Naiwnie wierzyłem, że problem ten jest tak ważny z punktu widzenia polskiego interesu narodowego, jak również elementarnej sprawiedliwości dziejowej, że żadne ugrupowanie nie ośmieli się go zawłaszczyć dla własnych, partykularnych interesów politycznych. Niestety, myliłem się. Sprawa, z którą wiąże się niewyobrażalna tragedia milionów ludzi, została wpisana do repertuaru sezonowego cyrku politycznego. W ten sposób problem wymagający wielkiego wysiłku intelektualnego najpoważniejszych autorytetów naukowych i prawniczych został zredukowany do rangi kolejnej przedwyborczej przepychanki.
Kwestia odszkodowań za zbrodnie III Rzeszy nie jest problemem ideologicznym, ale zagadnieniem prawnym. Nie jest też próbą ukarania współczesnych Niemców za czyny ich dziadków i rodziców, ale zwyczajnym upomnieniem się o elementarną sprawiedliwość. W prawie europejskim ogół praw i obowiązków należących do spadkodawcy przechodzi na spadkobiercę. Dotyczy to wszystkich zobowiązań.
Z przyczyn oczywistych polscy politycy nie powinni się zatem spierać na forum publicznym o to, czy należą nam się odszkodowania, ale o to, co zrobić, aby sprawnie uzyskać tę rekompensatę. Ta sprawa nie może wracać jedynie przy okazji kolejnych kampanii wyborczych. Czas w żaden sposób nie leczy ran. Trauma narodowa będzie się przenosić z pokolenia na pokolenie i w końcu eksploduje w znacznie gorszy sposób za kilka lat.
Zamiast używać kwestii odszkodowań jako pały do walenia po łbach przeciwników politycznych, należy stworzyć szeroką polsko-niemiecką komisję, której obrady będą jawne, a wyniki prac ogólnie dostępne. Sprawa odszkodowań za największą katastrofę humanitarną w historii Europy nie powinna być rozstrzygana przez kolejną komisję sejmową, która zamieni ją w międzypartyjną sprzeczkę.
Bierzmy przykład z Amerykanów, których tak bardzo lubimy naśladować. Po 11 września 2001 r. amerykańska klasa polityczna umiała się wznieść ponad podziały i utworzyć w trybie pilnym niezależną dwupartyjną Krajową Komisję ds. Ataków Terrorystycznych na Stany Zjednoczone. A przecież w Waszyngtonie i Nowym Jorku zginęło 2977 osób. Każda śmierć jest gigantyczną i niewycenialną tragedią. Pamiętajmy jednak, że w czasie okupacji niemieckiej w latach 1939–1945 na każdy tysiąc mieszkańców zabitych zostało 220 osób. W niemieckich kazamatach zamordowano ponad 80 proc. polskiej inteligencji. W samej tylko Warszawie od sierpnia do października 1944 r. zginęło ok. 200 tys. cywilów oraz 16 tys. powstańców. Oto terroryzm na skalę, który nie ma swojego odpowiednika w dziejach świata. Czy wobec tej hekatomby mamy przejść obojętnie?