"Rzeczpospolita": Sytuacja szpitala, gdy obejmowała pani nad nim kierownictwo, była bardzo trudna. Jak udało się pani wyjść z impasu?
Bożena Grotowicz: Początkowo szpital był bardzo zaniedbany i zadłużony. Jednak odbiliśmy się od dna. Przez ostatnie lata wykonaliśmy z zespołem ogromny wysiłek, aby dojść do obecnego poziomu. Dziś mamy bardzo dobrze rozwiniętą ortopedię czy chirurgię. W ramach oddziału chirurgicznego rozwijamy działalność neurochirurgiczną i chirurgię naczyniową. Zaczynamy też rozwijać ginekologię i położnictwo. Sprawnie funkcjonuje również oddział obserwacyjno-zakaźny. Należy pamiętać, że w naszym regionie często spotykane są: borelioza, schorzenia jelitowe albo wątroby. Nasi lekarze dobrze sobie z nimi radzą.
Ile wyrzeczeń kosztowało podniesienie szpitala z kolan?
Naprawdę wiele, łącznie ze znaczną obniżką płac (10–30 proc.). A wszystko po to, by szpital złapał oddech. W końcu, jak już zaczęliśmy na siebie zarabiać, zaczęliśmy spłacać zadłużenie i inwestować w rozwój szpitala.
A jakie cele szpital stawia sobie obecnie?