Noc listopadowa. Jak Piotr Wysocki został symbolem

29 listopada 1830 r. słońce zaszło o 15.32. Po pogodnym, krótkim, jesiennym dniu szybko nadeszła przeszywająco chłodna noc. Warszawa była jednym z najgorzej oświetlonych miast świata. Mimo że latarnie gazowe już od 17 lat rozpraszały mroki londyńskich zaułków, stolica Królestwa Kongresowego, niczym przed wiekami, tonęła w ponurych ciemnościach.

Publikacja: 28.11.2019 21:00

„Starcie belwederczyków z kirasjerami rosyjskimi na moście w Łazienkach”, obraz Wojciecha Kossaka

„Starcie belwederczyków z kirasjerami rosyjskimi na moście w Łazienkach”, obraz Wojciecha Kossaka

Foto: Muzeum Wojska Polskiego / East News

Liche światło słabych lamp łojowych oświetlało jedynie bramę Zamku Królewskiego i wjazdy do kilku warszawskich rezydencji. Nocny spacer po ówczesnej stolicy Królestwa Kongresowego przypominał przeprawę przez ciemny las. Nielicznym przechodniom drogę oświetlali latarnicy – chłopcy lub weterani wojenni, którzy za symboliczną opłatą szli przed przechodniem, oświetlając mu zabłoconą drogę latarenką olejową.

Spacer po mieście był dla najodważniejszych. W ponurym jesiennym mroku czaili się bezwzględni bandyci i złodzieje. Ale ciemność w mieście miała też swoje zalety: była sprzymierzeńcem spiskowców, którzy pod jej czarnym welonem już od kilku miesięcy przemykali przez miejskie zaułki na zebrania konspiracyjne w różnych zakątkach stolicy.

Jednak owej pamiętnej listopadowej nocy, 189 lat temu, ciemność nie była już im potrzebna. Choć zbliżała się śnieżyca, jakby na ich życzenie, wieczorny mrok rozświetliła pełnia księżyca. Lunarna smuga światła poprzecinała czerń parku Łazienkowskiego i kładąc się niczym promienisty kobierzec na ścieżce obok pałacu Na Wyspie, wskazywała drogę ku miejscu, gdzie miał się rozpocząć największy w XIX-wiecznej historii Polski zryw patriotyczny. Niczym w greckiej tragedii na scenie pojawił się bohater, którego historia wcześniej nie znała. Otulony w wojskowy płaszcz bez lęku zmierzał ku swemu przeznaczeniu. Któż może dzisiaj rozwikłać myśli, które nim wtedy targały? Czy przeczuwał, że jeszcze tej nocy Opatrzność uczyni go jednym z największych herosów narodowych? Czy w chłodnym listopadowym powietrzu czuł zapach prochu i krwi, która wkrótce miała się polać?

Jego zadanie wydawało się proste. Miał jedynie dać sygnał do walki. Tak mało i tak wiele. Mijając ciemne kontury pustego pałacu Na Wyspie, układał sobie słowa, które za kilka chwil miały przejść do historii jako proklamacja insurekcji narodowej. Kiedy dotarł do warszawskiej Szkoły Podchorążych, wziął głęboki oddech i zamaszyście otworzył drzwi wejściowe. Stanowczym wojskowym krokiem przeszedł korytarz i wszedł do sali, w której właśnie odbywały się zajęcia z taktyki wojskowej. To wezwanie ćwiczył w myślach wiele razy. Teraz nareszcie mógł je wypowiedzieć głośno, przyjmując przy tym dramatyczną postawę.

„Polacy! Wybiła godzina zemsty!”. Po tych słowach czas na ułamek sekundy się zatrzymał. Wysocki zdążył dostrzec w oczach swoich przyjaciół płomień i oczekiwanie na dalsze słowa. „Dziś umrzeć lub zwyciężyć potrzeba! Idźmy, a piersi wasze niech będą Termopilami dla wrogów”.

Historia wyznacza nam różne role. Czasami mimo usilnych starań nie zyskujemy jej poklasku. Są też tacy wśród nas, jak 33-letni podporucznik Piotr Wysocki, których fala dziejów samowolnie wynosi na piedestał. Te trzy zdania rozpoczęły 189 lat temu powstanie listopadowe – jedyną insurekcję narodową, która miała szansę zakończyć się zwycięstwem i powrotem Polski na mapę Europy.

Piotr Wysocki wkrótce został kapitanem, a w czasie powstania dosłużył się stopnia pułkownika. Nie odegrał już nigdy więcej większej roli w historii Polski, mimo że przez pewien czas był nawet adiutantem naczelnego wodza Michała Radziwiłła.

Mimowolnie Wysocki stał się symbolem listopadowej insurekcji, choć w rzeczywistości był tylko jednym z 200 członków Sprzysiężenia, które szykowało zbrojne wystąpienie przeciw sprawującemu rządy w imieniu cara Mikołaja I gubernatorowi wojskowemu Królestwa Polskiego, wielkiemu księciu Konstantemu Pawłowiczowi Romanowowi. Spiskowcom nie udało się aresztować znienawidzonego kacapa. Konstantemu w ucieczce pomogła jego polska żona, księżna Joanna Grudzińska. Wielki książę przebrany w jej suknię kazał się wywieźć, prawdopodobnie w kierunku folwarku sieleckiego. Pogoda, która kilka godzin wcześniej sprzyjała spiskowcom, teraz stała się sprzymierzeńcem znienawidzonego przez Polaków rosyjskiego satrapy. Silna śnieżyca spowodowała, że nawet oficerowie eskortujący powóz księcia pogubili się wśród zawieruchy.

Tej samej nocy Wysocki i jego kompani zdobyli Arsenał i tym samym postawili wszystkie środowiska polityczne przed wyborem: walka albo niewola. Teraz nie było już odwrotu.

Liche światło słabych lamp łojowych oświetlało jedynie bramę Zamku Królewskiego i wjazdy do kilku warszawskich rezydencji. Nocny spacer po ówczesnej stolicy Królestwa Kongresowego przypominał przeprawę przez ciemny las. Nielicznym przechodniom drogę oświetlali latarnicy – chłopcy lub weterani wojenni, którzy za symboliczną opłatą szli przed przechodniem, oświetlając mu zabłoconą drogę latarenką olejową.

Spacer po mieście był dla najodważniejszych. W ponurym jesiennym mroku czaili się bezwzględni bandyci i złodzieje. Ale ciemność w mieście miała też swoje zalety: była sprzymierzeńcem spiskowców, którzy pod jej czarnym welonem już od kilku miesięcy przemykali przez miejskie zaułki na zebrania konspiracyjne w różnych zakątkach stolicy.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie