Shinto na wojnie

Japońska tradycyjna religia została przejęta przez modernizujące się państwo i przekształcona w ideologię nakazującą absolutne oddanie boskiemu cesarzowi.

Publikacja: 28.05.2020 21:00

Shinto na wojnie

Foto: ullstein bild/Getty Images

Gdy w oknach pociągów kolejki miejskiej w Tokio wyłaniał się widok kompleksu Pałacu Cesarskiego, pasażerowie musieli pokłonić się w stronę siedziby władcy. Przedstawienia teatralne zaczynano od pieśni na cześć cesarza i rytualnych pokłonów. Jego portrety w urzędach często były zasłonięte welonami, by nie onieśmielać zwykłych śmiertelników wizerunkiem boskiego władcy. Dzieci w szkołach uczyły się piosenek mówiących o radości z oddawania życia dla cesarza, a gdy dorastały, ginęły w samobójczych szarżach, wznosząc okrzyki na cześć władcy. Broń, z którą żołnierze szli w bój, formalnie należała do władcy, a na każdym karabinie był stempel z cesarską chryzantemą. Kult japońskiego imperatora Hirohito pod pewnymi względami przewyższał kult Stalina. Różnił się od niego jednak tym, że Japończycy, w odróżnieniu od Sowietów, rzeczywiście uważali swojego przywódcę za wcielonego boga. Po wojnie różnego rodzaju „eksperci” tłumaczyli, że za ten fanatyzm odpowiedzialny był szintoizm, czyli tradycyjna japońska religia. Ile jest jednak prawdy w tej teorii?

Miliony bogów

Japończycy mówią na swoją tradycyjną religię: shinto lub kami-no-michi. To da się przetłumaczyć jako „droga bogów”. To kult mający wiele podobieństw z animistycznymi szamańskimi wierzeniami Ajnów (ludu z północy Japonii), Koreańczyków, Mongołów czy ludów Syberii. Jest jednak mocniej rozbudowany. Zakłada on, że świat zamieszkuje dziesiątki milionów bogów. Są wśród nich zarówno potężne bóstwa, takie jak Izanami oraz Izanagi, para stworzycieli Wysp Japońskich, jak i lokalne bóstwa opiekuńcze. Teoretycznie każde drzewo czy strumyk może mieć swoje bóstwo. Japońskie mity mówią, że z lewego oka boga Izanagi zrodziła się Amaterasu, bogini Słońca. Miała ona zapewniać harmonię na Ziemi. Po pewnym czasie zrzekła się jednak władzy na rzecz swojego wnuka Ningi, który zstąpił z nieba, by nauczyć ludzi uprawy ryżu. Ningi był dziadkiem Jimmu, pierwszego cesarza Japonii, który miał wstąpić na tron w 660 r. przed Chrystusem (według świadectw dwóch kronik spisanych dopiero w VIII w. n.e.). Założył on dynastię, która według legendarnych przekazów panuje od tego czasu nieprzerwanie w Japonii. Tak więc wszyscy cesarze, aż do Hirohito (panującego w erze Showa, czyli w latach 1926–1989), byli uznawani za akitsumikami, czyli bóstwa wcielone w ludzi. O boskim pochodzeniu dynastii miały świadczyć znajdujące się w jej posiadaniu trzy przedmioty zostawione jej przez boginię Amaterasu: Święte Lustro (przechowywane w świątyni w Ise), Święty Miecz Kusanagi (przechowywany w świątyni Atsuta w Nagoyi) oraz Święty Klejnot Yasakani no Magatama (przechowywany w świątyni w Pałacu Cesarskim w Tokio).

To, że cesarz był w szintoizmie wcielonym bogiem, nie zawsze jednak oznaczało, że posiadał on boską władzę. Przez większą część historii Japonii – od „średniowiecza” po rewolucję Meiji z 1868 r. – był on głównie figurantem spełniającym funkcje rytualne i odgrywającym rolę zwornika systemu feudalnego. Bywało, że cesarze byli mordowani lub jednocześnie panowało dwóch konkurencyjnych cesarzy popieranych przez dwa zwalczające się rody feudalne. Bycie bogiem w religii, w której bogów są dziesiątki milionów, nie jest przecież niczym szczególnie wyjątkowym. Dla zwykłych Japończyków żyjących w dawnych wiekach shinto było przede wszystkim religią ludową, która płynnie mieszała się z buddyzmem. W tych samych świątyniach obok posągów Buddy stały wizerunki szintoistycznych bogów. Modlono się do nich o dobre zbiory, udane połowy, szczęście w małżeństwie, powodzenie w handlu, wyjście cało z bitwy i o ochronę przed demonami. Zawsze w cenie były szintoistyczne talizmany oraz egzorcyzmy. To była po prostu swojska wiara w duchy, bogów i demony, jakże podobna do ludowych, pogańskich wierzeń z innych części świata. Nie było w niej ani krzty totalitarnego zadęcia nakazującego oddać życie za cesarza.

Resortowy kult

W 1868 r. klany nacjonalistycznie nastawionych samurajów zbuntowały się przeciwko szogunatowi – ówczesnemu „rządowi” Japonii znajdującemu się w rękach rodu Tokugawa. (Szogunat nie był już wtedy reżimem wojskowym, ale biurokratycznym.) Ich hasłem było: „Śmierć szogunowi! Chwała cesarzowi!”. Szogunat, niemogący poradzić sobie z naporem mocarstw kolonialnych, przeciwstawiano wizji sprawnej władzy wykonawczej skupionej wokół cesarza. Po zwycięstwie w wojnie domowej nad siłami wiernymi Tokugawom najwyższą władzę uzyskał cesarz Meiji. Zaczął on wraz ze wspierającymi go samurajskimi militarystami szybko modernizować państwo. Tak gwałtowne przekształcenie społeczeństwa wymagało mitu, który pozwoliłby skupić naród wokół machiny państwowej i armii. Zdecydowano się więc na dwa bardzo skuteczne zabiegi inżynierii społecznej. Wprowadzając powszechny pobór do sił zbrojnych, zaczęto przekonywać potomków chłopów, że też mają swój udział w samurajskim kodeksie bushido i że przez służbę w armii czeka ich awans społeczny. By zaś byli gotowi umrzeć za swoje państwo, odkurzono starożytne mity o boskim pochodzeniu dynastii cesarskiej.

Cesarz Meiji (przy powozie) panował w Japonii w latach 1867–1912

Cesarz Meiji (przy powozie) panował w Japonii w latach 1867–1912

the British Library

Konstytucja z 1889 r. mówiła w art. 1 o „odwiecznej i nieprzerwanej linii cesarskiej”. W art. 4 i 19 stwierdzała, że od cesarza pochodzi wszelka władza w państwie i że jest on naczelnym wodzem sił zbrojnych. Konstytucję przez następne kilka dziesięcioleci różnie interpretowano. Niektórzy uważali, że Japonia jest monarchią konstytucyjną w stylu zachodnim, inni – że cesarzowi przysługują dyktatorskie uprawnienia. Ta druga interpretacja zwyciężyła w latach 30. XX w. Oprócz prawnych uzasadnień cesarstwo potrzebowało też odpowiedniej interpretacji religijnej. Ludowy kult shinto zaczęto więc „nacjonalizować”.

Po 1868 r. próbowano najpierw rozdzielić shinto od buddyzmu. Część świątyń wówczas zniszczono. Zaczęto również standaryzację rytuałów i porządkowanie mitologii. W 1869 r. stworzono Departament ds. Boskości. Inżynieria społeczna słabo mu jednak szła, dlatego w 1872 r. jego zadania przejęło Ministerstwo Edukacji, którego Biuro ds. shinto od 1875 r. szkoliło kapłanów. W 1882 r. zmieniono strategię i położono nacisk na tworzenie państwowego shinto (kokka shinto) istniejącego obok tradycyjnego, ludowego shinto. W 1877 r. nadzór nad świątyniami przekazano Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, które dekadę później wstrzymało dotacje dla większości świątyń niereprezentujących kokka shinto. W efekcie tej polityki liczba świątyń szintoistycznych zmniejszyła się w Japonii w latach 1977–1914 z 200 tys. do 120 tys.

Z jednej strony likwidowano wiele ludowych kaplic, z drugiej – państwo inwestowało w budowę nowych ośrodków kultu głoszących chwałę cesarza i armii. W 1879 r. zbudowano w Tokio świątynię Yasakuni poświęconą duszom żołnierzy i cywilów poległych w wojnach dla cesarza. Jest ona rodzajem Grobu Nieznanego Żołnierza (wzbudzającym jednak ogromne kontrowersje za granicą, gdyż upamiętnia również zbrodniarzy wojennych powieszonych po II wojnie światowej). W 1915 r. zaczęto zaś budowę świątyni Meiji poświęconej pierwszemu nowoczesnemu cesarzowi. Budowano też świątynie na terenach zajmowanych przez japońskie wojska: na Okinawie, Sachalinie, w Korei, na Tajwanie. W trakcie II wojny światowej małe, polowe świątynki shinto pojawią się też w Chinach, na Filipinach, w Wietnamie, Singapurze i na indonezyjskich wyspach.

Państwo ponad wszystko

W latach 30. XX w. shinto zlało się z ideologią nacjonalistyczną, solidnie podlaną sosem importowanego z Europy darwinizmu społecznego. Forsowana przez wojskowych ideologia kokutai („narodowego dogmatu”) ukazywała Japonię jako społeczeństwo hierarchiczne, zbudowane wokół boskiego cesarza i podlegającej mu armii. Wokół Japonii, niczym wokół ojca rodziny, miały zaś zgromadzić się inne narody Azji walczące przeciwko białym kolonizatorom. Skopiowane od Mussoliniego teorie mówiące o japońskim „narodzie proletariackim” walczącym z białymi „narodami sytymi” mieszały się z mitologią religijną. W 1935 r. parlament przyjął uchwałę mówiącą, że Japonia jest ożywczym centrum świata, a cesarz jest jej środkiem, boską esencją. W uchwale tej stwierdzano, że dynastia cesarska istniała już przed powstaniem państwa japońskiego. Historycy podważający wiarygodność mitów o cesarzu Jimmu i bogini Amaterasu narażali się na szykany zawodowe. Shinto nie było wówczas oficjalną państwową religią Japonii, ale państwowe instytucje i szkoły wprowadzały światopogląd kokka shinto do umysłów ludzi niebędących szintoistami. Udział w religijnych rytuałach ku czci cesarza był wymagany.

Chrześcijańska mniejszość, licząca mniej niż 1 mln wyznawców, była traktowana co najmniej z podejrzliwością (i to z niej wywodziło się najwięcej osób kontestujących japoński militaryzm). By zapobiec ewentualnym prześladowaniom katolików, papieska kongregacja Propaganda Fide ogłosiła w 1936 r., że wizyty w świątyniach szintoistycznych można uznać nie za kult obcych bogów, ale za czynność o charakterze społecznym.

Pod presją byli też szintoistyczni kontestatorzy. Jeszcze w latach 20. ub. stulecia, czyli za oligarchicznej, liberalnej demokracji, zaczęto prześladować wyznawców sekty Omoto-kyo, odwołującej się do tradycyjnego ludowego shinto. Po 1940 r. kapłani shinto ryzykowali wizytę bezpieki, jeśli odprawiali ceremonie, które rząd uznał za odbiegające od państwowych standardów.

A co robili buddyści? Znaczna większość z nich dostosowywała się do państwowej ideologii, Zwłaszcza wyznawcy takich czysto japońskich nurtów buddyzmu jak nichiren. „Wszystko, co zawiera japoński buddyzm, oparte jest na rozkazach cesarza. To go odróżnia od wszelkich odmian buddyzmu w innych krajach. (…) Cześć dla Trzech Skarbów oznacza niebudzącą wątpliwości cześć dla cesarza” – napisano w wydanej w 1938 r. książce „Obronny buddyzm narodu”, sygnowanej przez władze głównych japońskich organizacji buddyjskich. 28 lipca buddyjska organizacja Myowa-kai wydała oświadczenie popierające wojnę w Chinach. „Pragnąc ustanowienia wiecznego pokoju w Azji Wschodniej, zezwalamy na buddyjskie okazywanie życzliwości i współczucia, działając raz pobłażliwie, a raz ostro. Nie mamy innego wyboru, jak stosować życzliwą energię polegającą na »zabiciu człowieka po to, by wielu mogło żyć«. (…) Buddyzm, o ile wojna pozostaje w zgodzie z jego wartościami, nie zadowala się tylko jej akceptowaniem: wspiera ją, posuwając się aż do uniesienia” – mówił ten dokument.

Wcześniej niektóre buddyjskie klasztory udzielały wsparcia nacjonalistycznym ekstremistom spiskującym przeciwko japońskiemu parlamentaryzmowi. I tak np. terrorysta Innue Nissho na swoim procesie z 1932 r. argumentował, że zabijając byłego premiera i byłego ministra finansów, okazał im miłosierdzie, gdyż kończąc ich żywoty, wybawił ich od szkodliwej chciwości i tym samym zbliżył do zbawienia. Państwowe shinto poniekąd uzupełniało się więc z nacjonalistycznymi nurtami buddyzmu. Wojskowa propaganda sięgała po motywy buddyjskie, np. gdy w przekazie dla mongolskich buddystów z Chin przedstawiano Imperialną Armię Japońską jako armię Szambali, czyli legendarnego buddyjskiego podziemnego królestwa, które miało kiedyś podbić świat i zniszczyć wszystkie „fałszywe doktryny”. Liczyło się więc przede wszystkim to, że Japończycy mogli przeciwstawiać swoje religie religiom wyznawanym przez „białych imperialistów”.

Zdjęcie z bogiem

Gdy 15 sierpnia 1945 r. cesarz Hirohito wygłosił radiowe przemówienie do narodu, dla znacznej większości Japończyków był to szok. Po raz pierwszy słyszeli głos swojego boga. Słuchali go więc, nisko kłaniając się do ziemi, zwróceni w stronę odbiorników radiowych i ulicznych głośników. Wiele słów cesarza było niezrozumiałych – mówił wszak archaiczną, dworską wersją japońskiego. Ale do wszystkich dotarło, że wojna jest przegrana, a ich bóg zda się na łaskę Amerykanów. Gdy wojska okupacyjne już nadeszły, zatrzymały się przy moście prowadzącym do Pałacu Cesarskiego w Tokio. Nie rozbroiły stojącego tam posterunku Gwardii Cesarskiej. Generał Douglas MacArthur, dowodzący alianckimi siłami okupacyjnymi w Japonii, nigdy nie przekroczył bram pałacu. Cesarz złożył mu jednak sam wizytę 27 września 1945 r., w amerykańskiej ambasadzie w Tokio. Zrobili sobie wspólne zdjęcie. Niski, ubrany we frak i wyraźnie stremowany cesarz Hirohito stoi na nim obok wysokiego gen. MacArthura, „ostatniego szoguna”, który ma na sobie wymięty mundur bez krawata. Amerykański bóg wojny obok japońskiego wcielonego boga, odległego potomka bogini Amaterasu. Dla Japończyków to zdjęcie było szokiem.

1 stycznia 1946 r. cesarz Hirohito wydał specjalny dekret, „Deklarację humanitaryzmu”, w której ogłosił, że nie jest wcielonym bogiem. Gen. MacArthur postanowił zachować instytucję cesarza, który miał być od tej pory jedynie symboliczną głową państwa, uosabiającą jedność narodu i związki z tradycją. Państwowe shinto zostało oficjalnie zlikwidowane. Jego świątynie – w tym Yasakuni i Meiji – nadal mogły funkcjonować, ale z dala od ingerencji rządu. (To, że japoński rząd nie może mieszać się do religii, stało się dla środowisk nacjonalistycznych błogosławieństwem. Dzięki temu mogli zbudować przy świątyni Yasakuni wielkie muzeum opowiadające ich narrację dotyczącą II wojny światowej.) Rodzina cesarska praktykuje shinto jedynie jako „prywatne ceremonie”. „Prywatne” w tym sensie, że są one odprawiane z wielkim majestatem, ale rząd za nie bezpośrednio nie płaci (tylko dwór cesarski, ze środków… przyznanych przez rząd).

Obecnie około 55 proc. mieszkańców Japonii deklaruje się jako wyznawcy shinto, zazwyczaj w jego ludowej wersji. Dane te mogą być jednak mylące, gdyż wielu buddystów, ateistów czy nawet chrześcijan ma w swoich portfelach szintoistyczne amulety (tak jak autor tego artykułu). Japończycy są generalnie religijnymi synkretystami, którzy z każdej religii wybierają to, co im się podoba. W Nowy Rok chodzą pomodlić się o powodzenie do szintoistycznych świątyń, śluby lubią brać w chrześcijańskiej wersji, a ceremonie pogrzebowe są najczęściej odprawiane w rycie buddyjskim. Decyduje więc głównie estetyka, a swoje robi też konsumpcjonizm. Motywy związane z wierzeniami szintoistycznymi często pojawiają się w popkulturze. A strój kapłanki shinto jest uznawany za popularne „niegrzeczne” przebranie dla dziewczyny w zabawach erotycznych. Sacrum idealnie łączy się z profanum.

Gdy w oknach pociągów kolejki miejskiej w Tokio wyłaniał się widok kompleksu Pałacu Cesarskiego, pasażerowie musieli pokłonić się w stronę siedziby władcy. Przedstawienia teatralne zaczynano od pieśni na cześć cesarza i rytualnych pokłonów. Jego portrety w urzędach często były zasłonięte welonami, by nie onieśmielać zwykłych śmiertelników wizerunkiem boskiego władcy. Dzieci w szkołach uczyły się piosenek mówiących o radości z oddawania życia dla cesarza, a gdy dorastały, ginęły w samobójczych szarżach, wznosząc okrzyki na cześć władcy. Broń, z którą żołnierze szli w bój, formalnie należała do władcy, a na każdym karabinie był stempel z cesarską chryzantemą. Kult japońskiego imperatora Hirohito pod pewnymi względami przewyższał kult Stalina. Różnił się od niego jednak tym, że Japończycy, w odróżnieniu od Sowietów, rzeczywiście uważali swojego przywódcę za wcielonego boga. Po wojnie różnego rodzaju „eksperci” tłumaczyli, że za ten fanatyzm odpowiedzialny był szintoizm, czyli tradycyjna japońska religia. Ile jest jednak prawdy w tej teorii?

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie