Od kiedy Kreml wprowadził sankcje na żywność z Unii (sierpień 2014 r.), Rosjanie zostali pozbawieni wielu swoich ulubionych produktów, m.in. żółtych serów z Włoch, Francji czy Danii i nabiału z Litwy. Nie pozostało im nic innego jak zwiększyć własną produkcję mleczarską. W ciągu pięciu lat inwestycje w mleczarstwo sięgnęły w Rosji 200 mld rubli (3,1 mld dol.), wynika z danych Narodowego Związku Producentów Mleczarskich. Napędzają je rządowe dotacje i subsydia.
Stąd rosnące z roku na rok zakupy bydła mlecznego w krajach Unii. W 2019 r. rosyjskie spółki rolne importowały z państw Unii 45 tysięcy krów mlecznych (czarno-białe rasy Holstein) za kwotę około 100 mln euro, informuje agencja Bloomberg. To dwa razy więcej aniżeli w 2016 r.
Tym samy Rosja drugi rok z rzędu jest największym importerem bydła mlecznego z Unii. Do tego kupuje w Niemczech i Szwecji nowoczesne urządzenia mleczarskie. Nic w tym dziwnego, bowiem największa rosyjska mleczarnia Ekosam-Agrar AG należy do kapitału niemieckiego. Stefan Duerr założyciel spółki podkreśla, że kondycja rosyjskiego mleczarstwa jest bardzo dobra.
- Mamy tam dobrą jakość ziemi, dobry klimat i rządowe subsydia - dodaje. Firma otworzyła w tym roku osiem nowych mleczarni i zwiększyła stada mleczne o 80,5 tysięcy sztuk od 2012 r.
Duerr przyznał, że firma korzysta w preferencyjnych kredytów z oprocentowaniem 2,5 proc., podczas kiedy stopa banku centralnego jest na poziomie 7 proc. Rząd oferuje też tak dużym inwestorom zwrot 25 proc. zainwestowanych kwot.