Gdy ludzie odkryli możliwości elektroniki (pisałem o tym w artykule „Wynalazki, które stworzyły elektronikę”, „Rzecz o Historii”, 6 września 2019 r.), najpierw stosowali ją do celów ściśle technicznych: wzmacniania sygnałów, ich generacji albo przetwarzania, automatyki itp. Natomiast gdy tymi elektronicznymi urządzeniami zainteresowali się muzycy, elektryczność wkroczyła w obszar kultury. Chciałbym od razu podkreślić, że wykorzystanie elektroniki do tworzenia muzyki to niejedyny obszar jej styku z obszarem kultury. Można by tu było opowiedzieć także o grafice komputerowej jako o narzędziu używanym przez awangardowych plastyków, o rzeczywistości wirtualnej jako o swoistym przedłużeniu twórczości filmowej, a także o elektronicznym sterowaniu efektami świetlnymi zarówno w kameralnych teatrach, jak i przy okazji masowych imprez. Listę tę można by zresztą wydłużać. Zdecydowałem się jednak omówić tu wykorzystanie elektroniki w muzyce i do tego się w tym artykule ograniczę.
Dźwięki muzyczne (poza śpiewem) zawsze były wytwarzane za pomocą urządzeń technicznych, bo zarówno prosty bęben, jak i skomplikowane organy są przecież wytworami techniki. Jednak elektronika wprowadziła zupełnie nowe sposoby generacji dźwięków, stwarzając nowe pole do popisu dla kompozytorów i wirtuozów, ogromnie więc wzbogaciła możliwości swoistej symbiozy techniki i kultury.
Nowe sposoby formowania dźwięków
Pierwszym elektronicznym narzędziem, które pozwalało na wydobywanie dźwięków muzycznych w zupełnie nowy sposób, był syntezator dźwięków o nazwie Aetherphone, wynaleziony w roku 1919 przez rosyjskiego fizyka Lwa Termena. Od rodowego nazwiska konstruktora, który był potomkiem francuskich hugenotów zbiegłych do Rosji po nocy św. Bartłomieja, instrument ten był znany na świecie pod nazwą theremin. Jest to elektroniczny generator akustyczny (elektrofon), którego parametry moduluje muzyk, poruszając rękami w pobliżu dwóch anten wystających z aparatu: pionowej anteny w formie pręta i poziomej anteny w formie pętli. Zmiany pola elektromagnetycznego wywołane ruchami człowieka dają bardzo ciekawy efekt akustyczny odmienny od wszystkich wcześniej znanych instrumentów, dlatego ten syntezator chętnie był (i jest) używany do generowania efektów muzycznych do filmów, gdy chodzi o uzyskanie efektu niezwykłości, na przykład w thrillerze „Urzeczona” (1945) Alfreda Hitchcocka. W ZSRR zbudowano 600 egzemplarzy tego unikatowego instrumentu, natomiast znacznie więcej powstało ich w USA, gdy Termen uzyskał w 1928 roku patent amerykański na jego budowę. Produkcji thereminów podjęła się w USA firma RCA, a potem przedsiębiorstwo Roberta Mooga.
Ma to jedynie luźny związek z tematem tego artykułu, ale warto może dodać, że Lew Termen, przebywając w latach 1928–1938 w USA i prowadząc działalność gospodarczą, w istocie był radzieckim szpiegiem, podobno bardzo skutecznym. Po powrocie do ZSRR został jednak poddany stalinowskim represjom, aresztowany i zesłany do obozu (a potem do tzw. szaraszki). Będąc w obozie, Termen opracował m.in. konstrukcję urządzenia podsłuchowego, które udało się w 1945 roku przemycić do rezydencji amerykańskiego ambasadora w ZSRR. Gdy po siedmiu latach Amerykanie przez przypadek odkryli to urządzenie, jego budowę i działanie analizował sam Peter Wright z brytyjskiej Security Service – tak bardzo było innowacyjne! Wróćmy jednak może do muzyki.
Fale Martenota – inspiracja czy imitacja?
Drugi niezwykły elektroniczny instrument muzyczny zaprezentował w 1928 roku w Operze Paryskiej francuski wiolonczelista i wynalazca Maurice Martenot, który zainteresował się oddziaływaniem pomiędzy ciałem człowieka i urządzeniami elektronicznymi, gdy w czasie I wojny światowej pracował jako technik radiowy.