Franky Zapata przeleciał 35 km nad La Manche. Jego flyboard, odrzutowa machina – nie samolot, szybowiec, helikopter czy balon – to coś zupełnie nowego w dziedzinie transportu. Firmę Zapaty Z-AIR sponsorują (1,3 mln euro) od grudnia 2018 r. Francuskie Siły Zbrojne. Zapata leciał na wysokości 20 metrów, ale zapowiada, że wzniesie się na 2 kilometry, ponad chmury. Czy to się spełni, czy jesteśmy świadkami narodzin ery latających ludzi? Czas pokaże. Ale czas już pokazał, że – jak to ujął Pierre-André Touttain we wstępie do „Encyclopédie illustrée des transports” – „parowa lokomotywa zrobiła więcej dla zbliżenia państw niż wszyscy filozofowie i politycy razem wzięci”. 

Dzieje cywilizacji są ściśle związane z historią i rozwojem transportu. Środki lokomocji umożliwiły człowiekowi spełnienie wrodzonej chęci poznania świata – tego, co jest poza horyzontem. Z czasem środki transportu stały się koniecznością życiową, niezbędnym warunkiem wymiany ekonomicznej, wpływały na jej rytm: najpierw we wszystkich częściach świata i regionach, później we wszystkich państwach. 

Gdyby jakimś nagłym zrządzeniem losu stanęły środki transportu, to wygasłyby piece hutnicze, przestały pracować elektrownie, miliony ludzi zmarłoby z głodu w ciągu kilku tygodni. Brak środków transportu cofnąłby ziemską cywilizację o całe tysiąclecia. Roger Bacon, franciszkanin (1214–1292), popadł w ostry konflikt z władzami zakonu z powodu swoich nowatorskich poglądów naukowych – postulował oparcie nauki na eksperymencie, przewidywał wynalezienie soczewek, mikroskopu, teleskopu. A w wydrukowanej dopiero cztery wieki po śmierci autora „De Nullitate Magiae” i dwa stulecia przed odkryciem Ameryki pisał: „Trzy rzeczy współtworzą wielkość ludzkości: żyzna ziemia, pracowity naród i możliwość swobodnego przewożenia ludzi i towarów z jednego miejsca do drugiego”. Dzieło zawiera niezwykłe przepowiednie o podróżach w przyszłości, Bacon sformułował je w czasach, w których jego współcześni znali tylko jazdę konną, wozy zaprzężone w woły i statki żaglowe. „Stanie się możliwe – pisał Bacon – budowanie machin popychających statki szybciej niż cała załoga wioślarzy; wozy będą jeździły z nadzwyczajną prędkością bez pomocy zwierząt. Pewnego dnia stanie się możliwe skonstruowanie skrzydlatych machin latających jak ptaki...”.

Jednak gdy w połowie XVIII w. wynalazcy znajdowali praktyczne sposoby, aby przemieszczać się z coraz większą prędkością, traktowano ich jako osoby niespełna rozumu. Zatrwożeni wieśniacy przepędzali geometrów wytyczających tory kolejowe, atakowali śmiałków próbujących się wzbijać w przestworza, gdy balony lądowały na ich polach. Maszyny parowe uznawano za diabelski wynalazek, a maszynistów parowozów obrzucano kamieniami i krowim łajnem. W Anglii przegłosowano prawo, na mocy którego lokomotywy musiały się poruszać z prędkością pieszego; niektóre paragrafy stanowionego wówczas prawa odnoszące się do transportu były czystej wody aberracją, na przykład ten, który nakazywał maszyniście połykanie dymu z parowozu; albo groteskowa ustawa – sławetny „Locomotive Act” z 1865 r. wprowadzający nakaz ograniczenia prędkości pojazdów drogowych o napędzie parowym do 3,2 km/h na terenie zabudowanym oraz 6,4 km/h poza nim. Szczegółowy „Red Flag Act” z 1865 r. ustanawiał, że każdy drogowy pojazd pasażerski o napędzie parowym musiał mieć trzech członków załogi, przy czym jeden z nich szedł 60 jardów przed pojazdem, trzymając czerwoną flagę za dnia i latarnię w nocy. Ustawę tę anulowano dopiero w 1896 r. Z perspektywy czasu widać wyraźnie, że w Europie opóźniła ona o kilka dekad rozwój samochodu, a tym samym transportu i postępu cywilizacyjnego. 

W obliczu nowych wynalazków bywamy krótkowzroczni. Nikt nie przewidział, że elektryczne lokomotywy wymuszą ujednolicenie napięcia w sieciach trakcyjnych sąsiadujących ze sobą państw. Pierwsze kroki na drodze do  globalizacji postawili ci, którzy tysiące lat temu tratwą, dłubanką, wołami udawali się do sąsiadów, obcych, aby wymieniać narzędzia krzemienne na paciorki z muszli, kobiety i przede wszystkim – informacje. Franky Zapata ze swoim Flyboardem nad La Manche jest ich spadkobiercą w prostej linii.