Greco: Bezwład Włoch blokuje Europę dwóch prędkości

Bez głębokich reform we Włoszech lansowany przez francuskiego prezydenta plan integracji strefy euro nie zostanie wprowadzony w życie. Tyle że w Rzymie nie ma perspektyw na powstanie rządu, który takie reformy przeprowadzi – mówi Jędrzejowi Bieleckiemu wiceszef Włoskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych IAI.

Aktualizacja: 26.07.2017 19:13 Publikacja: 26.07.2017 18:49

Ettore Greco

Ettore Greco

Foto: materiały prasowe

Ettore Greco

Rz: Prezydent Emmanuel Macron zapowiada, że kiedy Francja rozpocznie uzdrawianie finansów publicznych, Niemcy zgodzą się na przebudowę unii walutowej: powołanie odrębnego budżetu dla strefy euro, parlamentu, ministra finansów. To znaczy, że trzecia gospodarka eurolandu, Włochy, już jest zreformowana?

Ettore Greco: Niemcy na razie wstrzymują się z zaakceptowaniem reform proponowanych przez Macrona z powodu słabości Francji. Ale nawet jeśli reformy uda się wprowadzić, to nie wystarczy. Bo przecież nowe rozwiązania proponowane dla strefy euro, w szczególny sposób idące w kierunku uwspólnotowienia długu, będą musiały objąć Włochy. Jeśli więc Macron sądzi, że reformy we Francji wystarczą, aby przekonać Niemcy, to się myli. Podobnie myli się, jeśli sądzi, że Włochy miałyby zostać wykluczone z tego nowego porozumienia: to jest nierealistyczne. Krótko mówiąc, uzdrowienie sytuacji finansowej Włoch jest tu sprawą kluczową.

Włochy trzymają więc w szachu całą strefę euro. Czy będą zdolne ograniczyć rekordowy dług, zdynamizować gospodarkę? Najpóźniej w maju kraj czekają wybory, które mogą chyba nawet wygrać populiści.

Pytanie, co się rozumie pod pojęciem wygrania wyborów: przejęcie władzy czy blokowanie polityki innych. Wiele też zależy od tego, czy do wyborów uda się zmienić ordynację wyborczą, ujednolicić system, w jakim powołuje się Senat i izbę niższą parlamentu, czy nawet ustanowić okręgi jednomandatowe. Dziś mamy zasadniczo system proporcjonalny z minimalnym progiem dla małych ugrupowań, odmiennym dla obu izb. I jeśli taki układ pozostanie lub będzie zreformowany w niewielkim stopniu, jest bardzo mało prawdopodobne, aby jakakolwiek partia zdobyła większość w parlamencie. Przeciwnie, będziemy mieli bardzo rozdrobniony parlament, zapewne z trzema biegunami: centroprawicą, centrolewicą i Ruchem Pięciu Gwiazd. Zbudowanie w takim układzie trwałej koalicji będzie bardzo trudne, szczególnie że Beppe Grillo (lider Ruchu Pięciu Gwiazd – red.) nie chce z nikim współpracować. Trudno też wyobrazić sobie porozumienie Forza Italia Silvio Berlusconiego z Partią Demokratyczną Matteo Renziego, bo każdy z nich dużo by na tym stracił w oczach swoich wyborców. Co więcej, sama centroprawica jest bardzo podzielona. Forza Italia ma dziś porównywalne poparcie co Liga Północna, ale oba ugrupowania zasadniczo się różnią, jeśli idzie o politykę gospodarczą, o stosunek do Unii. Grozi nam więc paraliż.

W przeszłości Berlusconi jako premier i tak chyba nie był skłonny do przeprowadzenia poważnych reform? Tylko Renzi, tylko włoska lewica się na to zdobyły.

Jeśli Berlusconi znów zostałby premierem, i tak musiałby pewne rzeczy kontynuować, w szczególności restrukturyzację sektora bankowego. Można mieć natomiast rzeczywiście poważne wątpliwości, czy zrobiłby coś więcej, jeśli chodzi na przykład o politykę fiskalną. Z Renzim rzeczywiście było inaczej – gdy objął fotel premiera, rozpoczął wiele reform, np. liberalizację rynku pracy, co zostało bardzo docenione przez naszych europejskich partnerów. Ale także on stopniowo stracił zapał do radykalnych zmian, stał się człowiekiem konsensusu. Dziś Partia Demokratyczna bardzo krytycznie odnosi się do polityki zaciskania pasa forsowanej przez kanclerz Angelę Merkel, obawiam się więc, że jako premier Renzi nie kontynuowałby konsekwentnej polityki ograniczenia długu. Spodziewałbym się wręcz poważnych starć na tym tle z Brukselą, szczególnie jeśli rząd Partii Demokratycznej byłby słaby. Ale mimo wszystko Renzi i tak pozostaje najbardziej wiarygodnym politykiem, jakiego mamy.

Skoro powstanie stabilnego rządu gotowego na przeprowadzenie reform jest tak trudne, czy Włochom nie grozi bankructwo? Dług państwa przekroczył 2,1 bln euro, o Włoszech mówi się, że to „chory człowiek Europy", największe zagrożenie dla trwałości strefy euro.

W każdym razie to zdecydowanie największe państwo spośród tych, których system finansowy może okazać się niestabilny. Ogromny dług publiczny, a także niestabilna sytuacja polityczna, o której mówiliśmy, to niewątpliwie powód do zaniepokojenia. Ale na razie kondycja finansowa kraju pozostanie stabilna. MFW podniosło prognozy wzrostu dla naszego kraju do 1,3 proc. w 2017 r. Wiem, że to może nie brzmi imponująco, ale dla kraju o takich problemach strukturalnych, ze spadającą liczbą ludności, to i tak nieźle. Włoska gospodarka, bardzo otwarta na świat, korzysta po prostu z poprawiającej się koniunktury u naszych europejskich partnerów. Ale to nie wystarczy, aby nadrobić zaszłości. Bank centralny szacuje, że dopiero w połowie przyszłej dekady osiągniemy poziom dochodu sprzed wybuchu kryzysu, a to tworzy ogromne problemy społeczne.

Co trzeba zrobić, aby trwale postawić Włochy na nogi?

Wprowadzić cały pakiet reform strukturalnych. Jedną z nich musi być zupełna przebudowa wydatków publicznych – mniej zabezpieczeń socjalnych, więcej inwestycji. Trzeba też radykalnie zreformować system sądownictwa. Wciąż musimy przełamać kluczowe problemy strukturalne naszej gospodarki, otworzyć ją w większym stopniu na konkurencję. Projekty wszystkich tych reform od dawna są w parlamencie, ale albo zostały całkowicie zablokowane, albo zupełnie rozmyte. Potężne grupy interesów nie pozwalają na przeprowadzenie zmian.

Reforma finansów publicznych to niejedyny fundamentalny problem sporny Włoch z resztą Unii. Austria rozlokowała wojska na przełęczy Brenner, aby powstrzymać imigrantów, którzy wcześniej przedostali się przez Morze Śródziemne. Włochy czują się osamotnione wobec kryzysu migracyjnego?

Kontrole wprowadzone na przełęczy Brenner nie są szczególnie szczelne, chyba Austriacy tak bardzo się nie obawiają fali uchodźców. W Austrii toczy się kampania wyborcza, wysłanie wojsk to przede wszystkim sygnał na potrzeby wewnętrznej opinii publicznej. Zgodnie z regulacjami strefy Schengen Austria ma zresztą prawo do podjęcia takich działań w szczególnych okolicznościach. Może utrzymać swoje oddziały do października. Ale z perspektywy przytłaczającej większości Włochów to rzeczywiście kolejny dowód, że w obliczu fali migracyjnej jesteśmy pozostawieni sami sobie. Na takie odczucie składa się bardzo wiele powodów. Jednym z nich jest oczywiście fakt, że mimo wielokrotnych próśb inne kraje Unii nie chcą wypełnić postanowień o rozdziale i przyjęciu uchodźców. Nie ma też postępu w budowie polityki azylowej Unii. Włochy chcą, aby w razie gwałtownego wzrostu liczby migrantów ich część automatycznie została przekazana innym krajom i aby wszyscy w takiej nadzwyczajnej sytuacji czuli się współodpowiedzialni za ochronę wspólnej, zewnętrznej granicy Unii. Ale nie widać specjalnych perspektyw, aby to uzgodnić. Niektóre kraje co najwyżej są gotowe przyjąć uchodźców dobrowolnie.

Jak w tej sytuacji Włochy mogą powstrzymać tę falę? W tym roku do kraju trafi przynajmniej 200 tys. imigrantów.

Rząd podejmuje działania na wielu frontach. Po pierwsze, próbuje zmienić sytuację w Libii. Włochy chcą wzmocnić legalny rząd, doprowadzić do porozumienia różnych frakcji w sprawie podziału władzy, wzmocnić libijską straż przybrzeżną. Ale to wszystko bardzo trudne, rząd w Trypolisie kontroluje tylko ograniczoną część kraju. Rzym stara się też doprowadzić do porozumienia z plemionami na południu Libii, aby już tam powstrzymać falę migrantów z Afryki subsaharyjskiej, z Sahelu. Jednocześnie tu, na miejscu, rząd stara się przyspieszyć procedury repatriacji uchodźców, udoskonalić system ich identyfikacji. Ale to wszystko do tej pory przyniosło bardzo niewielkie efekty, przede wszystkich dlatego, że sytuacja w Libii pozostaje niezwykle niestabilna. Zasadniczo jest to taka czarna dziura. Sytuacja tylko się pogarsza.

Czy może to się skończyć wstrzymaniem akcji ratowania uchodźców na morzu?

To bardzo realna możliwość. Włochy już teraz chcą przeprowadzić rewizję operacji Triton, tak aby inne kraje Unii w większym stopniu przyczyniły się do działań na rzecz ratowania imigrantów. Jeśli to nie nastąpi, Włochy mogą się wycofać z tej operacji.

I ludzie zaczną ginąć?

Byliśmy już w takiej sytuacji, kiedy wstrzymaliśmy operację „Mare Nostrum". Teraz wycofywanie następowałoby stopniowo, ale istnieje realne ryzyko, że operacja Triton się załamie, jeśli Włochy nie otrzymają znacznie większego wsparcia niż do tej pory.

To wszystko napędza głosy partiom eurosceptycznym, szczególnie przed wyborami?

Owszem, to jeden z głównych tematów tej kampanii i będzie miał ogromny wpływ na wynik wyborów. Antyimigranckie nastroje stara się szczególnie wykorzystać Liga Północna, która dąży do uzyskania szerokiej autonomii dla północnej części kraju. Z Ruchem Pięciu Gwiazd i Beppe Grillo sytuacja jest inna, bo ich elektorat w znacznym stopniu jest lewicowy. Muszą więc być ostrożni, nie mogą stosować tej samej retoryki, co Liga Północna. Ale i oni krytykują rząd, domagają się wstrzymania fali uchodźców. To przecież typowa, populistyczna partia, która mówi to, co chce słyszeć jej elektorat. A zdecydowana większość Włochów domaga się zaostrzenia polityki wobec imigrantów.

Ettore Greco

Rz: Prezydent Emmanuel Macron zapowiada, że kiedy Francja rozpocznie uzdrawianie finansów publicznych, Niemcy zgodzą się na przebudowę unii walutowej: powołanie odrębnego budżetu dla strefy euro, parlamentu, ministra finansów. To znaczy, że trzecia gospodarka eurolandu, Włochy, już jest zreformowana?

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donalda Tuska na 100 dni rządu łatwo krytykować, ale lepiej patrzeć w przyszłość
Publicystyka
Estera Flieger: PiS choćby i z Orbánem ściskającym Putina, byle przeciw Brukseli