- Jarmarki, bazary czy centra handlowe to tak zwane cele miękkie, jeśli chodzi o zagrożenie terrorystyczne. Są to miejsca, których nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć w stu procentach bez naruszenia ich funkcjonalności. Trudno sobie wyobrazić, aby każde takie miejsce było nadzorowane, czy obstawione jednostkami specjalnymi. Natomiast oczywiście po tych wydarzeniach w Berlinie myślę, że wszystkie kraje w Europie wzmocnią kontrole tego typu miejsc. To i tak jednak nie spowoduje, że będziemy w stanie wykluczyć do zera to ryzyko - mówi Liedel.

Jak dodaje, Niemcy jeszcze przed zamachem przeprowadzili mnóstwo różnych działań, które miały na celu minimalizowanie tego ryzyka. - Trzeba pamiętać chociażby o udaremnionym ataku bombowym 12-latka, który próbował podłożyć ładunki wybuchowe na tego typu obiekcie - zaznacza.

- Po raz kolejny musimy zdać sobie sprawę, że musimy nauczyć się żyć z terroryzmem. Terroryzm jest tak naprawdę metodą prowadzenia walki politycznej, on już wszedł od kanonu stosunków międzynarodowych, jest stosowany i będzie stosowany. Możemy robić wszystko, żeby doskonalić systemy bezpieczeństwa i minimalizować ryzyko, ale na pewno nie wyeliminujemy tego ryzyka do zera - podsumowuje.

W poniedziałek wieczorem ciężarówka na polskich numerach rejestracyjnych wjechała w tłum ludzi na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie; zginęło 12 osób, co najmniej 48 zostało rannych, a w kabinie ciężarówki policja znalazła zwłoki mężczyzny, obywatela Polski. Niemiecka policja podała, że Polak został zastrzelony.