Relacja z Rio de Janeiro
Miały wyłowić ten medal z wód pięknej laguny w środku Rio de Janeiro. Mówiły o tym podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Aiguebelette, mówiły podczas ostatnich, czerwcowych zawodów Pucharu Świata w Poznaniu, mówiły, gdy bolały plecy i czasem nie chciało się wierzyć, że będzie tak wspaniale.
Popłynęły tak jak obiecały – z sercem i bardzo mądrze. Nie za szybko, w sam raz, by przypilnować wyrywające od startu Brytyjki, nie za wolno, by nie stracić cennych centymetrów, gdy przyjdzie do finiszu.
Okoliczności tego zwycięstwa będzie się długo wspominać. Najpierw to, że święto mieliśmy przeżywać już w środę, ale wichura i deszcz kazały o dobę odłożyć radość. Dobrze, bo w czwartek okolica Lagoa Rodrigo de Freitas, jak nazywa się olimpijski obiekt, wyglądała w słońcu znacznie piękniej. Błękitna woda, wokół gęsta zieleń, góry, także dzielnice nadbrzeżne oraz Chrystus Odkupiciel patrzący z góry Corcovado również na tory wioślarskie.
Victoria Thornley i Katherine Grainger, na torze nr 2, wyrwały do przodu ostro i nie wydawały się speszone wytrwałością Polek. Rytm miały dobry, tempo mocne, tak mocne, że wkrótce obie łódki, polska i brytyjska, odjechały pozostałym osadom. Kto potrafił wtedy na chłodno ocenić sytuację, wiedział już na półmetku, że polskie srebro w zasadzie zostało wywalczone, bo Litwinki znane z dobrego finiszu, jednak nie odrobią strat, ale walka szła o znacznie więcej.