Według Onetu Bartosik otrzymał odpowiednie uprawnienia dopiero kilkanaście dni po wypadku. Prokuratura uznała jednak, że Bartosik kierował wprawdzie służbowym BMW, ale nie używał sygnału świetlnego więc pojazd - jak pisze Onet - "tak jakby nie był uprzywilejowany".

Śledztwo w sprawie Bartosika umorzono przed kilkoma miesiącami. Według prokuratora, umarzającego postępowanie "mimo że BMW kierowane przez Bartosika było wyposażone w sygnały świetle i dźwiękowe, to wcale nie było pojazdem uprzywilejowanym, a zatem specjalne uprawnienia kierowcy nie były wymagane".

25 stycznia 2017 roku samochód z kolumny, którą poruszał się Macierewicz, uderzył w samochody stojące na czerwonym świetle. W zderzeniu ucierpiały trzy osoby, u jednej wykryto pęknięcie kręgosłupa. Szef MON nie odniósł obrażeń.

W śledztwie dotyczącym wypadku okazało się, że Bartosik nie miał uprawnień do kierowania ministerialną limuzyną. Sprawę Bartosika umorzył jednak szef Prokuratory Okręgowej prok. Paweł Blachowski - jak pisze Onet - zaufany człowiek ministra Zbigniewa Ziobry.

Prokuratura uzasadniając umorzenie wskazała, że "odnosząc powyższe do realiów niniejszej sprawy, zauważyć należy, że z zeznań świadka Kazimierza Bartosika wynika, że w dniu 25 stycznia 2017 r., w momencie zaistnienia zdarzenia drogowego samochód BMW 750Li Xdrive (...) nie miał włączonych sygnałów dźwiękowych". W związku z tym w momencie wypadku auto, którym jechał Macierewicz nie było - zdaniem prokuratury - pojazdem uprzywilejowanym.