Decyzja ta wywołała sprzeciw części opozycji, obawiającej się o przyszłość jednego z najpopularniejszych miejsc wypoczynkowych w Grecji. Przedstawiciel największej opozycyjnej partii, Nowej Demokracji, stwierdził, że ta decyzja jest katastrofalna dla Krety i może zniszczyć turystykę na wyspie.
Grecki minister do spraw migracji Janis Muzalas oświadczył, że uchodźcy będą mieszkać w domach, a nie w namiotach, i zapewnił, że wszystko zostanie tak zorganizowane, aby nie zakłócać normalnego życia mieszkańców wyspy.
Tymczasem mieszkańcy dwóch innych greckich wysp - Chios i Samos - masowo wnoszą protesty do greckich władz przeciwko lokalnym punktom rejestracji migrantów. Tłumaczą, że z tego powodu zanika miejscowa turystyka. Obawiają się też o swoje zdrowie i bezpieczeństwo ze względu na zamieszki, do jakich dochodzi w lokalnych ośrodkach dla migrantów.
Na Chios liczba turystów spadła prawie o 70 procent w porównaniu z ubiegłym rokiem.
Tylko dziś na greckie wyspy we wschodniej części Morza Egejskiego przybyło około 150 migrantów. Po nieudanym puczu w Turcji napływ migrantów na greckie wyspy zwiększył się o 76 procent. Na greckich wyspach we wschodniej części Morza Egejskiego utknęło już ponad 10 tysięcy migrantów.