Bogowie wojny spod Demiańska

To było jedno z najdłuższych oblężeń II wojny światowej. Odcięci od świata Niemcy bronili się w Demiańsku przed atakami Armii Czerwonej przez 14 miesięcy. Obie strony walczyły, nie zważając na straty. Nie brano jeńców.

Aktualizacja: 16.06.2019 15:25 Publikacja: 15.06.2019 00:01

Zreorganizowana we Francji Dywizja „Totenkopf” została przekształcona w dywizję pancerną SS i włączo

Zreorganizowana we Francji Dywizja „Totenkopf” została przekształcona w dywizję pancerną SS i włączona w skład elitarnego I Korpusu Pancernego SS

Foto: Bundesarchiv

Marszałek Żukow czekał na taki właśnie dzień. 7 stycznia 1942 r. temperatura spadła poniżej 30 stopni, a potężna śnieżna zamieć ograniczyła widoczność niemal do zera. Radziecki dowódca liczył, że jego atak będzie pełnym zaskoczeniem. Jednak tym razem Abwehra zdała egzamin, a Wehrmacht wzmocniony przez Dywizję Waffen SS „Totenkopf" był gotowy. Mimo to Armia Czerwona dokonała przełamania i weszła na niemieckie tyły, odcinając w okolicach położonej na południe od Leningradu miejscowości Demiańsk 95 tys. żołnierzy. „Wy, panowie, macie zawsze tylko jedno rozwiązanie na podorędziu – odwrót, grzmiał Hitler na swoich oficerów ze sztabu generalnego kilka miesięcy wcześniej. – Od swoich oficerów muszę wymagać takiego samego hartu ducha jak od żołnierzy". Zachęcony wcześniejszym sukcesem takiego działania pod Moskwą Führer był nieustępliwy. Tym bardziej że ciągle jego celem był nieujarzmiony jak dotąd Leningrad. Odtworzenie przerwanego frontu było więc w takiej sytuacji koniecznością. II Korpus Armijny wykonał rozkaz. Mimo ogromnej przewagi Armii Czerwonej pozycje wokół Demiańska zostały utrzymane. Jednak Rosjanie w kilku miejscach przełamali front i zamknęli w okrążeniu pięć niemieckich dywizji piechoty: 12., 32., 30., 123. i 290. oraz Dywizję SS „Totenkopf" i Korpus Zorna. Jednostki zamknięte w kotle o powierzchni 3 tys. km kw. zostały odcięte od wszelkich dróg zaopatrzenia. Sytuacja była krytyczna. Wydawało się, że nic nie może powstrzymać zagłady walczących w okrążeniu jednostek.

Brylanty za odwagę

Siły Armii Czerwonej na tym odcinku były naprawdę potężne. Składały się z trzech armii: 11., 34., 3. uderzeniowej, dwóch brygad spadochronowych (1. i 4.) oraz oddziałów narciarzy. Bitwa rozpoczęła się potężnym uderzeniem, które rozerwało front niemiecki pomiędzy miastem Stara Russa a Chołmem. Stara Russa została obsadzona przez batalion rozpoznawczy Dywizji Waffen SS „Totenkopf". Dwa inne bataliony z tej dywizji zostały odesłane do Demiańska, by wzmocnić flanki 16. Armii. Wizytówką dywizji były nie tylko zawziętość w boju, ale również okrutny stosunek do jeńców i ludności cywilnej. Ze swej zbrodniczej działalności formacja zasłynęła jeszcze we Francji, dokonując m.in. egzekucji francuskich i brytyjskich jeńców wojennych.

SS-Obergruppenführer Theodor Eicke, dowódca dywizji, która w najbliższych tygodniach i miesiącach miała odegrać jedną z kluczowych ról w zmaganiach o kocioł demiański, nie był zadowolony, że jego ludzie zostali rozproszeni i rzuceni na najtrudniejsze odcinki obrony. Eicke, człowiek, który w 1934 r. osobiście na rozkaz Hitlera zastrzelił Ernsta Röhma i stworzył system obozów koncentracyjnych, zdawał sobie doskonale sprawę z powagi sytuacji. Wiedział też, że potencjalna klęska oznacza zagładę dywizji, którą stworzył. Jednak nic nie mógł zrobić. Już od dłuższego czasu na froncie wschodnim Wehrmacht wykorzystywał te jednostki w charakterze „straży pożarnej". Dowództwo niemieckiej armii początkowo bardzo nieufnie podchodziło do całej formacji Waffen SS. Szczególnie oficerowie ze starej pruskiej szkoły nie mieli zaufania ani do jej dowódców niemających ich zdaniem właściwego wojskowego wykształcenia, ani do żołnierzy. Tym bardziej że wcześniej oddziały te nie pokazały niczego nadzwyczajnego. Jednak na froncie wschodnim było już inaczej. Dywizje Waffen SS szybko pokazały, oprócz fanatyzmu i wierności nazistowskim zasadom, wyjątkowe męstwo i zaciekłość w walce. Jednostki te często rzucano na najtrudniejsze odcinki frontu, szczególnie tam, gdzie morale Wehrmachtu słabło, a sytuacja była krytyczna.

Na początku 1942 r. sytuacja Wehrmachtu wcale nie była tak dobra, jak chciał to widzieć Hitler. Na froncie wschodnim Niemcy stracili już milion żołnierzy. Co trzeci żołnierz, który w czerwcu 1941 r. przekroczył granice Związku Radzieckiego, nie żył, zaginął lub był w niewoli. Morale armii słabło. W tej sytuacji Waffen SS ze swoim fanatycznym esprit de corps okazała się niezastąpiona. 24 września 1941 r. w okolicach Demiańska Dywizjon Artylerii Przeciwpancernej Dywizji „Totenkopf" został wybity przez atakujących Rosjan. Przeżył jeden żołnierz tego oddziału. Fritz Christen przez 72 godziny toczył samotny bój. Sam ładował, celował i strzelał. W nocy przekradał się na stanowiska innych rozbitych działonów i przenosił amunicję. Gdy po tym czasie teren z powrotem znalazł się w rękach niemieckich, jego towarzysze broni zastali go samego przy jego armacie PAK 38. Na przedpolu leżały ciała ok. 100 czerwonoarmistów i 13 zniszczonych czołgów. Takich żołnierzy potrzebowała Rzesza. Krzyż Rycerski Żelaznego Krzyża Fritz Christen odebrał osobiście z rąk Hitlera.

Strzelcy Armii Czerwonej walczą w ruinach Stalingradu (1943 r.)

Strzelcy Armii Czerwonej walczą w ruinach Stalingradu (1943 r.)

EAST NEWS

Anioły Demiańska

Całością otoczonych sił niemieckich dowodził gen. Walter von Brockdorff-Ahlefeldt. Hitler nakazał otoczonym pozostać na pozycjach i czekać na kontruderzenie. Pozostawał problem zaopatrzenia odciętych w kotle żołnierzy. Wtedy Göring obiecał Hitlerowi, że jego Luftwaffe zdoła ich zaopatrzyć w amunicję, żywność oraz inne niezbędne materiały. Aby wojska sprawnie funkcjonowały, należało dostarczać im 200 ton zaopatrzenia dziennie. Każdego dnia na odciętym lotnisku wewnątrz pozycji oblężonych lądowało 100–150 samolotów. Po raz pierwszy w dziejach wojen utworzono most powietrzny, który z powodzeniem dostarczał zaopatrzenie dla liczącej prawie 100 tys. ludzi armii. Operacja przebiegała nadzwyczaj sprawnie, mimo panujących mrozów, kiedy temperatura spadała nawet do 40–50 stopni poniżej zera, a samoloty niemieckie były pod ostrzałem radzieckiej artylerii przeciwlotniczej. W trakcie okrążenia zdarzały się dni, kiedy w kotle lądowały samoloty, przywożąc 300 ton żywności, ale także w pewnym okresie liczba ta sięgała zaledwie 100 ton. Operacja „Przerzucanie mostu" zakończyła się jednak niekwestionowanym sukcesem. Łącznie do oblężonych dostarczono prawie 65 tys. ton zaopatrzenia, a z kotła wywieziono 35,5 tysiąca rannych.

Jednak z sukcesu mostu powietrznego w Demiańsku niemieckie Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych wyciągnęło błędne wnioski, które jeszcze w tym samym roku miały doprowadzić do hekatomby wojsk gen. Paulusa pod Stalingradem. Sztabowcy uznali bowiem, że drogą powietrzną można skutecznie zaopatrywać znacznie większe związki taktyczne. Stalingrad pokazał, że jest inaczej. Próba zaopatrywania z powietrza sił niemieckich w kotle stalingradzkim okazała się katastrofą.

Kiedy obrońcy toczyli walki o utrzymanie pozycji, 53-letni gen. Walther von Seydlitz-Kurzbach otrzymał rozkaz przygotowania operacji odblokowania Demiańska. Ten doświadczony żołnierz był jednym z nielicznych oficerów, którzy potrafili przeciwstawić się Hitlerowi. Uważał się za apolitycznego pruskiego oficera, który nie interesuje się polityką. – U Hitlera nic mi się nie rzuciło w oczy poza tym, że mundury na nim źle leżą i ma złe maniery przy stole – powiedział kiedyś w rozmowie z gen. von Einsiedelem, gdy po Stalingradzie dzielili razem więzienną niedolę. Generał był lubiany i szanowany przez żołnierzy. Zawsze miał dla każdego dobre słowo. Chodził z karabinem na ramieniu i zawsze był, w przeciwieństwie do większości swoich kolegów generałów, na pierwszej linii frontu. Niewątpliwie należał do dowódców, którzy od komendy „naprzód" wolą wydawać rozkaz „za mną". Tym razem jednak miał ciężkie zadanie. Udało mu się zgromadzić znaczne siły. Grupa uderzeniowa składała się z dwóch dywizji lekkich: 5. i 8. oraz trzech dywizji piechoty: 122., 127. i 329. Operacja „Drabinka sznurowa" wchodziła właśnie w decydującą fazę.

Zniszczyć za wszelką cenę

Pawieł Aleksejewicz Kuroczkin, dowódca Frontu Północno-Zachodniego był dobrej myśli. Pętla wokół „kotła demiańskiego" właśnie się zacisnęła. 15 doskonałych, wypoczętych dywizji, brak problemów z zaopatrzeniem i uzupełnieniami, nie licząc już rosyjskiej zimy – to wszystko były atuty, które zapewniły mu błyskotliwe zwycięstwo. Szykowało się pierwsze wielkie zwycięstwo radzieckie w tej wojnie. Co prawda, hitlerowcy nieraz już pokazali, że potrafią wyrywać się z kotłów i zadawać dotkliwe klęski w odwrocie, ale tym razem miało być inaczej. Mimo to kolejne brawurowe ataki nie przynosiły rezultatu. Choć Armia Czerwona nacierała, nie oglądając się na straty, obrońcy walczący o przetrwanie nie cofali się ani o krok. Najcięższe walki o utrzymanie kilku wiosek i łączących je dróg toczyły się na południowo-zachodnim krańcu kotła. Walczyła tam grupa bojowa złożona z części Dywizji Waffen SS „Totenkopf" i Wehrmachtu. Dowodził nią osobiście Eicke.

Po północno-wschodniej stronie, naprzeciwko 34. Armii, pozycje zajęła druga grupa bojowa złożona z pozostałej części Dywizji „Totenkopf" i Wermachtu. Dowodził nią zastępca Eickego, SS-Gruppenführer Max Simon. Obie grupy walczyły w nadzwyczaj trudnych warunkach, odpierając ataki ze wszystkich stron, w metrowym śniegu przy temperaturze dochodzącej do -40 stopni C.

Obrońcy są pod ciągłym ogniem artylerii i lotnictwa. W bezpośrednich starciach walczą na krótki dystans, a potem zaczyna się walka wręcz. Żadna ze stron nie okazuje litości. I choć straty Waffen SS i Wehrmachtu rosną w zastraszający sposób, obrońcy uparcie trwają na swoich pozycjach. W niektórych miejscach Rosjanie rozbijają linie obrony. Tworzy się kilka mniejszych kotłów walczących bez łączności ze sobą. Bywa, że w zamieci obrońcy wzajemnie się ostrzeliwują. Poszczególne punkty oporu ostrzeliwuje sowiecka artyleria. Na domiar złego kończy się zaopatrzenie. Luftwaffe zrzuca zasobniki na tereny zajęte już przez Rosjan. Eicke prosi o posiłki. Jednak lotnictwo odpowiada, że transport uzupełnień do kotła jest niemożliwy. Dywizja Waffen SS staje w obliczu zagłady.

Kuroczkin wysyła do boju kolejne oddziały. Mimo ogromnych strat po kolejnych zaciekłych szturmach Rosjanie przenikają na teren działania Grupy Eickego, która traci kontakt z pozostałymi jednostkami. „Totenkopf" walczy już tylko o przetrwanie. Liczy niecałe 1500 ludzi. 7 marca 1942 r., po osobistej interwencji Hitlera, Luftwaffe zrzuca wreszcie zaopatrzenie. W samą porę, bo Rosjanie przypuszczają coraz bardziej zaciekłe ataki. Doświadczony dowódca Kuroczkin wie, że niedługo mrozy ustąpią i zacznie rządzić piąty żywioł: rosyjskie błoto. Dalsza ofensywa będzie utrudniona lub wręcz niemożliwa. Wściekłość i niecierpliwość byłego rewolucjonisty, uczestnika szturmu na Pałac Zimowy w 1917 r., jest coraz większa. Rzuca do ataku kolejne jednostki. Jednak zaciekłość obrońców jest także niezmienna. Ciągle trwają na pozycjach.

Niemieckie oddziały przeprawiają się przez rzekę po walkach w kotle demiańskim

Niemieckie oddziały przeprawiają się przez rzekę po walkach w kotle demiańskim

AFP

Odsiecz

21 marca gen. von Seydlitz jest wreszcie gotowy. Przy wsparciu lotnictwa rusza ofensywa, której celem jest przerwanie blokady Demiańska i uwolnienie zamkniętych w kotle oddziałów. Von Seydlitz naciera w kierunku wschodnim przez rzekę Łować. Tymczasem resztki Grupy Bojowej Eickego czekają na rozkaz przebicia się z kotła w kierunku nacierającej odsieczy. Obaj dowódcy wiedzą, że Rosjanie zrobią wszystko, by do tego nie dopuścić. Początkowo zdecydowany atak Seydlitza przebiega szybko i skutecznie. Jednak generał musi przebić się przez pięć linii oporu. Po kilku dniach tempo natarcia spada. Opór Rosjan jest coraz silniejszy. Do tego zmienia się pogoda. Atak rozpoczął się przy temperaturze -30 st. C, jednak pod koniec marca temperatura gwałtownie wzrosła. Dywizje Seydlitza utknęły w błocie. Zaopatrzenie dociera jedną wąską drogą zbudowaną z pustaków wśród wszechotaczających bagien. Rosjanie uzyskują przewagę w powietrzu. Oddziały Seydlitza są wobec ataków z powietrza bezbronne. Mimo wszystko natarcie trwa. Generał prowadzi je osobiście, będąc stale na pierwszej linii z karabinem w garści.

W oblężonym kotle Eicke dostaje wreszcie upragniony rozkaz. Po dwóch tygodniach od rozpoczęcia natarcia Seydlitza jego grupa bojowa rozpoczyna przebicie z kotła w kierunku zachodnim, na spotkanie odsieczy. Żołnierze z determinacją atakują Rosjan, idąc godzinami w wodzie po pas przez lodowate bagna i moczary. Dramatyczne walki wręcz toczą się o każdy kawałek terenu. Oddział Eickego przebija się w tempie 1,5 km dziennie. Wreszcie 20 kwietnia kompania niszczycieli czołgów Dywizji „Totenkopf" dociera do rzeki Łować. Dzień później dociera reszta oddziału. Przyczółek zostaje uchwycony dopiero 22 kwietnia, po 72 dniach zaciekłych walk.

Fanatyczny SS-man i pruski arystokrata wreszcie się spotykają. Korytarz do kotła demiańskiego został przebity. Następnego dnia ewakuowano nim pierwszych żołnierzy, a do Demiańska dotarły drogą lądową sprzęt, amunicja, odzież i środki medyczne oraz żywność. Theodor Eicke został wysłany na urlop, podczas którego Hitler wręczył mu Liście Dębu do Krzyża Rycerskiego. Jednak jego prośba o wycofanie Dywizji „Totenkopf" z okolic Demiańska nie została wysłuchana. Dywizja pod dowództwem Maxa Simona miała teraz za zadanie nie dopuścić do przerwania korytarza. Walcząc z coraz bardziej wściekłymi atakami Rosjan, jednostka poniosła dotkliwe straty i znowu znalazła się na krawędzi katastrofy. Gdy w bitwie o wioskę Wasilewszczyzna zginęli wszyscy jej obrońcy, dowodzący dywizją Max Simon odmówił wykonania rozkazu kontrataku. „Niech wojsko zrobi to własnymi siłami" – powiedział na odprawie. Nie poniósł żadnych konsekwencji. Kontratak przeprowadził Wehrmacht, jednak bez większych efektów. Dywizja walczyła jeszcze przez wiele miesięcy, nim w końcu została wycofana. Zastąpili ich koledzy z Danii, z Ochotniczego Legionu Waffen SS Denmark. Walki o utrzymanie korytarza demiańskiego i w obronie kotła trwały łącznie 14 miesięcy. Otoczone siły niemieckie związały w tym czasie 18 dywizji Armii Czerwonej, skutecznie uniemożliwiając im inne działania. Tylko w okresie od stycznia do kwietnia Rosjanie stracili 20 tys. ludzi. Straty niemieckie wyniosły ok. 7 tys. żołnierzy. W kwietniu 1943 r. Hitler ustanowił specjalną odznakę bojową za obronę Demiańska – Tarczę Demiańsk.

„Naszym honorem jest wierność"

Zreorganizowana we Francji Dywizja „Totenkopf" została przekształcona w dywizję pancerną SS i włączona w skład elitarnego I Korpusu Pancernego SS. Niebawem powróciła na front wschodni. Na front powrócił również jej dowódca, SS-Obergruppenführer Theodor Eicke. Gdy po klęsce pod Stalingradem załamał się niemiecki front, w południowej Rosji korpus, a wraz z nim Dywizja „Totenkopf", zostały przerzucone pod Charków i odegrały decydującą rolę w zwycięskiej kontrofensywie, która przyniosła Niemcom ustabilizowanie sytuacji. Tu jednak Eickego opuściło żołnierskie szczęście. 26 lutego 1943 r. samolot łącznikowy Fieseler Fi 156 Storch, którym leciał w celu zlokalizowania pułku pancernego, z którym sztab główny utracił kontakt radiowy, został zestrzelony przez radziecką piechotę w pobliżu wsi Artiełnoje. Eicke zginął na miejscu.

Generał von Seydlitz również nie miał szczęścia. Razem ze swoim korpusem znalazł się w Stalingradzie. Kiedy wojska niemieckie znalazły się w kłopotach, Seydlitz był jednym z tych generałów, którzy opowiadali się za przerwaniem frontu i wycofaniem się, co było sprzeczne z rozkazami Hitlera. Po kapitulacji Paulusa w Stalingradzie, Seydlitz został aresztowany przez NKWD i był przesłuchiwany jako podejrzany o dokonywanie zbrodni wojennych. Trafił do obozu jenieckiego, gdzie stanął na czele antynazistowskiej organizacji „Związku Oficerów Niemieckich" i wszedł w skład ścisłego kierownictwa tzw. „Komitetu Narodowego Wolne Niemcy". Za swą antyhitlerowską działalność był potępiany przez wielu generałów niemieckich. Został nawet zaocznie skazany na śmierć. W 1950 r. sowiecki sąd skazał go na 25 lat więzienia, jednak już w 1955 r. został zwolniony i odesłany do Niemiec Zachodnich, gdzie rok później unieważniono jego wyrok śmierci. 23 kwietnia 1996 r. został pośmiertnie ułaskawiony również przez władze rosyjskie. Seydlitz zmarł 28 kwietnia 1976 r. w Bremie.

Generał Armii Pawieł Aleksejewicz Kuroczkin po przegranej w Demiańsku i kilku innych porażkach został odwołany ze stanowiska dowódcy frontu północno–zachodniego. Jednak po pewnym czasie wrócił do łask. W dniu 29 czerwca 1945 r. za umiejętne dowodzenie przy forsowaniu Odry i Opawy został wyróżniony tytułem Bohatera Związku Radzieckiego. W 1946 r. roku mianowano go zastępcą dowódcy wojsk okupacyjnych w Niemczech. Osiem lat później został szefem Akademii Wojskowej im. Frunzego, równocześnie otrzymał tytuł profesora. W latach 1968–1970 był przedstawicielem dowództwa wojsk Układu Warszawskiego w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Zmarł w Moskwie w 1989 r.

Dziarski grenadier Waffen-SS Fritz Christan również przeżył wojnę. Próbował nawet swoich sił w polityce w ramach partii CDU. Bez rezultatu. Zmarł w 1995 r. w Neusorg.

Marszałek Żukow czekał na taki właśnie dzień. 7 stycznia 1942 r. temperatura spadła poniżej 30 stopni, a potężna śnieżna zamieć ograniczyła widoczność niemal do zera. Radziecki dowódca liczył, że jego atak będzie pełnym zaskoczeniem. Jednak tym razem Abwehra zdała egzamin, a Wehrmacht wzmocniony przez Dywizję Waffen SS „Totenkopf" był gotowy. Mimo to Armia Czerwona dokonała przełamania i weszła na niemieckie tyły, odcinając w okolicach położonej na południe od Leningradu miejscowości Demiańsk 95 tys. żołnierzy. „Wy, panowie, macie zawsze tylko jedno rozwiązanie na podorędziu – odwrót, grzmiał Hitler na swoich oficerów ze sztabu generalnego kilka miesięcy wcześniej. – Od swoich oficerów muszę wymagać takiego samego hartu ducha jak od żołnierzy". Zachęcony wcześniejszym sukcesem takiego działania pod Moskwą Führer był nieustępliwy. Tym bardziej że ciągle jego celem był nieujarzmiony jak dotąd Leningrad. Odtworzenie przerwanego frontu było więc w takiej sytuacji koniecznością. II Korpus Armijny wykonał rozkaz. Mimo ogromnej przewagi Armii Czerwonej pozycje wokół Demiańska zostały utrzymane. Jednak Rosjanie w kilku miejscach przełamali front i zamknęli w okrążeniu pięć niemieckich dywizji piechoty: 12., 32., 30., 123. i 290. oraz Dywizję SS „Totenkopf" i Korpus Zorna. Jednostki zamknięte w kotle o powierzchni 3 tys. km kw. zostały odcięte od wszelkich dróg zaopatrzenia. Sytuacja była krytyczna. Wydawało się, że nic nie może powstrzymać zagłady walczących w okrążeniu jednostek.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL