniły mi po głowie, zdarzyło się coś, czego nie oczekiwałem. Z okopów, oczyszczonych z przeciwnika, gdzie nie powinna zostać żywa dusza, nagle zaterkotał karabin maszynowy. Długa seria cięła po nieprzyjacielskiej konnicy. Upadł jeden ułan, drugi, trzeci... Kilka koni stanęło dęba i runęło na ziemię. Szereg atakujących się rozsypał, część ułanów cofnęła się. […] W ciągu kilku minut byliśmy w okopach. Wokół, dokąd sięgał wzrok: w okopach, w lejach, na drutach kolczastych – czasem na wpół przysypane ziemią – leżały trupy ludzi, walały się połamane karabiny, strzelby...
Pod Ozierną, 5 czerwca 1920
[Siemion Budionnyj, „Proidiennyj put’”, Moskwa 1965, tłum. Agnieszka Knyt]