Wspominając wybór Jana Pawła II

Zaledwie dzień po konklawe, na którym 16 października 1978 roku kardynałowie wynieśli Karola Wojtyłę na tron Piotrowy, film „Requiem dla króla” nadało 36 stacji z całego świata. Dzięki temu wierni Kościoła katolickiego mogli zobaczyć, jak wygląda ten słowiański papież z Krakowa.

Publikacja: 14.05.2020 21:00

Intronizacja Jana Pawła II. Watykan, 16 października 1978 r.

Intronizacja Jana Pawła II. Watykan, 16 października 1978 r.

Foto: East News

Tego wieczoru, gdy w katedrze wawelskiej uroczyście po raz wtóry grzebano królewską parę Kazimierza Jagiellończyka i Elżbietę Rakuszankę, nie zapomnę nigdy. Działo się to 18 października 1973 r. Mam w oczach złocienie i fiolety rozjaśnionego jak nigdy dotąd wnętrza najwspanialszej z polskich świątyń, a w uszach dostojnie bijący dzwon Zygmunt. Było to bowiem jedno z najdonioślejszych wydarzeń na wawelskim wzgórzu w XX wieku.

Przed rozpoczęciem mszy kardynał Karol Wojtyła odzywa się tymi słowy (spisałem je prawie w całości z taśmy magnetofonowej):

„Arcybiskup krakowski wraz z kapitułą metropolitalną i całym Kościołem krakowskim prosi dzisiaj o szczególną, niezwykłą posługę religijną. W związku z odnawianiem kaplicy świętokrzyskiej wydobyliśmy z największą czcią szczątki doczesne wielkiego króla Kazimierza Jagiellończyka oraz jego małżonki królowej Elżbiety, matki królów. Po badaniach naukowych pragniemy dzisiaj te doczesne szczątki naszych władców sprzed 500 lat pogrzebać powtórnie (...). Zwracamy się do Waszej Eminencji, do Waszych Ekscelencji, ażeby zechcieli przewodniczyć temu aktowi religijnemu, przez który oddajemy zarazem cześć naszej polskiej i chrześcijańskiej przeszłości, a także potwierdzamy ciągłość dziejów za naszych dni”.

Tak mówił w ów wieczór gospodarz wawelskiej katedry, który nawet przez moment nie mógł przypuszczać (chyba że uwierzył w przepowiednię ojca Pio z czasów powojennych studiów w Rzymie), że za pięć lat zasiądzie na papieskim tronie. Tak mówił o wielkim władcy Polski i Litwy, mimo że wiedział, iż wobec polityki ówczesnej Stolicy Apostolskiej – osłabionej po XIV-wiecznym kryzysie papiestwa i Kościoła, przychylnej dla Krzyżaków – król Kazimierz, powodowany podstawowymi dylematami swego państwa, zagroził wręcz oderwaniem Kościoła polskiego od Rzymu!

Jak komuniści zlekceważyli pogrzeb króla Polski

Przy powtórnym pogrzebie bodaj najwybitniejszego naszego monarchy nie grały werble. Nie było kompanii honorowej wojska ani armatnich salutów. Mimo zaproszeń wystosowanych do najwyższych władz, nie zjawił się nikt, nawet prezydent Krakowa, choć przy takiej okazji powinien przybyć przewodniczący Rady Państwa. Nie wiem, co sądzić o mentalności tamtej ekipy rządzącej, niemniej zbojkotowanie przez oficjalne władze takiej okazji (np. naczelnik Józef Piłsudski do czegoś takiego by nie dopuścił), nie może kojarzyć się z jakimkolwiek rozsądnym politycznym myśleniem. Był to wynik owego osobliwego klimatu politycznego. Ekipie rządzącej zapewne wydawało się, iż nie wysyłając przedstawiciela odpowiedniej rangi, a nawet nie zabiegając o należytą reprezentację władz państwowych, uda się całą sprawę wyciszyć, a przy okazji – co tu ukrywać – zlekceważyć hierarchię kościelną, a szczególnie prymasa Stefana kard. Wyszyńskiego i kardynała Karola Wojtyłę. Ale cóż tu zawinił wielki król wraz z królową? W ten oto sposób ówczesne władze sobie jeno krzywdę wyrządziły i państwu, które reprezentowały. Wszak ich obecność i stworzenie należytej protokolarnej oprawy zaświadczałoby właśnie o niczym innym, jak o ciągłości dziejów państwa, którą przybyciem potwierdzają.

Aby pokazać, cóż to była za epoka, opowiem o własnej przygodzie. Wspólnie z wybitnym fotografikiem Adamem Bujakiem realizowaliśmy cykl filmów dla telewizji poświęcony kultom i obrzędom różnych wyznań na terenie Polski. Szło to wszystko jak po grudzie, ponieważ uznawano, iż dokumentujemy „ciemnogród”. Dowiedziawszy się o terminie powtórnego pogrzebu pary królewskiej, pragnęliśmy zrealizować dla cyklu „Misteria” film o tym wydarzeniu. Zgłosiłem temat szefowi, a ten odparł:

– Mój drogi, nie jesteśmy wszak organem kurii metropolitalnej.

– Szefie, takie wydarzenie już się nie powtórzy. Piszący mają tę szansę i przewagę, iż mogą zrekonstruować fakty. Filmowiec, jeśli go zabraknie z kamerą, straci bezpowrotnie tę możliwość.

Szef był człowiekiem inteligentnym, pomagał nam, jak mógł, przy „Misteriach” (myśląc, że to robota i tak jeno dla archiwum), rzucił więc:

– Chcesz, to rób. Oficjalnie o niczym nie wiem.

Wpisałem do zamówienia przebojowy temat tamtych lat, czyli „przodującą dojarkę” i pojechaliśmy z Bujakiem oraz ekipą, zabierając ze sobą dużo oświetlenia, do katedry. To była „nasza wina”, że prymas Wyszyński i kardynał Wojtyła musieli mrużyć oczy. Tak jasno w najwspanialszej z polskich świątyń jeszcze nigdy dotąd nie było... Powstał film dokumentalny, jedyny w swoim rodzaju, pt. „Requiem dla króla” i – niezmontowany – poszedł na półki.

Po naszej pracy w katedrze Adam Bujak przedstawił mnie kardynałowi Karolowi Wojtyle. Pojęcia nie miałem, jak dalece ten wieczór wpłynie na moje dalsze życie. Nawet nie śniłem, jak wiele razy i w jakich okolicznościach przyjdzie mi się spotykać z Ojcem Świętym Janem Pawłem II. Zanim jeszcze Karol Wojtyła został wyniesiony na tron Piotrowy, dzięki niemu wczesną wiosną roku 1976 mogłem zrealizować niezwykłą przygodę.

„Madonna w girlandzie”

Dzięki kard. Wojtyle zdołałem pokazać Polsce nieznaną „Madonnę w girlandzie”. Jeszcze gazety nie ostygły od sensacji, jaką było odkrycie nieznanego dzieła El Greca w Kosowie, a już w 1976 roku nastąpiło kolejne tego rodzaju wydarzenie. Tym razem odkrywcą nieodnotowanego w katalogach światowej historii sztuki obrazu Jana Brueghla Starszego (zwanego Aksamitnym lub Kwiatowym, syna Piotra) był wybitny historyk sztuki Bogusław Krasnowolski. Odkrycia swego dokonał podczas konserwatorskiej inspekcji klasztoru PP. Norbertanek w Imbramowicach pod Krakowem. Obraz znajdował się za ścisłą klauzurą i – jako reporter i reżyser – byłem bezradny. Wspólnie z dr. Michałem Rożkiem udaliśmy się do Pałacu Biskupów w Krakowie i... wyszliśmy z odręcznym pismem ks. kard. Karola Wojtyły, w którym metropolita krakowski prosił matkę przełożoną, aby mojej ekipie umożliwić sfilmowanie „Madonny w girlandzie”. Kiedy zjawiłem się u przełożonej imbramowickich norbertanek, matki Krystyny Bąk, ta spojrzała na papier i odparła:

– Jak pan wie, klasztor nasz podlega biskupowi kieleckiemu, ale mamy tak wielki szacunek dla ks. kard. Wojtyły, że zadość uczynimy jego życzeniu.

Otrzymujemy pozwolenie na wyniesienie obrazu ze ścisłego obszaru klauzury. Była to zgoda wyjątkowa, gdyż dzieło musiało zaraz wrócić na swoje miejsce i nigdy później nie było już udostępnione zwiedzającym. Jest tak ciężkie, że do drzwi kościoła wyniosły obraz cztery zakonnice. Przenieśliśmy dzieło do pięknego wnętrza, gdzie było więcej światła. Jednocześnie tego samego dnia ukazał się na ekranie ogólnopolskiej TV mój reportaż o tym odkryciu i cała rozkładówka mego pióra w „Przekroju”, którego nakład liczył wtedy ponad 750 tys. egzemplarzy.

Z kolei po publikacji prasowej w roku 1990 na łamach „Dziennika Polskiego” otrzymałem listy z podziękowaniami od Ojca Świętego Jana Pawła II, prymasa Polski Józefa kard. Glempa oraz arcybiskupa metropolity krakowskiego Franciszka kard. Macharskiego. Dostojnicy Kościoła przekazali słowa radości i podziwu pod adresem odkrywców. Jest to bowiem bez wątpienia odkrycie tysiąclecia: krakowska ekipa badawcza pod kierunkiem prof. Klementyny Żurowskiej odsłoniła dwa baseny chrzcielne, w których – a u zarania dziejów naszej państwowości – pierwszy misyjny biskup Polski Jordan chrzcił plemię Polan. Nie ma w Europie drugiego przykładu tak dobrze zachowanego baptysterium związanego bezpośrednio z przyjmowaniem chrześcijaństwa przez władcę i przechodzeniem na nową wiarę całego narodu. Udowodniono tym samym, że na Lednicy była najwcześniej wzniesiona chrześcijańska świątynia w Polsce.

Przepowiednia lanckorońska

Powracam myślą do wigilijnej wieczerzy w lanckorońskiej willi – pensjonacie Tadeusz (u Lorenza). Wówczas mówiło się głośno o możliwości ustąpienia z tronu Piotrowego – ze względu na zły stan zdrowia – papieża Pawła VI. Gdy ktoś o tym napomknął, rzekłem:

– Jeśli kardynałowie wykażą rozsądek, mają jedynego, najlepszego z możliwych kandydata. Jest nim kardynał metropolita krakowski Karol Wojtyła.

Wtedy siedząca naprzeciw pani Danuta Michałowska, rektor PWST w Krakowie, a niegdyś koleżanka Karola Wojtyły z uniwersyteckiej polonistyki UJ, odparła:

– Gdyby się pańskie słowa mogły spełnić, byłby to pierwszy papież, z którym rozmawiałabym po imieniu – na Ty.

Wieczór 16 października 1978 roku. Szampan na część naszego papieża i tańce kleryków na Rynku. Właśnie powróciłem ze stypendium Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku. Na kolację powitalną przybył wieloletni mój przyjaciel, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, dr hab. Wacław Felczak. Wacław podczas II wojny był szefem kurierów karpackich w placówce „W” w Budapeszcie; utrzymywał łączność między krajem i ośrodkiem dyspozycyjnym w Londynie, w dużej mierze przyczyniając się do istnienia Polskiego Państwa Podziemnego. Aresztowany w 1948 roku przez UB, wielokrotnie torturowany w osławionym X Pawilonie, skazany na dożywocie, wyszedł z najcięższych więzień (Rawicz, Wronki) „na przepustkę” w listopadzie 1956 roku.

Felczak przybył około godz. 17. Rozmawialiśmy o trwającym konklawe i wtedy znów wyrwało mi się:

– Jeśli kardynałowie wykażą mądrość, to mają tylko jednego, najlepszego kandydata: Wojtyłę.

– Zbyszku, tyle podróżujesz po całym globie – powiedział Felczak pięć minut przed godz. 18 – a ciągle wydaje ci się, że Kraków i Polska to pępek świata...

Zaraz po 18 otrzymaliśmy telefon z wiadomością, że nowym papieżem został krakowski metropolita, ks. Karol kard. Wojtyła.

– Jeśli „DTV” to potwierdzi, mamy szampana dobrze schłodzonego – powiedziałem. To było najdłuższe półtorej godziny. Prezenter „Dziennika TV” Andrzej Kozera, najwidoczniej zaskoczony i bez jednoznacznych instrukcji (radować się czy nie), podał oczekiwaną wiadomość. Felczak zaczął z radości pocierać siwą czuprynę i krzycząc z radości, zrobiliśmy z szampana użytek. Późnym wieczorem, odprowadziwszy gościa, powracałem przez Rynek. Zobaczyłem niezwykłe widowisko: klerycy z seminarium duchownego, podkasawszy sutanny, tańczyli na największym placu Europy.

Rekord świata w montażu

Chyba król Kazimierz IV Jagiellończyk sprawił z wysoka, że film „Requiem dla króla” tej samej doby zobaczył cały świat.

17 października dzwoni do mnie o 7 rano mój szef z krakowskiego ośrodka telewizyjnego, red. Jerzy Ossowski, i powiada:

– Stary, ratuj! Po wyborze kardynała Wojtyły na papieża 36 ekip telewizyjnych z całego świata leci wprost do Krakowa. Wyjdziemy na kompletnych baranów, bo oprócz tego waszego filmu o pogrzebie monarszej pary nie mamy w całej Telewizji Polskiej nawet centymetra taśmy z wizerunkiem obecnego papieża. Nie mamy bodaj krótkiego filmu z dorocznych procesji Bożego Ciała w Krakowie. Budź świątobliwego Adama Bujaka, wyrzuciłem wszystkich ze stołów montażowych, przyjeżdżajcie zaraz i zmontujcie ten film. Laboratorium błyskawicznie zrobi, co trzeba, i pozwólcie kopiować ten reportaż jeszcze przed antenową premierą... Ratuj honor firmy!

Padł swoisty rekord w montażu: wieczorem podejmowaliśmy kolegów z największych telewizyjnych stacji globu ziemskiego. Amerykanom uprzytomniliśmy, że nasz wielki władca zmarł dokładnie w roku 1492, gdy admirał Kolumb odkrył czerwonoskórych w ich kraju. Filmowcy rzucili się na ten dla nich podwójnie „egzotyczny” materiał filmowy i po kilku godzinach 36 central nadawczych emitowało nasz wspólny z Bujakiem film. Chyba z zaświatów król Kazimierz sprawił, że wielka promocja Krakowa i Polski odbyła się w dniu tak podniosłym. Królewską katedrę i Zamek – ósmą w skali świata rezydencję królewską (jak mi potwierdzał prof. Jerzy Szabłowski lokatę Wawelu) – obejrzano na ekranach telewizyjnych, jednocześnie patrzono z ciekawością, jak też wygląda ten słowiański papież, papież z Krakowa.

A oficjalna premiera tego filmu dającego początek emisji kilku zaledwie odcinków „Misteriów” nastąpiła podczas burzliwej polskiej jesieni 1981 roku, wieczorem 14 października, a więc prawie osiem lat po jego nakręceniu i trzy lata po wyborze papieża Polaka!

Tego wieczoru, gdy w katedrze wawelskiej uroczyście po raz wtóry grzebano królewską parę Kazimierza Jagiellończyka i Elżbietę Rakuszankę, nie zapomnę nigdy. Działo się to 18 października 1973 r. Mam w oczach złocienie i fiolety rozjaśnionego jak nigdy dotąd wnętrza najwspanialszej z polskich świątyń, a w uszach dostojnie bijący dzwon Zygmunt. Było to bowiem jedno z najdonioślejszych wydarzeń na wawelskim wzgórzu w XX wieku.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii
Historia
Szańce konfederacji barskiej. Jak polska szlachta wystąpiła przeciw Rosji