„Straciłem dzień”. Skąd się wzięła sentencja Tytusa Flawiusza

Zaprawdę, powiadam wam, nie zostanie tu kamień na kamieniu, który by nie był zwalony” – wykrzyczał na dziedzińcu Świątyni Jerozolimskiej pewien cieśla z Nazaretu. Niezależnie jak eufemiczny i metaforyczny sens kryły te słowa, okazały się prorocze. Nie minęło 40 lat od tego pamiętnego dnia, kiedy przepowiednia się spełniła.

Aktualizacja: 08.08.2019 20:52 Publikacja: 08.08.2019 00:01

Oblężenie Jerozolimy trwało ponad cztery miesiące (obraz Davida Robertsa z 1850 r.). Według niektóry

Oblężenie Jerozolimy trwało ponad cztery miesiące (obraz Davida Robertsa z 1850 r.). Według niektórych wyliczeń Świątynia Jerozolimska została zburzona między 9 i 17 sierpnia 70 r.

Foto: wikimedia commons/alonso de mendoza

Dziewiątego dnia żydowskiego miesiąca aw, 70 lat po narodzinach tegoż nazarejskiego cieśli, pierwsi żołnierze z V, X i XV legionu rzymskiego wdarli się na wewnętrzny dziedziniec Świątyni Jerozolimskiej. Tego dnia wypadała akurat 657. rocznica zniszczenia Świątyni Salomona. Historia miała się powtórzyć. Rzymianie napotkali szaleńczy opór mieszkańców miasta, którzy woleli oddać życie, niż pozwolić skalać najświętszy przybytek. Zbudzony ze snu Tytus Flawiusz, nie przywdziawszy nawet tuniki legionowej, biegł boso po szczątkach mostu oblężniczego z Twierdzy Antonia ku Złotej Bramie prowadzącej na dziedziniec świątynny. Pragnął powstrzymać swoich ludzi przed zniszczeniem jednego z cudów starożytnego świata. Na dziedzińcu przybytku panował jednak straszliwy chaos. W blasku pożogi nikt nie był w stanie rozpoznać nagiego rzymskiego wodza. Kiedy Tytus wbiegł na perystyl, stając być może w tym samym miejscu, z którego Nazarejczyk wypowiedział swoje prorocze słowa, ujrzał widok, który nękał go przez resztę życia. Zaślepieni żądzą krwi Rzymianie niszczyli wszystko, co można było wyrwać, spalić, stłuc czy zdemolować. Po chwili do wodza dobiegli Agryppa i Berenika, a za nimi setki legionistów, których nikt, nawet ich własny wódz, nie mógł już powstrzymać przed pragnieniem zemsty na Żydach. Niewyobrażalna wrzawa zagłuszyła ochrypniętego Tytusa, który na próżno resztkami sił wykrzykiwał rozkazy, aby oszczędzono Świątynię. Nikt go już nie słuchał. Osławiona rzymska dyscyplina ustąpiła chaotycznej, niepohamowanej, najbardziej przyrodzonej gatunkowi ludzkiemu pierwotnej żądzy unicestwiania.

Złamany swoją bezsilnością, przybity otaczającym go obłędem Tytus powlókł się ku sercu Świątyni.

Człapiąc po kałużach krwi, mijał niegdyś schludnych i karnych towarzyszy broni, którzy teraz przemienili się w drapieżniki mordujące w atawistycznym szale kobiety, dzieci i starców – tych ostatnich jerozolimczyków, którzy w nadziei na boską interwencję ukryli się w Domu Pana.

Niechroniony przez nikogo, ale też przez nikogo nienękany, wkroczył nagi Rzymianin do Miejsca Najświętszego, gdzie – jak głosiła żydowska tradycja – w 950 r. p.n.e. król Salomon złożył na świętej skale Arkę Przymierza.

Tytus nie ujrzał jednak niczego. Nie było złotej skrzyni, nie było też innych skarbów. Choć na zewnątrz pożoga smażyła skórę, tutaj panował chłód i całkowity mrok. Jedynie zabrany po drodze kawałek żarzącego się jeszcze polana oświetlał przyszłemu władcy Rzymu ściany miejsca, do którego niegdyś mógł wejść tylko żydowski arcykapłan – miejsca, które, jak głosiła tradycja biblijna, oświetlała niegdyś Boża immanencja. Jednak w tym dniu już jej tam nie było, opuściła swoją siedzibę, aby, jak wierzą potomkowie tych walecznych powstańców, błąkać się po całym świecie, ze smutkiem przypatrując się upadkowi człowieka.

Rzymianin musiał być rozczarowany. Pragnął odpowiedzi na to samo pytanie, które nurtuje wszystkich, a ujrzał jedynie zdobne ściany i być może nieliczne przedmioty, które kazał później uwiecznić na swoim łuku triumfalnym. Może wtedy, gdy opuszczał to najświętsze miejsce i nie bronił go już dłużej przed zniszczeniem, po raz pierwszy zrodziła się w jego głowie owa słynna sentencja: „Straciłem dzień”.

Kiedy dziewięć lat później włożył na skronie cesarskie laury, był już innym człowiekiem. Swoją łagodnością zyskał szacunek poddanych. Coś jednak gryzło jego sumienie. Na łożu śmierci o mało nie zdradził tajemnicy, kiedy resztką sił wyrzucił z siebie: „W jednym tylko zawiniłem ...”. Zdania nie dokończył.

Dziewiątego dnia żydowskiego miesiąca aw, 70 lat po narodzinach tegoż nazarejskiego cieśli, pierwsi żołnierze z V, X i XV legionu rzymskiego wdarli się na wewnętrzny dziedziniec Świątyni Jerozolimskiej. Tego dnia wypadała akurat 657. rocznica zniszczenia Świątyni Salomona. Historia miała się powtórzyć. Rzymianie napotkali szaleńczy opór mieszkańców miasta, którzy woleli oddać życie, niż pozwolić skalać najświętszy przybytek. Zbudzony ze snu Tytus Flawiusz, nie przywdziawszy nawet tuniki legionowej, biegł boso po szczątkach mostu oblężniczego z Twierdzy Antonia ku Złotej Bramie prowadzącej na dziedziniec świątynny. Pragnął powstrzymać swoich ludzi przed zniszczeniem jednego z cudów starożytnego świata. Na dziedzińcu przybytku panował jednak straszliwy chaos. W blasku pożogi nikt nie był w stanie rozpoznać nagiego rzymskiego wodza. Kiedy Tytus wbiegł na perystyl, stając być może w tym samym miejscu, z którego Nazarejczyk wypowiedział swoje prorocze słowa, ujrzał widok, który nękał go przez resztę życia. Zaślepieni żądzą krwi Rzymianie niszczyli wszystko, co można było wyrwać, spalić, stłuc czy zdemolować. Po chwili do wodza dobiegli Agryppa i Berenika, a za nimi setki legionistów, których nikt, nawet ich własny wódz, nie mógł już powstrzymać przed pragnieniem zemsty na Żydach. Niewyobrażalna wrzawa zagłuszyła ochrypniętego Tytusa, który na próżno resztkami sił wykrzykiwał rozkazy, aby oszczędzono Świątynię. Nikt go już nie słuchał. Osławiona rzymska dyscyplina ustąpiła chaotycznej, niepohamowanej, najbardziej przyrodzonej gatunkowi ludzkiemu pierwotnej żądzy unicestwiania.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Tortury i ludobójstwo. Okrutne zbrodnie Pol Pota w Kambodży
Historia
Kobieta, która została królem Polski. Jaka była Jadwiga Andegaweńska?
Historia
Wiceprezydent, który został prezydentem. Harry Truman, część II
Historia
Fale radiowe. Tajemnice eteru, którego nie ma
Historia
Jak Churchill i Patton olali Niemcy